"Kiedy mocarstwa nuklearne sięgają po broń: anatomia krótkiej wojny, która wstrząsnęła Azją Południową".

Cztery dni. Dwadzieścia cztery precyzyjne uderzenia rakietowe. Pięć zestrzelonych myśliwców. Setki dronów w powietrzu. To bilans krótkiej, ale intensywnej „wymiany uprzejmości” między Delhi i Islamabadem, której konsekwencje są bardzo znaczące.

Kiedy 7 maja indyjskie siły powietrzne przekroczyły pakistańską przestrzeń powietrzną, jakkolwiek byśmy na to nie spojrzeli - rozpoczęła się kinetyczna wymiana między mocarstwami nuklearnymi. Widmo wojny, które od dziesięcioleci nawiedza subkontynent indyjski, po raz kolejny stało się realną możliwością.

Konfrontacja między Indiami a Pakistanem trwa z przerwami od dziesięcioleci, odkąd rozpadły się Indie Brytyjskie i nastąpił podział subkontynentu. Przyczynami tej rywalizacji niezmiennie pozostają nierozstrzygnięte spory terytorialne, ukryte działania sponsorowanego przez państwa terroryzmu, napięcia religijne, nuklearne szantaże, czy niemożliwe do pogodzenia roszczenia nacjonalistyczne. Zbigniew Brzeziński zaliczył ten region do kotła niestabilności, który nazwał „euroazjatyckimi Bałkanami" ze względu na jego strategiczną nieprzewidywalność.

Jednak ostatnia eskalacja to nie tylko kolejna odsłona tradycyjnej rywalizacji. Żeby zachować właściwą perspektywę - należy zdać sobie sprawę, że dwa państwa uzbrojone w broń jądrową stoczyły ze sobą bezpośrednią konfrontację zbrojną z użyciem dronów, nalotów powietrznych oraz pocisków manewrujących i balistycznych. Jaka jest anatomia czterodniowej, ograniczonej wojny pomiędzy Indiami i Pakistanem? Jakie są strategiczne implikacje zarówno dla obu aktorów, jak i środowiska międzynarodowego?

Anatomia sądowa konfliktu

W odwecie za śmiertelny atak terrorystyczny na indyjskich turystów w Kaszmirze, przeprowadzony przez islamskich bojowników prawdopodobnie wspieranych przez pakistańskie służby wywiadowcze, Indie rozpoczęły operację Sindoor. Pod względem taktycznym ten kontratak został precyzyjnie zaplanowany, aby uderzyć w główne kwatery dżihadystów i ich infrastrukturę, obozy szkoleniowe bojowników, obiekty wojskowe i bazy lotnicze na terytorium Pakistanu. Zamiast pełnoskalowej wojny clausewitzowskiej, zakres indyjskiej „specjalnej operacji wojskowej" był ograniczony i wyważony. W rzeczywistości ostatecznym strategicznym celem tej ofensywy było przywrócenie wiarygodności indyjskiego odstraszania militarnego, nałożenie kar na pakistański rząd za wspieranie nielegalnych grup zbrojnych, przedefiniowanie dwustronnych zasad postępowania w przypadku wrogich działań oraz zademonstrowanie indyjskiej dominacji w eskalacji strategicznej.

Jednak prawdopodobnie najważniejszym celem indyjskiej strategii wojskowej było podkreślenie, że - pomimo pakistańskiego arsenału nuklearnego - potajemne wspieranie przez Islamabad islamskich bojowników jako narzędzi agresji przeciwko Indiom już więcej nie pozostanie bezkarne. Innymi słowy, Indie zamierzały na stałe zmienić istniejący układ sił, ale bez kosztów związanych z groźbami nuklearnymi czy szczególnie z konfliktem lądowym o dużej intensywności, który mógłby przekształcić się w wyniszczającą wojnę na wyczerpanie. Z długoterminowej perspektywy taki kierunek działania jest zgodny z polityką Indii, które podejmują przemyślane ryzyko, aby stworzyć wizerunek kraju aspirującego do roli wielkiego mocarstwa, gotowego zrobić wszystko, co potrzebne w tym dążeniu. Niedawnym przykładem takiej polityki było zabójstwo wysokiej rangi przywódcy sykijskich separatystów na kanadyjskiej ziemi kilka lat temu. Należy też pamiętać, że indyjska dyplomacja wykorzystała tę okazję, aby pokazać determinację, przywództwo i siłę po niepowodzeniach i wyzwaniach wynikających z nagłego obalenia bliskiego Indiom rządu Bangladeszu - w wyniku społecznych zamieszek - w zeszłym roku.

Zgodnie z zasadami obecnego pola walki, gdzie granica między wojną konwencjonalną, a niekonwencjonalną jest mglista Delhi zmobilizowało zasoby do prowadzenia wojny psychologicznej przez media społecznościowe i wstrzymało dostawy świeżej wody do Pakistanu, pomimo istniejących przepisów prawnych Traktatu o Wodach Indusu. Ponadto pojawiły się sygnały, że Indie są gotowe dać platformę ruchom separatystycznym Beludżów, aby podsycić plemienne niepokoje za liniami wroga i osłabić wewnętrzną spójność Pakistanu. Chociaż indyjscy decydenci odpowiedzialni za działania wojenne nie osiągnęli spektakularnego sukcesu, jasno podkreślili „czerwone linie” bezpieczeństwa narodowego Delhi, jak i wszechstronne możliwości indyjskich zasobów obronnych. Z perspektywy czasu, krótkotrwała kampania indyjska wydaje się zapożyczać koncepcje strategiczne z izraelskiego podręcznika o okresowej konieczności degradowania gotowości przeciwnika. Modi wyciąga lekcje z działań Bibiego Netanyahu.

Dodatkowym czynnikiem, który trzeba wziąć pod uwagę, jest także indyjska polityka wewnętrzna, szczególnie biorąc pod uwagę chęć odwrócenia przez dominującą partię Bharatiya Janata spadającego poparcia wyborczego. Premier Narendra Modi - polityczny champion Hindutvy jako ideologii, która kodyfikuje odrodzenie indyjskich tradycji imperialnych - zamierzał zdobyć punkty polityczne wśród indyjskich twardogłowych nacjonalistów, jednocząc ich wokół flagi. Pod tym względem rząd Modiego przedstawił Pakistan jako egzystencjalnego wroga rodem z koncepcji Carla Schmitta i pokazał asertywność Indii jako pewnego siebie państwa-cywilizacji Sanatan (a zatem „wieczna dharma”), które odzyskuje swoje słuszne miejsce w historii jako część swojego dziedzictwa. Fakt ten podkreśla nazwa - „operacja Sindoor”, która bierze się od czerwonawego proszku kosmetycznego noszonego przez zamężne Indyjki jako oznaka tożsamości, który obrazuje przywiązanie do tradycyjnego indyjskiego sposobu życia.

Pakistan „ustał”

Konwencjonalna wiedza i klasyczny realizm wskazywałby, że liczbowa przewaga Indii pod względem ekonomicznym, demograficznym, militarnym i terytorialnym niechybnie doprowadziłaby do zdecydowanego, miażdżącego wręcz zwycięstwa nad wrogiem. Jednak mimo że Pakistan nie pokonał całkowicie sił indyjskich, to również się nie poddał. Opierając się na logice realizmu kardynała Richelieu, Islamabad nie musiał pokonać Indii w konwencjonalnym sensie, a jedynie się im postawić. Pomimo dominujących dysproporcji, Pakistan przypomniał swojemu południowemu sąsiadowi, że samo jego istnienie jako siły, z którą trzeba się liczyć, jest skuteczną tarczą, która zapobiega wzrostowi Indii jako regionalnego hegemona.

Wyposażone w chińskie systemy wczesnego ostrzegania, pociski, sprzęt do wojny elektronicznej i myśliwce Chengdu J-10, pakistańskie siły zbrojne zdołały pokazać, że siły powietrzne Delhi nie są wystarczająco silne, aby zapewnić sobie supremację nad niebem Kaszmiru. Na tym teatrze działań najbardziej wymownym przykładem pakistańskiej kompetencji wojskowej było zniszczenie indyjskich samolotów wojennych (w tym importowanych francuskich Rafali i rosyjskich MiGów i Su). Siła i precyzja pakistańskiego kontrataku zachęciły Delhi do przyjęcia zawieszenia broni wynegocjowanego dzięki nieoczekiwanej interwencji administracji Trumpa, zanim drabina eskalacji poszła w górę. Pakistańska determinacja polityczna i możliwości materialne mogły też przekonać indyjskie siły morskie do zaniechania paraliżującego ataku na port w Karaczi, główny filar pakistańskiej gospodarki.

Ogólnie rzecz biorąc, wojenna mobilizacja pakistańskiej armii pokazała, że Islamabad nie musi wykazywać postawy całkowicie uległej wobec Indii. Oprócz solidnego występu na polu bitwy, kolejnym pakistańskim osiągnięciem była siła dyplomatyczna, która przyciągnęła znaczące wsparcie zagraniczne. Oprócz potwierdzenia chińskiego patronatu strategicznego - przejawiającego się w pogłębianiu więzi wojskowych i geoekonomicznych - wizerunek Pakistanu jako obrońcy walczącego w imieniu szerszego świata muzułmańskiego zdobył dyplomatyczne wsparcie państw islamskich, takich jak Turcja i Azerbejdżan. Najwyraźniej tureckie drony Songar zostały użyte przez Pakistan w transgranicznych atakach rojowych przeciwko indyjskim bazom lotniczym, centrum logistycznym i składom broni.

W przeciwieństwie do tego, Indie nie otrzymały jawnego wsparcia od innych członków sojuszu QUAD, państw BRICS, sąsiednich państw azjatyckich, a nawet od potęg mających bliskie związki z Delhi, takich jak USA i Rosja. Dzięki temu wyższe szczeble wojskowe pakistańskiego „głębokiego państwa" wykorzystały kryzys do konsolidacji i legitymizacji swojego wewnętrznego przywództwa politycznego. W ten sposób popularność zdobyta dzięki umiejętnościom pakistańskiego dowództwa zdołała zrekompensować polityczne skutki kontrowersyjnego i widocznego odsunięcia od władzy byłego premiera Imrana Khana.

Chociaż obie strony ogłosiły własne zwycięstwo, trzeźwa i wyważona ocena sytuacji pokazuje, że to tymczasowe zawieszenie broni jest dalekie od ostatecznego rozstrzygnięcia. W coraz bardziej wielobiegunowym porządku światowym zarówno indyjscy, jak i pakistańscy twardogłowi dowódcy mają powody do reaktywowania wrogich działań w celu rozstrzygnięcia tego trwającego sporu. Są już sygnały wskazujące w takim kierunku. Na przykład indyjskie siły opozycji kierowane przez Kongres zarzucają, że pomimo zaciekłej nacjonalistycznej retoryki premiera Modiego, jego administracja - w przeciwieństwie do rządów Indiry Gandhi sprzed pół wieku - prawdopodobnie nie miała odwagi i determinacji, aby walczyć do kapitulacji pakistańskich wojsk. Z kolei pakistańskie dowództwo nie ma długoterminowych strategicznych, politycznych czy militarnych powodów, aby przestać finansować, wyposażać i szkolić grupy dżihadystów w celu zlecania im brudnej roboty jako środka asymetrycznego przeciwko przewadze Delhi w konwencjonalnej sile ognia.

Znaczące reperkusje

Północna część Hindustanu była jednym z głównych punktów zapalnych w oryginalnej „Wielkiej Grze" między imperiami brytyjskim i carskim. Dziś region ten nadal jest wart grzechu ze względu na swoją kluczową pozycję na skrzyżowaniu dążeń imperialnych, gargantuicznych przeszkód geograficznych, strategicznych wąskich gardeł, sieci handlowych i cennych złóż surowców naturalnych. Stąd też efekty fali i rozlania z najnowszej indyjsko-pakistańskiej potyczki prawdopodobnie spowodują destabilizujące konsekwencje poza rzeczywistym polem bitwy na różne sposoby. Jak?

Po pierwsze, należy oczekiwać intensyfikacji bezpośredniej i pośredniej rywalizacji geopolitycznej między Indiami a Chinami o dostęp do strategicznych surowców Azji Środkowej. Dla Chińczyków Pakistan może działać jako swoisty „agent odmowy”, który trzyma w ryzach indyjskie ruchy strategiczne. W takich okolicznościach państwa takie jak Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Turkmenistan i Uzbekistan będą się starać nawigować celem osiagnięcia trudnego balansu uwzględniającego konkurujące interesy chińskie, indyjskie, rosyjskie i zachodnie.

Po drugie, prawdopodobna reaktywacja zamrożonych konfliktów, ruchów separatystycznych i rywalizacji sektariańskich może wpłynąć na realizację chińskich projektów łączności, szczególnie tych związanych z energią, handlem, logistyką i infrastrukturą cyfrową. Na przykład tych związanych z projektem - Pas i Szlak.

Po trzecie, proliferacja bojowego dżihadyzmu - czy to spontanicznego, czy podsycanego - i w ślad za tym jego zaangażowanie w konfrontacje międzypaństwowe może pochłonąć Iran, Afganistan, Xinjiang i znaczną część poradzieckiej Azji Środkowej.

Po czwarte, konflikt pokazuje ograniczoną instrumentalną użyteczność bloków takich jak BRICS i Szanghajska Organizacja Współpracy (SCO) w zarządzaniu podstawowymi napięciami, poskramianiu sił chaosu i gwarantowaniu bezpieczeństwa regionalnego, ponieważ istnieje niewiele wspólnych mianowników poza wspólnym zainteresowaniem dedolaryzacją i konfiguracją wielobiegunowej równowagi sił. Indie są członkiem BRICS, a Pakistan do tego członkostwa dąży, ale to nie przeszkadza by oba pałały do siebie zaciekłą wrogością.

Po piąte, takie wydarzenia razem przyśpieszą militaryzację, konkurencję w sferze bezpieczeństwa, rekonfigurację sojuszy geopolitycznych, wojny zastępcze i stopniowy wyścig zbrojeń w Azji Południowej. Dodatkową falą uderzeniową uwolnioną przez niedawną indyjsko-pakistańską „Czterodniową Wojnę" jest zwiększony poziom napięć między diasporami obu krajów w wielokulturowych państwach zachodnich, takich jak Wielka Brytania, Kanada i Australia - wrogość, która może wywołać przemoc uliczną. Stąd też echa konfliktu mogą być eksportowane do odległych zakątków Ziemi.

Implikacje dla polityki wielkich mocarstw

A jak patrzą na to mocarstwa? Aby uniknąć ryzyka związanego z nadmiernym rozciągnięciem i przeskalowaniem, Stany Zjednoczone stają się mniej skłonne do interweniowania w kryzysach euroazjatyckich, gdzie nie są zagrożone żywotne interesy amerykańskie. Nic dziwnego, że druga administracja Trumpa była bardzo otwarta w swojej niechęci do zaangażowania się również teraz. Tym razem Waszyngton pośredniczył jako mediator krótkoterminowego rozwiązania dyplomatycznego prawdopodobnie dlatego, że amerykańska społeczność wywiadowcza dostrzegła potencjalne niebezpieczeństwa niekontrolowanej eskalacji. Jednak amerykańscy dyplomaci mogą nie być chętni do pełnienia roli pośredników, gdy kolejny cykl konfrontacji między Indiami a Pakistanem wybuchnie w nadchodzących dekadach. A ich chińscy i rosyjscy odpowiednicy nie mogą łatwo wskoczyć i odegrać równoważnej roli, ponieważ polityka zagraniczna zarówno Pekinu, jak i Moskwy nie jest wystarczająco bezstronna. Nieobecny pośrednik, któremu mogą zaufać obie walczące strony, oznacza że następnym razem intensywność konfliktu może pójść dalej. W rzeczy samej, konsolidacja wielobiegunowego porządku światowego oznacza, że napięcia między Delhi a Islamabadem będą coraz trudniejsze do opanowania.

A zatem kto jest zwycięzcą całej sytuacji? Wydaje się, że są nimi Chiny. Jak pokazuje incydent z 2020 roku, gdy indyjscy i chińscy żołnierze zaatakowali się nawzajem kijami i kamieniami w Ladakh, rywalizacja między Chinami a Indiami trwa nadal. Ich wspólne członkostwo w ramach wielostronnych, takich jak SCO, czy BRICS, oraz ich trójstronne związki z Federacją Rosyjską do pewnego stopnia rozładowały napięcia. Niemniej jednak interesy indyjskie i chińskie są nie do pogodzenia ze względu na konkurencyjne plany dotyczące Tybetu, dostępność strategicznych zasobów w pobliżu granicy chińsko-indyjskiej, wpływy w Azji Południowo-Wschodniej, ciepłe wody Oceanu Indyjskiego oraz status Pakistanu. Z punktu widzenia chińskiej dyplomacji Pakistan udowodnił swoją przydatność jako dogodne narzędzie strategicznego odwracania uwagi, które zapobiega rozwojowi indyjskiej strefy wpływów poza bezpośrednim geopolitycznym obwodem subkontynentu, a także kluczowy składnik strategii okrążania Indii.

Ponadto starcia między Indiami a Pakistanem zapewniły realistyczne laboratorium do testowania skuteczności i niezawodności chińskiej techniki wojskowej przeciwko francuskiej i rosyjskiej broni. Dzięki tej „wizytówce” Państwo Środka poprawia swoją pozycję i reputację jako eksporter broni. Jednak poprzez rezultaty swojego niezachwianego wsparcia dla Islamabadu, Pekin pośrednio oddał strzał ostrzegawczy, którego fale uderzeniowe są odczuwane także szerzej. Zhongnanhai - pekiński pałac - oczekuje, że tajwańscy niepodległościowcy, siły amerykańskie stacjonujące w Azji, jastrzębi japońscy nacjonaliści, indyjscy twardogłowi, a nawet rosyjska społeczność strategiczna - wszyscy uważnie przysłuchują się temu, co ma do powiedzenia Wielki Smok.

Ponadto konflikt stwarza kłopotliwe wyzwania dla rosyjskiej polityki zagranicznej, które wymagają nowej ostrożności. Od czasów sowieckich Rosjanie traktowali Indie jako szczególnie uprzywilejowanego partnera strategicznego. Dziś Rosja pozostaje głównym eksporterem broni na indyjski rynek, a także źródłem surowców energetycznych. W oparciu o trwałą bliskość dyplomatyczną Moskwa wspierała również indyjskie stanowiska w sprawie Kaszmiru. Z indyjskiej perspektywy Rosja jest też zaufanym dwukierunkowym kanałem nieformalnym do prowadzenia dyskretnych nieoficjalnych rozmów z Chinami - współpraca, która jest pomocna dla odprężenia i zachowania stabilności strategicznej w Eurazji. Jednak są pewne granice. Tak jak Delhi nie poparło otwarcie Rosji w wojnie ukraińskiej, tak Moskwa nie jest zainteresowana uczestnictwem w indyjskich rywalizacjach geopolitycznych.

Z drugiej strony, pomimo badawczych inicjatyw, które nie osiągnęły przełomowych rezultatów, Rosja i Pakistan to naturalni wrogowie. Pakistańskie współsponsorowanie afgańskich mudżahedinów jako wspólne przedsięwzięcie z CIA jest do dziś pamiętane przez Kreml z urazą. Sowiecki KGB był nawet podejrzewany o zaaranżowanie tajemniczej katastrofy lotniczej, w której zginął pakistański prezydent Zia ul-Haq. W erze po zimnej wojnie późniejsze fale pakistańskich milicji wahhabickich stanowią źródło niepokoju dla rosyjskich interesów geopolitycznych w Azji Środkowej, a nawet dla stabilności społeczno-politycznej w rosyjskich republikach, gdzie wiara islamska ma silną obecność demograficzną. W przeciwieństwie do moskiewskich sukcesów w innych krajach z tak zwanego "Globalnego Południa", Kreml nie był zbyt skuteczny w zdobywaniu przyjaciół na wysokich stanowiskach w Pakistanie.

Niemniej jednak Moskwa nie jest chętna do antagonizowania Islamabadu tylko po to, aby zadowolić Indie. A to ze względu na pozycję Pakistanu w chińskiej orbicie strategicznej. Ponadto w kontekście, w którym Rosja próbuje zdywersyfikować swoje międzynarodowe wymiany gospodarcze w Azji, Pakistan pozostaje potencjalnym nabywcą rosyjskich węglowodorów. Wreszcie rola Pakistanu jako wyzwalacza wrogości między Indiami a Chinami - dopóki sprawy nie stają się zbyt problematyczne - jest wygodna dla rosyjskiej dyplomacji, ponieważ stwarza zachęty, aby zarówno Pekin, jak i Delhi polegały na Moskwie jako kotwicy stabilności w azjatyckiej równowadze sił. Rosja z pewnością zachowuje się jak rewizjonistyczne wielkie mocarstwo na obszarze postsowieckim i w Europie Wschodniej, ale ma żywotny interes w zachowaniu status quo w znacznej części Azji i Pacyfiku bez konieczności opowiadania się po którejś stronie.

Czterodniowa wojna indyjsko-pakistańska to jedynie przedsmak tego, co może nadejść. Indie i Pakistan pokazały, że nowe realia prowadzenia wojny - precyzyjne, szybkie, skalibrowane, proliferują również poza pola Ukrainy. Tymczasem w świecie wielobiegunowym, gdzie tradycyjni mediatorzy tracą wpływy, a nuklearne mocarstwa coraz śmielej sięgają po siłę, każdy lokalny konflikt może kaskadować w większą wymianę kinetyczną. Subkontynent indyjski to kolejna beczka prochu, która w razie osuwania się świata w stronę chaosu, może niespodziewanie eksplodować.