- Filip Dąb-Mirowski
III wojna o Karabach.
Konflikt o Górski Karabach wydaje się nigdy nie wygasać, co najwyżej okresowo traci na intensywności. Jednakże wszystko wskazuje na to, że w ostatnim czasie mieliśmy do czynienia z przesileniem, które może ostatecznie zakończyć niezależność tego quasi państwa.
Od początku września internetową infosferę zaczęły zalewać zdjęcia i nagrania przedstawiające azerskich żołnierzy wraz ze sprzętem wojskowym zmierzających na granicę z Armenią. Towarzyszyły temu doniesienia o pomniejszych incydentach granicznych z wymianą ognia włącznie, po których następowało wzajemne oskarżanie się o prowokacje.
Dzisiaj możemy już z całą pewnością stwierdzić, że było to preludium do trzeciej wojny o Górski Karabach, wojny błyskawicznej. Po zaledwie 24 godzinach od rozpoczęcia konfliktu obrońcy „Arcachu”, jak ten region nazywają jego mieszkańcy, zostali zmuszeni do złożenia broni na warunkach Baku. Jak do tego doszło? Co to oznacza dla regionu i dlaczego nie musi być to ostatni punkt zapalny w stosunkach na linii Erewań-Baku?
Historia tego konfliktu trwa w zasadzie od początku XX wieku, rozpalając się na nowo za każdym razem gdy słabną imperia i zmienia się geopolityczny układ sił.
Faktem jest, że od jej zakończenia sytuacja między oboma państwami pozostawała napięta. Górski Karabach otoczony jest przez zajęte (czy jak kto woli „odzyskane”) przez Azerbejdżan terytoria, a przy tym jest połączony z Armenią tylko jedną drogą biegnącą przez korytarz laczyński.
Najpierw zatem przypomnijmy pokrótce rezultat terytorialny wojny z 2020 roku. Na mapie.
Obszar różowy to terytorium Armenii. Jasnozielony - Azerbejdżanu. Kolor pomarańczowy to granice Karabachu do dnia wybuchu konfliktu z 19 września. Kolor niebieski to obszar odzyskany przez Azerów siłą w wyniku 44 dniowej wojny z 2020 roku. Ten obszar wraz z kolorem ciemnozielonym to tereny oddane przez Azerów Ormianom w wyniku I wojny o Karabach w 1994 roku. Po uważnej obserwacji odnajdziemy również kolor fioletowy - a zatem korytarz „laczyński”, czyli droga do Armenii przez tereny azerskie, wynegocjowana w porozumieniu z 2020 roku. Mimo dużej populacji Ormian na terenach - niebieskich, ciemnozielonych, czy pomarańczowych, formalnie stanowią one terytorium Azerbejdżanu.
Dla porządku - pomieszane granice to spuścizna Sowietów, którzy arbitralnie ustanawiali te granice w imię zasady „dziel i rządź”.
Klęska Armenii pozwoliła Azerbejdżanowi na zajęcie dominującej pozycji w stosunkach dwustronnych, co władze w Erywaniu próbowały balansować opierając się na tradycyjnych relacjach z Moskwą jako protektorem. Wojna z 2020 roku zakończyła się porozumieniem, którego gwarantem miała być Federacja Rosyjska, stąd to na rosyjskich żołnierzach spoczęła odpowiedzialność za utrzymanie porozumienia w mocy, co od samego początku było zadaniem trudnym, nie tylko ze względu na azerskie apetyty.
Upokarzające dla Ormian warunki umowy spotkały się ze społecznym sprzeciwem. Szczególnie zobowiązanie do oddania zajętych w pierwszej wojnie terytoriów w połączeniu z ewakuacją mieszkańców. Protestujący w Erywaniu ludzie wdarli się do parlamentu i zaatakowali przewodniczącego izby, a premier Nikol Paszynian zapowiedział swoją rezygnację. Ostatecznie, z niemałym trudem utrzymał się przy władzy wygrywając próbę sił nie tylko ze wzburzonymi wyborcami, ale też z tzw. klanem karabaskim. Tymczasem pierwsze starcia odżyły już w grudniu 2020 roku, gdy oddziały armeńskie wkroczyły do dwóch miejscowości, które powinny zostać przekazane Azerbejdżanowi.
Był to jednak wyjątek od reguły, którą w następnych miesiącach stały się incydenty z wymianą ognia oraz permanentne naruszanie terytorium Armenii właściwej przez azerskie oddziały. Ocenia się, że do połowy 2023 roku Azerbejdżan zajął od 50 do 215 km2 armeńskiego terytorium. Uczyniono tak głównie po to, by przejąć dogodne taktycznie pozycje na wypadek wznowienia regularnych działań zbrojnych, choć znany jest przypadek próby uzyskania kontroli nad kopalnią złota.
Do największej dotychczas eskalacji doszło we wrześniu 2022 roku. Obie strony wymieniały ostrzał artyleryjski, natomiast w rejonach nadgranicznych dochodziło do starć oddziałów. Wbrew pozorom walki nie toczyły się na terytorium Arcach, tylko w sąsiedniej południowej Armenii. Celem azerskich ataków była zwłaszcza prowincja Sjunik, będąca bramą na południe, w tym do Górskiego Karabachu, Nachiczewanu oraz Iranu, co ma fundamentalne znaczenie dla Erywania. Ze względu na zamknięte przejścia graniczne z Turcją i Azerbejdżanem, Armenia połączona jest ze światem jedynie poprzez Gruzję oraz Iran.
Co ważne, w trakcie walk siły azerskie ostrzelały rosyjskich „mirotworców”, a zatem „siły pokojowe”, w tym pilnujących granicy funkcjonariuszy FSB. Jednak spotkało się to z bierną postawą Rosji. Każde z takich starć wygaszane było w toku negocjacji, najczęściej przy pomocy aktorów międzynarodowych: Francji, Federacji Rosyjskiej, Turcji, USA, Unii Europejskiej czy OBWE (Grupa Mińska). Baku celowo używało argumentu siły by zmusić Erywań do kolejnych ustępstw. Mimo niewesołego położenia, premier Paszynian nie chciał się na nie zgodzić. Prócz korytarza, najtrudniejszym tematem do rozwiązania pozostawała delimitacja granicy oraz przyszły status Górskiego Karabachu, który Azerbejdżan zamierzał w całości reintegrować.
Tymczasem o ile dokładny przebieg granicy jest kwestią relatywnie elastyczną, o tyle połączenie azerskich terytoriów wliczając w to Nachiczewan, jest dla Baku sprawą niepodlegającą negocjacjom. Sam prezydent Ilham Alijew zapowiadał, że w razie konieczności tzw. korytarz Zangezur zostanie zajęty siłą. Stworzenie lądowego połączenia jest marzeniem nie tylko prezydenta Alijewa, ale też prezydenta Turcji Reccepa Erdogana. To nieodzowny element w budowie unii turańskiej, łączącej wszystkie euroazjatyckie ludy turańskie w jednym organizmie politycznym w duchu podobnym do Unii Europejskiej, ale pod wyraźnym przywództwem Ankary.
Armenia co prawda zgodziła się na otwarcie drogi dla transportu, ale nie zamierza oddawać nad nią kontroli. W związku z powyższym, w grudniu 2022 roku tzw. „aktywiści ekologiczni” azerskiego pochodzenia zablokowali korytarz laczyński. Z początku przepuszczano jedynie transporty z lekami i pomocą humanitarną, ale od czerwca 2023 roku blokadę przejęła azerska armia, de facto całkowicie odcinając Arcach od Armenii, co zaostrzyło narastający kryzys humanitarny.
Od tamtej pory presja na Erywań stale narastała. Negocjacje zyskały na intensywności tym bardziej, że prowadzone były na trzech różnych poziomach. Pod koniec 2021 włączyła się w nie Komisja Europejska za sprawą Charlesa Michela, ale indywidualnie toczono je także przy udziale Rosji i Stanów Zjednoczonych Ameryki. Wszystkie te formaty odbyły w tym roku kilkukrotne spotkania i nawet wydawało się, że porozumienie jest nieodległe. Jeszcze w połowie września Azerbejdżan odblokował korytarz laczyński wpuszczając transporty humanitarne. Wygląda jednak na to, że Alijewa zmęczyło czekanie. W dniu 19 września siły azerskie przystąpiły do ostrzału terytorium Arcach, w wystosowanym oświadczeniu oskarżając Ormian o terroryzm. Celem rozpoczętej „operacji antyterrorystycznej" miała być demilitaryzacja obszaru, co jednak trudno interpretować inaczej niż ostateczną likwidację niezależności Górskiego Karabachu.
Dlaczego jednak Rosja, odpowiedzialna przecież za dochowanie warunków porozumienia, do których należało także utrzymanie ruchu przez korytarz laczyński, zachowała całkowitą bierność w stosunku do Azerbejdżanu? Wydaje się, że jest po prostu zbyt słaba by wejść w konfrontację.
Jeszcze po zakończeniu drugiej wojny karabaskiej, w listopadzie 2020 roku, Federacja Rosyjska, choć zaangażowana na wielu kierunkach, nadal wydawała się graczem o niemałym potencjale, który stabilizował sytuację. Co prawda, wsparcie udzielone przez Turcję Azerbejdżanowi oznaczało, że wpływy rosyjskie zaczęły być wypychane przez Ankarę, tak mimo wszystko Moskwa sprytnie utrzymała się na pozycji regionalnego arbitra.
Wszystko zmieniło się po lutym 2022 roku. Razem z pełnowymiarową napaścią na Ukrainę i wyraźną porażką rosyjskiej armii doznaną pod koniec lata, osłabienie rosyjskich zdolności wojskowych stało się dla wszystkich oczywiste. Równocześnie, bezprecedensowe sankcje Zachodu i ostracyzm, zawęził Moskwie pole działania na arenie międzynarodowej, a koszty wojny nadwyrężyły budżet.
Rosyjska niemoc, brak skutecznych narzędzi do projekcji siły w tzw. limitrofie, skłonił regionalnych graczy do podjęcia próby polepszenia własnych pozycji geopolitycznych, a w awangardzie tego trendu ruszyły ramię w ramię Turcja i Azerbejdżan. Zmiana ta, stała się też podstawą do wkroczenia na kaukaską arenę Stanów Zjednoczonych oraz Unii Europejskiej.
Wspomniane wcześniej walki na granicy prowincji Sjunik z września 2022 roku nastąpiły krótko po tym, gdy oddziały rosyjskie zostały rozbite przez Siły Zbrojne Ukrainy w pamiętnej operacji izjumsko-kupiańskiej w obwodzie charkowskim. Azerowie bardzo trzeźwo ocenili, że frontowe deficyty uzupełniane są także za pomocą oddziałów rozlokowanych na Kaukazie i dlatego postanowili przetestować rosyjskie reakcje na różnego rodzaju prowokacje zbrojne prowadzone na linii kontaktu między stronami, łącznie z ostrzałem „mirotworców”.
W ten sposób doszliśmy do blokady korytarza laczyńskiego. Pretekstem do jego utrzymywania był domniemany przemyt broni dla karabaskich bojówek, o co oskarżały Armenię władze w Baku. Azerbejdżan pozostawał właściwie bezkarny, a Rosjanie bierni, ku wściekłości Erywania - co wyrażono np. w oficjalnym oświadczeniu MSZ. Trudno się dziwić, że taka postawa zachęciła Azerów do sięgnięcia „po więcej”. Dysproporcja w potencjale wojskowym między bogatym Azerbejdżanem, a biedną Armenią stale rośnie.
Do niedawna Erywań pokładał nadzieje w gwarancjach bezpieczeństwa OUBZ (Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym), ale okazała się ona całkowicie niewydolna, nawet mimo objęcia przez Armenię przewodnictwa struktury w latach 2021-2022. Ta oczywista niemoc w chwili bezpośredniego zagrożenia dla armeńskiego terytorium, stała się powodem dużej frustracji Ormian, a w ostatnim czasie skłoniła premiera Nikolę Paszyniana do konstatacji, że jednowymiarowe stawianie na Rosję okazało się strategicznym błędem (mówił o tym w wywiadzie dla włoskiej gazety "La Reppublica").
Erywań odmówił wzięcia udziału w ćwiczeniach OUBZ jakie na początku września ruszyły na Białorusi, oraz odwołał swojego stałego przedstawiciela przy organizacji – Wiktora Bijagowa. Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że w następnym kroku Armenia opuści sojusz. Paszynian dość wyraźnie daje znać, że interesuje go bliższa współpraca z Zachodem jako bardziej wiarygodnym partnerem, co zresztą jest krokiem oczekiwanym przez jego wyborców.
Symbolem zwrotu w polityce wobec Rosji stało się wprowadzenie pod obrady armeńskiego parlamentu wniosku o ratyfikację Statutu Rzymskiego, który uzna prawną jurysdykcję Międzynarodowego Trybunału Karnego. Gdyby do tego doszło, byłby to cios wymierzony we Władimira Putina, wobec którego MTK wydał nakaz aresztowania.
Jednocześnie wysłano pomoc humanitarną dla Ukrainy, którą osobiście „dostarczyła” żona premiera Anna Hakobjan. Niemałym zaskoczeniem była też zapowiedź wspólnego z Amerykanami ćwiczenia wojskowego „Eagle Partner 2023”.
Podsumowanie
I tak dochodzimy do trzeciej wojny o Górski Karabach. Z początku Baku tłumaczyło się potrzebą przeprowadzenia manewrów, czemu jednak Ormianie nie dawali wiary. Nic dziwnego, bo w 2020 roku przed wrześniowym atakiem na Górski Karabach, wojska azerskie robiły dokładnie to samo, po czym z ćwiczeń płynnie przeszły do inwazji. Podobnie stało się przed starciami we wrześniu 2022 roku. Prawdopodobieństwo, że tym razem będzie podobnie było więc wysokie, a efekty zaobserwowaliśmy bardzo szybko.
Operacja odbicia Karabachu rozpoczęła się 19 września, a już po niespełna 24 godzinach wszystko było rozstrzygnięte. Władze nieuznawanej Republiki Górskiego Karabachu, widząc brak wsparcia zarówno ze strony Erywania, jak i Moskwy, były zmuszone usiąść do rozmów z Azerami w Jewłachu. Jednocześnie trwała ewakuacja Ormian z Karabachu przez bazę rosyjskiego kontyngentu pokojowego.
20 września, około godziny 13 czasu lokalnego ogłoszono zaprzestanie działań wojennych i osiągnięcie porozumienia, które de facto było kapitulacją wojsk Arcachu. Warunki porozumienia zakładały rozwiązanie i całkowite rozbrojenie armii karabaskiej, wycofanie ciężkiego sprzętu i broni. Całość odbywała się pod auspicjami rosyjskich sił pokojowych. Walki trwały dobę, a w ich wyniku – według strony karabachskiej – śmierć poniosło ok. 200 Ormian, a ponad 400 zostało rannych. Lokalni mieszkańcy (oficjalnie 120 tysięcy, choć w rzeczywistości mniej) otrzymali od Azerbejdżanu ofertę pozostania w Górskim Karabachu pod warunkiem przyjęcia azerbejdżańskiego obywatelstwa, lub opuszczenia swoich domów i przeniesienia się do Armenii. Władze Armenii ogłosiły natomiast, że są gotowe przyjąć ormiańskich mieszkańców z Karabachu. Dlatego obecnie trwa masowy exodus Ormian z Arcachu
Niemniej w efekcie azerskiej operacji i reakcji władz Armenii, na ulicach Erywania wybuchły potężne protesty - część z nich wymierzona była w Paszyniana, który oskarżany był o zdradę, część natomiast odbywała sie pod ambasadą Federacji Rosyjskiej, gdzie ludzie zarzucali Moskwie porzucenie Armenii.
Zważywszy na to, że wojska Republiki Górskiego Karabachu zostały pozostawione same sobie, taki rezultat był nieunikniony. Jeszcze w czasie walk, 19 września, premier Armenii Nikola Pashinyan zapowiedział, że wojska armeńskie nie wezmą udziału w wojnie.
Zasobów, ani ochoty by reagować nie mieli również Rosjanie. Siły rosyjskiego Południowego Okręgu Wojskowego, który dotychczas odpowiedzialny był za wszelkie operacje na Kaukazie, są dziesiątkowane w ukraińskiej ofensywie na Zaporożu. Rosjanie nie mieli więc zasobów do zatrzymania Azerbejdżanu, woleli nie zaogniać sytuacji, godząc się z faktami. Liczą na utrzymanie wpływów wśród karabaskich elit, które nawet po opuszczeniu Arcach pozostaną uczestnikami życia politycznego Armenii. Punktem zaczepienia w przyszłych relacjach z Erywaniem pozostaną też rosyjskie bazy wojskowe ulokowane na armeńskim terytorium.
Wydaje się zatem, że Azerbejdżan ostatecznie rozwiązał problem Górskiego Karabachu, jednak to nie koniec „porządków”, które Baku chce zrobić w swojej najbliższej okolicy. Gorącym tematem pozostaje dalej ekslawa nachiczewańska, do której Azerowie chcą wydrążyć most lądowy poprzez terytorium Armenii. Jeśli będzie potrzeba to siłą.
Jednakże dążenia Azerów do złączenia całości ziem spotykają się z nerwową reakcją Iranu, przy którego północnej granicy biegnie korytarz zangezurski. Postawa Teheranu i jego wsparcie dla Armenii może mieć zasadnicze znaczenie w budowaniu nowej równowagi sił w regionie. W opinii wielu „Korytarz Zangezur” jest czerwoną linią dla Iranu. O ile Teheran biernie przyglądał się kwestii Górskiego Karabachu, tak azerska ofensywa w korytarzu zangezurskim może spotkać się z irańską interwencją.
Iran kilkukrotnie powtarzał, że nie zgodzi się na żadne zmiany terytorialne w Armenii, a więc nie zgodzi się na azerski korytarz. W ewentualny konflikt między tymi państwami na pewno wtrąciłaby się też Turcja, przy cichym wsparciu Izraela, który od dłuższego czasu zaopatruje Baku w uzbrojenie, a także prawdopodobnie korzysta z azerskiego terytorium do prowadzenia operacji przeciwko reżimowi ajatollahów.
Zatem wiele wskazuje więc na to, że Górski Karabach to nie koniec ostrej relacji na linii Armenia-Azerbejdżan. Baku chce złączyć swoje podzielone terytorium i ma do tego zasoby finansowe i militarne, które przewyższają zdolności Erywania. Jednak ofensywa w korytarzu zangezur znacznie podnosi skalę konfliktu i może wywołać interwencję największych aktorów regionalnych, a nawet światowych, dalej czyniąc z Kaukazu niekończące się źródło napięć.