- Andrzej Krajewski
Zjednoczenie Niemiec pod wodzą Bismarcka wokół potężnych Francji, Rosji i Wielkiej Brytanii; rozpoczęcie pierwszej i drugiej Wojny Światowej, czy niedawno podjęcie rozgrywki z putinowską Rosją celem zagwarantowania sobie niezależności energetycznej. Patrząc na historię ostatnich 150 lat Niemcy podejmowały wiele ryzykownych, wręcz hazardowych decyzji, stawiając wszystko na jedną kartę. All in. Szczególnie w momentach, gdy zaczynały przegrywać.
Każda taka próba była umotywowana poprawieniem własnego statusu w Europie, lub wręcz na świecie. Czasem, jak za Bismarcka - się to udawało. Jednak częściej kończyło się to sromotnymi klęskami.
Mimo wielkiego potencjału wewnętrznego, który dawał nadzieję na wielkie rzeczy, Niemcy jednak były chronicznie odcinane od kluczowych fundamentów każdej kampanii wojskowej, czy politycznej - surowców, zwłaszcza energetycznych.
Z tego powodu kierownictwo kraju swoje nadzieje bardzo często pokładało w nauce i postępie technologicznym. Proch z syntetycznego amoniaku, syntetyczna benzyna z węgla, czy wunderwaffe jak rakiety V1 i V2 miały przełamać niemieckie niedobory surowcowe i przewagę masy wroga.
Czy przełamały? Historię zna każdy z nas.
Tymczasem dzisiaj Niemcy znowu podejmują wielki hazard i znowu chodzi o surowce energetyczne. Tym razem Berlin chce zastąpić je wodorem, który w końcu miałby zostać ujarzmiony.
Pożegnanie z atomem
„Chcielibyśmy wiedzieć, co motywowało rząd federalny do porzucenia energetyki jądrowej w środku kryzysu, pomimo przewidywalnych niedogodności” – oznajmił 16 lutego 2024 r. na łamach dziennika „Die Welt” Daniel Wetzel redaktor ekonomiczny Grupy Welt. Jeden z najbardziej szanowanych niemieckich dziennikarzy, specjalizujący się w śledzeniu branży energetycznej.
Dziesięć miesięcy wcześniej 15 kwietnia 2023 r. zostały wygaszone trzy ostanie niemieckie elektrownie jądrowe – Isar 2 w Bawarii, Emsland w Dolnej Saksonii i Neckarwestheim 2 w Badenii-Wirtembergii. Do końca swego funkcjonowania pozostawały w pełni sprawne i bezpieczne, dostarczając 6,5 proc. energii elektrycznej niezbędnej Republice Federalnej Niemiec.
Jednocześnie w odwrotności do elektrowni zasilanych węglem brunatnym, czy gazem ziemnym, reaktory jądrowe nie emitowały dwutlenku węgla ani innych rodzajów gazów cieplarnianych. Na dokładkę stanowiły źródło najtańszego prądu.
Wedle raportu Międzynarodowej Agencji Energetycznej koszt jednej kilowatogodziny energii elektrycznej wytworzonej przez elektrownię atomową w 2020 r wynosił w Unii Europejskiej: 3 eurocenty. Tymczasem ta sama kilowatogodzina z lądowej farmy wiatrowej to już koszt 6,1 eurocenta, panel fotowoltaiczne to 7 centów. Zaś obciążone kosztami zakupu uprawnień do emisji CO2 elektrownie gazowe i węglowe gwarantowały energie elektryczną w cenie odpowiednio 13,9 eurocentów i aż 17,6 centów w przypadku elektrowni węglowych.
Dla pełnego porównania :
- Istniejąca elektrownia jądrowa 3,0 eurocentów/kWh
- Elektrownia wodna 3,9 eurocentów/kWh
- Budowana elektrownia jądrowa wraz z kosztami inwestycji 5,3 eurocentów/kWh
- Lądowa farma wiatrowa 6,1 eurocentów/kWh
- Park fotowoltaiczny 7,0 eurocentów/kWh
- Morska farma wiatrowa 8,4 eurocentów/kWh
- Dachowe panele słoneczne 11,7 eurocentów/kWh
- Elektrownia gazowa 13,9 eurocentów/kWh
- Spalanie biomasy 17,2 eurocentów/kWh
- Elektrownia węglowa (węgiel brunatny) 17,6 eurocentów/kWh
W tym miejscu należałoby dodać, że jeszcze dwadzieścia lat temu na terenie Niemiec funkcjonowało aż 19 elektrowni jądrowych pokrywających do jednej trzeciej zapotrzebowania RFN na prąd. Niemiecka gospodarka wręcz pławiła się w taniej energii. Po czym wszystkie zamknięto. Zaś trzy ostanie na finiszu kryzysu energetycznego. Nie bacząc na to, że za sprawą Rosji, która jeszcze przed najazdem na Ukrainę zademonstrowała Berlinowi na czym polega szantaż energetyczny, ceny gazu wzrosły momentami nawet sześciokrotnie. Sprawiając, że energia w Niemczech stała się piekielnie droga.
Ceny prądu RFN – widać korelację z ceną gazu
Nic zatem dziwnego, że Daniel Wetzel w zamieszczonym przez „Die Welt” artykule narzekał, że choć ceny gazu ziemnego spadły, a Niemcy kupują od innych dostawców niż Rosja wystarczające ilości paliwa, to: „nadal mają ogromny problem z kosztami energii. Przemysł prawie już nie inwestuje, a firmy przenoszą się za granicę. Ma to również związek z wycofywaniem się z energetyki jądrowej w środku kryzysu energetycznego” – podkreślił. Tłumacząc przy okazji mechanizm działania niemieckiego systemu energetycznego, w którym, po zniknięciu elektrowni atomowych, ich rolę przejęły elektrownie gazowe, stabilizując dostarczanie mocy do sieci, z racji niestabilności OZE. Z tego powodu - jak podkreślał Wetzel - „Drogie elektrownie gazowe trzeba uruchamiać wcześniej niż dotąd. Od tego czasu Niemcy płacą za prąd jeszcze więcej niż dotychczas”.
Dlatego Wetzel wsparł starania dziennikarzy z magazynu „Cicero”, którzy zażądali od Ministerstwa Gospodarki i Ochrony Klimatu udostępnienia wewnętrznych dokumentów, by dowiedzieć się jak wyglądał proces decyzyjny. Kierujący ministerstwem Robert Habeck odrzucił ten wniosek. Wówczas magazyn „Cicero” złożył sądowy pozew, powołując się na dziennikarskie prawo do informacji. W połowie lutego tego roku sąd administracyjny w Berlinie przyznał rację dziennikarzowi „Cicero” Danielowi Gräberowi i nakazał Ministerstwu Gospodarki udostępnienie mu zarchiwizowanej dokumentacji. Dzięki temu 25 kwietnia 2024 r. na łamach „Cicero” mógł się ukazać tekst oskarżający polityków z Partii Zielonych o oszukanie niemieckiej opinii publicznej.
W trakcie pogłębiania się kryzysu energetycznego minister Habeck zdecydował, że wbrew wcześniejszym planom przyjętym przez rząd Olafa Scholza trzy ostatnie niemieckie elektrownie jądrowe nie zostaną zamknięte z końcem 2022 r., lecz przedłuży się ich pracę o cztery miesiące. Równocześnie – jak wynikało z dokumentów ministerstwa - powołano do życia grupę roboczą złożoną ze specjalistów, by oceniła czy elektrownie te mogą działać jeszcze dłużej. Wedle sporządzonego przez grupę raportu, nic nie stało na przeszkodzie, aby nadal stanowiły element niemieckiego systemu energetycznego. Dając mu gwarancję stabilności i bezpieczeństwa oraz stanowiąc źródło najtańszej energii. Po otrzymaniu raportu - wedle magazynu „Cicero” - szef departamentu nuklearnego Ministerstwa Gospodarki napisał własny, w którym stwierdzał, iż dalsze wydłużanie okresu użytkowania siłowni jądrowych: „nie byłoby uzasadnione ze względów bezpieczeństwa”. Po czym Habeck oraz minister środowiska Steffi Lemke, także z Partii Zielonych, powołując się na względy bezpieczeństwa, epatując potencjalnymi zagrożeniami oraz idącymi w parze z nimi wysokimi kosztami, dokończyli likwidację energetyki jądrowej w Niemczech. Spekulacje medialne, co do tego, że zamknięte elektrownie można by po zmianie władzy przywrócić do życia, ucięły natomiast same koncerny energetyczne.
„W Niemczech istnieje jasna sytuacja prawna, zgodnie z którą elektrownie jądrowe zostały wyłączone i obecnie są w fazie demontażu” – oznajmiło w swoim oświadczeniu RWE. Z kolei w oświadczeniu rzecznika koncernu energetycznego EnBW, powołującego się na niemiecką ustawę o energii atomowej przeczytamy: „Nie mamy już koncesji na produkcję energii elektrycznej przez elektrownie jądrowe i nie ma podstaw, aby ją przywrócić. Na tym tle dyskusja na temat dalszego wykorzystania energetyki jądrowej jest dla nas zakończona”
Co ciekawe doniesienia „Cicero” o tym, jaki Zieloni - obiecujący od samego początku istnienia partii, zamknięcie elektrowni atomowych - oszukali opinię publiczną i zrealizowali swój program wyborczy, nie wzbudziły w RFN większych emocji. Choć przecież oznaczało to namacalne straty ekonomiczne. „Nie jest to jednak skandal sam w sobie. Decyzja polityczna jest po prostu podejmowana w oparciu o postawy ideologiczne. Podobnie jest w przypadku wielu innych kwestii” – skomentował całą rzecz tygodnik „Stern”. Tłumacząc czytelnikom, że: „O ile Habeck podkreślał, że chce podjąć decyzję w sprawie elektrowni jądrowej w sposób nieideologiczny, o tyle jego pomocnicy opierali się przede wszystkim na argumentach zgodnych z ich własnym stanowiskiem”.
Dlaczego zatem Niemcy, naród przecież do bólu pragmatyczny, podjęli tak nielogiczną i opłakaną dla siebie w skutkach decyzję? Dlaczego Berlin podcina jedną z kluczowych gałęzi własnego rozwoju? Może Niemcy są przekonani, że przechytrzą świat znowu szeroko stawiajacy na atom?
W istocie, być może reakcja niemieckich mediów i opinii publicznej nie byłaby tak stonowana, gdy nie to, że koalicyjny rząd Olafa Scholza od dawna epatuje pewnością, iż zaoferuje Niemcom coś o wiele lepszego, niż reaktory jądrowe.
Tym ma być wodór - zarówno jako paliwo przyszłości dla energetyki, jak i najlepszą substancja do magazynowania energii. Wodór w połączeniu z OZE miałby ostatecznie uniezależnić kraj od paliw kopalnych oraz konieczności troszczenia się o dostawy uranu. Czyniąc jednocześnie gospodarkę RFN „zeroemisyjną”, czyli nie zwiększającą w atmosferze ziemskiej stężenia gazów cieplarnianych.
W tej wizji przyszłości Niemcy stałby się w pełni samowystarczalne energetycznie i z czasem również surowcowo. Wyzwalając się z okowów ich największej słabości, a zarazem idealnie pasując ze swą gospodarką do założeń Europejskiego Zielonego Ładu.
Tę wydawać by się mogło idealną koncepcję psuje jeden drobiazg - przy obecnie dostępnych technologiach postawienie wszystkiego na wodór to wręcz pokerowa zagrywka. Wykonywana bez oglądania się na ryzyka i bez dokładniejszego szacowania możliwych kosztów. Ale nim przejdziemy do szczegółów hazardowej polityki Berlina, który na rzecz wodoru porzucił energetykę jądrową, warto zauważyć, iż takie postępowanie nie jest niczym nowym.
Od czasu zjednoczenia Niemiec ponad 150 lat temu, najpotężniejszy gospodarczo kraj Starego Kontynentu, regularnie podejmował próby wywalczenia dla siebie statusu globalnego mocarstwa. W ich trakcie często zachowywał się jak niepoprawny hazardzista podejmujący wielkie ryzyko. Kiedy się ono opłacało Niemcy wychodzili z aktualnej rozgrywki „cali na biało”. Jednak, kiedy nieczęsto sprawy układały się nie po myśli Berlina, kończyło się spektakularnymi klęskami. Co ciekawe bardzo często Niemcy wiązali ów hazard z wiarą w zbawczą moc nowych technologii. Podobnie jest tym razem.
Spóźnione mocarstwo
„Mężem stanu jest ten, kto trafnie odczytuje ślady stóp Boga” – tak zdefiniował archetyp wybitnego przywódcy, Otto von Bismarck. On sam w pełni zasłużył na to miano. Potrafił bowiem zarówno wyznaczać sobie wielkie cele do zrealizowania, jak i niezwykle trafnie określić środki do tego potrzebne. Po czym bezbłędnie wychwytywał okazje do podejmowania działania. Ewentualnie samemu je kreował. Cechy wybitnego przywódcy łączyły się u Bismarcka ze skłonnością do hazardowych rozgrywek. Proces jednoczenia Niemiec był jego wykonaniu właśnie taką grą. Ale „Żelazny Kanclerz” okazał się genialnym hazardzistą, urodzonym pod szczęśliwą gwiazdą i to zawsze jemu sprzyjało szczęście.
Niemcy przed zjednoczeniem
Na początek, choć był na wskroś konserwatystą, przejął plany zjednoczenia Niemiec, dotąd kojarzone z lewicowymi rewolucjonistami. Wcielając je w życie - jako kanclerz Prus -sprowokował trzy wojny. Podczas pierwszej w sojuszu z Austrią pokonał Danię. Następnie pobił głównego konkurenta Berlina do jednoczenia Niemiec – Austrię. Aby na koniec w 1870 r. zwyciężyć Francję, będącą ostatnia przeszkodą, stojącą na drodze do zjednoczenia krajów niemieckich. Całe to przedsięwzięcie prezentowało się jak balansowanie na linie. Bismarck parł bowiem do całkowitej zmiany układu sił w Europie, chcąc w samym jej sercu utworzyć mocarstwo posiadające potencjał do tego, by stać się potężniejsze od wszystkich pozostałych. To oznaczało wielkie ryzyko, iż wszystkie inne zawiążą przeciw Prusom i kanclerzowi sojusz, jak niegdyś przeciw Francji Napoleona Bonaparte.
Mistrzostwo rozgrywki polegało na osaczaniu kolejnych ofiar, tak aby pozostały bez sojuszników i jednoczesnym utrzymaniu w neutralności Wielkiej Brytanii oraz Rosji, mamiąc je doraźnymi korzyściami. Oba mocarstwa, które pokonały Bonapartego i mogły osaczając Prusy, pokrzyżować każde ich plany, dały się zmanipulować. Prowadząc politykę dokładnie tak, jak chciał hazardzista Bismarck. Ten dopiął wiec swego i zmienił układ sił na Starym Kontynencie. Jego sukces dał Niemcom wielką wiarę we własne możliwości oraz iluzję, iż podejmowanie wielkiego ryzyka opłaca się, bo oferuje szansę na zdobywanie równie wielkich korzyści.
Zauważymy, że gdy w 1871 r., pod auspicjami Prus powstała II Rzesza, jej przemysł wytwarzał 6 proc. całości światowej produkcji, pozostawiając daleko w tyle za brytyjskim, do którego należało aż 40 proc. Jednak gospodarczy protekcjonizm jaki zaoferował krajom niemieckim Bismarck, wsparty olbrzymim zastrzykiem gotówki w postaci 5 mld franków francuskich w złocie, wyegzekwowanych od Francji jako kontrybucja wojenna, zaczął przynosić owoce. Dziś byłoby to szacunkowo ok. 200 miliardów dolarów.
Ten ogromny kapitał za pośrednictwem banków inwestycyjnych, nazywanych grynderskimi oraz posługując się zamówieniami rządowymi, wpompowano w niemiecką gospodarkę. W ciągu zaledwie trzech lat na giełdzie w Berlinie pojawiło się ok. 900 nowych spółek, zajmujących głównie produkcją przemysłową. Prywatni inwestorzy zbudowali w Niemczech 20 tys. km linii kolejowych, spajających nowo powstały kraj. Drogi żelazne w II Rzeszy nie ustępowały już jakością ani też gęstością połączeniom angielskim.
Natomiast by niemiecka marka skutecznie konkurowała na rynkach finansowych z brytyjskim funtem Bismarck wprowadził parytet złota. To natychmiast uczyniło z niemieckiej waluty pieniądz godnym najwyższego zaufania.
Jednak nie kontrybucja w złocie wyegzekwowana od Francji okazała się największym kapitałem II Rzeszy, lecz własne, przemysłowe elity, coraz mocniej zaangażowane w budowanie potęgi kraju. To one zainicjowały drugą rewolucja przemysłową, która sprawiła, że ojczyzna tej pierwszej - Wielka Brytania, zaczęła tracić swą przewagę, jako największa potęga gospodarcza świata.
Sieć kolejowa w Europie
Silnik czterosuwowy zaprojektowany przez Nicolausa Augusta Otto, nazwany powszechnie „typem Otto”, zawojował europejskie rynki. Założona w 1864 r. w Kolonii fabryka N.A. Otto and Co. w 1871 r. wyprodukowała go ledwie 500 sztuk, ale musiała odrzucić aż 2 tys. zamówień. Gdy jej dyrektorami zostali Gottlieb Daimler i Wilhelm Maybach, przeniesiona na przedmieścia Kolonii do Deutz fabryka - stała się głównym dostawcą silników czterosuwowych benzynowych oraz diesla dla całego kontynentu. Co nie powinno dziwić, skoro do 1895 r. ani jedna z w wyprodukowanych w Deutz jednostek napędowych, nie trafiła tam z powrotem w wyniku reklamacji.
Jednak nie znalazłyby one tylu nabywców, gdyby nie narodziny samochodu. Pierwszym konstruktorem, który zbudował pojazd, zasługujący na to miano, był Karl Benz.
W październiku 1885 r. na dziedzińcu fabryczki Benza w Mannheim stanął pierwszy sprawny automobil. Próbna jazda zakończyła się uderzeniem w ścianę. Jak donosiła lokalna prasa 3 lipca 1886 r., po naprawieniu automobilu Benz przejechał nim kilometr ze średnią prędkością 11 km na godzinę. Tak rodził się niemiecki przemysł samochodowy. Ledwie dziesięć lat później zakłady samochodowe Benza wytwarzały 135 różnych typów samochodów rocznie, konkurując z innym niemieckim koncernem motoryzacyjnym Daimler Motoren-Gesellschaft.
Równie burzliwie rozwijał się koncern Siemens AG. Hojnie wspierany zamówieniami rządowymi, zelektryfikował całe Niemcy, oplótł je siecią linii telegraficznych i zaoferował napędzane energią elektryczną: trolejbusy, tramwaje i pociągi.
Pierwsza kolejka elektryczna Siemensa
Najbardziej serdeczna przyjaźń w II Rzeszy rozkwitła jednak między kanclerzem Bismarckiem a koncernem Kruppa. W czasach armat odlewanych z brązu Alfred Krupp zaczął produkować działa z niezwykle odpornej stali.
Jakość stali Kruppa docenił szef sztabu generalnego Prus Helmuth von Moltke i nim rozpoczęły się wojny o zjednoczenie Niemiec, uzbroił w armaty produkowane w Essen całą pruską armię. Podczas w wojnie z Francją pod Sedanem strzelały one dwa razy szybciej i celniej od francuskich, masakrując wojska Napoleona III. Wziętego do niewoli cesarza przyprowadzono potem przed oblicze pruskiego króla Wilhelma I. Rozmowę Napoleon III zaczął od słów - „Gratuluję panu armii, a przede wszystkim artylerii”. Obwołany niedługo potem cesarzem Niemiec Wilhelm I docenił wynalazki Kruppa. Na początek zaproponował przemysłowcowi tytuł szlachecki. Ale ten odmówił przyjęcia przedrostka „von” mówiąc krótko: „Krupp to wystarczy” (Krupp das genügt). Bycie arystokratą nie imponowało przemysłowcowi, z którym podpisać kontrakty pragnęły rządy dosłownie wszystkich państw. Takie były początki najpotężniejszego koncernu przemysłowego w Europie końca XIX w. Stał się on nie tylko największym producentem nowoczesnego uzbrojenia, ale też wyrobów stalowych, niezbędnych zarówno do budowy okrętów, lokomotyw, czy samochodów, jak i niezbędnych przy wszelkich inwestycjach budowlanych.
Armata Kruppa
Ekspansja niemieckich koncernów rozwijała się błyskawicznie. Napędzało ją to, że w II Rzeszy nastąpiło rzadkie połączenie kultu nauki oraz innowacyjności, porównywalne jedynie z podobny zjawiskiem w USA, z propagowaną przez Prusy: dyscypliną, pracowitością i posłuszeństwem wobec przełożonych. Niemiecki robotnik pracował wydajnie, dyrektorzy byli całym sercem oddani firmom, a właściciele dbali o jakość produkcji i nowatorstwo. Sześć największych niemieckich koncernów, m.in. Krupp i Siemens zatrudniały w swoich laboratoriach 650 naukowców. W Wielkiej Brytanii dla całego przemysłu pod koniec XIX w. pracowało 40 uczonych. W efekcie zmierzch dominacji brytyjskiej gospodarki następował nadzwyczaj szybko. Pod koniec stulecia firma Kruppa oferowała światu najlepsze karabiny maszynowe „Maxime” i najodporniejsze płyty pancerne. W ulokowanym w Leverkusen laboratorium firmy Bayer & Co sprokurowano znakomicie sprzedające się w każdym kraju preparaty: aspirynę i …. heroinę, a także wiele nowatorskich leków. Ani Wielka Brytania, ani Francja nie potrafiły dotrzymać kroku Niemcom w naukowym wyścigu, generującym innowacyjność. Przegrywały więc na polu gospodarczym.
W efekcie brytyjski przemysł w 1900 r. nie miał już czterokrotnej przewagi nad niemieckim. Wedle danych statystycznych Wielka Brytania wytwarzała wówczas 19,5 proc. światowej produkcji przemysłowej, a Niemcy 16,6 proc. Natomiast Francja ze swymi 6,4 proc. pozostawała daleko w tyle. Przy czym tempo rozwoju jednoznacznie wskazywało, że wystarczy jedna dekada i II Rzesza będzie posiadała gospodarkę silniejszą od brytyjskiej. Wprawdzie w tym czasie prymat wiedli w tej dziedzinie już Amerykanie, zapewniając światu aż 35 proc. całości produkcji przemysłowej ale Stany Zjednoczone znajdowały się daleko od Europy.
„Potęga kapitałowa Rzeszy wzrastała tak szybko, że nie wystarczało jej miejsca we własnym kraju. Już w latach osiemdziesiątych rozpoczęły się na wielką skalę inwestycje niemieckie poza granicami. W latach 1883-1914 wzrosły one 5 razy, osiągając w 1913 r. wysokość 30 mld marek (przy 5 mld marek inwestycji zagranicznych w Niemczech)” – a ten sposób opisują kolejny krok w ekspansji najmłodszego z europejskich mocarstw Władysław Czapliński, Adam Galos i Wacław Korta w „Historii Niemiec”.
Spóźnione mocarstwo globalne
O ile Wielka Brytania i jej firmy inwestowały głównie na terenie brytyjskich terytoriów zamorskich (ok. 50 proc. inwestycji), a Francja w Rosji oraz w swoich koloniach, to głównym kierunkiem ekspansji dla koncernów z II Rzeszy były: Austro-Węgry, kraje bałkańskie, Turcja oraz Bliski Wschód. Wystarczyły zaledwie trzy dekady, by na początku XX w. okazało się, że Wiedeń, Budapeszt, Stambuł, czy Bukareszt to dla Berlina stolice państw całkowicie zwasalizowanych. Z powodu uzależnienia finansowego i gospodarczego tamtejsze rządy nie mogły już podejmować samodzielnych decyzji na arenie międzynarodowej. Były skazane na sojusz z II Rzeszą, niezależnie od własnych interesów strategicznych.
Wówczas okazało się, że największym przekleństwem spuścizny, jaką pozostawił Bismarck są zbyt szybkie i zbyt ogromne sukcesy. Niemcy ślepo uwierzyli w swoją potęgę i zaczęli marzyć o nowym podziale świata, nie godząc się z tym aby Daleki Wschód i Afrykę zdominowały jedynie Wielka Brytania i Francja. Pragmatyczny Bismarck pomysły kolonialnej ekspansji uznawał za niebezpieczne dla przyszłości II Rzeszy. Groziły bowiem, że najwięksi konkurenci Niemiec zjednoczą się przeciwko nim. Ale w 1888 r. na cesarskim tronie zasiadł młody i bardzo ambitny Wilhelm II. Wnuk brytyjskiej królowej Wiktorii marzył o zdobyciu dla swojego kraju imperium równie wspaniałego, jak to którym władała jego babka. Stary kanclerz próbował wyperswadować cesarzowi samobójcze mrzonki. Ten wówczas zmusił go do dymisji. Zamiast cierpliwie poczekać, aż dzięki rozwojowi ekonomicznemu II Rzesza samoistnie stanie się krajem dominującym na kontynencie europejskim, wolał drogę na skróty, przy pełnej aprobacie elit władzy. Choć oznaczało to podjęcie hazardowego ryzyka.
W tym czasie Niemcy mieli prawo zaznawać zawrotów głowy od odnoszonych sukcesów, zwłaszcza na polu tworzenia nowych technologii. W latach 1901-1914 na 42 przyznawane Nagrody Nobla z nauk ścisłych Niemcom przypadło ich aż 14, czyli ok. 30 proc. Potencjał naukowy II Rzeszy okazywał się większy od francuskiego i brytyjskiego razem wziętych. Bił na głowę nawet amerykański. Kiedy na całym świecie trwały dopiero pierwsze próby z maszynami latającymi Ferdinand von Zeppelin ogłosił w listopadzie 1909 r., powstanie pasażerskiej linii lotniczej Deutsche Luftschiffahrts Aktien-Gesellschaft.
Pierwsze 20 tysięcy pasażerów DELAG przewiózł za darmo, tak promując modę na podróże powietrzne, lecz już następnym oferował bilety po 200 marek. Kwota ta odpowiadała średnim zarobkom miesięcznym w ówczesnych Niemczech. Mimo to loty cieszyły się coraz większym powodzeniem. Na pokładach 12 sterowców DELAG-u, obsługujących trasy łączące dziesięć największych miast II Rzeszy, można było podróżować w otoczeniu: arystokratów, polityków, milionerów, generałów, a nawet członków rodziny cesarskiej. To dodawało liniom splendoru. W sierpniu 1914 r. mogły się pochwalić przewiezieniem łącznie ponad 34 tys. pasażerów, z których ani jeden nie zginął podczas trwania lotu. W żadnym, innym kraju nie działała wówczas choćby jedna, analogiczna pasażerska linia lotnicza.
(1936)
„W Niemczech panowała powszechna wiara w ogromne możliwości sterowców, dlatego armia lądowa, i marynarka wojenna otrzymały zgodę na stworzenie własnych flot potężnych aerostatów” – zauważa w książce „Skrzydła wojny” Walter J. Boyne.
Podobnie rzecz się miała z okrętami podwodnymi. Gdy Reichstag w czerwcu 1900 r. przyjął ustawę o flocie, rzucającej otwarte wyzwanie Wielkiej Brytanii, niemieckie stocznie podjęły budowę 38 pancerników i 52 krążowników plus ponad dwóch setek jednostek pomocniczych. Ale Zjednoczone Królestwo podjęło rękawicę. W błyskawicznym tempie w Wielkiej Brytanii zaprojektowano i zwodowano superpancernik „HMS Dreadnought” uzbrojony w 10 dział głównych kalibru 305 mm. Potężna siła ognia i gruby pancerz umożliwiały mu rozstrzeliwanie z dużej odległości niemieckich pancerników, bez narażania się samemu na szwank. Gdy wchodził do służby pod koniec 1906 r. brytyjskie stocznie budowały już kolejne. Wówczas sekretarz stanu ds. marynarki admirał Alfred Tirpitz zgodził, się na program rozwoju kolejnego nowatorskiego uzbrojenia jakim były niemieckie U-booty. Upatrując w nich „cudownej broni”, zdolnej swymi możliwościami bojowymi zniwelować przewagę wciąż najpotężniejszej na całym globie Royal Navy. Tak działo się na każdym polu. Ilekroć Niemcy nie potrafili zdobyć zdecydowanej przewagi nad konkurentami, uciekali w innowacyjność. Szukając w nowych technologiach panaceum na swój problem. Często odnotowując sukces.
Mimo to, decyzja o wojnie z konkurencyjnymi mocarstwami niosła ze sobą olbrzymie ryzyko, ponieważ sytuacja strategiczna II Rzeszy redukowała siłę wszystkich posiadanych przez Berlin atutów. Nawet jeśli na polu technologicznym wyprzedały one swą epokę.
Wielka Brytania mogła liczyć na potężną flotę, kolonie oraz handel ze Stanami Zjednoczonymi. Francja na Wielką Brytanię i Rosję, z którymi wiązał ją sojusz militarny nazwany – „ententą”. Rosja na posiadane zasoby naturalne oraz swoje olbrzymie terytorium, tworzące głębię strategiczną, na której sto lat wcześniej połamał sobie zęby Napoleon Bonaparte.
Uczestnicy I wojny światowej
- Państwa centralne
- Ententa
Natomiast Niemcy, okrążone przez Ententę od razu znajdowały się w rozpaczliwej sytuacji. Ich jedyny, znaczący sojusznik Austro-Węgry stanowił bardziej balast niż atut. Dlatego Berlin planując wojnę od razu postawił na hazardową rozgrywkę. Był nią plan kampanii błyskawicznej autorstwa feldmarszałka Alfreda von Schlieffena. Zakładał on rozgromienie Francji w ciągu 6 tygodni od mobilizacji armii niemieckiej, a następnie rzucenie wszystkich sił przeciw Rosji i zakończenie wojny w trzy miesiące. Jak bowiem przewidywano po klęsce sojuszników osamotniona Wielka Brytania musiałaby zgodzić się na rokowania pokojowe. Hazardowe ryzyko potęgował fakt, iż w Berlinie nie powstał żaden plan „B” na wypadek niepowodzenia „Planu Schlieffena”.
Plan Schlieffena
„Niemcy nie planowały na potrzeby wojny długotrwałej i w chwili jej rozpoczęcia posiadały zasoby azotanów na potrzeby produkcji prochu wystarczające na najwyżej sześć miesięcy i ani grama więcej” – podkreśla Barbara Tuchman w monumentalnej monografii „Sierpniowe salwy”, ukazującej początek I wojny światowej.
Surowiec do wytwarzania prochu amonowego, niezbędnego do wystrzeliwania karabinowych kul oraz pocisków z dział sprowadzano z chilijskich kopalń! Dla brytyjskiej floty odcięcie Niemiec od dostaw saletry z Ameryki Południowej nie stanowiło większego problemu. Dosłownie nikt w Belinie nie brał pod uwagę możliwości, iż wojna prowadzona jednocześnie z: Wielką Brytania, Francją i Rosją potrwa dłużej niż pół roku i nie zakończy się w tym czasie zwycięstwem II Rzeszy. Postawiono całą przyszłość Niemiec na jedną kartę i jak to bywa z oślepionymi wiarą we własne możliwości oraz szczęśliwą gwiazdę hazardzistami – przegrano. Acz o włos.
Na początku września 1914 r. armia gen. Alexandra von Klucka rozgromiła stojące na je drodze siły brytyjsko-francuskie i droga do stolicy Francji stanęła przed nią otworem. Upadek Paryża dawał szansę na zwycięstwo równie szybkie, co w 1870 r. Jednak nieustanne walki, przemarsze i szwankujące zaopatrzenie wyczerpały wojska von Klucka. We francuskim sztabie błyskawicznie powstał plan uderzenia na ich skrzydło. Do Paryża pośpiesznie ściągano pociągami posiłki. Ale żołnierze musieli dotrzeć jak najszybciej do punktu koncentracji i uderzyć, nim Niemcy uzupełnią straty. Wówczas gubernator stolicy Francji gen Joseph-Simon Gallieni wpadł na genialny pomysł wykorzystania do transportu wojsk taksówek.
„Rozkaz wydano o 13.00, wyznaczając odjazd na godzinę 18.00. Policja przekazywała go taksówkarzom w trakcie jazdy na ulicach. Kierowcy entuzjastycznie wysadzali pasażerów, wyjaśniając im z dumą, że «muszą jechać do boju»” – relacjonuje w „Sierpniowych salwach” Barbara W. Tuchman. Zdążyli przewieść dwunastotysięczny korpus nad Marnę. Zaskakujący atak na skrzydło wojsk von Klucka nie tylko zatrzymał ofensywę ale zmusił niemieckie siły do odwrotu. Jak na ironię losu tym włosem, o który Niemcy przegrały swą hazardową rozgrywkę było ich własne dzieło – samochód!
Wojna błyskawiczna zamieniła się w pozycyjną i to siła artylerii oraz karabiny maszynowe decydowały, która strona zyskuje przewagę. Bez zamiennika saletry II Rzesza musiałby skapitulować przed latem 1915 r. Przetrwała o wiele dłużej za sprawą swych naukowców i ich zdolności do opracowywania przełomowych technologii. Jeszcze na początku XX w. wybitny chemik Fritz Haber uratował Europę przed spodziewaną klęską głodu z powodu wyjałowienia ziemi. W 1904 r. zbudował reaktor, w którym zmieszany wodór i azot w temperaturze ok. 500 stopni Celsjusza, pod ciśnieniem 200 atmosfer, przekształcił się w amoniak. Po dopracowaniu technologii dzięki zainteresowaniu nią firmy BASF w 1913 r. ruszyła pierwsza fabryka amoniaku w Ludwigshafen. Rok później Fritz Haber osobiście zaproponował rządowi Niemiec, żeby syntetyczny amoniak użyć do produkcji prochu. Nota bene niedługo potem zaoferował receptury gazów bojowych oraz urządzenia do ich wytwarzania. Był też wynalazcą tragicznie osławionego Cyklonu B, który ponad 20 lat po wynalezieniu został użyty do zabicia ponad miliona więźniów w niemieckim obozie koncentracyjnym KL Auschtwitz. Jak na ironię sam Haber, urodzony we Wrocławiu, musiał w 1933 roku emigrować z Niemiec ze względu na swoje żydowskie pochodzenie.
Dzięki Haberowi i fabrykom amoniaku II Rzesza mogła utrzymać produkcję prochu oraz materiałów wybuchowych przez następne lata wojny. W jej trakcie furorę robiło w Niemczech słowo „ersatz”. Oznaczało ono substytut jakiegoś produktu, dostępnego powszechnie przed 1914 r. Dzięki ersatzom udawało się zapewnić cywilom dostęp do najbardziej poszukiwanych towarów.
Główne laboratorium BASF w Ludwigshafen 1887
- https://de.wikipedia.org/wiki/BASF#/media/Datei:Hauptlaboratorium_BASF_1887.jpg
Niemieccy uczeni wykazali się niezwykłą kreatywnością w tworzeniu wciąż nowych substytutów. Działaczka polityczna, deputowana do Reichstagu Marie-Elisabeth Lüders w monografii „Das unbekannte Heer. Frauen kampfen fur Deutschland 1914-1918” wyliczyła, iż radząc sobie z brytyjska blokadą morską, w Niemczech wprowadzono na rynek ok. 11 tys. zamienników (ersatzów). Z czego najwięcej stanowiło pond 6 tys. zastępczych odmian: wina, piwa i lemoniad, udających przedwojenne wyroby.
W przypadku herbaty, pod tą nazwą pojawił się ersatz, wytwarzany z prażonego jęczmienia, połączonego z płatkami, polnych kwiatów, liści malin i kocimiętki. Spadek pogłowia krów sprawił, że masło zniknęło ze sklepów. Również wtedy niemiecki chemik Wilhelm Normann zaproponował jako zamiennik swój wynalazek – tłuszcz z roślin, nazwany margaryną. Jeszcze większą inwencją wykazywano się w zastępowaniu mięsa. Produktów naśladujących jego wygląd i smak, a będących mieszanką jakiejś rośliny z substancjami chemicznymi, stworzono grubo ponad tysiąc rodzajów, „w tym aż 837 gatunków bezmięsnych kiełbas” – podkreśla Tadeusz Czekalski w opracowaniu „Aprowizacja ludności cywilnej w czasie i wojny światowej. Wojna jako katalizator zmian kultury kulinarnej w Europie”.
Nowe technologie i ersatze pozwoliły II Rzeszy bardzo długo odwlekać, zdawało się nieuchronną klęskę. Aż w Rosji wybuchła rewolucja, a Francja i Wielka Brytania znalazły się na granicy wykrwawienia z powodu liczby poległych i okaleczonych żołnierzy. Wydawało się, że niemiecka innowacyjność może znowu uratować wojska von Hindeburga.
Szalę przeważyło dopiero wysłanie na Stary Kontynent przez Stany Zjednoczone swych wojsk. Tymi, których nie dawało się zastąpić żadnym ersatzem, byli żołnierze. Niemcom zaczęło brakować mężczyzn zdolnych do noszenia broni. Poza tym ci, który jeszcze nie polegli, buntowali się. Niemniej możliwość prowadzenia dalszej walki sparaliżował równie mocno brak paliwa dla pojazdów mechanicznych oraz wyczerpanie się zapasów … smarów. Bez nich nie mógł funkcjonować żaden silnik, niezależnie czy ciężarówki, czy parowej lokomotywy. Kończyły się możliwości wszelkiego transportu, a nawet przeciągnięcia dział na większe odległości. Niemiecka gospodarka po 1914 r. dała radę zastąpić używany do produkcji gumy naturalny kauczuk zamiennikiem. Za sprawą opracowanej przez Fritza Hofmanna technologii polimeryzacji izoprenu możliwe stało się produkowanie na skalę przemysłową kauczuku syntetycznego. Jednak II Rzesza nie znalazła recepty na odcięcie jej od pól naftowych.
Zatem choć hazardową rozgrywkę przegrała już w 1914 r., to dzięki ucieczce do przodu we wciąż nowe technologie, nadzieję na odwrócenie biegu wypadków zachowywała aż do roku 1918. W dużej mierze było to złudzenie, ale wierzono w nie tak mocno, iż nie wyciągnięto z porażki kluczowych wniosków na przyszłość.
Tymczasem niespełna piętnaście lat po klęsce kanclerzem Niemiec został Adolf Hitler i natychmiast przystąpił do jeszcze bardziej hazardowej rozgrywki, w czasie której wielokrotnie kładł przyszłość kraju na jedną kartę. Poczynając od remilitaryzacji Nadrenii w marcu 1936 r., do której wbrew Traktatowi Wersalskiemu wkroczyły oddziały Wermachtu.
„48 godzin po wmaszerowaniu naszych wojsk było najbardziej szarpiącymi nerwy godzinami w moim życiu. Gdyby Francuzi również wkroczyli do Nadrenii musielibyśmy się wycofać z podkulonym ogonem” – wspominał potem Führer. Pomimo odbudowy potęgi militarnej położenie Niemiec nie było bowiem wcale lepsze niż to w 1914 r. Jedyny, poważny sojusznik w Europie – faszystowskie Włochy okazywał się bardziej utrapieniem, niż wsparciem. Natomiast w roli „pięty achillesowej” saletrę zastąpiła ropa naftowa. Bez dostępu do jej ogromnych źródeł nad armią, która swą siłę opierała na strategii blitzkriegu, a zatem skoordynowanemu użyciu broni pancernej i lotnictwa, stale wisiała groźba braku wystrajających zapasów paliw płynnych. A zatem groźba utraty najważniejszych atutów.
Jednak od obaw mocniejsza okazała się wiara we własne siły, a także nowe technologie. Jeszcze przed wybuchem I wojny światowej prof. Friedrich Bergius w swoim laboratorium w Hanowerze opracował metodę, jak pozyskać benzynę syntetyczną z węgla brunatnego. Żeby ją otrzymać rozgrzewał w komorze ciśnieniowej olej mineralny do temperatury ok. 450 stopni C., dodawał węgiel, a następnie pod ciśnieniem 200 atmosfer wtłoczył wodór.
Dopiero klęska w 1918 r. sprawiła, że zwrócono uwagę na nowatorską technologię prof. Bergiusa. Chroniący ją patent wykupił koncern I.G. Farbenindustrie. Po czym korporacja zatrudniła wynalazcę, by osobiście kierował dalszymi badaniami. W roku 1927 pod Mannheim zaczęła pracę pierwsza w świecie wytwórnia benzyny syntetycznej.
Completed in 1930, the IG Farben Building
Nieco wcześniej inni niemieccy uczeni Franc Fischer i Hans Tropsch opracowali alternatywną technologię otrzymywania paliw płynnych z tlenku węgla (czadu) nasycając go wodorem. W taki sposób wynalazcy nieświadomie przyczynili się do zwiększenia prawdopodobieństwa wybuchu nowej wojny światowej.
Dziesięć lat później z rozkazu Hitlera pieczę na produkcją paliw syntetycznych w Niemczech od kwietnia 1936 r. przejął Hermann Göring, kierując Sztabem do spraw Surowców i Dewiz. Pod jego nadzorem specjaliści od ekonomii i szefowie koncernów opracowali Plan Czteroletni, kładący podwaliny pod przyszłą gospodarkę wojenną. Aż 20 proc. zawartych w nim wydatków przeznaczono na rozbudowę przemysłu chemicznego. Przede wszystkim po to, by III Rzesza uniezależniła się od importu ropy. Każdy koncern chemiczny musiał też wygospodarować środki na opracowanie nowych technologii wytwarzania paliw. „Na badania przeznaczono ogromne kwoty. W okresie między 1932 a 1943 I.G. Farben wydał bez mała 1 mld Reichsmarek” – informował specjalny raport Kongresu USA o działaniach I.G. Farbenindustrie, sporządzony w 1945 r.
Jeszcze przed najazdem na Polskę w 1939 r. zbudowano siedem wielkich wytwórni paliw syntetycznych korzystających z metody Bergiusa oraz drugie tyle posługujących się technologią Fischera i Tropscha. Gdy wybuchła II wojna światowa sukcesywnie powstawały następne. Oprócz nich także wytwórnie m.in. kauczuku nitrylowego służącego do produkcji opon.
Zakłady IG Farben w Niemczech i krajach okupowanych, 1943
Oparcie niemieckiej machiny wojennej na nowatorskim, nie mającym odpowiednika w świecie przemyśle chemicznym okazywało się bezpieczne, dopóki udawało się przeprowadzać błyskawiczne kampanie militarne. Hazardowa rozgrywka Hitlera z uderzeniem na Polskę jesienią 1939 r., mając Francje i Wielką Brytanię za plecami zakończyła się oszałamiającym powodzeniem. Acz sukces dodatkowo gwarantował pakt ze Stalinem znany pod nazwą Paktu Ribbentrop-Mołotow. Dzięki niemu bezproblemowo udało się również uderzenie na Francję w 1940 r. Armię niemiecką w paliwa zaopatrywał wówczas nie tylko przemysł chemiczny ale też Związek Radziecki.
Po tylu hazardowych sukcesach w czerwcu 1941 r. Hitler zagrał znów va banque uderzając na ZSRR. Dopiero wówczas okazywało się, że potrzeby sił zbrojnych III Rzeszy i rosyjska głębia strategiczna są nieporównywalnie większe, niż możliwości niemieckiego przemysłu chemicznego.
Operacja Barbarossa wrzesień 1941
Jednak dopiero klęska poniesiona pod Moskwą w grudniu 1941 r. uświadomiła Hitlerowi, że tym razem wielka operacja militarna nie potrwa równie krótko, co poprzednie.
Stąd w 1942 r. podjęto ofensywę jedynie na południu ZSRR, by opanować Zakaukazie i zająć pola roponośne w okolicach Baku.
Po jej niepowodzeniu, ostatnim gwoździem do trumny III Rzeszy stała się, rozpoczęta w maju 1944 r. wielka ofensywa bombowa amerykańskiej 8 Armii Powietrznej. Pomimo prób rozpraszania wytwórni paliw płynnych i ukrywania ich w górskich sztolniach, lotnictwo USA skutecznie redukowało zdolności wytwórcze niemieckiego przemysłu chemicznego.
„W sierpniu (1944 r. – przyp. aut.) osiągnęliśmy znów 10 procent, we wrześniu 5,5 procent, w październiku znów 10 procent naszej dawnej zdolności produkcyjnej” – wyliczał w swych wspomnieniach minister uzbrojenia i amunicji Rzeszy Albert Speer. Niemiecka armia utraciła przez to zdolność prowadzenia ofensywy na wielką skalę. Gdy przygotowywano w grudniu 1944 r. ofensywę „ostatniej szansy” w Ardenach, mimo maksymalnej mobilizacji przemysłu chemicznego, udało się zgromadzić zapas materiałów pędnych jedynie na pierwszy tydzień walk. Przed jego końcem dywizje pancerne miały zdobyć alianckie składy paliw. Gdy to się nie udało, ostatnia iskierka nadziei na przetrwanie III Rzeszy zgasła.
Jak to z nałogowymi hazardzistami bywa nie wygrał gracz, lecz jak zawsze Kasyno. Nie pomogła także wiara w „Wunderwaffe”, choć przed rokiem 1945 niemieccy inżynierowie wyprzedzili swoją epokę w sposób, jaki zdumiewał aliantów. Na długiej liście nowatorskich broni, z których każda inicjowała wielkie przełomy technologiczne znalazły się m.in. latające bomby V-1 zdolne same naprowadzać się na cel dzięki autopilotowi żyroskopowemu, rakiety balistyczne V-2, myśliwce napędzane silnikiem odrzutowym Messerschmitt Me 262, czy myśliwce z napędem rakietowym Messerschmitt Me 163.
Każdy z tych rodzajów uzbrojenia posiadał potencjał, by zadać olbrzymie straty wrogom. Jednak najpierw należało dopracować prototypy, tak aby stały się niezawodne i wdrożyć je do masowej produkcji. I co więcej zapewnić zaawansowanym technologicznie broniom nieograniczoną ilość paliwa. Żadnego z tych warunków nie udało się w wystarczającym stopniu spełnić. Zatem hazardowa rozgrywka musiała zakończyć się klęską.
Stan gry
Reasumując, po pierwszej hazardowej rozgrywce o status mocarstw globalnych tj. Pierwszej Wojnie Światowej, Niemcy straciły 13 proc swego terytorium w Europie (ok. 43 tys. km kwadratowych)
Oraz ok. 4,5 miliona kilometrów kwadratowych terytoriów należących ich kolonii w Afryce i na Pacyfiku.
- https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/a/a7/Deutsche_Kolonien.PNG
Straty ludzkie to ok. 2,1 mln zabitych Niemców.
Po drugiej hazardowej grze o zdobycie pozycji globalnego mocarstwa Niemcy straciły kolejne 24 proc. swego terytorium (ok 111 765 km kwadratowych) w stosunku do posiadanego przed aneksją Austrii w 1938 r. Straty ludzkie wedle różnych szacunków wyniosły od ok 7 do 8,8 mln zabitych.
- https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Plik:Utraty_Niemiec.png
Towarzyszyły temu olbrzymie zniszczenia wojenne oraz podział Niemiec na dwa państwa, z których NRD zostało całkowicie podporządkowane Związkowi Radzieckiemu, a RFN znalazło się pod protektoratem Stanów Zjednoczonych.
Zatem dwukrotna próba powtórzenia pokerowej rozgrywki w stylu Bismarcka, aby jego wzorem ustanowić nowy ład ale już nie na skalę europejską lecz światową, przyniosła w dużej mierze roztrwonienie dorobku „Żelaznego Kanclerza”. Nawet dzieło zjednoczenia Niemiec zaprzepaszczono. Taki wynik końcowy na długo wyleczył Niemców ze skłonności do hazardu. Również przez pierwszą dekadę po ponownym zjednoczeniu państwa niemieckiego w 1990 r., nic nie wskazywało na to, aby chciano wrócić do starego nałogu.
Wyjście z nałogu
To, że Republika Federalna stała się wzorcową demokracją a jednocześnie kluczowym członkiem Unii Europejskiej wydawało się wystraczającym zabezpieczeniem przed niemieckimi skłonnościami do podejmowania nadmiernego ryzyka. Wiara w Unię i niemiecką demokrację okazały się tak mocne, że gdy Berlin ponownie wdał się w hazardową grę, nie dostrzegli tego nawet sami Niemcy.
Dopiero spojrzenie wstecz pozwala spostrzec, iż była nią polityka wschodnia RFN zainicjowana przez kanclerza Gerharda Schrödera, a prowadzona pod hasłem „zmiany przez handel” („Wandel durch Handel”). Początkowo działania kanclerza budziły pewne zastrzeżenia w mediach i wśród polityków, głównie za sprawą tego, że przestrzeganie praw człowieka i zasad demokracji nie stanowiło mocnej strony Władimira Putina. Zwłaszcza gdy pacyfikował Czeczenię i posyłał do więzienia swych kolejnych przeciwników politycznych. Ewentualnie umierali oni w bardzo niejasnych okolicznościach.
„Dla Schrödera Putin jest po prostu «nieskazitelnym demokratą»” – konstatowała na łamach „Deutsche Welle” 4 maja 2005 r. Sonia Phalnikar. Informując również, że: „Rosja jest jednym z ulubionych kierunków podróży kanclerza; dynamicznie rozwijają się stosunki gospodarcze Berlina z Moskwą, podobnie jak stosunki osobiste Gerharda Schrödera i Władimira Putina”. Ale jak zaznaczała Sonia Phalnikar: „nie tylko organizacje praw człowieka są zaniepokojone tendencją Schrödera do notorycznego ignorowania deficytów demokracji i nadużyć prawnych, gdy tylko pojawia się korzyść ekonomiczna. Członkowie jego własnej partii oraz partii jego «zielonego partnera» z koalicji również są czasami bardzo niezadowoleni z ulubionej przez Schrödera zasady «rynek ponad moralność»” – pisała. Przytaczając krytyczne wypowiedzi między innymi przywódcy Partii Zielonych, a zarazem ministra spraw zagranicznych Joschki Fischera.
Jednak te zastrzeżenia powoli wygasały, bo Schröder już w 2001 r. zaoferował Zielonym realizację najważniejszych dla nich elementów agendy wyborczej partii na czele z wygaszeniem elektrowni jądrowych. W powstającą lukę miały wejść elektrownie gazowe zasilane paliwem z Rosji. Tanie rosyjskie surowce stały się ułatwieniem dla realizacji pakietu reform Agenda 2010. Dzięki nim gabinet kanclerza Schrödera zamierzał wyciągnąć niemiecką gospodarkę ze stagnacji. Tak też się stało, a dostęp do rosyjskich paliw i korzyści płynące ze strefy euro zdziałały na niemiecką gospodarkę niczym turbodoładowanie. Po kilkuletnim zastoju RFN niemal podwoiła swój eksport, z 664 mld euro w 2001 r. do 965 mld w roku 2007. Autor tego sukcesu sam sobie zapewnił sowitą nagrodę, przyjmując od Władimira Putina stanowisko szefa Rady Nadzorczej spółki Nord Stream AG.
Niemiecki eksport i import
Choć SPD straciła w 2005 r. władzę na rzecz CDU, liderka tej partii Angela Merkel kontynuowała wschodnią politykę Schrödera, uzależniając Niemcy od surowców energetycznych z Rosji. Jednak korzyści ekonomiczne jakie z tego czerpano pozwoliły pani kanclerz zdobyć dominująca pozycję w Unii Europejskiej. Zwłaszcza, że drugie z kluczowych państw wspólnoty - Francja doświadczała coraz większej, ekonomicznej zadyszki. O ile do początku XXI w. francuska gospodarka dotrzymywała kroku niemieckiej, tak w połowie pierwszej dekady nowego stulecia zaczęła zostawać w tyle. To zaś owocowało tym, iż na unijnym forum coraz częściej ostatnie słowo należało do kanclerz Merkel.
Kooperacja z Rosją zatem opłacała się coraz bardziej, lewarowała bowiem pozycję RFN już nie tylko w Europie, ale i w świecie. Fakt ten docenił także prezydent USA Barack Obama, oferując Merkel rolę swojego strategicznego partnera i nazywając ją nawet „najbliższą sojuszniczką”. Ona zaś łamała opór krajów Europy Środkowej, próbujących blokować powstania dwóch gazociągów Nord Stream oraz przekonała co do konieczności ich istnienia całą Europę zachodnią. Dzięki nim miało stać się możliwe dokończenie wielkiego projektu „Energiewende”. Jako jego cel końcowy Berlin wyznaczył - oparcie niemieckiej energetyki w całości na źródłach odnawialnych. W taki sposób Niemcy chciały pokonać jedną ze swoich największych słabości, jaką od 150 lat niezmiennie okazywał się brak dostępu do złóż najbardziej potrzebnych surowców.
Realizacja tego celu przynosiłaby rozliczne korzyści strategiczne dla RFN. Niemcy stałyby się globalnym liderem walki z ocieplaniem się klimatu, posiadającym gospodarkę w pełni kompatybilną z tym wyzwaniem. Na niwie ekonomicznej czyniłoby to z nich oferenta technologii i urządzeń niezbędnych w innych państwach do przeprowadzenia analogicznej transformacji. Jednocześnie na niwie politycznej kraj, dominujący w Unii Europejskiej.
Pozbywając się energetyki jądrowej i robiąc co tylko możliwe, aby obrzydzić ją wszystkim członkom Unii Berlin w teorii miał nic nie tracić, a jedynie zyskiwać nowe wpływy. Gospodarki innych członków UE w sektorze energetycznym stawały się coraz bardziej podobne i kompatybilne z niemiecką. Zaś w okresie przejściowym RFN anektowało dla siebie rolę kluczowego dystrybutora rosyjskiego gazu w Europie. Był czymś na kształt energetycznego rdzenia Starego Kontynentu, wokół którego miał kształtować się nowy porządek w Unii.
Pech Berlina polegał na tym, iż taki model transformacji znowu…okazał się hazardem. Angela Merkel ani jej następcy z koalicji SPD – Zieloni - FDP, nie wzięli pod uwagę możliwości, iż Władimir Putin nie będzie uczciwym partnerem, lecz konkurentem. Co więcej jego cele polityczne zagrożą niemieckim interesom. Setki sygnałów ostrzegawczych, jakie regularnie pojawiały się od samych początków XXI w., włącznie z publicznymi oświadczeniami Putina, niezmiennie ignorowano. Tymczasem rosyjski przywódca nie ukrywał, że pragnie utrzymać w strefie wpływów Kremla kraje powstałe po rozpadzie ZSRR i odzyskać choć cześć wpływów w państwach Europy Środkowej, niegdyś zwasalizowanych przez Moskwę. Mówił o tym już w orędziu wygłoszonym do narodu 25 kwietnia 2005 r. A także podczas wystąpienia w Monachium w lutym 2007. Mimo to niemieccy przywódcy pozostawali na te groźby głusi i ślepi i twardo trzymali się planów wielkiej transformacji aż do 24 lutego 2024 r., kiedy to rosyjskie wojska najechały Ukrainę. Wówczas wszystko się posypało, a niemiecka gospodarka zaczęła się pogrążać w recesji, trwającej przez cały rok 2023. Dzisiaj w najlepszym wypadku mowa jest o długotrwałej stagnacji. Nie są wstanie przełamać jej kolejne pakiety finansowego wsparcia dla przemysłu, przygotowane przez rząd Olafa Scholza.
Taki stan rzeczy w dłuższej perspektywie grozi tym, iż Berlin straci w Unii swoją dominującą pozycję polityczna i ekonomiczną, jaką uzyskał za rządów Gerharda Schrödera i Angeli Merkel. W parze z tym idzie pożegnanie z marzeniem o roli samodzielnego globalnego gracza i konieczność godzenia się na wzrost znaczenia w UE innych, dużych krajów członkowskich oraz powrotem Paryża do roli równorzędnego partnera.
Proces ten już trwa, co widać choćby po bardzo asertywnej polityce Emanuela Macrona i jego próbie zagarnięcia dla siebie roli przywódcy politycznego całej Unii w najbardziej palących dla niej kwestiach, jak choćby wojna na Ukrainie.
Tymczasem Niemcy zachowują się tak jak zawsze po uświadomieniu sobie klęski wcześniejszych planów. Wchodzą w buty nałogowego hazardzisty i stawiają swą przyszłość na bardzo ryzykowaną kartę, wierząc w cudowną moc sprawczą nowych technologii i wodoru.
Wodór nowym ersatzem, czy wunderwaffe?
„Bundestag przyjął dziś drugą ustawę zmieniającą ustawę o energetyce (EnWG). Tworzy ramy prawne dla drugiego etapu rozbudowy sieci wodorowej poprzez wprowadzenie kompleksowego zintegrowanego planowania rozwoju sieci gazu ziemnego oraz przyszłej sieci transportu wodoru” – mówił komunikat prasowy ogłoszony przez niemiecki parlament 12 kwietnia 2024.r. Dzięki nowemu prawu rusza w RFN budowa „wodorowej sieci rdzeniowej”, na której powstawanie rząd wyasygnuje ponad 20 mld euro.
Plan zakłada oddanie do użytku sieci rurociągów (wodorociągów) o długości 9 700 km do 2032 r.
Dyrektor zarządzająca Federalnego Stowarzyszenia Przemysłu Energetycznego (BDEW) Kerstin Andreae przy tej okazji oświadczyła, iż: „Rozwój wodorowej sieci rdzeniowej jest głównym elementem transformacji energetycznej i transformacji gospodarczej”
Planowana sieć rdzeniowa połączy zakłady wywarzające wodór z dużymi centami przemysłowymi, elektrowniami, strategicznymi magazynami wodoru oraz „korytarzami importowymi”, które również zaplanowano. Berlin zakłada bowiem, że nowy model niemieckiej transformacji energetycznej przyjmą kraje ościenne, a nawet reszta członków Unii.
Wodorowa sieć rdzeniowa
Dzień wcześniej niż Bundestag 11 kwietnia 2024 r. Parlament Europejski przyjął pakiet legislacyjny, służący przeprowadzeniu stopniowej konwersji europejskiego rynku gazu i infrastruktury gazociągów na wodór. Wedle założeń pakietu w przyszłości gaz przestanie być paliwem używanym na terenie Unii i jego miejsce zajmie „zielone paliwo” wodorowe. Planowaną sieć „wodorociągów” będzie monitorowała nowa instytucja Europejski Urząd Operatorów Sieci Wodorowych (ENNOH), a od 2028 r. spocznie na niej obowiązek projektowania rozwoju sieci. Należy tu zauważyć, iż krajem, który dzięki już podjętym działaniem wyrasta na głównego dostarczyciela paliwa do unijnej sieci rur, nadzorowanej przez ów urząd (ENNOH), są Niemcy.
Ta ucieczka Berlina do przodu, po klęsce poniesionej z winy Putina, na pierwszy rzut oka nie wydaje się mieć niczego wspólnego z hazardem. Za to budzi szacunek, z racji zdolności do długoterminowego planowania strategicznych przedsięwzięć. Wszystko psuje jeden aspekt - sam wodór.
Ten najczęściej występujący we wszechświecie pierwiastek do miana paliwa przyszłości pretenduje nie od wczoraj. Takie wizje snuto już niedługo po … pierwszym zjednoczeniu Niemiec.
W wydanej w 1874 r. powieści „Tajemnicza wyspa” Jules Verne prorokował: „Przyjdzie dzień, gdy wodór i tlen, które razem tworzą wodę, będą użyte jako niewyczerpalne źródło ciepła i światła”. Uczonym wydawało się wówczas, że wielki entuzjasta postępu technologicznego, jakim był francuski pisarz, trafił w sedno. Wodór stawał się coraz dostępniejszy za sprawą rozwoju chemii. Bez problemu pozyskiwano go nie tylko z wody, ale też gazu i ropy naftowej, zaś łatwopalność zdawała się czynić zeń znakomite paliwo. Zwłaszcza, że wartość opałowa wodoru jest bardzo wysoka i wynosi 120 MJ (megadżuli) z kilograma, z kolei dla przykładu – węgiel to 25 MJ/kg, zaś benzyna 47 MJ/kg.
Po czym okazało się, że malutkie atomy wodoru potrafią przenikać nawet przez bardzo grube ściany zbiorników. Bez problemu dyfundują one przez gumę, materiały porowate, a w podwyższonej temperaturze także przez stal. A im bardziej wodór był sprężony, tym łatwiej ulatniał się z teoretycznie szczelnych miejsc. Ta wada sprawiła, że jako paliwo zaczęto go używać dopiero w epoce lotów kosmicznych w rakietach nośnych.
Zapewnił on w pojazdach kosmicznych „Apollo” także prąd. Ogniwa paliowe dla nich zaprojektował koncern Du Pont Chemicals.
Dzięki temu, że Stany Zjednoczone postanowiły wysłać człowieka na Srebrny Glob i nie szczędziły na to funduszy powstały także technologie specjalnych zbiorników, pozwalających bezpiecznie przechowywać wodór. Jednak przez kolejne dekady nie znaleziono dla technologii z programu „Apollo” zastosowania na masową skalę - ze względu na koszty. Ten czynnik nieustannie powodował, że paliwo wodorowe po prostu się nie opłacało. Zwłaszcza jeśli musiało konkurować z paliwami kopalnymi. Koszty pozyskania, koszty transportu, koszty przechowywania z ryzkiem, iż gaz ucieknie ze zbiornika, koszty bezpieczeństwa. To one spowodowały, że Toyota Mirai, pierwsze auto produkowane seryjnie, które napędzane jest silnikiem elektrycznym zasilanym przez wodorowe ogniwo paliwowe, nie odniosło przez 10 lat rynkowego sukcesu. Koszt budowy jednej stacji do zatankowania takiego auta to ok. 2 mln dolarów. Wymagają one wielkiej dbałości o jakość każdego elementu, żeby zapobiec „ucieczkom” wodoru oraz przestrzegania zaostrzonych procedur bezpieczeństwa. A konsument nie kupi samochodu, którego nie może wygodnie zatankować, gdziekolwiek pojedzie.
Jednak są to tylko drobiazgi wobec wyzwania które podejmują Niemcy, stawiając swoją przyszłość na wodorową kartę. Nigdzie na świecie wodór nie jest używany na masową skalę, jako paliwo, zatem RFN bierze na siebie rolę prekursora. To oznacza zmagania z olbrzymią liczbą przewidywalnych i nieprzewidywalnych czynników. Naukowcy musza pokonać je w ciągu tej dekady - patrząc wstecz, sytuacja znana ich poprzednikom w XX wieku. Berlin wchodzi “all in” w wodór i liczy, że podjęte przedsięwzięcie zacznie szybko się spłacać i przełamie obecny impas energetyczny, który dławi niemiecką gospodarkę. Wyzwanie to jednak nie lada, a wodorowa przyszłość Niemiec ma przed sobą wiele przeszkód.
Zacznijmy od tego, że wodór charakteryzuje wysoka wartość energetyczna na jednostkę masy, ale niska gęstość energetyczna na jednostkę objętości, bo jest gazem i najmniejszym z pierwiastków. Zatem wymaga albo olbrzymich, szczelnych zbiorników, albo magazynowania pod ciśnieniem, albo w połączeniu z jakąś substancją go absorbującą, albo skroplony w temperaturze minus 254 stopni Celsjusza. Co by nie wybrać koszty są wysokie, a technologie dopiero rozwijane i doskonalone. Przy masowej skali, ryzyko, iż coś zawiedzie rośnie wprost proporcjonalnie do tejże skali. Sieć dotychczasowych gazociągów wymaga albo modernizacji, by jej szczelność dostosować do cech wodoru albo wymiany. Zatem kolejne koszty.
Idąc dalej zderzamy się z samym procesem produkcji wodoru. Obecne zdolności produkcyjne krajów Unii Europejskiej są już spore i wynoszą 11,5 mln ton rocznie. Jednakże jeśli idzie o tzw. „zielony wodór” czyli wytwarzany z wody, bez emisji dwutlenku węgla to posiadane zdolności produkcyjne wynoszą zaledwie 20 tys. ton!!. Zamiast z wody produkuje się wodór przede wszystkim z gazu ziemnego i ewentualnie ropy naftowej. Towarzyszy temu emitowanie do atmosfery CO2, w ilościach podobnych do tych, gdyby wspomniane paliwa kopalne w konwencjonalny sposób użyć do zasilania elektrowni lub silnika spalinowego. Jedyna różnica jest tak, że wówczas koszt końcowy pozyskania energii byłby niższy.
Czemu tak się dzieje wyjaśnia raport amerykańskiej firmy zajmującej się doradztwem strategicznym „Strategy&”, spółki córki PwC, pt. „Poruszanie się po globalnym ekosystemie wodorowym”. Otóż koszt wyprodukowania kilograma „zielonego wodoru” z wody to 6,38-7,98 dolarów, natomiast z gazu 3,19 - 4,79 dolarów. I to po wliczeniu w cenę wychwycenia dwutlenku węgla przez specjalne urządzenie, a następnie składowaniu go potem pod ziemią.
Tymczasem w unijnym planie transformacji energetycznej REPowerEU zapisano, że do 2030 r. produkcja „zielonego wodoru” wzrośnie do 10 mln ton. Chcąc to osiągnąć – wedle wyliczeń „Strategy&” – potrzebne byłby elektrolizery rozbijace cząstki wody na wodór i tlen przy użyciu energii elektrycznej o mocy 120 GW! Czyli prawie trzykrotnie większej niż wszystkie elektrownie w Polsce. Gdyby zaś chcieć produkować „zielony wodór” przy użyciu OZE należałoby wówczas zasilać elektrolizery liczbą ok 25 tysięcy turbin wiatrowych. Tak wynika z wyliczeń „Strategy&”.Na koniec otrzymując i tak paliwo kilkukrotnie droższe niż paliwa kopalne. Tu największą winę ponoszą bariery technologiczne. Nie dość, że wiązanie wody - H2O jest wyjątkowo mocne, więc jego rozbicie wymaga sporej dawki energii elektrycznej, to na dokładkę w używanych obecnie elektrolizerach aby zaszedł proces elektrolizy konieczne są drogie materiały pełniące rolę katod i anod oraz katalizatorów reakcji chemicznej. Są to przede wszystkim platyna oraz iryd. To zwielokrotnia koszty produkcji urządzenia oraz jego użycia.
Zatem aby „zielony wodór” stał się tańszy, konieczne stają się kolejne rewolucje technologiczne, aby obniżyć horrendalne koszty jego produkcji. W dłuższym okresie czasu wydaje się to osiągalne, ponieważ pojawiają się projekty nowatorskich elektrolizerów, w których metale szlachetne udało się zastąpić niklem, miedzią, żelazem, a nawet związkami organicznymi. Jednak są to projekty prototypowe, wymagające dopracowania i ulepszeń. Tymczasem powinny wejść do masowej produkcji w zasadzie już z miesiąca na miesiąc, jeśli wielka wodorowa transformacja, zaplanowana przez Berlin, miałaby się zakończyć wielkim sukcesem w zakładanym terminie.
Zatem trudno nie nazwać tego hazardem. Jeśli uzależnienie przyszłości Niemiec od wodoru okaże się błędem, kraj ten zafunduje sobie system energetyczny gwarantujący najwyższe ceny elektryczności w świecie, jednocześnie opierając na nim funkcjonowanie przemysłu i komunikacji. A pamiętajmy, że żyjemy w czasach gdy energia elektryczna zdominowała naszą cywilizację. Bez niej przestaje ona funkcjonować. No chyba, ze niemieccy naukowcy, podobnie jak 100 lat temu wezmą na siebie ciężar utrzymania kraju w globalnym wyścigu i opracują metody, nieznane jeszcze dzisiaj, które uczynią wodór jednocześnie tanim i efektywnym źródłem energii. Dzisiaj jest to jednak - kolejna pokerowa rozgrywka władz w Berlinie.
W czasie najbliższych lat przekonamy się czy, kolejna niemiecka hazardowa rozgrywka przy użyciu nowych technologii przyniesie Niemcom odrodzenie gospodarcze, czy znów spektakularną porażkę. Niestety, hazard w dalszym ciągu najpotężniejszego państwa Europy nie odbywa się w odosobnieniu. Jeśli Niemcy zafundują sobie katastrofę, to przy okazji także wszystkim wokoło.
Źródła:
- https://www.welt.de/wirtschaft/article250091914/Urteil-Habeck-Ministerium-muss-Interna-zum-Atomausstieg-offenlegen.htm
- https://www.iea.org/reports/projected-costs-of-generating-electricity-2020
- https://www.dw.com/pl/ostatnie-dni-energii-atomowej-w-niemczech/a-65273248
- https://www.welt.de/wirtschaft/article250091914/Urteil-Habeck-Ministerium-muss-Interna-zum-Atomausstieg-offenlegen.html
- https://www.welt.de/wirtschaft/article250091914/Urteil-Habeck-Ministerium-muss-Interna-zum-Atomausstieg-offenlegen.html
- https://www.cicero.de/innenpolitik/robert-habeck-akten-atomkraftwerke-kernkraftwerke-klage-akw-laufzeit-atomausstieg
- https://www.stern.de/politik/deutschland/energiekrise--haben-die-gruenen-beim-atomausstieg-getaeuscht--34662948.htmhttps://www.stern.de/politik/deutschland/energiekrise--haben-die-gruenen-beim-atomausstieg-getaeuscht--34662948.html
- ps://pl.wikipedia.org/wiki/Druga_rewolucja_przemys%C5%82owa
- https://beztarcia.fuchs.com/people/nicolaus-august-otto-wynalazca-i-konstruktor-ktory-wyprzedzil-swoje-czasy/
- https://de.wikipedia.org/wiki/Deutz_AG
- https://de.wikipedia.org/wiki/Carl_Ben
- https://de.wikipedia.org/wiki/Siemens
- https://de.wikipedia.org/wiki/Alfred_Krupp
- https://journals.sagepub.com/doi/10.1177/09683445231193878
- Władysław Czapliński, Adam Galos i Wacław Kort, Historii Niemiec, wyd. Ossolineum 1990
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Lista_laureat%C3%B3w_Nagrody_Nobla
- https://de.wikipedia.org/wiki/DELAG
- Walter J. Boyne, Skrzydła wojny, Warszawa 2011.
- https://www.usni.org/magazines/proceedings/1939/january/german-naval-strategy-world-war
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Plan_Schlieffena
- Barbara W. Tuchman, Sierpniowe salwy, Warszawa 2014
- https://de.wikipedia.org/wiki/Fritz_Haber
- https://books.google.pl/books/about/Das_unbekannte_Heer.html?id=TPEsAQAAIAAJ&redir_esc=y
- https://de.wikipedia.org/wiki/Wilhelm_Normann
- https://ejournals.eu/czasopismo/prace-historyczne/artykul/aprowizacja-ludnosci-cywilnej-w-czasie-i-wojny-swiatowej-wojna-jako-katalizator-zmian-kultury-kulinarnej-w-europie
- https://www.dw.com/pl/rze%C5%9Bki-staruszek-sztuczny-kauczuk/a-5068118
- https://en.wikipedia.org/wiki/Friedrich_Bergius
- https://en.wikipedia.org/wiki/Bergius_processhttps://en.wikipedia.org/wiki/Fischer%E2%80%93Tropsch_process
- https://en.wikipedia.org/wiki/IG_Farben
- https://en.wikipedia.org/wiki/Case_Blue
- Albert Speer, Wspomnienia, Warszawa 1990
- https://www.statista.com/statistics/1086396/german-territorial-loss-treaty-versailles-modern-countries/
- https://en.wikipedia.org/wiki/Former_eastern_territories_of_Germany
- https://www.nationalww2museum.org/students-teachers/student-resources/research-starters/research-starters-worldwide-deaths-world-war
- https://www.dw.com/en/sonia-phalnikar/person-35931454
- https://www.deutschlandfunk.de/anti-atomkraft-bewegung-deutschland-chronik-100.html
- https://obserwatorgospodarczy.pl/2023/07/15/gospodarka-niemiec-oraz-francji-starcie-dwoch-rywali/
- https://www.dw.com/pl/obama-i-merkel-dzieje-nie%C5%82atwych-relacji/a-36418275
- https://wyborcza.pl/7,75248,2673790.html
- https://wiadomosci.onet.pl/politico/rosja-15-lat-temu-wladimir-putin-powiedzial-nam-kim-jest-naprawde-nikt-go-nie-sluchal/gkdkqqf
- https://www.dw.com/de/deutsche-wirtschaft-entgeht-rezession/a-68958474
- https://www.bmwk.de/Redaktion/DE/Pressemitteilungen/2024/04/20240412-gesetz-zur-wasserstoff-netzentwicklungsplanung.html
- https://www.mdr.de/nachrichten/deutschland/politik/wasserstoff-kernnetz-bundestag-102.html
- https://www.euractiv.de/section/energie/news/eu-parlament-verabschiedet-gesetze-fuer-wechsel-von-gas-zu-wasserstoff/
- Dariusz Wiącek, „Wodór jako paliwo przyszłości”, https://bibliotekanauki.pl/articles/311495.pdf
- https://airandspace.si.edu/collection-objects/fuel-cell-apollo/nasm_A19780288000
- https://venair.com/en/blog/articles/cost-h2-fuel-stationhttps://portaldlaelektryka.pl/aktualnosci/technologie-magazynowania-wodoru-i-jego-pochodnych-2746.html
- https://observatory.clean-hydrogen.europa.eu/hydrogen-landscape/production-trade-and-cost/hydrogen-production
- https://www.euronews.com/business/2024/03/05/whats-stopping-europe-from-reaching-its-clean-hydrogen-goals
- https://www.strategyand.pwc.com/de/en/industries/energy-utilities/navigating-the-hydrogen-ecosystem.html
- https://www.hydrogeninsight.com/production/eu-is-not-even-close-to-being-on-track-to-meet-its-2030-green-hydrogen-targets-amid-slow-build-out-pwc/2-1-1630909
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Lista_elektrowni_w_Polsce
- https://seshydrogen.com/en/electrolysis-green-hydrogen-production-process-and-areas-of-application/