- Hubert Walas
Broń masowej destrukcji wychodzi poza sferę tabu.
Wykuwa się nowy ład światowy, dzisiaj nie jest to hipoteza szczególnie kontrowersyjna. Obecnie jesteśmy w trakcie fazy przejściowej między jednym, a drugim porządkiem. Co do zasady jest to moment niezwykle niestabilny.
Ta niestabilność objawia się w wielu miejscach. Ataki Hutich w cieśninie Bab al-Mandab, perspektywa napięć na granicy koreańskiej, czy trwająca wielka wojna na Ukrainie. We wszystkich tych miejscach dochodzi do testowania obecnego porządku.
Chwiejąca się architektura bezpieczeństwa stwarza pokusę, czy wręcz wezwanie, do szukania nowych odpowiedzi na tę sytuację. Szczególnie wśród najbliższych sojuszników USA, które coraz mocniej sygnalizują chęć stopniowego luzowania swoich globalnych zobowiązań, by punktowo, wedle zdefiniowanego interesu, koncentrować swoje ograniczone zasoby na najważniejszych kierunkach.
A gdy taki proces dedukcji rozpoczyna się wśród elit politycznych krajów większych i średnich, jest tylko kwestią czasu, by ktoś wypowiedział słowa: „a co my właściwie myślimy o broni jądrowej”?
Takie kalkulacje kuluarowo odbywają się w co najmniej kilku miejscach na świecie: Polsce, Korei Południowej, Japonii, Arabii Saudyjskiej, Turcji, czy nawet Ukrainie.
Jednym słowem dynamika łamiącego się systemu międzynarodowego sprzyja procesowi proliferacji broni atomowej.
--
Polska
Polska jest krajem wybitnie nieatomowym, tu drogi widzu oczywista wstawka dla odbiorcy międzynarodowego. Mapa elektrowni atomowych w Europie mówi wszystko - Polska to jądrowa pustynia i nie mam tu na myśli scenariusza postapokaliptycznego. Jedynym wyjątkiem jest pojedynczy reaktor naukowy Maria. Wybudowany w 1970 roku obiekt, oprócz zadań naukowych, to częsty kierunek wycieczek szkolnych. We wczesnych latach 2000 sam, jako uczeń, brałem udział w jednej z nich.
Wprawdzie idea budowy polskiej elektrowni jądrowej majaczyła w debacie publicznej już od lat 70, nigdy się nie zrealizowała. A za przyczyny tego stanu rzeczy można uznać wpływy obcych stronnictw, słabość instytucjonalną i zbyt duże przywiązanie do węgla.
Potrzeba było 50 lat, by na fali odchodzenia od konwencjonalnych źródeł energii, pomysł postawienia na atom przeszedł od fazy wyobrażeń do konkretnych działań. Ponadpartyjny i społeczny konsensus skutkować będzie budową trzech elektrowni, najpewniej przy współpracy z Amerykanami i Koreańczykami, choć nadzieję na kawałek toru dalej posiadają Francuzi. Warszawa, mimo problemów wewnętrznych, rozważa również technologię małych reaktorów SMR.
Powstaje pytanie czy posiadanie i rozwój cywilnej energetyki atomowej w kraju, sprzyja procesowi potencjalnego rozwoju broni jądrowej? Nie da się ukryć, że elektrownie jądrowe, podobnie jak broń jądrowa, są wspólnym elementem wewnętrznej polskiej debaty o podnoszeniu niezależności kraju oraz obawy przed niestabilną przyszłością, ale czy ta konwergencja zachodzi również na poziomie technologicznym?
Jak mawiał klasyk - „zdania są podzielone”.
Vladimir Kobezskii analityk rosyjskiego ROSATOMu pisał w 2019 roku: „Technologie jądrowe mają podwójne zastosowanie, co oznacza, że mogą być wykorzystywane zarówno do celów cywilnych, jak i wojskowych. Krajowy rozwój pozornie pokojowego programu energetyki jądrowej i zakładów wzbogacania uranu potrzebnych do jego zasilania może zapewnić państwu nieposiadającemu broni jądrowej środki do jej stworzenia”
Wtóruje mu Amerykanin, dr Mark Z. Jacobson ze Stanford University, który w swoim artykule z 2019 pisał: „Budowa reaktora jądrowego dla celów energetycznych w kraju, który obecnie nie posiada reaktora, umożliwia temu krajowi import uranu do wykorzystania w elektrowni jądrowej. Jeśli kraj ten podejmie taką decyzję, może potajemnie wzbogacać uran w celu wytworzenia uranu klasy zbrojeniowej i pozyskiwać pluton z uranowych prętów paliwowych do wykorzystania w broni jądrowej. Nie oznacza to, że każdy kraj to zrobi, ale w przeszłości niektóre z nich to zrobiły, a ryzyko jest wysokie, jak zauważył IPCC. Budowa i rozpowszechnianie małych reaktorów modułowych (SMR) może jeszcze bardziej zwiększyć to ryzyko.”
Zatem Jacobson i Kobezskii zgodziliby się, że elektrownie jądrowe w Polsce zwiększają zdolność Warszawy do ich rozwoju. Jednak istnieje druga grupa badaczy, prawdopodobnie silniejsza, która sądzi, że ta korelacja jest na tyle słaba, że powinniśmy dać sobie spokój z tym argumentem.
Ted Nordhaus z Breakthrough Institute uważa, że „Ani fizyka, ani technologie nie są takie same, podobnie jak instytucje zarządzające tymi dwoma technologiami. Dzisiejsza broń jądrowa polega na łączeniu dwóch atomów w niekontrolowanej eksplozji. Energia jądrowa polega na wykorzystaniu rozpadu naturalnie występujących pierwiastków promieniotwórczych w powolnej i kontrolowanej reakcji, tworząc ciepło, które obraca turbiny parowe”. Natomiast Nicholas L Miller, profesor Uniwersytetu Dartmouth dodaje: „brakuje systematycznych prac empirycznych, które bezpośrednio wspierałyby tę tezę. Systematyczna analiza dowodów historycznych sugeruje, że związek między programami energii jądrowej a proliferacją jest wyolbrzymiany.”
Ponadto w przypadku Polski nie mówimy przecież o pracach rozwojowych nad wybudowaniem cywilnego reaktora krajowej produkcji, lecz o imporcie technologii - przede wszystkim z USA.
O ile dyskusja nad tą współzależnością nie jest pozbawiona podstaw, tak to nie bariery technologiczne są największą, potencjalną przeszkodą Polski oraz innych państw, w procesie ewentualnego pozyskania zdolności broni jądrowej.
Jądrowy dylemat
Od momentu, kiedy świat obiegła informacja, że Amerykanie odkryli sposób na rozszczepienie atomu i zastosowanie tej technologii w warunkach bojowych, nic już nie było takie samo. Nagle pojawiła się technologia, która w mgnieniu potrafi unicestwić całe życie na ziemi.
„Zostałem śmiercią, niszczycielem światów" - powiedział architekt projektu Manhattan - Robert Oppenhiermer posługując się cytatem z Bhagawadgity.
Pierwsza broń jądrowa codename „Trinity” została zrzucona 16 lipca 1945 roku na pustyni w stanie New Mexico. Miesiąc później na Hiroszimę i Nagasaki spadły znacznie słynniejsze bomby Fat Man i Little Boy zabijając łącznie 150 000 osób.
Szczyt potęgi Stanów Zjednoczonych może być różnie definiowany, zależnie od przyjętej metodologii i ocenianej dziedziny. Niemniej jedna z tych definicji może wskazywać na czas lat 1945 do 1949 roku, a zatem okres w którym Amerykanie byli jedynym narodem na świecie, który był w posiadaniu broni atomowej. Na poziomie podmiotów państwowych, jako jedyni byli „śmiercią, niszczycielami światów”. Dwa takie światy zniszczyli na wyspach japońskich. Sukces Amerykanów, rzecz jasna, wywołał popłoch wśród Sowietów, którzy ruszyli w pościg w celu nadrobienia dystansu.
Czasem w debacie na temat broni jądrowej pojawia się pytanie - czemu Amerykanie nie wykorzystali swojej technologicznej przewagi i, odkładając na bok moralność, nie zbombardowali wyprzedzająco Sowietów by powstrzymać ich rozwój broni atomowej, pozostając jedynym niszczycielem światów. W ten sposób efektywnie powstrzymali by również zjawisko przyszłej proliferacji, bo każdemu chętnemu groziłoby ryzyko jądrowej destrukcji, co zostałoby pokazane na przykładzie ZSRR.
Ponownie - abstrahując od kwestii filozoficznych czemu to Amerykanie mieliby mieć wyłączność na masową destrukcję, efektywne wyprzedzające uderzenie w późnych latach czterdziestych było zwyczajnie niewykonalne. Wprawdzie istniały plany wojny z ZSRR, tak jak przygotowana na zlecenie Churchilla operacja „Unthinkable”, jednak były one nierealistyczne. Obie strony były wycieńczone, a broń jądrowa w tamtym okresie bardzo nieliczna.
W 1946 roku, rok po Hiroszimie i Nagasaki, USA miały raptem 9 bomb atomowych i kilkanaście bombowców zdolnych do ich przenoszenia. Sowieci mieli tysiące myśliwców i program atomowy, który nie miał stałej lokalizacji.
Innymi słowy proliferacja broni jądrowej musiała się dokonać. Pierwsi po Amerykanach, w 1949 roku zrobili to Sowieci. Trzy lata później Brytyjczycy. W 1960 Francuzi. W 1964 roku Chińczycy. Indie pierwszego udanego testu dokonały w 1974 roku, Pakistan w 1998 roku, w 2006 roku Korea Północna. Powszechnie uważa się, że broń masowej zagłady posiada także Izrael. Łącznie 9 państw.
Dużo, bowiem pierwsze cztery mocarstwa atomowe już na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, planowały ograniczyć zjawisko rozprzestrzeniania się broni jądrowej. Powołany w 1960 roku „Ten Nation Committee on Disarmament” ewoluował w „Eighteen Nation Committee on Disarmament”, a ten skutkował ratyfikacją w 1970 roku najważniejszego dokumentu tj. Układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (Treaty on the Non-Proliferation of Nuclear Weapons). Co ciekawe przedstawiciele polski ludowej uczestniczyli w rozmowach od samego początku, jako jeden z pięciu przedstawicieli bloku wschodniego.
Układ uznaje za mocarstwa atomowe kraje, które rozwinęły i odbyły udane próby atomowe przed 1 stycznia 1967 roku tj. USA, ZSRR (teraz Rosję), Wielką Brytanię, Francję i Chiny, którzy akurat są również stałymi członkami Rady Bezpieczeństwa ONZ. Traktat ratyfikowały wszystkie kraje świata, oprócz Korei Północnej, która wypowiedziała go w 2003 roku, natomiast nigdy nie podpisały go Indie, Pakistan, Izrael i…Sudan Południowy.
Układ bazuje na prostej zasadzie. Państwa nieposiadające broni jądrowej w ramach niego zgadzają się nigdy nie nabywać broni atomowej, a państwa ją posiadające w ramach układu zgadzają się w zamian dzielić się korzyściami płynącymi z pokojowej technologii jądrowej i dążyć do rozbrojenia jądrowego mającego na celu ostateczną eliminację ich arsenałów atomowych. Chociaż układ o nierozprzestrzenianiu nie zapobiegł ostatecznie proliferacji broni jądrowej, w kontekście zimnowojennego wyścigu zbrojeń i rosnącego międzynarodowego zaniepokojenia konsekwencjami wojny nuklearnej, traktat ten był mimo wszystko dużym sukcesem zwolenników kontroli zbrojeń. Liczba głowic nuklearnych z ponad 60 000 na początku lat 80, skurczyła się sześciokrotnie. Dzisiaj to około 10 000 bomb.
W praktyce wszystkie kraje, które wykazały wystarczający potencjał oraz determinację ją posiadły, natomiast niemal cała reszta przestała wykazywać motywacje do jej posiadania.
Traktat o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej bazował na ówczesnym dualistycznym porządku światowym. Oba bloki - amerykański i sowiecki, w teorii oferowały parasol nuklearny państwom sojuszniczym, i jednocześnie kontrolowały by w posiadanie broni nie wszedł nikt niepożądany. Tego stanu rzeczy nie zmienił upadek Związku Radzieckiego w 1991 roku. Spokojna sytuacja światowa jeszcze bardziej demotywowała kogokolwiek do posiadania broni masowego rażenia.
Tym bardziej, że dążenie do posiadania broni atomowej, przez już wtedy, jedynego światowego hegemona było postrzegane jako jawnie wrogie, więc podnoszenie tego tematu było ryzykowne, nawet na płaszczyźnie werbalnej. Każde takie próby utożsamiane były z działaniem terrorystów, czy autokratów. Motyw posiadania broni jądrowej posłużył wręcz jako cassus belli rozpoczęcia wojny przeciwko reżimowi Saddama Husajna w Iraku.
Jednak upadek Sowietów ustanowił pierwszy poważny precedens w obszarze wiarygodności mocarstw nuklearnych względem państw nieatomowych. Chodzi oczywiście o słynne „Memorandum Budapesztańskie”, na mocy którego Ukraina zrzekła się broni jądrowej, w której posiadanie jako osobny podmiot weszła w wyniku rozpadu ZSRR. W zamian Stany Zjednoczone, Rosja i Wielka Brytania miały zagwarantować respektowanie suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy.
Dzisiaj niektórzy prawnicy prawa międzynarodowego podkreślają, że w Budapeszcie zawarto niewiążące porozumienie, a nie traktat, które nie gwarantowało, że państwa zachodnie przyjdą Ukrainie z pomocą w przypadku agresji państwa trzeciego, więc de jure Ukraińcy nie powinni mieć do nikogo pretensji, oprócz rzecz jasna Rosjan.
Niemniej Memorandum Budapesztańskie trudno interpretować inaczej, niż jako fatalny w skutkach ruch dla Kijowa, która wynikał z błędnego odczytania dalekosiężnych skutków takiej decyzji. Bolesna lekcja Ukraińców sprawia, że jakiekolwiek próby denuklearyzacji w przyszłości, w przypadku rozwoju ładu multilateralnego, będą zasadniczo niemożliwe - każde społeczeństwo będzie miało w pamięci skutki tej decyzji dla Ukrainy. Co więcej, wydarzenie legitymizuje broń jądrową jako skuteczny, ostateczny „odstraszacz” (deterrent), a to bardzo istotny argument za posiadaniem broni w momencie chaosu, światowej tranzycji i wyłaniania się nowego porządku. W 2024 roku nikt chyba nie ma wątpliwości, że jesteśmy dokładnie na tym etapie historii.
Na nawiasie należy zauważyć, że nie tylko Ukraina zrzekła się tej broni. Z przestrzeni postsowieckiej uczynił to także Kazachstan i Białoruś. Broń jądrową na kanwie traktatu o nierozprzestrzenianiu porzuciła także Republika Południowej Afryki, mimo że w latach 80 posiadała już 6 samodzielnie wyprodukowanych głowic. Również Argentyna i Brazylia prowadziły własne programy atomowe, lecz unipolarny moment Stanów Zjednoczonych w latach 90, de facto zmusił oba państwa do zawieszenia projektów.
Zatem mamy do czynienia z następującą sekwencją. Wzrost potęgi Chin doprowadził do zburzenia ładu światowego. Wzrost Chin oraz łamiący się porządek zmuszają gwaranta obecnego ładu - USA do ostrożnej dyslokacji ograniczonych zasobów i priorytetyzacji kierunków. To natomiast oznacza wzrost niepewności w wielu miejscach globu co do amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa - przede wszystkim w Europie, której deprioretyzacja na rzecz Azji Wschodniej w strategii Waszyngtonu jest coraz wyraźniejsza. Jednak niestabilna sytuacja będzie prowadzić do rozważań nad bronią jądrową nie tylko wśród sojuszników Ameryki. Sam fakt światowej niestabilności jest potencjalną motywacją do rozpoczęcia programu nuklearnego w wielu regionalnych ośrodkach siły.
Polska broń jądrowa
„Aby Polska mogła poważnie rozważyć przekształcenie się w potęgę nuklearną, jej środowisko bezpieczeństwa musiałoby ulec radykalnej zmianie. Warto jednak zastanowić się, jaki byłby wpływ takiego scenariusza na Europę.” - i wbrew pozorom nie jest to wypowiedź Polaka, lecz Niemca - Fabiana Hoffmana dla renomowanego niemieckiego kwartalnika Internationale Politik.
Hoffman w tekście podkreśla istotny udział broni atomowej w wojnie na Ukrainie, oczywiście w wymiarze rosyjskiej sygnalizacji strategicznej, która rozbija motywację zachodu do szerszej pomocy Kijowowi. Mówiąc wprost Rosjanie używają nuklearnego straszaka by zniechęcać Zachód do wspierania Kijowa. Dlatego też autor zastanawia się nad skutkami wejścia w posiadanie broni atomowej największej siły konwencjonalnej NATO na północno-wschodnim limitrofie sojuszu - Polski.
Hoffman zasadniczo przedstawia trzy scenariusze, w których Warszawa mogłaby wejść w posiadanie broni jądrowej.
Pierwszy z nich, i zarazem najbardziej prawdopodobny, to dołączenie do natowskiego programu „Nuclear Sharing”, a zatem inicjatywy, w której to 100 amerykańskich głowic nuklearnych rozmieszczonych jest w pięciu krajach członkowskich NATO - dzisiaj jest to Belgia, Niemcy, Włochy, Holandia oraz Turcja.
Celem „Nuclear Sharing” jest współdzielenie ryzyka wewnątrz NATO, czy podtrzymywanie równowagi opartej na teorii wzajemnego odstraszania. Mimo to, de facto w dalszym ciągu właścicielem bomb jest armia amerykańska i ich użycie wymaga autoryzacji Waszyngtonu.
Mimo to, wydaje się jednak, że „nuclear sharing” to dla Polski rozwiązanie najkorzystniejsze. Efekt byłby dostępny tu i teraz, po relatywnie niskim koszcie (pamiętajmy że rozwój i utrzymanie broni jądrowej to bardzo kosztowna zabawa) oraz w uzgodnieniu z najważniejszym sojusznikiem - USA. Nawet kilkanaście głowic dawałoby Warszawie argument w nuklearnej dyskusji z Moskwą. Polska już zasygnalizowała chęć wejścia struktury programu w połowie 2023 roku. „W związku z tym, że Rosja zamierza rozmieścić na Białorusi taktyczną broń nuklearną, tym bardziej prosimy całe NATO o wzięcie udziału w programie nuclear sharing”, powiedział ówczesny premier Mateusz Morawiecki.
Niewykluczone, że w przypadku szerszego wyjścia Amerykanów z Europy, dyskusje o „nuclear sharing” nasiliłyby się także w nowych państwach NATO - Szwecji i Finlandii, czy np. Rumunii. Wszystkie te kraje dysponują lub będą dysponowały możliwościami jej przenoszenia, przede wszystkim w postaci samolotu wielozadaniowego F-35.
Ogółem zatem nuklearne rozproszenie na wschodzie NATO, wzmocnione amerykańsko-francusko-brytyjskim parasolem nuklearnym, utrudniałaby Moskwie możliwość alienacji poszczególnych regionów, choć nie w sposób całkowity. Izolacja Państw Bałtyckich pozostałaby problemem. Kto powinien odpowiedzieć w przypadku rosyjskiego nuklearnego ataku taktycznego - a zatem o niedużej skali - na małą łotewską wioskę? Polacy, czy Finowie ryzykując odwet na swoje terytorium? Francuzi, czy Amerykanie ryzykując szerszą wymianę nuklearną? Niejednoznaczność odpowiedzi na to pytanie pozostaje słabością.
Niemniej jednak wejście Polski w posiadanie broni jądrowej zaczyna się przebijać w debacie wewnątrz krajów sojuszu. We wrześniu 2023 eksperci The Heritage Foundation stwierdzili, że głowice z Niemiec podlegające pod program „nuclear sharing” powinny zostać przeniesione do Polski, ponieważ „to zapewnia sojuszników NATO znajdujących się najbliżej Rosji, że arsenał pozostaje wiarygodny i skuteczny; oraz lepiej zniechęca Rosję do agresji poprzez zwiększenie znaczenia odstraszania nuklearnego” - mówił raport.
Ale „nuclear sharing” to nie jedyna droga. Hoffman rozważa też bardziej „kontrowersyjne” ścieżki rozwoju. Taką byłby dla Polski własny program atomowy, choć autor słusznie zauważa, że wymagałoby to całkowitej zmiany architektury bezpieczeństwa w Europie i całkowitego wycofania się Amerykanów nie tylko z Europy, ale może wręcz końca NATO.
Własny program nuklearny to działanie niezwykle ryzykowne. Z jednej strony alienowałby dotychczasowego patrona - USA, które w najlepszym razie byłyby neutralne oraz zachęcał głównego adwersarza - Rosję, do prewencyjnego ataku w celu neutralizacji programu.
Z tych powodów program, by miał jakiekolwiek szanse powodzenia, musiałby być najbardziej skrywaną tajemnicą państwową, choć i tak nie byłoby pewnego jego powodzenie, bo wracając do początku - Polska nie ma dzisiaj niemal żadnych zdolności nuklearnych. W takiej sytuacji Warszawa potrzebowałaby nuklearnego patrona, lub co najmniej „wspólnika w zbrodni”. Tym mogłaby być np. Korea Południowa, również zainteresowana tymi zdolnościami, już dzisiaj blisko współpracująca z Polską militarnie i przy planowanej elektrowni atomowej. Wydaje się, że w okresie chaosu, istotnym parterem mogłaby również być technologicznie rozwinięta Szwecja, czy nawet dysponująca bogatą, sowiecką spuścizną atomową- Ukraina. Abstrahując od problemu utrzymania w tajemnicy takiego programu, jednocześnie wejście w posiadanie kilku państw o zbliżonym profilu ideologicznym mogłoby neutralizować część negatywnych skutków rozwijania takiego programu.
W przypadku neutralnej postawy Amerykanów i przy jednoczesnym braku chęci rozwoju programu nuclear sharing, proliferacja może mieć również podstawy ekonomiczne tj. współdzielenie kosztów. Taką konfigurację rozważał w artykule dla The Spectator z początku lutego 2024, Dalibor Rohac, senior fellow American Enterprise Institute w Waszyngtonie. Autor zastanawiając się nad sytuacją sojuszu po dojściu do władzy przez Donalda Trumpa, rozważa rozwój autonomicznych zdolności nuklearnych na wschodniej flance sojuszu, poza programem nuclear sharing.
Zacytujmy autora: „Istnieje spory kontyngent krajów, które ufają sobie nawzajem, mają wspólny pogląd na Rosję i które z łatwością mogłyby nabyć i utrzymać własne środki odstraszania nuklearnego - Polska, kraje bałtyckie i kraje nordyckie. [...] Polska, intensywnie inwestująca zarówno w swoje siły zbrojne, jak i energię jądrową, byłaby oczywistym głównym graczem. Koszt może być zaskakująco skromny. Brytyjski system Trident, zakupiony w latach 80-tych, kosztował około 21 miliardów funtów w dzisiejszych cenach. Wydatki zostały rozłożone na ponad dekadę, a roczna konserwacja wyniosła około 3 miliardów funtów. Samo ogłoszenie takiego zamiaru może skłonić Francję i/lub Wielką Brytanię do zaoferowania Warszawie dwustronnej umowy o współdzieleniu broni jądrowej, co również może załatwić sprawę. Ostatecznie jednak, aby odstraszanie było wiarygodne, broń powinna być kontrolowana przez stronę, która ponosi największe ryzyko bezpośredniego ataku rosyjskiego: Polskę.”
To że temat nie jest abstrakcyjny pokazują wypowiedzi kluczowych decydentów. Sygnalizacja nuklearna, choć na razie dość mocno zaewaulowana, płynie z ust obecnego ministra spraw zagranicznych Polski - Radosława Sikorskiego. [video]
O ile dla Polski wejście do programu „nuclear sharing” byłoby działaniem najprostszym, zależność w tym aspekcie od Amerykanów z pewnością uwiera innego z członków programu - Turcję. Ankara postrzega nuklearne uzależnienie od Amerykanów jako własną słabość.
Jeśli potwierdzą się starania Islamistycznej Republiki Iranu i wejdzie ona w posiadanie broni atomowej, brak jej niezależnego posiadania będzie w Turcji mocno odczuwalny. Jeszcze bardziej wrażliwa poczuje się Arabia Saudyjska, która w przeciwieństwie do Turków nie posiada głowic nuklearnych pod żadną postacią. Zapowiedział już to z resztą książę Bin Salman. Dodając do tego nuklearny Izrael, dochodzimy do sytuacji, w której największe siły Bliskiego Wschodu będą czuć dogłębną potrzebę posiadania broni jądrowej w celu wzajemnego balansowania. Efekt domina jest tu łatwo zauważalny.
Zjawisko nagłej proliferacji jest tym bardziej prawdopodobne, gdy interes w tym procesie zaczyna mieć jej dotychczasowy główny strażnik - USA.
Bowiem Waszyngton nie może jednocześnie „odchodzić na Pacyfik”, domagać się od Europy wzięcia odpowiedzialności za swoje bezpieczeństwo na swoje barki, i jednocześnie blokować potencjalne nowe formy odstraszania nuklearnego względem zdecydowanie największego mocarstwa atomowego w regionie tj. Rosji. W tym wypadku nie da się mieć ciastka i je zjeść. Amerykanie musieliby zgodzić się na nowy układ nuklearny w rejonie - albo w ramach rozszerzonego nuclear sharing (to łatwiejsza opcja) lub współdzielenia kosztów brytyjskiego i francuskiego programu nuklearnego przez więcej państw europejskich, które samodzielnie dysponowałyby tą bronią. To trudniejsza opcja, ale w teorii bardziej skuteczna, bo występuje mniejsza asymetria ryzyka. Tzn. w przypadku nuclear sharing Amerykanie dalej mają kontrolę nad finalnym użyciem broni, a ich skłonność do ryzyka może być mniejsza niż Rosjan, co może ich pchać do przetestowania tego układu.
Tymczasem gdyby to Szwedzi, Polacy, czy Finowie mieliby decyzyjność osiągalibyśmy symetrię ryzyka, lub wręcz asymetria działałaby na korzyść państw europejskich. Rosyjski atak nuklearny na pewno skutkowałby odpowiedzią, zatem prawdopodobieństwo jej użycia byłoby mniejsze. Na marginesie - na tym przykładzie widać, że rozważania nad bronią jądrową są co do zasady rozważaniami psychologicznymi. Celem tej psychologicznej gry jest stworzenie balansu, który sprawi że nikt nie będzie odczuwał pokusy użycia broni masowej zagłady, czy to z poczucia strachu, czy to poczucia słabości drugiej strony. Ponadto można założyć, że efekt destalinizujący ma nie sam fakt posiadania przez dane państwo broni atomowej, ale okres wchodzenia w niezależne posiadanie tej broni, szczególnie jej rozwój - to wtedy jest jedyne okienko możliwości reakcji na wejście w posiadanie tego instrumentu przez geopolitycznego rywala. Dlatego im krótszy ten okres, tym w teorii, bezpieczniej.
A zatem Amerykanie mogą uznać, lub wręcz być zmuszeni, do zgody na nową architekturą jądrową w Europie. Podobne zjawisko nie jest wykluczone w Azji Wschodniej. Umieszczenie broni jądrowej wśród wybranych sojuszników Waszyngtonu może grać na ich korzyść, i takie opcje również mogą być rozważane. Zdejmowałoby to dużą część ciężaru z USA oraz zwiększało niejednoznaczność strategiczną u oponentów - głównie Chin, Rosji, czy Iranu. Tak samo jak istnienie broni jądrowej w Korei Północnej, przyciąga uwagę Amerykanów i gra na korzyść Moskwy i Pekinu. Tak potencjalne istnienie broni jądrowej w Japonii, czy Korei Południowej stanowi nową, niepożądaną zmienną dla Chińczyków oraz Rosjan.
Jeszcze przed swoją śmiercią, w kwietniu 2023 roku, Henry Kissinger stwierdził, że Japończycy - a zatem dotychczas jedyna ofiara broni masowego rażenia - staną się mocarstwem atomowym w przeciągu pięciu lat.
Autor Barry Gewen w artykule dla National Interest przyznaje, że horror 1945 roku dalej jest głęboko zakorzeniony w mentalności Japończyków, ale zmieniający się ład międzynarodowy naciska na decydentów w Tokio. Nuklearna Japonia stanowiłaby znaczącą komplikację dla wojennych planów Pekinu, podobnie jak nuklearna Korea Południowa. Choć potencjalne motywacje Seulu do posiadania broni jądrowej wynikałyby głównie z agresywnej postawy braci z północy. Opinia publiczna z południa już dzisiaj wyraża aprobatę dla rozwoju broni jądrowej. Zasugerował to także prezydent Yoon Suk Yeol. Zakładając podjęcie takiej decyzji, biorąc pod uwagę zaawansowanie technologiczne zarówno Korei, jak i Japonii, dla obu rozwinięcie takich zdolności nie powinno stanowić dużego problemu.
Fakt, że świat stoi na krawędzi następnej fazy proliferacji najlepiej pokazuje, że nuklearna debata zawitała także do Niemiec, a zatem po wojnie, bodaj najbardziej pacyfistycznego społeczeństwa świata.
Na nuklearnej szachownicy pozostaje także Ukraina, która wg byłego doradcy kancelarii prezydenta - Ołeskieja Arestovycha może wejść w posiadanie broni atomowej „w krótkim czasie”. Dzisiaj taki krok byłby skrajnie nieodpowiedzialny, ponieważ mógłby podważyć wolę państw wspierających ukraiński wysiłek wojenny do dalszego wsparcia. Jednak w czasie pokoju broń jądrowa może stać się jednym z głównym celów Kijowa, szukającego naprawy błędu z roku 1994.
Dla Rosjan granie atomową kartą pozostanie stałym elementem strategicznego repertuaru, a próby nuklearnej proliferacji na pewno będą jeszcze bardziej wzmacniać groźby Kremla. Ostatnio doszło do kolejnego „przecieku” na temat rosyjskich planów użycia broni jądrowej. Jednakże rosyjskie groźby nie trafiają do próżni i mogą przyczynić się do efektu odwrotnego od zamierzeń Kremla, a zatem rozszerzenia obecności broni masowego rażenia w Europie i nie tylko.
Podważanie istniejącego porządku przez Rosję, ale także Chiny, Iran, czy Koreę Północną wymusza podniesienie „nuklearnej debaty” w wielu miejscach świata. Do tego stopnia, że kolejna fala proliferacji może drastycznie zwiększyć ilość podmiotów dysponujących tym narzędziem w kolejnych dekadach.
Jak możemy to odbierać jako gatunek ludzki? Oczywiście pierwsza reakcja jest jednoznacznie negatywna bowiem poprzez proliferację, drastycznie rośnie liczba potencjalnych scenariuszy jej użycia, zatem zwiększamy ryzyko użycia broni atomowej na świecie. Ciężko z tym argumentem polemizować.
Jednak z drugiej strony, broń jądrowa w swojej „złowieszczości” stanowi element stabilizujący, bowiem zawsze istnieje obawa przed jej użyciem strony broniącej się. Gdyby w 2014 lub 2022 roku Ukraina dalej była w posiadaniu głowic nuklearnych, być może do inwazji nigdy by nie doszło.
Tak samo jak po osiągnięciu nuklearnych zdolności przez Amerykanów w roku 1945 było pewne, że proliferacja na inne kraje prędzej czy później się dokona, również dzisiaj pewne jest że nie osiągnęliśmy końcowego etapu rozprzestrzeniania się broni jądrowej, a broń masowej zagłady coraz częściej wypełniać będzie nagłówki codziennych wiadomości.
Źródła:
https://ip-quarterly.com/en/future-zeitenwende-scenario-5-poland-becomes-nuclear-power
https://moderndiplomacy.eu/2023/08/16/poland-takes-risks-asking-for-nuclear-weapons/ https://www.stripes.com/theaters/europe/2023-09-05/poland-nuclear-weapons-nato-11269821.html
https://apnews.com/article/poland-belarus-portugal-nuclear-weapons-russiaff3ce6cfc7880cf5b6f9b5901b07c2b4
https://www.iiss.org/publications/strategic-comments/2023/polands-bid-to-participate-in-nato-nuclear-sharing/
https://www.jpost.com/international/article-748554
https://tass.com/politics/1641467
https://news.yahoo.com/poland-wants-deploy-nuclear-weapons-134824493.html?guccounter=1 https://www.rp.pl/opinie-polityczno-spoleczne/art39049151-marek-kozubal-kto-chce-broni-atomowej-w-polsce-nie-wszystkie-partie
https://www.rp.pl/polityka/art38683511-bron-atomowa-jako-straszak-premiera-mateusza-morawieckiego
https://dorzeczy.pl/opinie/532230/niemiecki-politolog-polska-powinna-dysponowac-bomba-atomowa.html
https://www.rmf24.pl/fakty/swiat/news-bron-jadrowa-w-polsce-jest-reakcja-bialego-domu,nId,6874838#crp_state=1
https://www.prezydent.pl/aktualnosci/biuro-polityki-miedzynarodowej/wywiady-szefa-bpm/j-kumoch-polska-zainteresowana-uczestnictwem-w-programie-nuclear-sharing,60412
https://www.wsj.com/world/asia/south-koreas-interest-in-nuclear-weapons-hasnt-gone-awayits-just-on-hold-7c91cf8a
https://armscontrolcenter.org/would-a-nuclear-weapon-make-south-korea-safer/ https://apnews.com/article/north-korea-south-korea-nuclear-arms-race543e85e5e6832c50ba9dc26a91ef071b https://nsc.crawford.anu.edu.au/department-news/19390/south-koreas-new-slbms-are-signal-north-korea-and-us
https://www.bbc.com/news/world-us-canada-65404805
https://www.iris-france.org/140221-a-look-upon-turkeys-future-nuclear-weapons-policy/ https://www.reuters.com/world/erdogan-says-turkey-keep-israels-nuclear-weapons-global-agenda-2023-11-20/
https://cissm.umd.edu/research-impact/publications/nuclear-bargain-turkey-and-tactical-nuclear-weapons
https://www.aa.com.tr/en/europe/russia-says-it-recorded-turkiyes-signals-on-verifying-israels-possession-of-nuclear-weapons/3062147
https://dam.gcsp.ch/files/doc/alumninotes-muhammedalialkis-may2023 https://www.middleeastmonitor.com/20231118-turkish-foreign-minister-warns-of-escalating-nuclear-arms-race-with-israels-continued-possession/ https://eastasiaforum.org/2023/06/01/japans-nuclear-dilemmas-in-a-challenging-new-era/
https://thebulletin.org/2023/07/watching-ukraine-south-korea-and-japan-eye-nuclear-weapons-heres-what-the-us-should-do
https://nationalinterest.org/feature/japan-destined-have-nuclear-weapons-207811 https://www.japan.go.jp/kizuna/2023/05/world_without_nuclear_weapons.html https://www.aljazeera.com/news/2023/5/19/japan-pm-kishida-wants-to-abolish-nuclear-arms-but-build-military
https://eastasiaforum.org/2023/06/01/japans-nuclear-dilemmas-in-a-challenging-new-era/ https://www.theguardian.com/world/2023/sep/21/crown-prince-confirms-saudi-arabia-seek-nuclear-arsenal-iran-develops-one
https://www.armscontrol.org/act/2023-11/news/saudi-push-enrichment-raises-concerns https://www.csis.org/analysis/saudi-request-us-nuclear-cooperation-and-its-geopolitical-quandaries
https://www.washingtoninstitute.org/policy-analysis/saudi-arabias-nuclear-asks-what-do-they-want-what-might-they-get
https://www.armscontrol.org/act/2023-11/news/saudi-push-enrichment-raises-concerns https://www.theguardian.com/world/2023/sep/21/crown-prince-confirms-saudi-arabia-seek-nuclear-arsenal-iran-develops-one
https://dsm.forecastinternational.com/2023/11/13/construction-starts-on-brazils-first-nuclear-submarine/