- Tomasz Rydelek
Doktryna Primakowa.
We wrześniu 2015 r. na lotnisku w bazie Humajmim, w syryjskiej Latakii, zaczęły lądować samoloty rosyjskich sił powietrznych. Tak rozpoczynała się rosyjska interwencja zbrojna w Syrii. Zachodni analitycy, twierdzący że Moskwa nadal cierpi na „syndrom afgański”, z szokiem przyglądali się doniesieniom o rosyjskich żołnierzach przybywających do, pogrążonej w wojnie domowej, Syrii. Nawet gdy rosyjskie lotnictwo zaczęło powoli przechylać zwycięstwo na stronę Assada, część komentatorów nadal twierdziła, że rosyjska interwencja w Syrii jest całkowicie nieprzemyślanym ruchem, podjętym pod wpływem konfliktu z Zachodem w sprawie Ukrainy. Każde posunięcie Kremla na zdradzieckich piaskach Bliskiego Wschodu było jednak dobrze przemyślane. Interwencja w Syrii nie była żadnym „przewrotem kopernikańskim” w rosyjskiej polityce zagranicznej, lecz tylko realizacją tzw. doktryny Primakowa, która kieruje polityką zagraniczną Kremla od schyłku lat 90. XX w.
Rosyjski Kissinger
W 1953 r. mury moskiewskiego Instytutu Studiów Orientalnych opuścił 24-letni Jewgienij Primakow. To właśnie tutaj, przyszły minister spraw zagranicznych Rosji, poznawał zawiłości polityki Bliskiego Wschodu oraz języka arabskiego. Primakow był dobrym studentem, jednak nie wybitnym. Jego oceny były przeciętne, a – jak sam wspomniał po latach – znajomość języka arabskiego mocno ograniczona. Nic nie wskazywało na to, że to właśnie Primakow zostanie złotym dzieckiem rosyjskiej dyplomacji.
Wkrótce po studiach Primakow został analitykiem ds. Bliskiego Wschodu a w latach 60. korespondentem radzieckiej gazety „Prawda”. Działalność dziennikarska była jednak tylko przykrywką dla działalności wywiadowczej jaką Primakow prowadził na Bliskim Wschodzie na zlecenie KGB.
Analizy Primakowa szybko przykuły uwagę wysoko postawionych urzędników na Kremlu, gdyż już pod koniec lat 60. został specjalnym wysłannikiem Moskwy ds. Bliskiego Wschodu, posyłanym tam gdzie – z różnych względów – nie mogli dotrzeć oficjalnymi kanałami radzieccy dyplomaci. To właśnie Primakow prowadził negocjacje z Saddamem Husajnem, Mustafą Barzanim, Jasirem Arafatem, czy Anwarem Sadatem. To także Primakow, w latach 70., na osobiste polecenie Breżniewa, prowadził tajne rozmowy z Izraelczykami na temat wznowienia stosunków dyplomatycznych zerwanych po wojnie z 1967 r.
Wkrótce przed młodym i ambitnym dyplomatą otworzył się świat wielkiej polityki. Pod koniec lat 80. Primakow został jednym z bliskich współpracowników Michaiła Gorbaczowa. W 1991 r. został zaś szefem Służby Wywiadu Zagranicznego (spadkobierca KGB). W 5 lat później Primakow zaliczył kolejny awans, stając na czele rosyjskiego MSZ-u.
Gdy w styczniu 1996 r. Primakow wprowadzał się do budynku, położonego przy ul. Smolenskaja-Siennaja 32-34 w Moskwie, gdzie mieści się siedziba rosyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych, Rosja znajdowała się w stanie politycznego rozkładu. Krajem nadal znajdował się w głębokim kryzysie gospodarczym, a siła sprawcza Rosji na arenie międzynarodowej była tylko cieniem dawnej potęgi ZSRR. USA, jako jedynce mocarstwo światowe, samodzielnie kształtowało światowy ład np. dokonując interwencji w Kuwejcie i Iraku w 1991 r. Nie lepiej wyglądał autorytet Moskwy na obszarze postsowieckim – zaledwie 8 miesięcy po objęciu władzy przez Primakowa rosyjskie wojska, po kilku spektakularnych klęskach, zostały zmuszone do odwrotu z Czeczeni.
Poprzednik Primakowa na stanowisku szefa MSZ, Andriej Kozyriew (1990-1996), starał się prowadzić pro-zachodnią politykę zagraniczną i grać na zbliżenie z USA. Objęcie teki ministra spraw zagranicznych przez Primakowa oznaczało koniec z polityką Kozyriewa i zwrot w rosyjskiej polityce zagranicznej o 180 stopni – jak po latach powiedział Ławrow „Rosja opuściła ścieżkę naszych zachodnich partnerów i zaczęła wytyczać swój własny szlak”.
Primakow i jego doktryna
Primakow twierdził, że świat unipolarny, w którym istnieje wyłącznie jeden globalny ośrodek władzy (tj. USA) jest sprzeczny z żywotnymi interesami Rosji. Moskwa powinna z całkowitą determinacją zwalczać amerykańskie wpływy i działać na rzecz utworzenia świata multipolarnego, w którym występować będzie kilka globalnych ośrodków władzy.
Primakow był jednak świadom, że Rosja, nie była w stanie konkurować z USA jak równy z równym. Dlatego też proponował, aby w grze o nowy, multipolarny świat, Rosja sprzymierzyła się z Chinami i Indiami. Gdyby faktycznie doszło do powstania takiego trójprzymierza – jak twierdził Primakow – Rosja mogłaby zając rolę „niezastąpionego gracza”, który mógłby skutecznie torpedować jednostronne posunięcia Waszyngtonu na arenie międzynarodowej. W ten sposób doktryna Primakowa opierała się na trzech podstawowych filarach:
- zapewnieniu rosyjskiej dominacji w obszarze postradzieckim oraz stopniowym rozszerzaniu wpływów na obszary Azji Centralnej i Bliskiego Wschodu;
- zahamowaniu ekspansji NATO na wschód i podejmowaniu działań na rzecz osłabienia Stanów Zjednoczonych, sojuszu północnoatlantyckiego i poza-natowskich sojuszników USA;
- partnerstwie z Chinami i Indiami.
Świat unipolarny (tj. z jednym globalnym ośrodkiem władzy), o ile niemalże pozbawiony ryzyka konfliktu globalnego, cechował ogromny chaos i niestabilność, które uwidaczniały się w pomniejszych. lokalnych konfliktach np. wojna w Jugosławii czy inwazja Saddama na Kuwejt. Zdaniem Primakowa, świat multipolarny – wymagający koordynacji działań przez mocarstwa – położyłby kres chaosowi i zaprowadził „pokój oparty na konsensusie”.
Można powiedzieć, że Primakow w swojej doktrynie w pewnym stopniu nawiązywał do tzw. „koncertu mocarstw”, czyli układu geopolitycznego jaki zapanował w Europie po kongresie wiedeńskim (1815 r.), a którego główną zasadą było zachowanie równowagi sił w Europie i niedopuszczenie do wyłonienia się europejskiego hegemona.
W ten sposób w drugiej połowie lat. 90 XX-wieku wykształciła się „doktryna Primakowa”. Ówczesna Rosja była jednak zbyt słaba, aby wprowadzić ją w życie. Wkrótce także sam Primakow udał się na „polityczną emeryturę”, gdy w 2000 r. wycofał swoją kandydaturę na prezydenta Federacji Rosyjskiej, a wybory wygrał Władimir Putin.
To jednak nie oznaczało końca „doktryny Primakowa”. Wręcz przeciwnie, Primakow stał się bliskim współpracownikiem Putina i reszty jego administracji – zwłaszcza Siergieja Ławrowa, który w 2004 r. został nowym szefem MSZ-u. Stosunki były tak zażyłe, że w pewnym momencie Primakowa zaczęto nazywać „ojcem chrzestnym Putina”.
Doktryna Primakowa a koncepcja Gierasimowa
Wraz z odbudową rosyjskiej gospodarki i przywróceniem autorytetu władzy centralnej, putinowska Rosja przestała być biernym obserwatorem światowej polityki. Pierwszym jasnym sygnałem wprowadzania w życie „doktryny Primakowa” była wojna gruzińska, podczas której Moskwa pokazała że to ona jest siłą dominującą na obszarze postsowieckim (pierwszy filar „doktryny Primakowa”) i z całą determinacją sprzeciwi się (nawet jeśli tylko potencjalnym) próbom rozszerzania wpływów NATO na wschód (drugi filar).
Wkrótce późnej – na tle doświadczeń gruzińskich – Rosja rozpoczęła gruntowną reformę swoich sił zbrojnych – tzw. reformy Sierdiukowa-Szojgu. W 2013 r. w rosyjskiej prasie ukazał się zaś artykuł autorstwa gen. Walerija Gierasimowa, szefa rosyjskiego sztabu generalnego, wykładający podstawowe założenia wojny hybrydowej i idei permanentnego konfliktu. Początkowo tekst Gierasimowa przeszedł bez echa. Dopiero w rok później zaczął być masowo rozpowszechniany na Zachodzie, gdy Rosja dokonała inwazji na Krym, a działania Moskwy na tym odcinku zdawały się być żywcem zaczerpnięte z artykułu Gierasimowa.
Na Zachodzie wymyślono sensacyjnie brzmiący termin „doktryna Gierasimowa” i zaczęto przedstawiać ją jako główną siłę napędową rosyjskiej polityki zagranicznej. Problem polega jednak na tym, że tzw. „doktryna Gierasimowa” nie jest „doktryną”, lecz tylko „konceptem” wprowadzenia na poziomie operacyjnym doktryny Primakowa.
To rozróżnienie ma bardzo duże znaczenie, bo o ile doktryna Primakowa określa długoterminowe cele rosyjskiej polityki zagranicznej, to koncepcja Gierasimowa dostarcza tylko narzędzi do realizacji tych celów.
Damaszek w potrzebie
Zanim w Donbasie opadł kurz walk, zreformowana rosyjska armia przystąpiła do kolejnej operacji, która miała zaprezentować doktrynę Primakowa w pełnej okazałości.
We wrześniu 2015 r. na lotnisku w bazie Humajmim, w syryjskiej Latakii, zaczęły lądować samoloty rosyjskich sił powietrznych – w ten sposób rozpoczynała się rosyjska interwencja zbrojna w Syrii. Dla wielu było to zaskoczeniem, bowiem przed 2015 r. istniało dość powszechne przekonanie że Kreml nadal cierpi z powodu tzw. „syndromu afgańskiego”. O ile Moskwa coraz odważniej działała na obszarze postsowieckim (Gruzja, Ukraina), o tyle niewiele osób wierzyło w to, że rosyjska armia jest zdolna do prowadzenia operacji wojskowych kilka tysięcy kilometrów od macierzystego terytorium. Tymczasem „syryjska eskapada” była de facto klasycznym zastosowaniem doktryny Primakowa i realizacją wszystkich trzech jej filarów.
Przed 2015 r. Kreml wyraźnie obawiał się, że upadek Assada może oznaczać destabilizację całego regionu i wzrost znaczenia ugrupowań islamistycznych. Obawy Rosji były tym większe, że tylko w szeregach Państwa Islamskiego działało ok. 7000 bojowników pochodzących z Rosji i i byłych republik radzieckich. Osoby te mogły starać się ponieść „czarne flagi Kalifatu” do Azji Centralnej i na rosyjski Kaukaz, osłabiając w ten sposób „miękkie podbrzusze” Moskwy – penetracja tego regionu mogłaby okazać się tym łatwiejsza, że ok. 10% populacji Rosji stanowią muzułmanie.
Dlatego – z perspektywy Moskwy – interwencja w Syrii nie była operacją ofensywną, lecz defensywną, mającą na celu zabezpieczenie rosyjskich interesów na obszarze postradzieckim (filar 1). Jednak walka z islamskim zagrożeniem nie była dla Moskwy priorytetem „syryjskiej operacji” – była nim bowiem próba zaszachowania Stanów Zjednoczonych i uniemożliwienia im jednostronnego rozwiązania syryjskiego konfliktu (filar 2). Cel ten został osiągnięty z nawiązką. USA, mimo sojuszu z Kurdami (mocno zresztą nadszarpniętego podczas prezydentury Trumpa), ma bardzo ograniczone pole działania na syryjskim teatrze zmagań. Co równie ważne, dzięki sprawnym manewrom dyplomatycznym, Moskwa niemal całkowicie wykluczyła Waszyngton z rozmów pokojowych, które mają ustalić kształt powojennej Syrii – decyzja o losach tego kraju prawdopodobnie zapadnie w ramach tzw. formatu astańskiego (Moskwa, Teheran, Ankara).
Działania Moskwy na teatrze syryjskim skupiały się na wielopoziomowym osłabieniu siły USA w regionie i nie ograniczyły tylko do bezpośrednich działań wymierzonych w samą Amerykę, ale także objęły próby rozbijania amerykańskich sojuszy. Najlepszym przykładem jest tutaj Turcja, która – świadoma nachodzącej porażki syryjskich rebeliantów – bardzo szybko zgodziła się na paktowanie z Rosją. Dzięki skutecznym manewrom rosyjskiej dyplomacji Turcy kupili rosyjskie systemy przeciwlotnicze S-400, co doprowadziło nie tylko do dyplomatycznego kryzysu na linii Ankara-Waszyngton, ale także do nałożenia sankcji na turecką zbrojeniówkę. Intensyfikacja współpracy między Turcją a Rosją wywołała także zażartą dyskusję w obrębie samego NATO na temat wiarygodności sojuszniczej Ankary. Jest to typowe dla Kremla działanie na rzecz osłabienia USA i struktur NATO, o czym Primakow mówił w II filarze swojej doktryny.
Platforma do dalszej ekspansji
Rozbicie syryjskich rebeliantów i „utarcie nosa” Ameryce nigdy nie było jednak szczytem rosyjskich ambicji na Bliskim Wschodzie. Od 2015 r. działania Moskwy wyraźnie wskazywały, że Rosja traktuje Syrię jako swoiste „okno” na Bliski Wschód, jako „platformę” do dalszej ekspansji swoich wpływów w regionie. Syria stała się dla Rosjan „sceną”, na której mogli zaprezentować krajom arabskim jak wygląda w praktyce rosyjskie wsparcie „polityczno-wojskowe”.
Tym samym – po raz pierwszy od upadku ZSRR – Arabowie zaczęli ponownie uwzględniać Rosję w swoich kalkulacjach politycznych. Działania podejmowane w Syrii pozwoliły Rosji zacieśnić relacje z wieloma krajami regionu. Było to tym łatwiejsze, że Syria stała się polem bitwy, na którym ścierały się nie tylko wpływy Waszyngtonu i Teheranu, lecz także np. Ankary, Rijadu, Abu Zabi, Dohy, Kairu czy Tel Awiwu. Angażując się w wojnę syryjską Rosja zyskała bezcenny punkt zaczepienia w kontaktach z tymi krajami, a to – biorąc pod uwagę niezwykłą zręczność rosyjskiej dyplomacji – przyniosło niezwykłe rezultaty.
Najlepszym przykładem jest wspomniana już Turcja, którą rosyjskie działania w regionie wyprowadziły na margines NATO. Turcja to jednak nie jedyny przykład. „Ekspansja” Rosji na Bliski Wschód pozwoliła także osłabić więzi między USA a jej arabskimi sojusznikami spoza NATO. I tak np. w polityce energetycznej Rosja zaczęła blisko współpracować z Saudami, tworząc tzw. format OPEC+, w ramach którego kilkukrotnie decydowano o zmniejszeniu wydobycia ropy naftowej, starając się w ten sposób podbić ceną tego surowca.
Rosja próbowała także rozszerzyć swoje wpływy w regionie zachęcając Arabów do kupowania rosyjskiego uzbrojenia. W 2019 r. zawarto z Egiptem, wartą 2 mld dolarów, umowę na dostawę 24 myśliwców Su-35, a Katar i Arabia Saudyjska wyraziły zainteresowanie potencjalnym kupnem rosyjskich systemów S-400. Ameryka skutecznie zablokowała jednak większość tych umów. Wszystko przez CAATSA, amerykańską ustawę z 2017 r., która pozwala prezydentowi USA nakładać sankcje na kraje współpracujące wojskowo z Rosją – to właśnie na podstawie CAATSA, USA nałożyło sankcje na Turcję.
W swojej grze, Rosja nie zapomniała także o trzecim filarze doktryny Primakowa – tj. zbliżeniu z Chinami i Indiami. Szybko rozbudowując kontakty z krajami arabskimi, Rosja utrudniła Chinom i Indiom ekspansję gospodarczą w tym regionie świata – co istotne jest zwłaszcza z perspektywy Pekinu i jego inicjatywy Pasa i Szlaku, w której Bliski Wschód odgrywa kluczową rolę. Moskwa nie chce jednak blokować chińsko-indyjskiej ekspansji w regionie, a jedynie zwiększyć własne korzyści płynące z tej ekspansji.
Syryjska interwencja dała Moskwie także inny potężny lewar w jej relacjach z Pekinem. Otóż po stronie rebelii działa Islamska Partia Turkiestanu założona przez Ujgurów, których w Syrii ma operować ok. 5000. Pekin obawia się, że mogą oni w przyszłości rozpocząć działalność terrorystyczną w prowincji Sinciang. Moskwa chętnie pomoże Chinom w zwalczeniu tego zagrożenia, lecz nie będzie to pomoc bezpłatna.
Nie tylko Syria
Sukces interwencji w Syrii zachęcił Rosjan do podjęcia także innych odważnych kroków, które miały pokazać że Rosja stała się „niezastąpionym graczem” bliskowschodnich rozgrywek. Przykładowo gdy Turcja wysłała swoich żołnierzy i syryjskich najemników do Libii na pomoc rządowi w Trypolisie, Rosja wsparła przeciwną stronę konfliktu, tj. marszałka Haftara. W Libii pojawiły się liczne oddziały rosyjskich najemników z Grupy Wagnera i kilka rosyjskich samolotów. Rosjanie okopali się na strategicznej linii Syrta-Dżufra w centralnej części kraju, blokując pochód pro-tureckich sił na Bengazi i Tobruk.
Rosja podpisała także umowę na budowę nowej bazy morskiej w Sudanie, zdolnej do przyjmowania rosyjskich okrętów podwodnych o napędzie jądrowym. Placówka mimo że dość mała (będzie przebywać w niej tylko ok. 300 żołnierzy), będzie pierwszą stałą bazą wojskową Rosji w Afryce od czasu zakończenia zimnej wojny. Placówka da także dostęp rosyjskiej marynarce wojennej do kolejnego, strategicznego akwenu – Morza Czerwonego.
Oba te działania, interwencja w Libii i budowa bazy morskiej w Sudanie idealnie wpisują się w drugi filar doktryny Primakowa i zbliżają Rosję do idei multipolarnego świata.
Na marginesie warto wspomnieć, że Bliski Wschód nie jest jedynym obszarem na jakim Rosja z powodzeniem stosuje zasady doktryny Primakowa. Pod koniec 2020 r. Rosja interweniowała podczas konfliktu w Górskim Karabachu, skutecznie blokując dalsze postępy zwycięskiej armii Azerbejdżanu i uniemożliwiając Azerom przejęcie kontroli nad strategicznym korytarzem laczińskim, który znalazł się w rękach rosyjskich sił pokojowych. W ten sposób Moskwa pokazała, że nadal dominuje na obszarze postsowieckim (filar I) i nie pozwoli Turcji na żadną diametralna zmianę sytuacji politycznej na Kaukazie (filar II).
Trudna rozgrywka
W ten sposób Syria stała się teatrem, na którego deskach Rosja zaprezentowała doktrynę Primakowa w całej okazałości. Interweniując po stronie Assada, Moskwa zaszachowała działania USA i – małym kosztem – została graczem, z którego interesami na Bliskim Wschodzie, muszą liczyć się wszyscy inni. Syria – jako „mikrokosmos bliskowschodniej rywalizacji” stała się dla Rosji „platformą”, dzięki której wpływy rosyjskie swobodnie rozlewają się po całym regionie. Interwencja syryjska, oraz wzrost rywalizacji amerykańsko-chińskiej, znacznie zbliżyły Rosję do jej ostatecznego celu – utworzenia multipolarnego ładu światowego. Doktryna Primakowa spełniła pokładane w niej nadzieje.
Rosja zyskała tym większe znaczenie w bliskowschodniej polityce, że stara się prowadzić możliwie „bezstronną” politykę, tj. nie daje się zapędzić w regionalne podziały np. szyicko-sunnickie, izraelsko-arabskie, czy saudyjsko-irańskie. Duża zasługa w tym rosyjskiej dyplomacji, która – mimo wsparcia udzielonego Assadowi – była w stanie utrzymać przyjazne relacje z siłami wrogo nastawionymi do Damaszku np. z Turcją, Izraelem, czy KSA. W zamiana za zacieśnianie relacji z tymi krajami, Rosja stara się – w miarę możliwości – uwzględniać ich interesy w swojej syryjskiej polityce np. nie blokując izraelskich bombardowań wymierzonych w siły libańskiego Hezbollahu i irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej.
Zasoby, którymi dysponuje Moskwa są jednak ograniczone, a ta swoista „polityka balansu” , w pewnym momencie może okazać się nie do utrzymania np. w obliczu wojny międzypaństwowej na Bliskim Wschodzie. Zdaje się, że właśnie tutaj leży granica „doktryny Primakowa” – Rosja jest w stanie wedrzeć się klinem na Bliski Wschód, ale nie jest w stanie narzucić krajom regionu swoich własnych rozwiązań.
Coraz bardziej tężeje także opór samej Ameryki wobec rosyjskich działań na Bliskim Wschodzie. W 2015 r. Amerykanie dali się całkowicie zaskoczyć rosyjskiej interwencji w Syrii i nie do końca wiedzieli jak radzić sobie z rosyjską ekspansją. Jednak z biegiem lat ta sytuacja uległa zmianie. W 2017 r. Kongres przyjął ustawę CAATSA, co ograniczyło eksport rosyjskiej zbrojeniówki na Bliski Wschód, mimo że jeszcze kilka miesięcy wcześniej po rosyjski sprzęt wojskowy ustawiały się kolejki arabskich przywódców. W 2019 r. w życie weszła natomiast tzw. Ustawa Cezara, która nałożyła dotkliwe sankcje na Syrię i skutecznie zablokowała odbudowę tego kraju na co najmniej kilka lat. W praktyce oznacza to znaczne podbicie kosztów rosyjskiej interwencji i zmuszenie Moskwy do udzielenia szerokiej pomocy Assadowi, który mimo wygrania wojny domowej, doprowadził kraj na skraj gospodarczego upadku.
Otwartym pozostaje także pytanie czy współpraca z Moskwą takich krajów jak np. Turcja, czy KSA to zasługa samej Rosji czy może próba rozgrywania Waszyngtonu przy pomocy Moskwy. Rosja – mimo niewątpliwie ogromnych sukcesów w regionie – na własnej skórze odczuwa prawdziwość powiedzenie, które spopularyzował były agent MI6, John le Carré: „Możesz wynająć Araba, ale nie możesz go kupić”.
I tak Rosja interweniując w Syrii z myślą szybkiego zmuszenia rebeliantów i Kurdów do negocjacji, a następnie federalizacji kraju, napotkała ostry opór ze strony Assada, którego nie była w stanie skruszyć.
Rosja niewątpliwie dalej będzie prowadziła swoją bliskowschodnią politykę według reguł rozpisanych przez Primakowa. Pytanie jednak czy doprowadzi to ostatecznie Rosję do zaprowadzenia multipolarnego porządku światowego, czy może mimowolnie wciągnie ją w bliskowschodnie podziały i zakończy się fiaskiem podobnym jak inwazja ZSRR na Afganistan.
Źródła:
D. Trenin, What is Russia up to in the Middle East?, Polity, 2018
E. Rumer, The Primakov (Not Gerasimov) Doctrine in Action, CEIP, 2019
A. C. Lynch, The Evolution of Russian Foreign Policy in the 1990s, Journal of Communist Studies and Transition Politics, nr 18, 2002
S. Charap, E. Treyger, E. Geist, Understanding Russia's Intervention in Syria, RAND Corporation, 2019