- Hubert Walas
Upadek Rosji. Część III.
Państwa pogrążone w niekończącym się chaosie, czy powstanie nowych, demokratycznych struktur panregionalnych? Upadek Rosji byłby słyszalny na całym świecie, i odczuwalny niczym fala uderzeniowa przetaczająca się po powierzchni Ziemi. Skutki rosyjskiego tąpnięcia z pewnością byłyby epokowe, zarówno na poziomie gry mocarstw, jak i zwykłych mieszkańców przestrzeni postrosyjskiej i nie tylko.
Broń atomowa, chaos wewnętrzny, walka o zasoby - lista problemów jest długa. A może jednak perspektywa dobrobytu? Jak potencjalny rozpad wpłynąłby na hegemoniczną rywalizację Waszyngtonu i Pekinu? Jak zmieniłby się układ sił w regionie?
Puszka Pandory
W poprzednich dwóch odcinkach przedstawiliśmy motywy, dla których hipotetyczny upadek Federacji Rosyjskiej, jest możliwy i nie powinien być bagatelizowany oraz model przyczynowo-skutkowy, który mógłby do takiego rozpadu doprowadzić, biorąc pod uwagę obecne uwarunkowania wewnątrz Federacji Rosyjskiej.
Wynik tych wydarzeń jest ostatnim i najważniejszym elementem całej układanki. Bowiem rezultat upadku Moskwy byłby jednym z najważniejszych wydarzeń definiujących cały XXI wiek, porównywalny w skutkach do dwóch światowych wojen, czy upadku ZSRR w wieku XX.
Przy analizie tego wydarzenia - znowu - nie unikniemy przypuszczeń oraz uproszczeń, jednak każda prognoza zawiera w sobie ziarno spekulacji.
Na wstępie trzeba zauważyć, że upadek moskiewskiego imperium może być rozpatrywane na kilku poziomach i na każdym z nich skutki i konkluzje mogą być różne. O jakich poziomach mówimy? Dwa następujące wydają się najważniejsze.
- W przypadku czasu: o horyzoncie krótkoterminowym i długoterminowym
- W przypadku ludzi: o poziomie państwowym lub ponadpaństwowym i o poziomie jednostki
Niektórzy mogą skupiać się na jednym poziomie, kosztem drugiego, niemniej dla porządku należy to zaznaczyć już na wstępie.
To powiedziawszy najbardziej jasne są predykcje krótkoterminowe. Są one zarazem najbardziej niepokojące, bowiem - najpewniej gwałtowny - potencjalny upadek Federacji Rosyjskiej, miałby szanse być jedną wielką puszką pandory.
Brak władzy rdzenia, o czym więcej mówiliśmy w poprzednim odcinku, uruchomiłby okres walk o panowanie wewnątrz rozpadającego się kolosa. W przypadku braku żadnego organu zwierzchniego, każde chwyty byłby dozwolone. W pierwszej kolejności dochodziłoby do prób przejęcia postrosyjskiego sprzętu militarnego. Celem ich posiadania byłoby przejęcie kontroli nad kluczowymi zasobami: surowcami naturalnymi, elektrowniami, bazami wojskowymi, czy bronią atomową.
To dość naturalnie prowadzi do sporów i wojen między rywalizującymi ośrodkami wpływu, narodami lub nowymi elitami. Niemal pewne jest powstanie grup paramilitarnych i bojówek, w których kluczowe role odgrywaliby weterani wojny ukraińskiej. Te zresztą już istnieją, czego przykładem jest Grupa Wagnera. Takie środowisko jest naturalnym ekosystemem dla autokratów, których populistyczne hasła jawiłyby się jako antidotum dla pogrążonego w wojnie regionu. Kilka regionów może przypominać mini-Rosję, gdzie lokalni przywódcy budują osobiste lenna poprzez kontrolę władzy ustawodawczej, organów ścigania i systemu sądowniczego, w połączeniu z represjami wewnętrznymi i cenzurą mediów.
Sytuacja szybko może eskalować w konflikty etniczne i terytorialne, w których mniejszości mogą podlegać represjom lub wręcz czystkom etnicznym. Przypominają się lata 90te i Jugosławia.
Scenariusz Jugosłowiański
To właśnie wojnę na Bałkanach jako potencjalny scenariusz rozpadu podaje cytowany przez nas Janusz Bugajski, autor książki Failed State: A Guide to Russia's Rupture. Analityk Jamestown przypomina, że „scenariusz jugosłowiański” był zróżnicowany, z ograniczonymi potyczkami zbrojnymi w Słowenii, małą wojną partyzancką w Macedonii, krótką kampanią NATO w Serbii i brakiem walk w Czarnogórze. Dla kontrastu, wojny w Chorwacji, Bośni i Hercegowinie oraz Kosowie pochłonęły życie dziesiątek tysięcy ludzi, a kolejne miliony zostały przesiedlone. W przypadku upadku Rosji - również mielibyśmy najpewniej do czynienia z miejscami najbardziej gorących i zaciekłych walk, jak i miejscami relatywnie spokojnymi.
Ponadto w scenariuszu bałkańskim w rolę Serbii może wejść Moskwa, mobilizując etnicznych Rosjan do wyodrębniania etnicznie jednorodnych regionów ze zbuntowanych republik. Jest to szczególnie prawdopodobne, jeśli w okresie upadku władzę w Moskwie przejmą środowiska ultranacjonalistyczne i imperialistyczne. Zatem może dojść do jawnej wojny, między centrum, a niektórymi republikami i regionami. Moskwa może finansować, uzbrajać i kierować grupami milicji i ruchami ochotniczymi, jak w Jugosławii Miloševića, aby zabijać i wypędzać ludność nierosyjską.
A całość podlana byłaby sosem niekontrolowanego obiegu broni jądrowej. To najczarniejszy scenariusz. Wojna Jugosłowiańska na sterydach. Scenariusz niekontrolowanego rozpadu, szczególnie w krótkiej perspektywie, byłby bardzo niebezpieczny zarówno na poziomie jednostki i zwykłych ludzi oraz porządku globalnego - szczególnie biorąc pod uwagę głowice nuklearne. “Niekontrolowany” - to słowo klucz w tym zdaniu.
Bowiem ten najczarniejszy scenariusz ma największą szansę na realizację w przypadku braku moderacji aktorów zewnętrznych. Mowa tu nie tylko o Zachodzie - USA, czy Unii Europejskiej, ale także Chinach, państwach Bliskiego Wschodu, czy Turcji. Każde z tych państw powinno mieć przygotowaną agendę działania na wypadek rozpadu w stylu sowieckim.
Geopolitycznie perspektywa upadku Federacji Rosyjskiej jest, najpewniej, niepożądana przez większość największych aktorów międzynarodowych. Upadek Rosji przedstawia zwyczajnie mnóstwo niebezpiecznych niewiadomych. Na pewno nie chcą tego decydenci w Pekinie, którzy straciliby głównego sojusznika w walce z porządkiem amerykańskim. Zagrożone byłyby również dostawy surowców energetycznych - kluczowych - dla chińskiej gospodarki. Perspektywa takiego wydarzenia byłaby również kontrowersyjnie odbierana w Waszyngtonie. Niekontrolowany okres chaosu po otwarciu rosyjskiej puszki pandory jest jednoznacznie negatywnym scenariuszem. Oczywiście przede wszystkim z uwagi na niekontrolowaną proliferację broni atomowej, choć nie tylko. Nie było przypadkiem, że George H.W. Bush ostrzegał przed ukraińską niepodległością w czasie rozpadu Sowietów. Hipotetycznie to może być jedna z przyczyn mocno kontrolowanej, amerykańskiej pomocy militarnej dla Ukrainy w obecnej wojnie. Oczywistym powodem jest brak chęci eskalacji i bycia wciągniętym w bezpośrednią wojnę. Niemniej strategia USA może być również umotywowana niechęcią zbyt mocnego uderzenia w struktury Federacji Rosyjskiej, by nie doprowadzić do ich całkowitego załamania.
To powiedziawszy, należy zaznaczyć, że hipotetyczny rozpad Rosji ma tendencje by być niezależny od interwencji wewnętrznych i zewnętrznych. Innymi słowy - może się wydarzyć, mimo działań zaradczych rdzenia - Moskwy, a nawet działań z zewnątrz: Chin lub wręcz Stanów Zjednoczonych. Nikt, również Amerykanie, wprost nie dążył do rozbicia ZSRR, a jednak kolos upadł.
To oznacza dwie rzeczy. Po pierwsze - nie można takiego scenariusza w 100% wykluczyć, nawet jeśli jest mało prawdopodobny. Po drugie - można się do niego przygotować. W rzeczywistości - w interesie całego świata, a przynajmniej jego kluczowych aktorów międzynarodowych, jest to by do takiego wydarzenia się skrupulatnie przygotować. Oczywiście każdy z tych aktorów ma własny interes, który realizowałby przy tej okazji, niemniej istnieją interesy zbieżne, niezależnie od podziałów.
Problem Jądrowy
Pierwszym i najbardziej jaskrawym jest kwestia broni atomowej. To ona sprawia, że upadek Rosji byłby obserowany z niepokojem nawet na Wyspach Salomona. Niekontrolowana proliferacja to ostatnia rzecz jakiej w tym momencie potrzebuje ludzkość i w tym przypadku istnieje zbieżność interesów między USA, Chinami oraz resztą państw. Aczkolwiek występuje tutaj szereg czynników zaradczych, które mogą zostać wykorzystane.
Tak jak już wspomnieliśmy - kontrola nad bronią jądrową będzie celem wielu grup w początkowym okresie chaosu. Powodem niekoniecznie byłaby chęć jej użycia, bowiem jako zasób militarny głowice jądrowe nie są zbyt praktyczne i proste do wykorzystania - przypomnijmy, że potrzeba również nośników do ich użycia. Niemniej ich posiadanie byłoby traktowane jako najważniejszy zasób wymienny.
Należy pamiętać, że nowe państwa, które wyłoniłyby się z okrojonej Federacji Rosyjskiej byłyby bardzo wrażliwe. Będą walczyć o uznanie międzynarodowe, ale to wcale nie będzie oczywiste. Okolica będzie bardzo niebezpieczna, jak również sytuacja wewnętrzna. Liderzy nowych podmiotów szybko będą szukać wsparcia za granicą, zabiegać o wsparcie w różnych ośrodkach siły. Nie zawsze muszą być jednak wysłuchani, szczególnie jeśli będzie wiele rywalizujących frakcji. Niemniej jeśli przywiozą ze sobą informacje o kontroli nad głowicami nuklearnymi - globalni decydenci szybko zamienią się w słuch. W takiej sytuacji najbardziej prawdopodobnym i korzystnym dla obu stron, układem byłaby nuklearna demilitaryzacja, w zamian za uznanie międzynarodowe - przede wszystkim przez USA, Chiny i UE oraz kontrakty handlowe i umowy międzypaństwowe.
Takie rozwiązanie miałoby podwójny efekt stabilizujący. Nie dość, że nie doszłoby do proliferacji broni atomowej, to sytuacja wewnętrzna w nowym państwie zostałaby relatywnie szybko uspokojona poprzez zawarcie nowych umów handlowych, a nowe władze uzyskałyby legitymację na poziomie międzynarodowym. Przykładem mogłoby być przedłużenie lub renegocjacja umów dotyczących eksportu ropy czy gazu do Chin, czy import produktów z Unii i USA na korzystnych warunkach.
Naturalnie udzielone mogłyby zostać także gwarancje bezpieczeństwa, choć te mogłyby nie mieć odpowiedniej wagi. A to dlatego, że poprzednie ustalenia tego typu nie zostały wypełnione. Upadek ZSRR oznaczał, że prawie 30 000 głowic znalazło w obrębie 4 nowo powstałych państw - Białorusi, Kazachstanu, Rosji i Ukrainy. Na mocy memorandum budapesztańskiego Ukraina oddała wszystkie swoje głowice Federacji Rosyjskiej w zamian za respektowanie suwerenności i integralności terytorialnej przez strony porozumienia. Jednak po 20 latach Kijów został zaatakowany przez sygnatariusza memorandum - Federację Rosyjską, najpierw lokalnie, a po kolejnych 8 latach już pełnoskalowo.
Zatem ta karta przetargowa w rękach obecnych mocarstw nuklearnych byłaby słabsza o to wydarzenie. Szczególnie, jeśli poszczególne podmioty miałyby się zrzec własnych głowic na rzecz nowego państwa moskiewskiego, podobnie jak to było 30 lat wcześniej.
Faktem jest, że pełna denuklearyzacja tego obszaru byłaby zapewne niemożliwa. Potencjał ekonomiczno-społeczny Moskwy zostałby mocno uszczuplony, lecz państwo najpewniej pozostałoby mocarstwem nuklearnym.
Kontrola i załatwienie tematu proliferacji broni jądrowej, to tylko część pracy, którą w takim wypadku trzeba by wykonać.
Tłumienie upadku kolosa
Nie chodzi bynajmniej o interwencje militarne, lecz monitorowanie sytuacji, śledzenie wyłaniających się elit i pomoc im w opanowaniu sytuacji na miejscu. Tu sprawa jednak staje się o tyle bardziej złożona, że różne państwa będą chciały rozgrywać i ukierunkować nowe elity w stronę zgodną ze swoimi interesami oraz wartościami. Unia Europejska i USA mogą wspierać nowych liderów by Ci podążali ścieżką demokratyczną, pomagając w kreowaniu nowych instytucji. Chiny preferowałyby państwa klientelistyczne z jednoosobowym ośrodkiem władzy, które mogłyby szybko od siebie uzależnić i kontrolować. Niechybnie okres chaosu bardziej sprzyja tej drugiej opcji.
Wydaje się jednak, że w interesie obu rywalizujących ośrodków byłoby wspieranie inicjatyw ponad regionalnych, konfederacji itp. Takie struktury stabilizowałyby region oraz zwiększałyby szanse na pozytywny rozwój w długim okresie - a to cel każdego z dużych graczy.
W przypadku rozpadu Rosji naturalnie pojawiłyby się pytania o zbrojną interwencję Chin na rosyjskim Dalekim Wschodzie i Syberii, w celu powiększenia strefy życiowej Chińczyków i zabezpieczenia kontroli nad kluczowymi zasobami. O ile takiego wydarzenia nie można wykluczyć, tak z dwóch powodów jest ono mało prawdopodobne. Po pierwsze taki ruch najpewniej zmusiłby Amerykanów do interwencji zbrojnej i w efekcie doprowadził do wojny światowej. Po drugie Chiny dalej są wielkim krajem, w dużej części niezamieszkanym, z populacją, która za sto lat może być 3 razy mniejsza. Zatem argument o strefie życiowej jest chybiony. Surowce naturalne można natomiast zabezpieczyć na takim samych lub lepszych warunkach, jak to miało miejsce z Federacją Rosyjską. Właśnie to byłoby celem Pekinu - jak największe podporządkowanie sobie nowych elit, na wzór chińskiej strategii w Afryce. Szczególnie tych na Dalekim Wschodzie i Syberii.
Dla Chińczyków i Amerykanów najważniejsza byłaby kwestia broni atomowej. Lecz gdyby to udało się rozwiązać nadrzędnym celem Waszyngtonu byłoby przeciwdziałanie wpadnięciu nowych postrosyjskich tworów w całkowitą strefę wpływów Pekinu. Tym bardziej, że geograficznie duża część regionów syberyjskich znajduje się bliżej Stanów Zjednoczonych i Kanady, niż Chin. To nieintuicyjne spostrzeżenie, z uwagi na tradycyjny wygląd map, ale taka byłaby nowa rzeczywistość dla Kamczatki, Czukotki, czy nawet północnych portów Jakucji. Porty Seattle, Vancuver, czy Anchorage byłyby w takiej sytuacji kluczowe dla Amerykanów i Kanadyjczyków.
Europę czekałby inny problem. Niepokój wewnętrzny wywołałby lawinę migracji, której punktem docelowym byłby niechybnie Stary Kontynent, a konkretnie kraje Europy Zachodniej - Francja, Niemcy, czy Holandia. O ile prowadziłoby to do niepokojów na tle etnicznym, Bruksela - zważając na kiepskie perspektywy demograficzne - najpewniej otworzyłaby swoje granice przed przybyszami ze Wschodu. Unia, jako potęga biurokratyczna, miałaby natomiast kluczowe zadanie w pomocy administracyjnej i kreowaniu nowych instytucji - co byłoby jednym z najważniejszych zadań państwowotwórczych w krajach postrosyjskich.
Jeśli chodzi o poszczególne kraje - nie ulega wątpliwości, że cały szereg państw bloku postsowieckiego - Państwa Bałtyckie, Czechy, Polska, Ukraina, czy nawet Finlandia przywitałyby podział Rosji z ulgą. Oznaczałoby to najpewniej redukcję lub całkowity zanik zagrożenia ze wschodu, które wisiało nad regionem od wieków. Ponadto doświadczenia reformacyjne tych państw stanowiłyby modelowy punkt wyjścia dla nowych republik i inspirację o lepsze jutro dla mieszkańców. Niemcy, z drugiej strony, mogłyby potraktować rozpad jako nowe rozdanie, renegocjować i przywrócić import gazu i ropy z krajów postrosyjskich.
W stronę demokracji i zachodu niechybnie podążyłaby Białoruś. Bez moskiewskiego protektoratu Łukaszenki, Białorusini dokończyliby to co zaczęli w lecie 2020 roku. Jeśli rosyjska broń atomowa znajdowałaby się na Białorusi, Mińsk mógłby stanowić przykład pierwszego, modelowego państwa, które dokonało udanej denuklearyzacji w zamian za korzystne kontrakty handlowe i pochodne umowy.
Na znaczeniu niezwykle zyskałby Kazachstan - choć ta pozycja również musiałaby wynikać z proaktywnego działania i moderacji upadku oraz powstania nowych państw. Astana miałaby w takiej sytuacji sporo do wygrania - podobnie jak w przypadku Europy Środkowo-Wschodniej, poczucie zagrożenia od północy zostałoby zmniejszone, a kraj zostałby najsilniejszym graczem w okolicy. Ale także sporo do stracenia - w krótkim okresie niepokój mógłby się rozlać na obszar kazachski.
W interesie Iranu, Turcji, a także szerzej państw Bliskiego Wschodu byłoby moderowanie państwowości narodów islamskich. Niekontrolowany przemyt broni wydobytych z ciężkich do oszacowania zapasów rosyjskich rodziłby ryzyko powstania i odrodzenia się ugrupowań radykalnych i terrorystycznych na Bliskim Wschodzie, czy Afryce. Oczywiście reperkusji regionalnych i globalnych byłoby znacznie więcej, to jedynie selektywnie wybrana część.
Szansa na lepsze życie?
W przypadku najczarniejszego scenariusza, opisywanego na początku - perspektywy dla mieszkańców byłyby znacznie gorsze od sytuacji bieżącej. W wielu z nich znalazłoby się na obszarze pogrążonym w wojnie i bezprawiu, lub w lepszym wypadku - w sytuacji wysokiego bezrobocia i braku perspektyw życiowych.
Gdyby jednak rozpad Rosji był zjawiskiem skrupulatnie moderowanym przez najważniejszych aktorów międzynarodowych, wyłaniające się elity nie podążyłyby w stronę autokracji i despotyzmu, a nowopowstałe państwa miałyby wystarczający potencjał ekonomiczno-ludzki by przetrwać jako niezależne podmioty, perspektywa życiowa mieszkańców tych terenów rysowałaby się w znacznie lepszych barwach, niż w obecnej Federacji Rosyjskiej.
Decentralizacja - sama w sobie - prowadziłaby do lepszego zarządzania dostępnymi zasobami. Ów zasoby służyłyby teraz danemu obszarowi, a nie wąskiej grupie interesariuszy w centrum imperium. Oczywiście nie da się wykluczyć iż taki negatywny układ dalej by funkcjonował, lecz na mniejszą skalę. Jak to zwykle bywa - potencjał do zmian w niektórych regionach zostałby wykorzystany lepiej, a w innych gorzej.
W tej sytuacji nie da się uniknąć porównań do rozpadu Związku Sowieckiego. Państwa europejskie, które wyłoniły się z jego upadku i w następstwie nie pozostały w bliskiej strefie wpływu Moskwy notowały w ostatnich 30 latach najwyższe wzrosty gospodarcze i zamożności na świecie. Oczywiście bardzo istotna była tu bliskość Europy Zachodniej, ale to nie jedyny powód. Lepsze wykorzystanie własnych zasobów, skierowanie ich na własne potrzeby oraz zmiana ustroju uwolniła potencjał, który wcześniej był skrupulatnie tłumiony. Dobrze tę zależność przedstawia przykład Białorusi i Estonii. Białoruś geograficznie znajduje się bliżej Europy Zachodniej, niż Estonia - jednak wskaźniki ekonomiczne i jakość życia mówią za siebie.
Reszta państw postsowieckich poradziła sobie gorzej - po części z przyczyn geograficznych, a po części dlatego, że dalej pozostały w strefie wpływów niewydolnego ośrodka, jakim pozostawała Moskwa. W scenariuszu kolejnego rozpadu wiele będzie zależeć od tego czy Moskwa zachowa pośrednią kontrolę nad utraconym terytorium, czy może jednak nowe kraje podążą własną, niezależną ścieżką. W tym drugim przypadku hipotetyczne, nowe państwa takie jak Republika Syberyjska, Republika Uralska, czy Republika Dalekowschodnia mają perspektywy powtórzyć sukces Republik Bałtyckich, a w dłuższym horyzoncie - z uwagi na potencjał terytorialny - go przebić. Z czasem mają szansę zostać dużymi gospodarkami z rosnącą populacją. Bowiem praca przy wydobyciu i przetwórstwie cennych złóż naturalnych będzie ekonomicznym czynnikiem migracji dla wielu ludzi, a także dla biznesu. Szlaki handlowe takie jak Korytarz Północny, czy inaczej Szlak Arktyczny mogą posłużyć za handlową arterię dostaw zarówno dla Azji Wschodniej, Europy i Stanów Zjednoczonych.
Trzeci, po upadku Rosji Carskiej w 1917 roku oraz Rosji Sowieckiej w 1991, rozpad państwa skupionego wokół Moskwy niósłby wielkie ryzyko - proliferacji broni nuklearnej, wojen i niepokojów wewnątrz upadającego imperium i rozlania się ich po całym euroazjatyckim kontynencie, a nawet Afryce. Co do zasady jest to jednak wydarzenie niekontrolowane i może wystąpić mimo działań zaradczych z zewnątrz. To sprawia, że należy się do niego przygotowywać już dzisiaj, a potencjalne nowe elity muszą liczyć na wsparcie, które pomogłoby im opanować sytuację w chwili chaosu, który niechybnie miałby miejsce.
W przypadku udanej moderacji i spokojnego rozpadu - nawet takiego jaki miał miejsce po upadku Związku Radzieckiego - nowe państwa i ich mieszkańcy mają szansę na rozpoczęcie własnej drogi ku lepszemu życiu. Tym samym skończyłby się również wielowiekowy, imperialny, kolonizatorski projekt moskiewskich carów, a swoją własną historię zaczęłyby pisać narody i ludzie, którym nie było to dane przez ostatnich kilkaset lat.