- Tomasz Rydelek
To zdjęcie wykonano 14 maja 2025 r, niespełna miesiąc przed atakiem Izraela na Iran i w świetle dzisiejszych masowych ataków, zdaje się być bardzo istotne.
Widzimy na nim saudyjskiego następcę tronu, księcia Muhammada bin Salmana, prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa oraz prezydenta Syrii, Ahmeda al Szarę, który bardziej znany jest jednak pod swoim pseudonimem: Abu Muhammed al Dżaulani. To właśnie on kierował syryjską odnogą Al Kaidy i jeszcze do niedawna widniał na amerykańskiej liście poszukiwanych terrorystów, a za informacje na jego temat USA oferowało 10 mln dolarów.
Czy to spotkanie było kolejną kostką domina, która zaledwie miesiąc później miała doprowadzić do masowego ataku Izraela na Iran, oraz wojny między dwoma arcywrogami? Wiele na to wskazuje…
Trump nie tylko spotkał się i uścisnął rękę Dżaulaniego, ale również ogłosił zniesienie amerykańskich sankcji nałożonych na Syrię. Ta decyzja prezydenta była szokiem, zwłaszcza dla jednego sojusznika USA w regionie, a mianowicie dla Izraela. Normalizacja relacji z Damaszkiem postawiła bowiem pod znakiem zapytania wielomiesięczne starania premiera Netanjahu o przekształcenie południowej Syrii w izraelski protektorat.
Rozdźwięk jaki powstał w temacie Syrii między prezydentem Trumpem a premierem Netanjahu nie powinien jednak dziwić. Nie jest to bowiem przypadek, lecz fragment szerszego kryzysu przez jaki przechodzą obecnie relacje Trumpa z Netanjahu.
Mimo, że obaj przywódcy publicznie podkreślają, że nie ma między nimi “złej krwi”, to nieoficjalnie z otoczenia współpracowników Trumpa można usłyszeć, że prezydent jest coraz bardziej sfrustrowany awanturniczą polityką Netanjahu i że postrzega go jako głównego hamulcowego swoich planów wobec Bliskiego Wschodu.
Punktów spornych jest wiele: zaczynając od przedłużającej się wojny w Strefie Gazy, przez kwestię normalizacji relacji z Syrią i bombardowań Jemenu, po negocjacje w sprawie nowego porozumienia nuklearnego z Iranem i obecnie wojny Izraela z tym krajem. W każdym z tych tematów Trump podejmuje decyzje samodzielnie, nie tylko nie uwzględniając interesów Izraela, ale nawet nie konsultując swoich decyzji z Tel Awiwem.
Netanjahu, który wiązał ogromne nadzieje z powrotem Donalda Trumpa do Białego Domu na drugą kadencję, teraz na własnej skórze przekonuje się, że hasło “America First” ma zastosowanie także w stosunku do Izraela.
Najlepiej dynamikę sporu między Trumpem a Netanjahu pokazuje sprawa Iranu. Netanjahu liczył, że uda mu się przekonać Trumpa do wspólnego ataku wymierzonego w irański program nuklearny. Amerykański prezydent wybrał jednak rozmowy z Teheranem, a zirytowany Netanjahu przystąpił do realizacji planu “B”. Jeszcze w maju amerykański wywiad wykrył, że Izrael przygotowuje się do samodzielnego uderzenia na Iran - nawet bez zgody Waszyngtonu. Trump udzielił wówczas reprymendy Netanjahu i przestrzegał go, aby nie robił nic co mogłoby zagrozić toczącym się rozmowom z Iranem. Netanjahu posłuchał, ale miesiąc później i tak postawił na swoim, rozpoczynając intensywną kampanię bombardowań Iranu.
Teraz prezydent Trump przekonuje, że działania Izraela były z nim w pełni skoordynowane. Nie można jednak uciec wrażeniu, że Netanjahu postawił Trumpa przed faktem dokonanym, wykorzystując impas jaki nastąpił w negocjacjach USA-Iran. Netanjahu nie tylko bowiem zaatakował Iran, ale de facto zatopił rozmowy Trumpa z Teheranem, niszcząc 4 miesiące pracy amerykańskiego prezydenta. Irańczycy już wycofali się bowiem z kolejnej rundy rozmów z Trumpem, a biorąc pod uwagę skalę izraelskiego uderzenia, Netanjahu mógł zamknął drzwi do dyplomacji z Iranem na dobre, ciężko bowiem wyobrazić sobie jak w obecnej sytuacji Iran miałby ponownie zaufać Trumpowi.
To jednak nie wszystko. Netanjahu naciska na Trumpa, aby amerykańskie wojska dołączyły do ataku na Iran, a finalnym celem izraelskiego premiera wydaje się obalenie władz Islamskiej Republiki. Trump mówi twardo “nie”, widząc w naciskach Netanjahu próbę wciągnięcia Stanów Zjednoczonych do kolejnej, niekończącej się wojny na Bliskim Wschodzie, a coraz więcej osób z tzw. środowiska MAGA zadaje sobie pytanie o granice amerykańskiego wsparcia dla Izraela.
Czy na naszych oczach kruszą się właśnie fundamenty „nienaruszalnego” sojuszu USA z Izraelem? Jak głęboko może zajść rozłam na linii Trump-Netanjahu i czy rozbieżna wizja układu sił na Bliskim Wschodzie obu liderów, mogła być kluczowym zapalnikiem dla wojny izraelsko-irańskiej?
Stary przyjaciel
Kilkanaście godzin po pierwszej fali ataków Izraela na Iran przygotowaliśmy dla Was pierwszy raport, który skupiał się na bieżących wydarzeniach i szczegółach ataku. W obecnym materiale skupiamy się na szerszym obrazie - szczególnie na zmieniającym się balansie sił na Bliskim Wschodzie, którego dynamika w ostatnich miesiącach mocno przyspieszyła. A motorem tej zmiany był nie kto inny jak Donald Trump.
Zanim jednak do tego przejdziemy, odnotujmy że po piątkowym ataku, kolejne dni przyniosły bezpośrednią wymianę ognia między stronami. Izrael kontynuuje swoją kampanię ataków z powietrza, natomiast Islamska Republika Iranu zaangażowała bodaj jedyny, skuteczny instrument odwetu - tj. rakiety balistyczne. Na poniedziałek rano szacuje się, że Iran, w ramach operacji “Prawdziwa Obietnica 3” miał wystrzelić ok. 250-300 sztuk różnego typu pocisków balistycznych, w tym prototypowe jak Haj Qassem.
Zaczynając jednak od Iranu - irańskie Ministerstwo Zdrowia szacuje, że w wyniku ataków zginęło ok. 230 osób, a 1200 jest rannych. Wydłużyła się także lista ofiar wśród dowództwa KSRI. Zginąć miał Davoud Sheikhian - dowódca Wojsk Obrony Przeciwlotniczej, Amir Ali Hajizadeh - dowódca Sił Powietrznych , Esmail Qaani dowódca Sił Kuds oraz Mohammad Kazemi - szef irańskiego wywiadu. A także kolejni naukowcy programu nuklearnego.
Mapa trafionych celów również się znacząco zwiększyła. Oprócz obiektów jądrowych w Natanz, Isfahanie, czy Arak, zbombardowany został również kompleks w Fordow. Ponadto IDF zaatakowało obiekty wojskowe m.in.:
- Kwatera główna IRGC w Teheranie
- lotniska wojskowe w Tabriz i Hamadan
- bazy rakiet balistycznych w Kermanshah, Amand, Bid Ganeh, Khomein
- radary w Sobashi, Qods Ghadir
- czy amunicyjne składy IRGC w Kermanshah, Zanjan
Ponadto kolejne fale ataków wymierzone zostały w energetykę i przemysł cywilny. Trafione zostały
- Złoża gazu South Pars, gdzie doszło do eksplozji i pożaru
- Rafineria w Fajr-e Jam
- Składy paliwa wokół Teheranu (Shahran, Shahr Rey)
- a także Fabryka Farda Motors w Borujerd, gdzie raportuje się “rozległe zniszczenia”
Do tego dochodzą liczne uderzenia w Teheran. W dzielnicy Nobonyad w wyniku ataku zawalił się 14 piętrowy budynek, zabijając 60 osób.
Ajatollah Khomeini zapowiadał krwawy odwet i choć zdolności Iranu są mniejsze, to faktem jest że Państwo Żydowskie również znalazło się pod ostrzałem. Saturacyjny atak rakietowy był w większości neutralizowany przez izraelską lub sojuszniczą obroną przeciwlotniczą - szczególnie systemy Arrow 2 i 3 oraz THAAD (system amerykański). IDF szacuje przechwycenie 90% z 250 irańskich rakiet i dronów. To oznacza, że 20-30 rakiet trafiło w cele.
Wśród trafionych obiektów Izraelczycy raportują m.in.:
- HaKirya - dowództwo główne IDF w Kiryat (niejako izraelski Pentagon)
- Rafineria Bazan w Hajfie
- Instytut Weizmanna w Rehovot
- Uszkodzona od odłamków została amerykańska ambasada w Tel Avivie
- Ponadto liczne uderzenia w budynki cywilne i mieszkalne, w tym w lokalizacji Bat Yam, gdzie miało zginąć 9 osób, a 200 rannych
To wszystko to efekt sytuacji, w której dyplomacja zawodzi, a jedna lub obie strony, dochodzą do konkluzji, że jedynym sposobem “rozwiązania” impasu jest użycie brutalnej siły.
Cofnijmy się nieco w czasie, i postarajmy się zrozumieć szerszą dynamikę stojącą za obecnymi wydarzeniami.
Podczas swojej pierwszej kadencji Donald Trump prowadził politykę skrajnie pro-izraelską i anty-irańską.
To właśnie wówczas Trump uznał oficjalnie Jerozolimę za stolicę Izraela i zaproponował plan pokojowy dla Palestyny, który zakładał zalegalizowanie dużej części nielegalnych żydowskich osiedli na okupowanym Zachodnim Brzegu. To również Trump doprowadził do tzw. Porozumień Abrahama, dzięki którym Izrael nawiązał oficjalne stosunki dyplomatyczne ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, Bahrajnem, Sudanem oraz Marokiem. Trump intensywnie zabiegał również, aby do tych porozumień dołączył główny arabski gracz w regionie, czyli Arabia Saudyjska. W temacie Iranu, Trump także nie próżnował. W 2018 r. wypowiedział porozumienie nuklearne (JCPOA), które jego poprzednik, Barack Obama, zawarł z Iranem. Trump rozpoczął również kampanię “maksymalnej presji”, nakładając sankcje na większość sektorów irańskiej gospodarki. W 2020 r. Trump o mało nie doprowadził nawet do wojny z Iranem, gdy wydał rozkaz zabicia gen. Solejmaniego.
Nic też dziwnego, że - po 4 latach sporów z Joe Bidenem - premier Netanjahu wyczekiwał wielkiego powrotu Donalda Trumpa na drugą kadencję i wiązał z nim ogromne nadzieje na realizację swoich kontrowersyjnych pomysłów co do przyszłości Strefy Gazy, czy utworzenia izraelskiego protektoratu w południowej Syrii. Największe jednak oczekiwania Netanjahu miał na kierunku irańskim, upatrując tutaj szansy na dokończenie rozgrywki z Islamską Republiką.
Mimo bowiem, że Trump - podczas swojej pierwszej kadencji - zadał Irańczykom wiele ciężkich ciosów, zwłaszcza na płaszczyźnie gospodarczej, to nie był jednak w stanie złamać ich oporu i zmusić do ustępstw. Powrót Trumpa do władzy jawił się Netanjahu nie tylko jako powrót polityki „maksymalnej presji”, ale przede wszystkim jako okazja do przekonania Trumpa do podjęcia, tym razem, bardziej radykalnych decyzji, a mówiąc wprost, do przeprowadzenia wspólnego amerykańsko-izraelskiego ataku na irański program nuklearny.
Stary wróg
Pierwsze decyzje, które Trump podjął po powrocie do Białego Domu faktycznie mogły wskazywać, że wszystkie “marzenia Netanjahu” się spełnią, a Trump przez najbliższe 4 lata znowu będzie prowadził politykę po myśli Izraela.
4 lutego Netanjahu spotkał się z Trumpem, zostając pierwszym zagranicznym przywódcą którego nowy prezydent USA ugościł w Gabinecie Owalnym. Podczas wspólnej konferencji prasowej Trump zaproponował wysiedlenie Palestyńczyków ze Strefy Gazy. Zaskoczony był nawet sam Netanjahu, który nazwał Trumpa „największym przyjacielem, którego Izraela kiedykolwiek miał w Białym Domu” („You are the greatest friend Israel has ever had in the White House”).
Także wspólne amerykańsko-izraelskie uderzenie, wymierzone w Iran, zdawało się być tylko kwestią czasu. Tego samego dnia, gdy Trump gościł Netanjahu w Waszyngtonie, prezydent ogłosił powrót polityki „maksymalnej presji” i polecił agencjom rządowym udrożnienie systemu sankcyjnego wymierzonego w Iran. W kolejnych tygodniach na Bliski Wschód skierowano dwie lotniskowcowe grupy uderzeniowe, a w bazie Diego Garcia wylądowały dodatkowe bombowce strategiczne B-2, zdolne do przenoszenia bomb GBU-57 (przeznaczone do niszczenia podziemnych bunkrów). W połowie marca Trump wystosował natomiast list do najwyższego przywódcy Iranu. Jego treść nie jest znana, ale wg portalu Axios miała znaleźć się tam groźba przeprowadzenia ataku na Iran. W międzyczasie Trump wydał również rozkaz rozpoczęcia operacji „Rough Rider”, czyli kampanii intensywnych bombardowań północnego Jemenu, kontrolowanego przez pro-irański Ansar Allah.
Jeśli jednak Netanjahu zaufał Trumpowi i uwierzył w realność jego gróźb pod adresem Iranu, to grubo się przeliczył. Szybko okazało się bowiem, że groźby to dla Trumpa tylko narzędzia, środki nacisku, które miały zmusić Irańczyków do tego, aby zasiedli do negocjacyjnego stołu. O prawdziwych intencjach Trumpa, Netanjahu dowiedział się w najgorszy możliwy sposób.
Na początku kwietnia, gdy Netanjahu przybył po raz drugi do Waszyngtonu, Trump - podczas wspólnego spotkania z mediami - ogłosił, że Iran zgodził się na rozmowy i że wkrótce rozpoczną się one w Omanie. Izraelski premier został uprzedzony o decyzji Trumpa z zaledwie 24h wyprzedzeniem, prawdopodobnie ze względu na obawy, że będzie starał się sabotować rozmowy z Teheranem.
Jak rozmawiać z Iranem?
Kwestia negocjacji z Iranem stała się pierwszą ważną kością niezgody między Trumpem a Netanjahu. Chodzi nie tylko o sam fakt podjęcia rozmów z Iranem, ale również o stanowisko negocjacyjne jakie przyjęli amerykańscy dyplomaci, na czele ze Steve’m Witkoff’em, który kieruje nie tylko rozmowami pokojowymi Ukraina-Rosja, ale również „irańskim portfolio”.
Ku zaskoczeniu izraelskich komentatorów, rozmowy USA-Iran są poświęcone niemal wyłącznie kwestii irańskiego programu nuklearnego. Inne sporne kwestie, takie jak np. wsparcie Teheranu dla pro-irańskich formacji działających na Bliskim Wschodzie (Oś Oporu) czy irański program pocisków balistycznych również są dyskutowane, ale Amerykanie nie traktują ich ani jako priorytetów, ani jako warunków koniecznych przyszłego porozumienia.
Takie podejście może zaskakiwać, bo jest sprzeczne z postawą Trumpa podczas pierwszej kadencji. W 2018 r. Trump wypowiedział JCPOA, zarzucając tej umowie, że błędnie skupia się wyłącznie na irańskim programie nuklearnym, a pomija kwestie pocisków balistycznych i czy pro-irańskich formacji działających w regionie. Trump twierdził wówczas, że nieuregulowane tych wszystkich kwestii w jednej umowie to kardynalny błąd.
Teraz, po 7 latach, Trump porzucił swoje maksymalistyczne żądania i jest gotów zaakceptować porozumienie, które regulować będzie tylko i wyłącznie irański program nuklearny. Taka postawa Trump spowodowana jest uporem Irańczyków, którzy konsekwentnie od 2018 r. odmawiają jakichkolwiek rozmów w zakresie swojego programu pocisków balistycznych i wsparcia dla Osi Oporu.
Doszliśmy zatem do dość kuriozalnej sytuacji, w której Trump najpierw wypowiedział JCPOA w 2018 r., obiecując lepszą umowę, a teraz - po 7 latach - negocjuje de facto reaktywację starej, złej umowy, z czasów Obamy.
Nie tylko to irytuje jednak pro-wojenny obóz premiera Netanjahu. Kolejnym punktem spornym jest sposób w jaki Trump chce uregulować sam irański program nuklearny.
Izrael optuje za tzw. „scenariuszem libijskim”, a więc za całkowitą i permanentną likwidacją irańskiego programu nuklearnego. W tym scenariuszu Teheran nie mógłby mieć nawet cywilnego programu nuklearnego. Prezydent Trump ma jednak inną wizję. Najważniejsze dla niego jest aby Iran nie skonstruował broni atomowej. Jednocześnie Trump jest otwarty na kwestię cywilnego programu nuklearnego. Wielką niewiadomą pozostaje jednak temat wzbogacania uranu przez Iran. Portal Axios, który dotarł do oferty jaką Irańczycy otrzymali od Trumpa, twierdzi że Amerykanie zgodzili się na wzbogacanie uranu przez Iran. Po publikacji tych przecieków, Trump - który wcześniej kluczył wokół tego tematu - stwierdził, że nie pozwoli na to. Amerykańscy dyplomaci, którzy biorą udział w rozmowach, nieoficjalnie przyznają jednak że temat wzbogacania uranu nie jest jeszcze przesądzony i jest tutaj możliwy kompromis np. w postaci regionalnego konsorcjum, które sprawowało by kontrolę nad wzbogacaniem uranu przez Iran.
Warto w tym miejscu odnotować, że pod koniec maja Biały Dom wystosował nową dyrektywę do agencji rządowych, wzywając je do „pauzy” w nakładaniu nowych sankcji na Iran, co jest kolejnym przejawem ugodowości administracji Trumpa wobec Iranu.
Izraelska frustracja spowodowana takim obrotem spraw jest ogromna i cały czas narasta. Premier Netanjahu - komentując kwestię rozmów USA-Iran, stwierdził wprost: „Zła umowa jest gorsza niż brak jakiejkolwiek umowy”. Amerykański wywiad obawia się, że Netanjahu nie poprzestanie tylko na słownej krytyce i że jest w stanie posunąć się nawet do samodzielnego uderzenia na irański program nuklearny, byle tylko zablokować porozumienie USA-Iran.
Do takiego scenariusza jeszcze wrócimy, ale najpierw musimy omówić kilka innych punktów spornych jakie istnieją między Trumpem a Netanjahu. Sam spór wokół Iranu nie tłumaczy bowiem aż tak buntowniczej postawy izraelskiego premiera.
Pociski nad lotniskiem Ben Guriona
4 maja pociski balistyczne wystrzelone przez jemeńskich Huti spadły nieopodal lotniska Ben Guriona w Tel Awiwie. 8 osób zostało rannych, a loty na najważniejszym izraelskim lotnisku zostały tymczasowo wstrzymane. To już kolejny taki atak od października 2023 r., gdy jemeńscy Huti opowiedzieli się po stronie Hamasu i zapowiedzieli, że dopóki walki w Strefie Gazy nie zakończą się, dopóty - w geście solidarności z Palestyńczykami - będą ostrzeliwać Izrael i atakować powiązane z Izraelem statki handlowe, próbujące przepłynąć przez strategiczną cieśninę Bab Al Mandab, przez którą przechodzi rocznie ok. 12% światowego handlu.
Dwa dni po ataku na lotnisko Ben Guriona, prezydent Trump ogłosił, że zawarł z Huti porozumienie o zawieszeniu broni. Jemeńczycy zgodzili się na natychmiastowe wstrzymanie ataków na statki handlowe przepływające przez cieśninę Bab al Mandab, a w zamian za to Trump wydał rozkaz do zakończenia operacji “Rough Rider”, w ramach której Amerykanie bombardowali północny Jemen. Izraelski rząd nie został uprzedzony o nadchodzącym porozumieniu z Huti.
Decyzja Trumpa wprawiła Izraelczyków w zdumienie, a jednocześnie w złość. Szybko okazało się bowiem, że porozumienie jakie prezydent USA zawarł z Huti w żaden sposób nie obejmuje Izraela. Huti mogą kontynuować swoje ataki wymierzone w Izrael, nie obawiając się o reakcję Ameryki. W Izraelu pojawiły się zarzuty, że Trump porzucił swoich sojuszników, czy nawet że doszło tutaj do zdrady. To jednak nie wszystko.
Bowiem kilka dni później Trump zadał premierowi Netanjahu jeszcze bardziej dotkliwy cios.
Z Al Kaidy do Meczetu Umajjadów
13 maja Donald Trump wylądował w Królestwie Arabii Saudyjskiej, która była pierwszym przystankiem jego czterodniowej wizyty na Bliskim Wschodzie, podczas której odwiedzić miał jeszcze Katar i Zjednoczone Emiraty Arabskie.
To właśnie podczas wizyty w Arabii Saudyjskiej wykonano zdjęcie, które prezentowaliśmy na początku materiału. Dzięki staraniom saudyjskiego następcy tronu, księcia Mohammeda bin Salmana, Trump nie tylko zgodził się spotkać z nowym prezydentem Syrii, Ahmedem al-Szarą, ale również zgodził się na normalizację relacji dyplomatycznych i zdjęcie z Syrii dotkliwych sankcji gospodarczych, które blokowały odbudowę kraju.
Ta decyzja również nie została skonsultowana z Izraelczykami, a jej konsekwencje postawiły pod znakiem zapytania wielkie plany jakie premier Netanjahu wiązał z południową Syrią.
W grudniu 2024 r., zaraz po upadku Assada, Netanjahu wydał rozkaz do rozpoczęcia operacji „Strzała Baszanu”, w ramach której izraelskie lotnictwo zniszczyło większość sprzętu ciężkiego pozostałego po armii Assada, a siły lądowe weszły na kilkadziesiąt kilometrów w głąb terytorium Syrii. Celem operacji „Strzała Baszanu” jest utworzenie izraelskiej strefy buforowej na południu Syrii, która miałaby ciągnąć się od okupowanych Wzgórz Golan (na zachodzie) aż do druzyjskiej prowincji Suwajda (na wschodzie).
Izrael chce stworzyć tę strefę buforową w oparciu o syryjskich druzów, którzy w zwartych skupiskach zamieszkują południe kraju, a jednocześnie nie zawarli jeszcze ostatecznego porozumienia z nowym rządem w Damaszku.
Decyzja Trumpa zakwestionowała sens kontynuowania operacji „Strzała Baszanu”. Znając jednak charakter premiera Netanjahu wątpliwe, aby zdecydował się na wycofanie izraelskich wojsk z Syrii. Upór premiera może jednak mieć daleko idące konsekwencje i jeszcze pogłębić spór na linii Trump-Netanjahu. Rząd w Damaszku dysponuje bowiem poparciem tak Arabii Saudyjskiej, jak i Turcji, które z pewnością będą lobbować w Waszyngtonie na rzecz całkowitego wycofania izraelskich wojsk z Syrii, przedstawiając Netanjahu jako agresora i intryganta, który próbuje zaszkodzić porozumieniu wypracowanemu przez Trumpa z Damaszkiem.
Taki lobbing - zwłaszcza ze strony Saudów - może realnie zaszkodzić Netanjahu. W ostatnich miesiącach Trump wyraźnie priorytetyzuje bowiem dobre relacje z Królestwem Arabii Saudyjskiej.
Czempioni i hamulcowy
Najlepsze tło do zrozumienia charakteru sporu jaki powstał między premierem Izraela a prezydentem USA stanowi - wspomniana już - wizyta amerykańskiego prezydenta na Bliskim Wschodzie.
Donald Trump uważa się za wizjonera, a jednocześnie człowieka interesu. Trump poszukuje dużych umów, które z jednej strony pokazywałyby jego kunszt negocjacyjny, a z drugiej strony niosłyby za sobą duże korzyści finansowe dla Stanów Zjednoczonych. Dobrze ujął to Steven Cook, ekspert ds. Bliskiego Wschodu z Council on Foreign Relations: „Podejście prezydenta do polityki zagranicznej jest w dużym stopniu kształtowane przez... pryzmat interesów gospodarczych”.
„It’s important to recognize that the president’s approach to foreign policy is heavily influenced by … his version of economic statecraft”
Widać to zresztą nie tylko na odcinku bliskowschodnim, ale również przy negocjacjach z Rosją, gdzie do Trumpa bardzo silnie przemawiają argumenty gospodarcze dotyczące tak przejęcia kontroli przez Amerykanów nad ukraińskimi minerałami jak i korzyści jakie amerykańscy inwestorzy mogliby czerpać ze współpracy gospodarczej z Moskwą.
Wizja Donalda Trumpa wobec Bliskiego Wschodu również opiera się na interesach gospodarczych. Podczas swojej drugiej kadencji, Trump chciałby zatem wynegocjować porozumienie z Iranem (nawet jeśli miałby to być powrót do umowy z czasów Obamy), dalej rozbudowywać Porozumienia Abrahama oraz pogłębiać dalszą współpracę gospodarczą z bogatymi krajami Zatoki Perskiej. Realizacja każdego z tych projektów oznaczałaby bowiem duże zyski dla amerykańskich inwestorów.
Patrząc dopiero z tej perspektywy na wydarzenia ostatnich miesięcy jesteśmy w stanie zrozumieć powody pogłębiającego się rozdźwięku między Trumpem a Netanjahu. W oczach Trumpa, Netanjahu stał się głównym hamulcowym, który ciągle - w taki czy inny sposób - sabotuje realizację wielkich bliskowschodnich projektów, jakie Trump chce zrealizować. I tak np. w oczach Trumpa to Netanjahu ponosi winę za brak rozszerzenia Porozumień Abrahama. Arabowie nie chcą bowiem zgodzić się na dołączenie do Porozumień dopóki Izrael nie zakończy wojny w Strefie Gazy. Upór Netanjahu jest jednak ogromny i jest on zdeterminowany, aby przedłużać wojnę - nawet jeśli całkowite zlikwidowanie Hamasu jest tylko mirażem.
Zupełnie inne podejście do Trumpa prezentują bogate kraje Zatoki Perskiej, które lepiej rozumieją transakcyjną naturę amerykańskiego prezydenta. I tak np. normalizacja relacji USA z Syrią miała swoją cenę, którą uiścili Saudowie - główni sponsorzy spotkania Trump-Szara. Tą ceną było podpisanie przez Saudów, podczas wizyty Trumpa, umów na kwotę 283 mld dolarów oraz złożenie obietnicy zainwestowania łącznie 600 mld dolarów w USA w kolejnych 4 latach.
Saudowie nie są tutaj zresztą wyjątkiem. Każdy z 3 arabskich krajów, który Trump odwiedził podczas swojej wizyty na Bliskim Wschodzie obiecał zainwestować astronomiczne sumy w amerykańską gospodarkę. I tak Katarczycy podpisali umowy na 243,5 mld dolarów, a Emiratczycy na ok. 200 mld dolarów i obiecali zainwestować w USA aż 1,4 biliona dolarów w kolejnych 10 latach.
Kwestia Izraela i Zatoki Perskiej w polityce zagranicznej Trumpa pozostają ze sobą powiązane. O ile bowiem Netanjahu pozostaje w oczach Trumpa głównym hamulcowym jego bliskowschodnich pomysłów, o tyle bogate monarchie z Zatoki Perskiej wyrastają na nowych czempionów regionu. Ma to realne konsekwencje dla regionalnej układanki, co widać m.in. po amerykańsko-saudyjskich rozmowach w sprawie programu nuklearnego. Otóż wg. Agencji Reutersa, prezydent Trump przestał uzależniać współpracę nuklearną z Saudami od uprzedniego nawiązania przez Saudów stosunków dyplomatycznych z Izraelem. To nie tyle ustępstwo ze strony Trumpa, co bardziej przejaw priorytetyzacji przez prezydenta relacji z Saudami, kosztem Izraela.
Trwały rozkład pożycia?
I tak choć sojusz USA i Izraela wciąż jest stabilny, to skutki narastającego napięcia w tych relacjach mogą być poważne i trudne do przecenienia. Tym bardziej, że premier Netanjahu działa cały czas pod presją swoich ultraprawicowych koalicjantów, których głosy są mu niezbędne do utrzymania się na fotelu premiera.
Szczególnie niebezpieczny jest scenariusz, w którym Izrael - w swoim sabotażu rozmów z Iranem - posunąłby się aż tak daleko, że przeprowadziłby samodzielny atak na irańskie ośrodki badawcze. Szanse na powodzenie takiej operacji są co prawda małe - m.in. z uwagi na to, że duża część irańskiej infrastruktury nuklearnej znajduje się pod ziemią, a Izraelowi brakuje specjalistycznego uzbrojenia do niszczenia podziemnych obiektów jak np. GBU-57, czyli amerykańskich bomb penetrujących, przeznaczonych do niszczenia bunkrów. Ponadto doświadczenia irańskich ataków balistycznych na Izrael z 2024 r. pokazują, że izraelska obrona przeciwlotnicza w pojedynkę - bez pomocy USA - miałaby duży problem z obroną przed irańskim odwetem.
Amerykański wywiad jest jednak zdania, że Izraelczycy - mimo tych przeszkód - i tak mogą rozważać przeprowadzenie ataku na Iran. Przywództwo polityczne Izraela zdaje się bowiem przekonane, że nawet jeśli nie uda się zniszczyć irańskich ośrodków badawczych, to już sam atak doprowadzi do załamania się rozmów USA-Iran. To iście pokerowa zagrywka, ale całkiem realna, skoro w rozmowie telefonicznej, pod koniec maja, Trump ostrzegał Netanjahu, aby nie atakował Iranu i nie sabotował rozmów nuklearnych.
Warto mieć świadomość, że obecne napięcia na linii USA-Izrael mają przede wszystkim charakter personalny i wynikają z dwóch odmiennych wizji Bliskiego Wschodu, które prezentują Donald Trump oraz Benjamin Netanjahu i jego ultraprawicowa koalicja. Nie można jednak tracić z oczu szerszego problemu, na który zwracaliśmy już uwagę w kilku innych materiałach, czyli zmian pokoleniowych, jakie zachodzą w amerykańskim społeczeństwie. To bowiem one zdefiniują stosunki amerykańsko-izraelskie w kolejnych dekadach.
Trendy są natomiast niezwykle niekorzystne dla Izraela. Dane Pew Research Center, pokazują stały wzrost odsetku Amerykanów, którzy mają negatywną opinię na temat Izraela. W 2022 r. negatywne zdanie o Izraelu miało 42% Amerykanów, w 2025 r. jest to już 53%. Przodują oczywiście Demokraci, ale nawet wśród Republikanów - którzy tradycyjnie postrzegają Izrael za bliskiego sojusznika, ten negatywny trend jest widoczny. Równie ciekawe są badania Pew Research Center z 2024 r., które pokazują jak duże różnice w postrzeganiu konfliktu izraelsko-palestyńskiego istnieją między poszczególnymi grupami wiekowymi. I tak o ile 47% Amerykanów w wieku 65+ bardziej sympatyzuje z Izraelczykami, o tyle w grupie wiekowej 18-29, aż 33% Amerykanów darzy sympatią Palestyńczyków, a tylko 14% Izraelczyków.
Te dane zapowiadają wręcz kopernikański przewrót w relacjach USA–Izrael w nadchodzących dekadach. Zmieniające się nastroje społeczne w Stanach Zjednoczonych, szczególnie wśród młodszych pokoleń, oznaczają, że bezwarunkowe wsparcie dla Izraela – jeszcze do niedawna traktowane jako polityczny pewnik – coraz częściej staje pod znakiem zapytania. To fundamentalna zmiana, która może z czasem przełożyć się na decyzje polityczne, budżetowe, a nawet militarne. I być może właśnie w tych trendach należy szukać źródła dzisiejszej nieustępliwości izraelskich przywódców. Wiedzą oni, że czas działa na ich niekorzyść. Mimo rosnącej presji międzynarodowej, napięć w relacjach z USA i coraz większych kosztów prowadzenia działań wojennych, pozostają zdeterminowani, by kontynuować wojnę w Strefie Gazy i forsować swoją wizję porządku regionalnego.
To może być dla Izraela ostatnie okno strategicznej możliwości – ostatni moment, w którym Izrael może próbować przebudować Bliski Wschód na własnych warunkach, zanim zmienią się globalne sojusze, układ sił, a przede wszystkim: priorytety największego sojusznika. W tej perspektywie obecna wojna przestaje być jedynie konfliktem o Gazę. Staje się bitwą o przyszłość izraelskiej pozycji w świecie, który coraz wyraźniej przestaje przypominać ten, w którym Izrael wyrastał na regionalne mocarstwo.
Źródła:
- https://www.pewresearch.org/short-reads/2025/04/08/how-americans-view-israel-and-the-israel-hamas-war-at-the-start-of-trumps-second-term/
- https://www.pewresearch.org/short-reads/2024/04/02/younger-americans-stand-out-in-their-views-of-the-israel-hamas-war/
- https://www.youtube.com/watch?v=FUYpqNt-UJQ
- https://x.com/RonSCantor/status/1934211008471380228
- https://x.com/news__gate/status/193424
- https://x.com/elly_bar/status/1934253119518716080
- https://x.com/front_ukrainian/status/1934266855583371586
- https://x.com/Osinttechnical/status/1933997728721170530
- https://x.com/AdameMedia/status/1934059039018607101
- https://economictimes.indiatimes.com/news/international/us/israel-iran-conflict-iran-deploys-the-haj-qassem-guided-ballistic-missile-in-a-strike-on-israel/articleshow/121859602.cms?from=mdr
- https://apnews.com/article/israel-iran-mideast-war-news-06-15-2025-d7e902fda4933aa1b0a30d901d4ff479
- https://pbs.twimg.com/media/GtVLwuUbMAUIiNQ.jpg
- https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/a/a3/Amir_Ali_Hajizadeh_commander_of_the_Aerospace_Forces_of_the_Revolutionary_Guards.jpg
- https://thesoufancenter.org/wp-content/uploads/2020/01/AP_20004522194684-scaled.jpg
- https://pbs.twimg.com/media/Gtgu0HPaoAAIv1P?format=jpg&name=large
- https://x.com/IDF/status/1933830006557286549
- https://x.com/IranWireEnglish/status/1933809690174976179
- https://x.com/websterkaroon/status/1933638043644408149
- https://x.com/GhorbaniiNiyak/status/1933333641033363969
- https://www.youtube.com/watch?v=dQeL8UUmbNI
- https://www.youtube.com/watch?v=pjLOuYZHV78
- https://www.youtube.com/watch?v=pYZ2sbB9d9o
- https://x.com/sentdefender/status/1933593277174894901
- https://x.com/sentdefender/status/1934420765811909060
- https://x.com/Jerusalem_Post/status/1934527702968709599
- https://x.com/AFP/status/1934509854208528808
- https://x.com/EYakoby/status/1934413180417311125