- Tomasz Rydelek
"Kijów od dawna wyczekiwał transferu rakiet. Teraz te mają zmienić oblicze wojny"
Od czerwca, Ukraińcy prowadzą ofensywę na Zaporożu. Mimo pewnych lokalnych sukcesów, ukraińskim wojskom nie udało się przełamać frontu i uzyskać zdecydowanego zwycięstwa. Jednak bój o Zaporoże nadal trwa. W ostatnich tygodniach Kijów otrzymał pociski ATACMS o zasięgu 165 km. To duże wyzwanie dla rosyjskiej logistyki, która już latem 2022 r. miała spore trudności z adaptacją do zagrożenia jakie stanowiły standardowe pociski do wyrzutni HIMARS o zasięgu 70 km. Doradca prezydenta Ukrainy, Mychajło Podolak, tak skomentował przybycie ATACMS: „Właśnie zaczyna się nowy rozdział wojny. Dla Rosjan nie ma już bezpiecznych miejsc. W perspektywie średnioterminowej, Rosjanie nie mają możliwości utrzymania południa, Krymu i Floty Czarnomorskiej. Odliczanie już się rozpoczęło”.
Logistyka - zmora rosyjskiej armii
Od początku inwazji na Ukrainę, Rosjanie zmagają się z ogromnymi problemami logistycznymi. To właśnie one zmusiły rosyjską armię do wycofania się spod Kijowa w marcu 2022 r., a następnie ewakuacji przyczółka chersońskiego w listopadzie. Logistyka stanowi dla Moskwy tym większe wyzwanie, że rosyjska armia jest całkowicie uzależniona od transportu kolejowego. Tę zależność widać zwłaszcza na froncie południowym. Poświęciliśmy temu zagadnieniu szerszy materiał, zatytułowany „Logistyka. Kruchość Rosji na Zaporożu”. Obecny odcinek Na Mapie stanowi aktualizację tamtego materiału o najnowsze wydarzenia.
W czerwcu Ukraińcy rozpoczęli długo zapowiadaną, ofensywę na Zaporożu. Mimo zaangażowania znacznych sił oraz ponad 4 miesięcy walk, ofensywa przyniosła Ukraińcom bardzo ograniczone korzyści. Większe postępy udało się osiągnąć w zasadzie tylko w 2 sektorach: w okolicy wioski Robotyne oraz pod Wełyką Nowosilka. Były to zaledwie lokalne sukcesy, które nie przełożyły się na przełamanie frontu.
Ofensywa lądowa była jednak tylko wycinkiem szerszej operacji prowadzonej przez Ukraińców na froncie południowym. Równolegle Kijów intensywnie atakował rosyjskie zaplecze. Celem było zniszczenie kluczowych połączeń drogowych i kolejowych, a w rezultacie sparaliżowanie logistyki wroga.
W tym czasie most krymski był dwukrotnie celem ukraińskiego ataku: najpierw w lipcu, a potem w sierpniu. Jedna sekcja drogowej części mostu zawaliła się do morza, ale nie wyłączyło to mostu całkowicie z użycia.
Ukraińskie ataki na mosty nad Sywaszem, łączące Krym z obwodem chersońskim, także przyniosły tylko połowiczne sukcesy. Most kolejowy nad Sywaszem został skutecznie zaatakowany tylko raz, pod koniec lipca, jednak jego uszkodzenia były minimalne. Rosjanie szybko dokonali prac naprawczych i wyładowane materiałami wojennymi pociągi idące z Rosji znowu zaczęły kursować na Zaporoże. Ukraińcom udało się co prawda uszkodzić część mostów drogowych nad Sywaszem, jednak wpływ tych działań na rosyjską logistykę okazał się minimalny. Rosjanie bardzo szybko rozstawili bowiem kilka mostów pontonowych, które - biorąc pod uwagę płytkie i wąskie wody Sywasza - okazały się wystarczające do transportu zaopatrzenia.
Na początku października, po 4 miesiącach ciężkich walk, sytuacja Ukraińców na froncie zaporoskim przedstawiała się zatem w ciemnych barwach. Na niektórych odcinkach udało się co prawda posunąć o kilka kilometrów naprzód, ale silnie ufortyfikowany teren, sprawiał, że nigdzie ukraińskie lokalne sukcesy nie przełożyły się na przełamanie frontu. Ataki na rosyjskie zaplecze także przyniosły ograniczone rezultaty. Ukraińcy utrudnili życie rosyjskim zaopatrzeniowcom, ale nie sparaliżowali rosyjskiej logistyki.
To tylko pierwsza runda
W kolejnych miesiącach Ukraińcy z pewnością będą kontynuowali swoje ataki na Zaporożu, ale pierwsza rundę walki o Zaporoże wygrali Rosjanie. Moskwa nie zachłysnęła się jednak swoim sukcesem. W ostatnich miesiącach obserwujemy intensywne prace fortyfikacyjne toczące się po rosyjskiej stronie frontu. Istniejące już fortyfikacje są rozbudowywane, a w głębi frontu wznoszone są kolejne linie umocnień. Fortyfikacje mają spowolnić postępy ukraińskiej armii i złamać jej potencjał do dalszych operacji ofensywnych.
Niemniej Rosjanie nie ograniczają się wyłącznie do prac fortyfikacyjnych. We wrześniu zauważono, że rozpoczęli pracę nad konstrukcją linii kolejowej, która połączyłaby Melitopol z Rosją. Obecnie takiego bezpośredniego połączenia z Rosją nie ma, a wszystkie pociągi, które zmierzają z Rostowa na Zaporoże muszą iść okrężną drogą przez Krym.
W efekcie rosyjska logistyka na Zaporożu jest bardzo krucha, a jej „najdelikatniejszym” punktem jest most krymski oraz most kolejowy nad Sywaszem (w Czonharze). Jeśli chociaż jeden z tych mostów zostałby wyłączony z użytku, to pociągi z zaopatrzeniem dla rosyjskiej armii walczącej na Zaporożu by już nie pojechały.
Co prawda - jak wskazaliśmy już na początku materiału - dotychczasowe ukraińskie ataki na mosty kolejowe nie były zbyt skuteczne, jednak sama obawa przed ich zniszczeniem z pewnością spędza sen z powiek rosyjskim sztabistom.
Dlatego Rosjanie chcą całkowicie uniezależnić swoją logistykę od połączenia kolejowego przez Krym. Ukraiński wywiad twierdzi, że celem Rosjan jest budowa nowej linii kolejowej, która zapewni bezpośrednie połączenie między Rostowem a Zaporożem. Linia ta miałaby przebiegać między miastami Rostów-Mariupol-Berdiańsk-Melitopol.
Ukraińskie doniesienia potwierdza także brytyjski wywiad, który w swoich analizach często podkreśla uzależnienie rosyjskiej armii od transportu kolejowego. Co ciekawe, według Brytyjczyków, Moskwa zaangażowała do projektu przede wszystkim prywatne firmy budowlane, a nie Wojska Kolejowe Federacji Rosyjskiej, które liczą ok. 30 tysięcy żołnierzy. Z jednej strony ma to najprawdopodobniej odstraszyć Ukraińców przed atakami, które mogą prowadzić do śmierci cywilnych kontaktorów. Z drugiej strony pozwala to utrzymać Wojska Kolejowe w stanie gotowości do natychmiastowej naprawy kluczowej infrastruktury kolejowej na Krymie, gdyby ta miały paść ofiarą ukraińskich ataków.
Póki co zdjęcia potwierdzają, że prace ruszyły głównie na odcinku między Mariupolem a Rostowem (niebiesko-czerwona linia).
Rosjanie podjęli się ambitnego zadania. Żeby zrealizować projekt połączenia Rostowa z Melitopolem muszą położyć:
- 50 km linii kolejowej między Rostowem a Mariupolem;
- 80 km między Mariupolem a Berdiańskiem;
- 105 km linii kolejowej między Berdiańskiem a Melitopolem.
Podane wartości są minimalne i zakładają, że linia kolejowa będzie przebiegała wzdłuż głównych dróg. W praktyce - z powodu ukształtowania terenu - może się okazać, że będzie trzeba położyć jeszcze więcej kilometrów torów.
Ciężko powiedzieć ile czasu zajmie Rosjanom realizacja tego projektu. Najprawdopodobniej mówimy o projekcie na długie lata.
Ukraińcy nie tracą jednak nadziei. Zdaniem Kijowa zwycięstwo na Zaporożu nadal jest możliwe. Szalę zwycięstwa na stronę Ukrainy mają przechylić dostawy pocisków ATACMS, zdolnych do precyzyjnych ataków na głębokie zaplecze przeciwnika.
Operacja „Ważka”
17 października ukraińskie siły zbrojne poinformowały, że przeprowadziły operację pod kryptonimem „Ważka”. Jej celem były lotniska w Berdiańsku oraz Ługańsku, położone głęboko za linią frontu. Wkrótce później okazało się, że do tego ataku Ukraińcy użyli pocisków ATACMS. Zdjęcia z porażonych lotnisk sugerują, że Ukraińcy otrzymali starszą wersję pocisku ATACMS, Blok I. Takie pociski mają zasięg ok. 165 km i głowicę bojową z 950 sztukami subamunicji kasetowej M74.
Operacja „Ważka” zakończyła się pełnym sukcesem. Zdjęcia satelitarne potwierdzają zniszczenie lub uszkodzenia, aż 21 rosyjskich śmigłowców na lotniskach w Berdiańsku i Ługańsku. To jedne z największych strat jakie rosyjskie lotnictwo poniosło od początku wojny.
Fakt, że to właśnie lotniska w Berdiańsku oraz Ługańsku padły ofiarą operacji „Ważka”, nie jest przypadkiem. Śmigłowce, stacjonujące na tych lotniskach, pełniły kluczową rolę w rosyjskiej obronie Zaporoża. Działały one jak swoista „straż pożarna”. Gdy tylko na którymś odcinku frontu, Ukraińcy zaczynali wdzierać się w głąb rosyjskich pozycji, Rosjanie natychmiast podrywali swoje śmigłowce, które zmuszały Ukraińców do odwrotu.
Przybycie pocisków ATACMS na Ukrainę komplikuje dalsze wykorzystywanie śmigłowców do obrony Zaporoża. Oznacza to bowiem, że bazy śmigłowców należy przesunąć poza zasięg ATACMS. To wydłuży natomiast ich czas reakcji. O ile np. stacjonując w Berdiańsku śmigłowce mogły dotrzeć do frontu w ciągu ok. 25 minut, o tyle teraz - po przebazowaniu poza zasięg ATACMS - będą potrzebowały aż godziny na dotarcie do frontu.
Pociski ATACMS komplikują sytuację nie tylko śmigłowców, ale całego rosyjskiego zaplecza. Większość rosyjskich składów zaopatrzeniowych znalazła się bowiem teraz w zasięgu wroga. Adaptacja do nowych warunków walki będzie dla rosyjskich logistyków ogromnym problemem. Analizując jakie środki zaradcze mogą podjąć Rosjanie, warto przypomnieć jak zaadaptowali się do obecności wyrzutni HIMARS i pocisków M31 o zasięgu ok. 70 km.
Logistyczny ból głowy
Wyrzutnie HIMARS przybyły na Ukrainę latem zeszłego roku. Razem z nimi Kijów otrzymał pociski M31 o zasięgu ok. 70 km. Wkrótce później Ukraińcy zaczęli intensywnie atakować składy zaopatrzeniowe wroga, które Rosjanie - nierozważnie - umieszczali bardzo blisko frontu.
Rosjanie poszli po linii najmniejszego oporu i zwyczajnie ewakuowali wszystkie swoje większe składy zaopatrzeniowe poza zasięg wyrzutni HIMARS. Wydłużyło to co prawda rosyjskie linie zaopatrzeniowe, ale nie sparaliżowało ich logistyki.
Przybycie pocisków ATACMS stanowi jednak dużo większe wyzwanie. Ukraińcy otrzymali co prawda starszą wersję pocisku ATACMS Blok I, ale i tak jest ona w stanie precyzyjnie razić cele oddalone o ok. 165 km. Oznacza to, że cały Donbas, Zaporoże, a nawet północna część Krymu mogą stać się teraz celem precyzyjnych ukraińskich ataków artylerii rakietowej.
Rosyjskie składy zaopatrzeniowe położone w zasięgu ATACMS Blok I nie są bezpieczne i powinny zostać jak najszybciej ewakuowane. To jednak oznacza, że rosyjskie linie zaopatrzeniowe wydłużą się ponad dwukrotnie. Poszczególne konwoje będą musiały pokonywać setki kilometrów, aby dostarczyć zaopatrzenie do walczących oddziałów. Nawet kilkugodzinne opóźnienia w dostawach mogą zadecydować o losach bitew toczonych na Zaporożu.
Kijów ma nadzieję, że pociski ATACMS przechylą szalę zwycięstwa w wojnie na korzyść Ukrainy. Jednak to nie jest wcale takie oczywiste. Według doniesień medialnych, Ukraińcy otrzymali bardzo małą liczbę pocisków ATACMS. Niektóre media mówią o zaledwie 20 pociskach. Być może jest to tylko pierwsza partia, a już wkrótce Ukraińcy otrzymają kolejne dostawy. Może w nowych dostawach znajdą się także pociski ATACMS Blok 1A zdolne do rażenia celów oddalonych o 300 km.
W tej niepewności muszą operować rosyjscy planiści. W teorii nawet jeden atak pocisków ATACMS Blok 1A, na cel oddalony o ponad 200km od linii frontu, mógłby zmusić Rosjan do dalszego odsuwania kluczowych magazynów i miejsc koncentracji.
Nie można jednak wykluczyć także drugiego scenariusza, że Waszyngton będzie przekazywał Ukraińcom pociski ATACMS jako pomoc „kropelkową”, małymi partiami w dużych odstępach czasu. Należy bowiem pamiętać, że Ukraińcy prosili Amerykanów o dostawy ATACMS przez ponad rok, a administracja prezydenta Bidena cały czas odmawiała, wskazując że mogłoby to nieść za sobą zbyt duże ryzyko eskalacji. Waszyngton blokował dostawy pocisków ATACMS nawet po tym jak Brytyjczycy w maju 2023 r. przekazali Ukraińcom pociski manewrujące Storm Shadow o zasięgu ok. 250 km.
Warto również odnotować różnice pomiędzy oboma pociskami. Storm Shadow to pocisk manewrujący lecący na niskiej wysokości, którego 450kg głowica pozwala na głęboką penetrację celu np. bunkru, schronu, czy siedziby dowództwa Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu.
Natomiast ATACMS Blok 1 to pocisk balistyczny, a zatem posiada paraboliczną trajektorię lotu. W przeciwieństwie do Storm Shadow, nie jest efektywny przy niszczeniu silnie umocnionych celów, ale jego 950 podpocisków M74 doskonale nadaje się do niszczenia rozproszonych sił wroga np. śmigłowców na lotnisku w Berdiańsku. Ale ATACMS może być również zabójcą mostów. Jednak by tego dokonać, Amerykanie musieliby zaopatrzyć Kijów w rakiety typu M48 z pojedynczą 230-kilogramową głowicą penetrującą lub GLSDB, de facto przekształconą w rakietę bombą o 100-kilogramowym ładunku. Kijów ma dostać te drugie jeszcze tej zimy.
Innymi słowy, mimo że Ukraińcy mieli już możliwość atakowania wroga na dystansie większym niż 160km, to nie mieli na takim dystansie zdolności, które oferuje ATACMS tj. niszczenia dużych, rozproszonych zgrupowań.
Rosyjska odpowiedź
Pojawienie się ATACMS na Ukrainie to poważny problem dla rosyjskich sztabistów. Składy z amunicją muszą zostać ewakuowane na głębokie zaplecze frontu, co z kolei wydłuży linie zaopatrzeniowe. Ponadto Ukraińcy z pewnością obiorą sobie za cel strategiczny most kolejowy w Czonharze nad Sywaszem, jak tylko otrzymają pociski GLSDB.
Warto rozumieć, że ATACMS nie stanowi jednak wunderwaffe, która w magiczny sposób pozwoli pokonać Rosjan jeszcze tej zimy. Regularne i precyzyjne ataki na rosyjskie zaplecze
mogą stopniowo zmniejszać potencjał wroga, paraliżować jego logistykę i przygotowywać grunt pod kolejne, najprawdopodobniej przyszłoroczne, zmagania na froncie zaporoskim. Ostatecznie jednak to ukraińskie siły lądowe będą musiały wyprowadzić jeszcze jedno uderzenie, przełamać front i zlikwidować korytarz lądowy Krym-Rosja.
Analizując wpływ ATACMS na losy wojny na Ukrainie, warto zastanowić się jeszcze jak na tę zmianę może odpowiedzieć Moskwa. Rosjanie nie posiadają w swoim arsenale broni, która byłaby w stanie obronić ich wojska przed pociskami ATACMS. Dlatego nie jest wykluczone, że Kreml na eskalację odpowie eskalacją - bynajmniej nie z użyciem broni jądrowej, lecz pocisków balistycznych.
Skoro Rosjanie nie są w stanie zatrzymać ukraińskich ataków na swoje zaplecze, to mogą zechcieć odpowiedzieć analogicznymi atakami na zaplecze sił ukraińskich. Aczkolwiek rosyjskie zapasy pocisków balistycznych po uproczywej półtorarocznej kampanii są ograniczone.
Niemniej z pomocą może przyjść Iran.
18 października 2023 r. wygasł zakaz eksportu przez Iran pocisków balistycznych, który obowiązywał na podstawie Rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 2231. Teraz Iran może handlować tego rodzaju uzbrojeniem już całkowicie legalnie. To ważne, bo Iran posiada bardzo rozwinięty program pocisków balistycznych, a Rosjanie już kilkukrotnie sygnalizowali chęć zakupu irańskich pocisków.
Podczas wrześniowej wizyty ministra obrony Federacji Rosyjskiej, Siergieja Szojgu w Teheranie, jednym z głównych tematów rozmów była właśnie kwestia sprzedaży pocisków balistycznych. Irański minister obrony, gen. Mohammad-Reza Asztiani, wprost stwierdził, że po wygaśnięciu Rezolucji, Iran jest gotów nawiązać współpracę w zakresie pocisków balistycznych ze wszystkimi przyjaznymi państwami.
Może się zatem okazać, że dostawy pocisków ATACMS faktycznie będą stanowiły nowy etap w wojnie ukraińsko-rosyjskiej. Jego wyznacznikiem będzie jednak nie tylko zagłodzenie rosyjskiej logistyki, lecz także intensyfikacja użycia pocisków balistycznych - amerykańskich z jednej strony i irańskich z drugiej.