- Hubert Walas
Era Wojen według rosyjskiego spojrzenia.
Rosyjskie torpedy wywołujące tsunami w celu ukarania bezbożnej Europy. Wspieranie amerykańskiego odejścia w izolacjonizm i tworzenie nowego ONZ. Czy w końcu nuklearny atak na Poznań w celu ustanowienia nowej architektury zarządzania w Europie i na świecie.
Czy to propozycje szaleńca? Nie do końca - bowiem autorem tych tez jest Sergei Karaganov, jeden z najpoczytniejszych i najbardziej szanowanych rosyjskich analityków spraw międzynarodowych, długoletni doradca Vladimira Putina. Karaganov na początku 2024 roku opublikował dwuczęściowy artykuł o tytule „Era Wojen”, w którym to przedstawia on swoje spojrzenie na rzeczywistość i oferuje pewne rozwiązania.
---
Zacznijmy od krótkiego opisu profilu autora analizowanej treści. Sergei Alexandrovich Karaganov jest uważany za jednego z najwybitniejszych rosyjskich analityków politycznych. Był doradcą zarówno Borysa Jelcyna, jak i Władimira Putina. Mówi się, że utrzymuje bliskie relacje z kluczowymi postaciami, takimi jak Siergiej Ławrow, minister spraw zagranicznych Rosji.
Tak zwana - „Doktryna Karaganowa”, która opowiada się za pozycją Rosji jako obrońcy praw etnicznych rzekomych Rosjan mieszkających w „bliskiej zagranicy” lub w byłych republikach radzieckich stała się kamieniem węgielnym polityki zagranicznej Rosji pod rządami Putina, zwłaszcza po 2012 roku, odzwierciedlając znaczący wpływ Karaganowa na strategię geopolityczną kraju i poczytność jego treści. Przypomnijmy motyw etniczny stanowił usprawiedliwienie pierwszego ataku Rosji na Krym i Donbas.
Tym bardziej warto spojrzeć na świat oczami Karaganova, który stara się przekonać do swojej wizji nie tylko czytających go Rosjan, ale także cały, możnaby rzec „niezachodni” świat, który nazywa „Światową Większością”.
Karaganov swój dwuczęściowy esej zaczyna od cytatu z rosyjskiego poety Alexandra Bloka:
„I czarna, ziemska krew
Obiecuje nam, napełniając żyły,
Niszcząc wszystkie granice,
Bezprecedensowe zmiany,
Bezprecedensowe zamieszki...”
cytat już od samego początku ma nakreślać szaleństwo współczesnych czasów i tytułową „Erę Wojen”. Natomiast Karaganov podejmuje się zadania wyjaśnienia przyczyn tego stanu rzeczy dla czytelnika, a w kolejnej części poszukuje rozwiązań.
Świat w momencie chaosu
Pierwszą przyczyną jest jak to nazywa „wyczerpanie modernistycznego typu kapitalizmu opartego przede wszystkim na osiąganiu zysków, w którym to celu zachęca się do gwałtownej konsumpcji towarów i usług, które są coraz mniej potrzebne do normalnego ludzkiego życia”. Ludzkość w mniemaniu Rosjanina podąża szkodliwą ścieżką, która zagraża nawet swojemu istnieniu.
I za chwile przywołuje w tym celu drugi powód, którymi są wg. analityka: zmiany klimatu, zanieczyszczenie, kurczące się zasoby słodkiej wody, ziemi uprawnej i innych zasobów.
Do tego momentu ciężko odmówić Karaganovowi racji, czyż nie? W tym miejscu przychodzi on do wskazania winowajców. Zaczyna od siebie i stwierdza, że oligarchiczno-mafijny ustrój państwa rosyjskiego wyzyskuje obywateli i marnuje miliardy metrów sześciennych surowców naturalnych, których zyski mogłoby zostać przeznaczone na rzecz ochrony klimatu, zamiast napełniać kieszenie kolejnych oligarchów.
Oczywiście - to żart. Winnym w oczach Karaganova jest rzecz jasna - Zachód.
W ocenie Rosjanina obecna polityka przeciwdziałania tym zjawiskom niekoniecznie ma na celu faktyczne ich mitygowanie, lecz konsolidację dominacji bogatych państw i społeczeństw, a koszty transformacji mają być zrzucane na biedniejsze - niezachodnie społeczeństwa, mimo że to Zachód odpowiada za, jak twierdzi 70-80% całościowej konsumpcji wszelkich surowców. Jako dowód dostarcza tekst francuskiego dziennikarza dla Le Monde sprzed 16 lat, który nie dostarcza źródeł dla tych odważnych statystyk.
Karaganov zatem mówi: zobaczcie na tych z Zachodu - nie dość, że są zgnuśniali, bogaci i pławią się w luksusie, to jeszcze każą Wam za to płacić. Wam? O kim mowa? O Globalnym Południu, bo ten argument skierowany jest właśnie do społeczeństw krajów definiowanych w ten sposób.
Dlatego też, jak dalej pisze rosyjski akademik, „konsumerska choroba” rozprzestrzenia się z Zachodu na resztę świata oraz jest źródłem rosnącej wrogości wobec Rosji i Chin, które w domyśle strzegą prawidłowego, tradycjonalistycznego porządku.
Jest to więc diagnoza niemal rewolucyjna - oni, bogaci, siedzą w swoich zamkach ze złota, wykorzystują swoją dominację i pod płaszczykiem zmian klimatu chcą konsolidować swoje zdobycze. Natomiast Rosja i Chiny - dwa kraje, które się na to nie godzą, stają się celem ataków.
„Świadomość, że obecny model rozwoju prowadzi donikąd, ale także niechęć i niezdolność do jego porzucenia są głównym powodem rosnącej wrogości wobec Rosji i, w nieco mniejszym stopniu, wobec Chin“.
Słowem komentarza: Zachód oczywiście ma swoje problemy, a wśród nich są emisje cieplarniane, czy bezrefleksyjny czasem - konsumpcjonizm. Nie uświadczymy jednak u Karaganova jakiejkolwiek refleksji nad stanem rzeczy w samej Rosji, która domyślnie, w tekście byłego doradcy Putina, jest adwokatem słusznego porządku.
Nie usłyszymy, że Rosja jest jednym z najbardziej zanieczyszczonych krajów świata, gdzie standardy środowiskowe są notorycznie łamane, czego symbolem są miasta takie jak Norilsk, Magnitogorsk, czy Chelyabinsk. Nadwyżki finansowe, które mogłyby poprawiać tę tragiczną sytuację, przejada dogłębnie skorumpowany oligarchiczny system państwa rosyjskiego. Tego Karaganov wygodnie nie rozwija.
Wracając jednak do tekstu. Rosjanin stwierdza, że aby odciągnąć uwagę społeczeństwa od tych „niezaadresowanych problemów”, Zachód potrzebuje przeciwnika.
Rosja - bastion tradycjonalizmu
Tym przeciwnikiem, obrońcą planety i bastionem tradycjonalizmu, jest oczywiście Rosja. I tu pada pierwsza dobrotliwa rada, w które tekst obfituje szczególnie w drugiej części. Karaganov bowiem wspomina, że Europejczycy doświadczając historycznej amnezji, oraz intelektualnej degradacji, muszą pamiętać, że w przypadku wojny, Rosjanie wszystkich ich zabiją. Całe szczęście za chwilę dodaje „Broń Boże by się to nie stało.” Uff.
Karaganov następnie przychodzi do refleksji nad rosnącym zjawiskiem społecznych nierówności i obwinia za to m.in. upadek ZSRR.
Z tym ponownie możemy się zgodzić. W czasach sowieckich wszyscy zgodnie nie mieli niczego. Nie wspomina ponownie, że obecnie w Rosji odbywa się systemowy transfer kapitału od społeczeństwa do wąskiej oligarchicznej elity, a nad płynnością tego procesu czuwa rosyjski reżim.
Dlatego też nie ma problemu by stwierdzić:
„Demokracja jest jednym z narzędzi wykorzystywanych przez oligarchiczne elity posiadające władzę i bogactwo do rządzenia złożonymi społeczeństwami. To właśnie dlatego na Zachodzie, ale nie tylko tam, pomimo wszystkich krzyków o ochronę demokracji, rosną tendencje autorytarne, a nawet totalitarne.” - zauważa Karaganov.
Tu całkiem serio - Karaganov bardzo trafnie opisuje rosyjski system, oczywiście wyszło mu to przypadkiem. Demokracja jest tylko przykrywką i narzędziem dla rosyjskiej elity by sztucznie legitymizować rządy autorytarne. Jest to teatr, w którym udział bierze całe społeczeństwo.
Po dłuższym wywodzie, autor wyprowadza powód trzeci, który jest rozszerzeniem argumentu pierwszego: „degradacja człowieka i społeczeństwa”, ponownie - głównie na bogatym Zachodzie.
„Nie tylko promują, ale wręcz narzucają antyludzkie lub post ludzkie ideologie, wartości i wzorce zachowań, które odrzucają naturalne podstawy ludzkiej moralności i niemal wszystkie podstawowe ludzkie wartości.”
Brakuje ludzkości, wg Karaganova dwóch składowych, które zawsze pchały ją do przodu: „głodu oraz strachu przez nagłą śmiercią”.
Natomiast jako czwarty powód Karaganov wymienia rosnące globalne napięcia - i tu możemy się z nim zgodzić.
W tym miejscu analityk przechodzi szczebel niżej, by wymienić przyczyny, dla tychże rosnących napięć, z których wylistowywuje aż jedenaście. Nie będziemy się w nie zagłębiać, zainteresowanych odsyłam do artykułu, jest to ogółem miks:
- faktycznych błędów strategicznych jak np. uwikłanie się Amerykanów w niepotrzebne wojny;
- życzeniowych argumentów, w postaci twierdzeń, że Rosjanie przełamali trwającą 500 lat dominację militarną Europy nad nimi, mimo że obecny trend degradacji rosyjskiego wojska, pokazuje że jest dokładnie odwrotnie
- czy jawnych gróźb jak ostrzeżenia, że wojna nuklearna nie jest brana pod uwagę wystarczająco poważnie
Generalnym założeniem tekstu, z resztą jak sam pisze Karaganov, jest:
„promowanie pokojowego wycofywania się Zachodu z jego dawnych hegemonicznych pozycji.” - w które to pozycje, tego już Rosjanin nie pisze, miałaby wejść Rosja - ze swoim sposobem zarządzania społeczeństwami, które Karaganov wygonie przemilcza, jednak my delikatnie przypominamy.
W końcowym fragmencie pierwszej części tekstu autor rozprawia nad techniką wojskową i niekontrolowanym wyścigiem zbrojeń m.in. w obszarze broni hipersonicznej, w której to zdaniem Karaganova „my - znaczy Rosjanie i Chińczycy prowadzimy”, jak zaznacza “dzięki pomocy Boga i naszych projektantów”.
Część pierwszą Karaganov kończy zapowiedzią części drugiej:
„Wszystko jest w naszych rękach, ale musimy zdać sobie sprawę z tego, jak głębokie, poważne i bezprecedensowe są obecne wyzwania i sprostać im nie tylko reagując, ale także wyprzedzając je o krok. Powtarzam: Rosja potrzebuje nowej polityki zagranicznej, nowych priorytetów dla rozwoju wewnętrznego i nowych priorytetów dla społeczeństwa, dla każdego odpowiedzialnego obywatela tego kraju i świata. Opowiem o tym w następnym artykule.”
Koniec Zachodu, początek Wschodu
Na drugą część Karaganov swoim fanom kazał czekać blisko dwa miesiące. Jednak jest to tekst, co by nie mówić, “mięsisty”.
Bez słowa wstępu autor przechodzi do szkicowania polityki zagranicznej Federacji Rosyjskiej, która powinna się jego zdaniem opierać na koncepcie “Rosyjskiej Twierdzy”. A zatem głównym zadaniem powinno być budowanie wewnętrznej samowystarczalności, i kooperacja tylko z wybranymi państwami z, jak to nazywa, „Światowej Większości”, z czego najważniejsze są państwa przyjazne, a zatem Białoruś, Chiny, Mongolia, państwa BRICS oraz Szanghajskiej Organizacji Współpracy.
„Współzależność, niegdyś przeceniana jako źródło pokoju, jest teraz niebezpieczna”, stwierdza.
Rosja w oczach Karaganova powinna unikać konfliktów i docenia on, brak zaangażowania Kremla w konflikt azersko-armeński oraz izraelsko-palestyński. Ale, jak zauważa, „powinniśmy uniknąć powtórzenia porażki ukraińskiej i nie dopuszczać do władzy antyrosyjskie elity w państwach sąsiadujących. Kazachstan stanowi tu największe wyzwanie”.
Amerykanie natomiast mają doświadczać coraz bardziej intensywnych ataków na swoje bazy zamorskie, co w opinii autora Rosja powinna wspierać.
W końcu Karaganov nawołuje do azjatyckiego zwrotu Rosji, nie tylko w formie współpracy z Chinami, czy Indiami, ale także wewnętrznie.
„Aby kontynuować tylko częściowo udany zwrot na Wschód przez Daleki Wschód, Rosja potrzebuje nowej kompleksowej narodowej strategii syberyjskiej, która wymagałaby pójścia naprzód, ale także powrotu do romantycznego okresu rozwoju Trans-Uralu.”
Rosja musi zostać , jak to określa, „zsyberianizowana” i stale przenosić swoje centrum spirytualistyczne, polityczne i ekonomiczne za Ural do całej Syberii. Północna Droga Morska, Północny Szlak Jedwabny, czy szlaki Północ-Południe powinny być priorytetowo rozwijane.
Tu jako dowód historyczny Karaganov przypomina Alexandra Nevskiego, rosyjskiego protoplastę, który swój jarłyk otrzymał od mongolskiego Batu Chana. A inny chan Kublai, którego Nevski miał spotkać na swoim szlaku, później został władcą Chin z dynastii Yuan - co ma być dowodem na to, że losy Rosji i Chin są „znacznie głębsze, niż zwyczajowo się uważa”. Karaganov niechętnie, ale przyznaje że Nevski był sługą Chana, ale jednocześnie sprytnie „wykorzystywał” Mogołów do obrony swoich ziem, przed „wrogami na Zachodzie” broniąc „ducha Rosji”.
Jest to sprytny zabieg manipulacji historycznej - może Mongołowie byli władcami moskiewskiej ziemi, ale to Nevski i rosyjscy założyciele przebiegle wykorzystywali ich do obrony przed Zachodem. Mityczna walka o ochronę przed zachodnimi społeczeństwami, z pomocą Chińczyków, trwa już więc 800 lat.
Rosjanin z żalem przyznaje, że dobrze byłoby porzucić zachodnią, europejską odyseję już sto lat wcześniej, bo dzisiaj niewiele z niej pozostaje poza „górami śmieci”, choć przypomina, że gdyby nie ona nie zostalibyśmy wielkim narodem, z najlepszą literaturą.
Dalej Karaganov ponownie wraca do motywu budowania więzi ze „Światową Większością”, uważa że Zachód sam się zapadnie, i powinny być tworzone nowe ciała zarządcze na bazie formatów BRICS+, Szanghajskiej Organizacji Współpracy, Ligi Państw Arabskich, Unii Afrykańskiej, ASEAN i Mercosur.
„Jeśli Rosja jest cywilizacją spośród cywilizacji, to dlaczego nie zacząć budować organizacji organizacji z naszymi przyjaciółmi i partnerami - prototypu przyszłej ONZ?” - pyta retorycznie Karaganov.
W tym układzie sojusz z Chinami jest dla Karaganova kluczowy, oba państwa uzupełniają się, a koalicja Moskwy i Pekinu powinna stanowić determinujący czynnik kształtujący nowy system światowy.
Rosjanin jednak podskórnie obawia się chińskiej dominacji i liczy na balansowanie Pekinu przy udziale państw typu Turcja, Iran, Indie, Pakistan, czy grupy ASEAN. To miałoby stanowić bufor bezpieczeństwa, jeśli kiedyś w Chińczykach obudzi się „gen mongolski” tj. ekspansjonistyczny. Chociaż autor nie może powstrzymać się od refleksji, że te rewizjonistyczne geny łączą oba kraje, bo jak pisze, zarówno Rosja i Chiny są w zasadzie spadkobiercami imperium Dżyngis Khana.
Trzecim wierzchołkiem polityki zagranicznej, którą Karaganov określa tzw. trójkątem Primakova mają być Indie - jako źródło technologii, dużego rynku wewnętrznego i siły ludzkiej, która co ciekawe, mogłaby być zaangażowana w rozwój Syberii.
Karaganov wzywa również do wspierania, jak to określa, „trwającego, długoterminowego wycofywania się USA do formy neoizolacjonistycznej, dość naturalnej dla nich, na poziomie globalnym”. Innymi słowy Rosjanin chce widzieć Amerykanów porzucających swój dotychczasowy paradygmat światowej obecności. Europę natomiast Karaganov traktuje jako miejsce, które utraciło swoją duszę - chrześcijańską oraz oświeceniową, od której Rosja powinna się odgrodzić.
Murem - dosłownie. Ten, w wizji Karaganova miałby przebiegać za Dnieprem, w zachodniej części Ukrainy, bowiem jej wschodnia, i południowa część, a także basen Dniepru miałaby należeć do Rosji. Pozostający karzeł państwowy byłby w idealistycznej projekcji Karaganova w istocie zdemilitaryzowaną strefą buforową, z rosyjskimi bazami.
Jak pisze Karaganov: „miejsce do życia dla tych mieszkańców obecnej Ukrainy, którzy nie chcą być obywatelami Rosji”. Innymi słowy: rezerwat. Mur grodzący wg Rosjanina miałby przypominać ten zaczęty przez Trumpa wzdłuż granicy z Meksykiem.
Atomowa odpowiedź na wszystko
Tak skrótowo można opisać politykę zagraniczną Rosji Karaganova. Natomiast jej ciało wykonawcze ma definiować “polityka obronności”, na której autor skupia się w dalszej części tekstu.
Już początek tej części jest na tyle interesującym przykładem wykrzywiania rzeczywistości przez czołowych rosyjskich analityków, do których autor się zalicza, że warto zacytować go w dłuższym fragmencie:
„Rozpoczynając wyprzedzająco (choć z opóźnieniem) operację wojskową przeciwko Zachodowi, działając w oparciu o stare założenia, nie spodziewaliśmy się, że wróg rozpęta pełną wojnę. Dlatego od samego początku nie stosowaliśmy taktyki aktywnego odstraszania/ zastraszania nuklearnego. I wciąż się ociągamy. W ten sposób nie tylko skazujemy na śmierć setki tysięcy ludzi na Ukrainie (w tym straty wynikające z obniżenia jakości życia) i dziesiątki tysięcy naszych żołnierzy, ale także wyświadczamy wielką krzywdę całemu światu. Agresor, którym de facto jest Zachód, pozostaje bezkarny. To otwiera drogę do dalszej agresji.”
Dla jasności - Karaganov pisze, że nie grożąc wyprzedzająco i wystarczająco dobitnie bronią nuklearną i zbiorową anihilacją
Ukrainie oraz szerszemu Zachodowi w momencie początkowym największej zbiorowej agresji od lat, Rosja wyrządziła światu niezwykłą krzywdę!
Gdy pierwsze rosyjskie czołgi wkraczały na Ukrainę pogwałcając wszelkie zasady prawa międzynarodowego oraz dokonując klasycznej formy podboju państwa słabszego, powinny paść srogie groźby poparte dowodami, że wszelka reakcja ze strony Zachodu spotka się z rosyjską odpowiedzią nuklearną. Brak tego zjawiska był niedźwiedzią przysługą dla świata i Ukrainy ze strony Kremla.
Kolejny fragment:
„Większa zależność od odstraszania nuklearnego i przyspieszony ruch w górę drabiny eskalacji mają na celu przekonanie Zachodu, że ma trzy opcje dotyczące konfliktu na Ukrainie. Po pierwsze, wycofać się z godnością, [...]. Po drugie, zostać pokonanym, uciec jak z Afganistanu i stawić czoła fali uzbrojonych, a czasem bandyckich uchodźców. Albo, po trzecie, dokładnie to samo, plus ataki nuklearne na jego terytorium i towarzyszący im rozpad społeczny. Rosyjską tradycją jest zadawanie miażdżącej klęski europejskim najeźdźcom, a następnie uzgadnianie nowego porządku. [...] Nasi wrogowie muszą wiedzieć, że jeśli się nie wycofają, legendarna rosyjska cierpliwość się wyczerpie, a śmierć każdego rosyjskiego żołnierza zostanie opłacona tysiącami istnień ludzkich po drugiej stronie.”
Recepta na piękny świat Sergeja Karaganova.
Karaganov w praktyce promuje wizję świata, w którym argument broni nuklearnej był stosowany przy każdej próbie wymuszenia rosyjskiego interesu. Mówi de facto : Jeśli się nie zgadzacie z naszymi propozycjami po prostu zrzucimy na Was bomby atomowe, czego nie rozumiecie?
Po każdej groźbie unicestwienia uruchamia się jednak dobrotliwa dusza Karaganova i troska o ludzkość. „Broń Boże, ale..”; “Mam nadzieję, że tego unikniemy, ale..” pada zwykle w następstwie.
Idźmy dalej.
„Powinniśmy doprecyzować i wzmocnić sformułowania oraz podjąć odpowiednie środki wojskowo-techniczne. Najważniejsze jest to, abyśmy zademonstrowali naszą gotowość i zdolność do użycia broni jądrowej w przypadku ekstremalnej konieczności.”
Kluczowa tutaj pozostaje owa „ekstremalna konieczność”, którą można dowolnie definiować. Nie jest to już chociażby atak nuklearny na rosyjskie terytorium, czy nawet konwencjonalny atak na kluczowe rosyjskie centra dowodzenia, ale zwyczajnie próba odpowiedzi przeciwników na zbrojną inwazję na inny kraj, w celu przeciwdziałania jego podbojowi. Już wtedy Karaganov widziałby uzasadnienie dla użycia broni atomowej, w celu ochrony rosyjskich interesów...
W kolejnym akcie Rosja mogłaby dokonać aneksji Kazachstanu, czy Gruzji i tu również, dla dobra świata wg Rosjanina Kreml powinien ostrzec przed interwencją inne kraje, bo inaczej użyje broni atomowej, wszak jest to dla Rosji interes z gatunku „ekstremalnie kluczowych”.
Czy na tym Karaganov kończy? Bynajmniej.
„Polityka Rosji powinna opierać się na założeniu, że NATO jest wrogim blokiem, który udowodnił swoją agresywność swoją dotychczasową polityką i który de facto prowadzi wojnę przeciwko Rosji. Dlatego wszelkie uderzenia nuklearne na NATO, w tym wyprzedzające, są moralnie i politycznie uzasadnione. Dotyczy to przede wszystkim krajów, które najbardziej aktywnie wspierają kijowską juntę.”
A zatem sam fakt wspierania Ukrainy przez NATO, jest wg nuklearnej doktryny odstraszania Karaganova, wystarczający by uzasadnić uderzenia nuklearne w państwa NATO.
No, ale czy NATO nie odpowie? Rosjanin uważa, że nie, o ile w Waszyngtonie nie będą rządzić szaleńcy.
„Jeśli Rosja dokona wyprzedzającego uderzenia odwetowego na jakikolwiek kraj NATO, Stany Zjednoczone nie odpowiedzą, chyba że Biały Dom i Pentagon będą rządzone przez szaleńców, którzy nienawidzą swojego kraju i są gotowi zniszczyć Waszyngton, Houston, Chicago lub Los Angeles w imię Poznania, Frankfurtu, Bukaresztu lub Helsinek.”
Mówiąc wprost Karaganov uważa, że Rosja powinna dokonać ataku nuklearnego np. na Poznań by ustanowić nową formułę zarządzania światem, która stanie się faktem w momencie, gdy USA na ten atak nie odpowie symetrycznie. Co jednak byłoby szaleństwem, bo ryzykowałoby rosyjskim uderzeniem na Los Angeles.
Potop ręką boskiej Rosji
Autor jest doświadczonym analitykiem i sprawnie porusza się w terminologii i formułowaniu swoich myśli, co może uwiarygadniać tekst. Niemniej nie trudno dostrzec, że tekst Karaganova podszyty jest ideologiczno-religijnym sekciarstwem, w którym to pozycjonuje Rosję jako kolebkę chrześcijaństwa, ufortyfikowaną oazę chroniącą rosyjskie owieczki przed zniewieściałością i degeneracją Zachodu, czy wręcz samego Boga.
„Bóg uderzył w Sodomę i Gomorę - pogrążone w obrzydliwości i rozpuście - deszczem ognia. Współczesny odpowiednik: ograniczone uderzenie nuklearne na Europę. Kolejna wskazówka ze Starego Testamentu: aby oczyścić świat, Bóg rozpętał Wielki Potop. Nasze torpedy nuklearne Posejdon mogą wywołać podobną powódź w postaci tsunami. Obecnie większość bezczelnie agresywnych państw to państwa nadbrzeżne. Oligarchia globalistyczna i deep state nie powinny mieć nadziei na ucieczkę, tak jak zrobił to Noe i jego pobożna rodzina.“
Bogiem w tej wizji jest oczywiście Rosja. Niestety boska Rosja Karaganova nie namaszcza swojego Noe, choć kilku kandydatów zapewne by się znalazło, w tym jeden faworyt z Budapesztu.
Dalej Rosjanin wzywa kremlowski establishment do podjęcia konkretnych kroków w celu, jak to określa “wejścia na wyższy szczebel nuklearnego odstraszania” np. poprzez zrzucenie drugiej Car Bomby na rosyjskiej nowej Ziemi. Przypomnijmy detonacja pierwszej Car Bomby była największą eksplozją jaka kiedykolwiek odbyła się na Ziemi „ludzką ręką”. Bomba o ładunku 50 megaton spowodowała eksplozję ponad 3300 razy większą od bomby zrzuconej na Hiroszimę. Fala uderzeniowa okrążyła Ziemię trzy razy, a jasne światło widoczne było z odległości ponad 1000 kilometrów. Można się domyślać jakie były skutki środowiskowe tej próby, szczególnie w świetle troski o habitat, którą przypomnijmy, Karaganov przedstawia na początku tekstu. Dobroduszny Rosjanin pewnie dlatego ponownie zaznacza, że należałoby zminimalizować skutki środowiskowe tej próby. Sarenki na Nowej Ziemi mogą spać spokojnie. Ponadto do podobnych testów o potężnej magnitudzie zachęca również USA.
Co ciekawe Karaganov jest proponentem zjawiska proliferacji broni jądrowej, jako że to, jak twierdzi stabilizuje światowy pokój.
„Nie będzie policentrycznego i zrównoważonego przyszłego porządku światowego bez multilateralizmu nuklearnego.”
Oczywiście za chwilę selektywnie wyznacza te kraje, które powinny mieć do nich dostęp, a które nie.
„Niemcy, które rozpoczęły dwie wojny światowe i dopuściły się ludobójstwa, muszą stać się uzasadnionym celem zniszczenia poprzez uderzenie wyprzedzające, jeśli kiedykolwiek spróbują położyć ręce na bombie atomowej. Jednak zapomniawszy o swojej makabrycznej historii, już teraz proszą o taką karę, działając jako państwo rewanżystowskie i główny europejski sponsor wojny na Ukrainie. [...] Chiny, przy wsparciu Rosji i innych krajów większości światowej, będą miały pełne prawo, a nawet moralny obowiązek, ukarać Japonię - której agresja pochłonęła dziesiątki milionów istnień ludzkich w Chinach i innych krajach azjatyckich, i która wciąż marzy o zemście i rości sobie prawa do rosyjskiego terytorium”
Karaganov aprobuje natomiast wejście posiadanie broni jądrowej Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Arabii Saudyjskiej, czy Egiptu, jak i innych krajów, które uważa za przyjazne. Dochodzi do wniosku, że Rosja może nawet pomóc w dojściu do nuklearnego statusu różnym krajom np. Brazylii, czy Meksykowi, jeśli będą tego chciały.
To wpisuje się w koncept, który przedstawiliśmy w naszym niedawnym odcinku opisującym nadchodzące zjawisko szerszej proliferacji broni atomowej. Fakt jej posiadania np. przez Koreę Północną sprzyja Rosji, bowiem rozprasza uwagę Amerykanów. Jeśli ta uwaga miałaby być jeszcze bardziej rozproszona - tym lepiej. Szczególnie jeśli w posiadanie broni weszłyby takie kraje jak Iran.
Oczywiście jednocześnie Karaganov znajdzie wiele powodów, dla których Korea Północna jest godna posiadania broni atomowej, a kraje Rosji nieprzyjazne - nie. Japonia dopuściła się aktów przemocy 80 lat temu? Nie dla Was głowice nuklearne. To nic, że sami Japończycy byli jedynymi ofiarami tej broni, a akty okrucieństwa Armii Czerwonej i całościowo reżimu sowieckiego zniszczyły lub pozbawiły życia dziesiątki milionów osób, wielokrotnie przebijając dokonania Japończyków.
Szukając mocarstwowości w erze słabości
Reasumując „polityka obronności”, którą opisuje Karaganov sprowadza się wyłącznie do broni atomowej i w tej wizji, to faktycznie wystarcza. Karaganov bowiem życzy sobie świata, w którym szantaż nuklearny determinuje całościowy przebieg międzynarodowego aktu balansowania. Za każdym razem. Każdą dysputę będzie można zakończyć ostatecznym argumentem wyprzedzającego uderzenia nuklearnego w celu ochrony „absolutnie kluczowych rosyjskich interesów”.
Stając w obronie Sergieja Alexandrovicha Karaganova, i przyjmując jego perspektywę można rzec, że takie stanowisko jest zrozumiałe. Broń jądrowa to ostatnia enklawa rosyjskiej sprawczości i w interesie Rosjan jest to, by nadać temu instrumentowi jak najwyższą wagę i sprawczość.
Zwykle państwa mają do swojej dyspozycji wachlarz narzędzi którymi się posługują, takie jak chociażby: demografię, siłę ekonomiczną, surowce naturalne, wojsko, technologię, soft power itp. Wojna tymczasem przyczyniła się do degradacji najważniejszych instrumentów oddziaływania na rzeczywistość państwa rosyjskiego - wojska, sprzedaży węglowodorów, zapadającego się społeczeństwa, skarłowaciałej gospodarki. Jedyny czynnik, w którym Rosja w istocie dalej dominuje, na równi z USA, to arsenał nuklearny.
W interesie Rosji jest zatem to by każdy temat sprowadzić do mianownika atomowego. Nie masz broni jądrowej? Przegrywasz. Masz jej kilkadziesiąt sztuk? Jak dojdzie do szerszej wymiany - przegrasz. A teraz porozmawiajmy o wzajemnych relacjach handlowych. Tak w skrócie można podsumować docelowy wygląd współpracy międzynarodowej, w wizji Karaganova.
„Era Wojen” to nie pierwszy artykuł, w którym Karaganov nawołuje do wyprzedzającego ataku nuklearnego na kraje europejskie. I ktoś mógłby powiedzieć - po co analizować słowa szaleńca? Problem w tym, że Karaganov za szaleńca w Rosji nie uchodzi. Jest założycielem i członkiem zarządu jednego najważniejszych czasopism analitycznych w Rosji „Rosja w Globalnej Polityce”, a także przez 12 lat był doradcą aktualnego prezydenta Vladimira Putina. Obraca się w gronie ostatecznych decydentów kształtowania polityki Kremla.
Być może analizy takie jak ta Karaganova nie powstają po to by je dosłownie wykonywać, lecz po to by kształtować strach przeciwników Kremla i przez to zmuszać do uległości. Być może, ale czy na pewno? Może jednak warto je przypominać w momentach, gdy Zachód odczuwa pokusę poszukiwania racjonalności w polityce zagranicznej Kremla. To zwykle prowadzi do uległości, a każda uległość jest wykorzystywana.
Celem Karaganova niechybnie jest także kształtowanie zbiorowej percepcji państw Globalnego Południa, czy też Światowej Większości. W oczach autora świat zaczyna przypominać przywołaną „Sodomę i Gomorę”, a odpowiedzialny jest za to zgnuśniały i zniewieściały Zachód.
Jest to stały element rosyjskiej propagandy. Jako alternatywę przedstawia ona Rosję jako istną Ziemię Obiecaną tradycjonalistów, na co łapią się niektórzy celebryci i intelektualiści na Zachodzie. Przypomnijmy choćby zachwyty Tuckera Carlsona nad centralnymi dzielnicami Moskwy, w momencie gdy cała reszta państwa przypomina średniowieczny bardak bez podstawowych usług sanitarnych w wielu miejscach.
Rosyjska alternatywa w praktyce to kraj wyzysku najbiedniejszej warstwy społecznej, wszechogarniającej korupcji, tragicznych usług społecznych oraz cenzury i aparatu represji, którego nie powstydziłby rząd Oceanii, kierowany przez Wielkiego Brata, w orwellowskiej powieści 1984.
Zachód ma swoje problemy, często poważne, jednak porównanie tych dwóch systemów zarządzania zakrawa o groteskę. O skali przepaści i różnicy w wartościach i sposobie życia świadczy fakt, że Ukraińcy literalnie są gotowi umierać, by wyrwać się z “rosyjskiego miru”.
Demokracje, których zmierzch zwiastuje Karaganow, mają tendencje do popadania w iluzję, w której to wydaje się nam, że nasz system stale przechodzi głęboki kryzys. Codziennie widzimy w telewizji, czy internecie doniesienia o kolejnym załamaniu giełdy, problemie społecznym, masowych zwolnieniach. Jednocześnie media ostrzegają przed potencjalnymi zagrożeniami - „Rosjanie odbudowują swój potencjał militarny”, „sankcje nie działają” lub „Chińczycy dokonali skutecznego testu rakiety Dong Feng”.
Ta transparentność odkrywa nasze problemy, co jednocześnie budzi u nas niepokój i skłania do refleksji fatalistycznych, lecz jednocześnie jest to niesamowicie ważna składowa sukcesu demokracji i jego naturalnego procesu samonaprawczego. Z perspektywy dnia codziennego tego nie widać, lecz robiąc kilka kroków wstecz można zauważyć, że jest to samonaprawiający się system, który non stop przechodzi kolejne fazy “problem-naprawa-problem-naprawa” pod zbiorową presją społeczną i mediów.
Tymczasem reżimy autorytarne działają dokładnie odwrotnie - ukrywają i zniekształcają dane, aby udowodnić swoją legitymizację i wspierać władzę tych na szczycie społecznej hierarchii. Pomagają w tym centralnie sterowane media kształtując taką rzeczywistość jaka w danym momencie jest potrzebna. Swoim tekstem Sergiej Alexandrovich Karaganov robi dokładnie to samo - kształtuje percepcję większych zbiorowości: samych Rosjan lub nawet próbuje zmanipulować mieszkańców Globalnego Południa. Robi to na potrzeby - w praktyce - wąskiej elity, która żyje z obecnego systemu i który to jest niezmiennie zagrożony w konsekwencji próby podboju Ukrainy.
https://eng.globalaffairs.ru/articles/an-age-of-wars-article-one/
https://eng.globalaffairs.ru/articles/an-age-of-wars-what-is-to-be-done/