Rok 2122.

Po przeszło stu dniach wojny wiemy znacznie więcej, niż w dniu jej wybuchu. Wiemy, że zdolności rosyjskiej armii zostały przeszacowane, zaś armia ukraińska niedoceniona. Dowiedzieliśmy się, że w wyniku początkowego szoku z powodu wybuchu wojny, ale także zaciętej ukraińskiej obrony, świat Zachodu potrafił stanąć ramię w ramię w obronie wartości, na których został zbudowany, w imię których Ukraina postawiła się Rosji. Równie szybko w wielu miejscach powróciło jednak wyrachowanie i relatywizacja wojny, która po raz kolejny uwydatniła podział Europy i doprowadziła poziom zaufania państw wschodu Unii Europejskiej do Niemiec i Francji do rekordowych nizin. Wiemy również, że zbrodnicze działania znane z kart historii Związku Radzieckiego nie są obce jej spadkobiercy - współczesnej Federacji Rosyjskiej. Masowe zabójstwa cywili, wywózki tysięcy ludzi, co najbardziej przerażające - dzieci, wgłąb Rosji, czy używanie żywności jako broni to powtórka z historii, jednak nikt się nie spodziewał, że możliwa do zobaczenia w XXI wieku. Dalej nie wiemy jednak najważniejszego - jak wojna ukraińsko-rosyjska roku 2022 się zakończy.

To wszystko, co na wstępie zostało wymienione nie będzie miało żadnego znaczenia za sto lat. Detale zostaną zapomniane, a liczyć będzie się tylko jedno - zwycięzca. Jeśli wojna skończy się pomyślnie dla Kremla, a to oznacza, że w wyniku wojny lub szeregu wojen Rosja podporządkuje sobie Ukrainę, zrusyfikuje jej mieszkańców i unicestwi, posługując się terminologią Dmitirja Medvedeva, wszelkie osoby stojące jej na przeszkodzie, książki historyczne dystrybuowane na tym potężnym obszarze, zostaną napisane przez Władimira Putina i jego akolitów.

W czerwcu 2122 roku, siedząc w cieniu pomnika Władimira Putina, na placu Wyzwolenia Noworosji, w rosyjskim Mariupolu przeczytamy w „Historii Rosji w XXI w” o tym jak trawiący Ukrainę - zbuntowaną, rosyjską prowincję - neonazizm został pokonany przez niosącą wolność rosyjską armię. Wtedy - Ukrainę, dziś Noworosję, po tym jak 2030 roku nazwa Ukraina została zakazana i wymazana ze wszelkich opracowań. Dalej przeczytamy o tym jak Rosja musiała postawić się zgniliźnie świata Zachodu i dzielnie zniosła 7 chudych lat wykluczenia ekonomicznego. Ekonomiczne kajdany, w które zakute była Rosja najsilniej odczuwalne były w pierwszych dwóch latach wojny, jednak z czasem były poluźniane i na dobre zdjęte zostały w 2029 roku z uwagi na szczyt kryzysu energetycznego i sięgające zenitu zapotrzebowanie na wachlarz rosyjskich surowców.

W „Historii Rosji w XXI wieku” nie przeczytamy o milionie uprowadzonych i wywiezionych wgłąb Rosji ukraińskich dzieciach. Będzie to przedstawione jako nagły, oddolny demograficzny cud. Rosyjski naród przyjmując kolektywną odpowiedzialność za przyszłość narodu i dokładając swoją cegiełkę do odbudowy populacji, po krwawej wojnie, nagle wzniecił w sobie pragnienie większej rodziny. Prawda będzie tu najmniej istotna.

W książce przeczytamy także, jak doświadczenia Moskwy w wojnie z Ukrnaziznem, upór rosyjskiego narodu i niestałość rozbitego, zdegenerowanego Zachodu przyczyniła się do opracowania w Pekinie i potem przeprowadzenia w 2045 roku udanej kampanii ataku bratniego, chińskiego narodu na zbuntowaną prowincję Tajwanu. Wojna zostanie potem nazwana III Wojną Światową. Chińska wojna ojczyźniana na dobre odwróciła, krótki 250 letni okres panowania potęg morskich na planecie Ziemia. Stany Zjednoczone wycofały się do roli autarkicznej wyspy, natomiast nowy porządek światowy zaczął dyktowany być w Pekinie. Chińczycy desygnowali usłużnie podporządkowany mu naród rosyjski by ten „utrzymywał porządek” na peryferyjnym, euroazjatyckim półwyspie europejskim. Chińskie fabryki komponentów prostych zaczęły być przenoszone do Polski i krajów regionu by te zajmowały się najbrudniejszymi i najmniej marżowymi zadaniami.

To oczywiście fragment science-fiction, jednak czy na pewno? W tym roku mija sto lat odkąd władzę nad partią komunistyczną objął Józef Stalin. Stalin zabił miliony, jednak w wielu miejscach w Rosji dalej jest czczony, a jego spuścizna stanowi fundament obecnej zbrodniczej natury rosyjskiej władzy. Zachód również o tym wiedział, ale tolerował, bo Sowieci byli potrzebni.

Zwycięzcy piszą historię, i Władimir Putin będzie chciał ją napisać po swojemu. Nieważne jak duże koszty materialne, wizerunkowe, czy ludzkie na Ukrainie, czy w Rosji trzeba będzie ponieść. Za sto lat będzie to jedynie krótki, chaotyczny okres, natomiast Putin na zawsze zapisze się na kartach historii, a Rosja wyryje swoje miejsce na szczycie światowej hierarchii.

Oczywiście istnieje również historia alternatywna. Plan pomocowy dla Ukrainy zamiast maleć, rośnie. Zachodnia myśl techniczna, w połączeniu z zapałem ukraińskiego żołnierza zaczyna wypierać rosyjskiego najeźdźcę z własnego terytorium. Rosyjskie dowództwo w panice by odwrócić negatywny trend ogłasza masową mobilizację. W ciągu pierwszych tygodni po mobilizacji, kiedy nieprzeszkoleni rekruci masowo giną w starciu z wytrenowaną, zorganizowaną i zaprawioną w boju ukraińską armią, zrozpaczone rosyjskie matki i pogrążające się w biedzie społeczeństwo wychodzi na ulice i domaga się zmian. Napięcie na Kremlu rośnie, a jego w wyniku dochodzi dochodzi do śmierci naczelnego wodza - Władimira Putina oraz jego kilku najbliższych ludzi. W Moskwie rozpoczyna się brutalna walka o władzę. W jej wyniku, bez kontroli ze strony Kremla, lokalni watażkowie i przywódcy regionalni gromadzą własne armie i ogłaszają się prawowitymi władcami wcześniej rosyjskich republik. Po okresie chaosu koalicja Chin, USA i Unii Europejskiej pod przewodnictwem Pekinu organizuje konferencję, podczas której dochodzi do uznania międzynarodowego i tym samym powstania 7 nowych państw wyłonionych na bazie Federacji Rosyjskiej.

Po trudnej, chaotycznej dekadzie od powstania, zdecentralizowane państwa post-rosyjskie zaczynają szybko rosnąć z uwagi na lepsze wykorzystanie własnych zasobów ludzkich i surowcowych, wprowadzenie reform ekonomicznych oraz twardą walkę z korupcją. Tym samym ekonomicznie uwolniony, potężny obszar post-rosyjskiej Azji stanowi nowy, główny bodziec dla światowego wzrostu PKB. Jednocześnie zjednoczony wokół własnych instytucji świat Zachodu wychodzi obronną ręką z okresu permanentnej niestabilności, a wartości takie jak poszanowanie jednostki, państwo prawa i wolność indywidualna dalej stanowią rdzeń rozwoju ludzkości. To jednak nie koniec historii, podobny do fukuyamowskiego sprzed stu lat, mimo że właśnie to w kościach czują to ziemscy decydenci. Ludzkość zaczyna ekspandować na Księżyc i Mars, które otwierają nowe domeny ludzkiej rywalizacji.

To scenariusz nie mniej fantastyczny do pierwszego. Co więcej dobrze pokazuje, dlaczego państwa Zachodu nawet Amerykanie, okazują wstrzemięźliwość wobec bezrefleksyjnego wspierania Kijowa. Rozpad Federacji Rosyjskiej to dla świata potencjalna puszka pandory. A największym problemem pozostaje potężny potencjał głowic nuklearnych, który może wpaść w niepowołane ręce. Jednak równie zasadnym jest pytanie, czy po sowieckich zbrodniach i zimnej wojnie, która niemal doprowadziła do wymiany atomowej, a także rosyjskich zbrodniach wieku XXI, Zachód stać na to by Kreml mógł po raz trzeci zagrać globalnego złoczyńcę z kartą atomową w ręku?

Niemniej oba te scenariusze, mimo że pozostają jedynie uproszczonym ćwiczeniem przyczynowo-skutkowym, dają nam do zrozumienia jak potężne skutki może mieć obecnie trwająca wojna - w zależności od jej finału. Taka symulacja dobrze po raz kolejny obrazuje, że nie jest to bynajmniej konflikt wyłącznie rosyjsko-ukraiński, choć to Ukraina przyjmuje na siebie jego potężne brzemię, ale jest to wojna, która ma potencjał by fundamentalnie wpłynąć na losy świata. Pojedyncze decyzje, które zapadają w tych dniach niosą ze sobą ciężar, który dzisiaj jest trudny do oszacowania.

Wracając do typowego dla tych raportów omawiania spraw bieżących i przechodząc od wcześniej nakreślonej, stuletniej perspektywy makro, do perspektywy mikro warto przyjrzeć się tematowi zachodniej artylerii. Jest to jedna z tych decyzji podjętych w mikroskali, której wpływ na losy wojny i tym samym sytuacji światowej będzie decydujący.

Od momentu, kiedy Rosjanie po poniesieniu ciężkich strat na początku wojny, przekalibrowali swoje działania wojenne, wycofali siły spod Kijowa i skoncentrowali je na mniejszym obszarze obraz rosyjskiej kampanii uległ zmianie. Moskwa urealniła swoje oczekiwania, a dowódcy skupili się na przewagach armii rosyjskiej - przede wszystkim na dominacji w sile ognia. Morale nie ma aż takiego znaczenia, kiedy nie widzisz przeciwnika i po prostu zasypujesz go, nomen omen, gradem pocisków. Dzięki temu w ostatnim czasie obserwujemy stopniowe, nieduże, ale stałe terytorialne postępy Federacji Rosyjskiej.

Odpowiedzią na przemoc podczas wojny, podążając za rozważaniami kanclerza Scholza, może być tylko większa przemoc - w tym wypadku, w znaczeniu większej i wykorzystanej efektywniej siły ognia. Dlatego Kijów od początku na szczycie liście priorytetów zachodniej pomocy stawia nowoczesne systemy artylerii.

Takie systemy zaczęły spływać na Ukrainę. Zaczęło się od blisko stu haubic M777 dostarczonych Ukrainie przez kraje anglosaskie, przede wszystkim Amerykanów. Jednak m.in. z uwagi na ich ograniczona mobilność, która skutkuje ryzykiem nadziania się na ogień kontrbateryjny, Kijów nie przestał nawoływać o systemy bardziej zaawansowane i samobieżne. Na ten apel odpowiedziało co najmniej kilka państw. Na Ukrainę do tej pory dotarły norweskie, samobieżne armatohaubice M109, czeskie Dany, i przede wszystkim 18 francuskich, nowoczesnych armatohaubic Ceasar, a także równie nowoczesne polskie Kraby, które w liczbie 18 już teraz walczą na Ukrainie. Kolejne niemal 60 sztuk Kijów zamówił w Warszawie. Samobieżne armatohubice z kilku innych państw również mają dotrzeć na Ukrainę w niedługim czasie.

Niemniej, o ile wcześniej wymienione systemy mocno podnoszą ukraińską siłę ognia, przede wszystkim jej jakość i efektywność, to wciąż nie stanowią wymaganego potencjału siły ognia by przełamać rosyjską dominację ilościową.

Dopiero nowoczesna, zachodnia artyleria rakietowa niesie ze sobą tę nadzieję. Po miesiącach nawoływania, Kijów dobił się również do tego poziomu pomocy wojskowej. 1 czerwca Waszyngton potwierdził zobowiązanie się do dostarczenia Ukrainie systemów High Mobility Artillery Rocket, w skrócie HIMARS. Niemniej Amerykanie robią to stopniowo, nie przeskakując naraz kilku szczebli w drabinie eskalacji. Kreml bowiem mocno obawia się potencjału tej broni. Przy zastosowaniu odpowiedniego rodzaju rakiet, pozwala ona na zmasowany, precyzyjny ostrzał artyleryjski celów oddalonych o nawet 500km. W teorii zatem rozmieszczając te systemy w północno-wschodniej Ukrainie, Kijów mógłby ostrzeliwać nawet Moskwę! Nie wspominając o takich miastach jak Biełogord, Vorozneh, czy Wołgograd. Dlatego Waszyngton, obawiając się niekontrolowanej eskalacji, zdecydował się dostarczyć jedynie rakiety o krótszym zasięgu, do 70km. Jednak to dalej zabójcza broń.

Jak donosi zaprzyjaźniony Rohan Consulting amerykańskie systemy, w porównaniu do rosyjskich odpowiedników, są precyzyjne - tzw. Precision-guided munition. I w przeciwieństwie do rosyjskich B-27, czy B-30, których czas przeładowania wynosi od 20 do 40 minut, amerykańskie M142 są gotowe do ponownego wystrzału w 5 minut. Dodając do tego ukraińską przewagę w rozpoznaniu w powietrzu, dzięki któremu HIMARS otrzyma precyzyjne dane geolokalizacyjne, Ukraińcy otrzymają broń idealną. Co najmniej za 3 tygodnie, bowiem tyle ma trwać szkolenie ukraińskich załóg.

Problem polega na tym, że Amerykanie postanowili przekazać Ukrainie…4 sztuki M142 HIMARS. To liczba symboliczna, która nie będzie miała decydującego wpływu na przebieg walk. Wprawdzie Brytyjczycy zapowiedzieli dostawę kolejnych 4 sztuk, tym razem systemu M270, który w przeciwieństwie do M142 posiada napęd gąsienicowy, przez co jest mniej mobilny, ale za to podwójną liczbą modułów rakietowych, więc jak zauważa Rohan, Ukraina będzie dysponować 12 wyrzutniami standardu HIMARS. To jednak dalej ilość strategicznie niewystarczająca by całkowicie odmienić wygląd pola walki. Oczywiście Waszyngton może chcieć stopniowo wprowadzać systemy HIMARS na Ukrainę by nie eskalować zbyt gwałtownie sytuacji z Rosją. Być może Amerykanie chcą by Ukraińcy najpierw przeszkolili się na tych kilku maszynach, a wraz z czasem dostaną kolejne sztuki.

Niemniej decyzje takie jak te o dostawie i ilości zestawów HIMARS lub ich brak stanowią potencjał zdolny odwrócić losy wojny na korzyść Ukrainy lub Rosji, a tym samym wpłynąć długofalowo na losy porządku światowego. Dlatego po 100 dniach od rozpoczęcia wojny zaangażowanie świata Zachodu w pomoc Ukrainie nie powinno spadać, ale rosnąć by przyśpieszyć neutralizację Federacji Rosyjskiej i tym samym utrzymać, dotychczasowy, korzystny dla Zachodu i człowieka jako wolnej jednostki, porządek światowy.