- Hubert Walas
Zbrodnie Putina.
Dzień 6. Ukraina dalej dzielnie się broni, co na pewno trzeba uznawać za sukces. Przywództwo polityczne kraju nadal pełni swoje funkcje, stolica pozostaje niezdobyta, a duch narodu nie gaśnie.
Sytuacja pod Kijowem dalej jest bardzo trudna, a ataki najcięższe są na północnym-zachodzie miasta. Ofensywa spowolniła, ale spodziewane jest jej ponowienie. Zdjęcia satelitarne ukazują zmasowanie rosyjskich sił pod stolicą Ukrainy. Na kierunku kijowskim wg Ukraińców do walki wkroczyły wojska białoruskie. Łukaszenka coraz mniej kryje się z prawdziwymi intencjami swojego reżimu względem Ukrainy. Dzisiaj zaprezentował mapę, na której pokazane były kierunki inwazji. Co ciekawe, mapa przedstawiała sztuczny podział Ukrainy na 4 obszary.
Wg brytyjskiego wywiadu dalej nie zdobyty został również Charków, Mariupol i Chersoń, ale dużo wskazuje na to, że wszystkie trzy są otoczone.
Dlatego tak istotne są teraz kolejne uzupełnienia. W momencie, gdy początkowe uderzenie zostało przyjęte, teraz to właśnie logistyka uzupełnień będzie pełnić kluczową rolę dla utrzymania obu armii w pełnej gotowości bojowej. Dlatego za dobre wieści należy uznać zdjęcia nowych dostaw dla ukraińskich żołnierzy z zachodu. Na tym zdjęciu dostawa zestawów Javelin oraz NLAW.
Z drugiej strony amerykański wywiad, podaje że przyczyną dla której zwolniła rosyjska ofensywa są właśnie problemy z logistyką. Jest wiele obrazów niszczenia rosyjskich linii komunikacyjnych przez wojsko ukraińskie. Amerykanie raportują również, że obrona powietrzna Ukrainy dalej pełnią swoje funkcje - rosyjska dominacja w powietrzu dalej nie została osiągnięta. Co więcej Ukraińcy wciąż się odgryzają, rakietami taktycznymi Tochka mieli zaatakować dzisiaj rosyjską bazę Taganrog w obwodzie rostowskim
Co interesujące Ukraińcy donoszą, że wczoraj miał dokonać się atak z Morza Czarnego na Odesę, a rosyjskie okręty miały ostrzelać nabrzeże. Jednak niepotwierdzone raporty mówią, że rosyjscy marynarze z Krymu odmówili rozkazu zaatakowania Odessy.
Szóstego dnia walk zaciekle atakowane były Kijów i Charków. Podobnie jak wczoraj celami okazały się obiekty cywilne. O poranku świat obiegły obrazy ataku rakietowego na Plac Wolności w Charkowie. Rakieta Kalibr wystrzelona z rosyjskiego okrętu uderzyła w budynek urzędu administracji regionalnej. Należy zaznaczyć, że Kalibr to broń precyzyjna, więc nie ma tu mowy o przypadku. Ponadto rakiety spadły na filharmonię oraz dzielnice mieszkalne. Ataki na cele cywilne odbyły się również w stolicy kraju. W Kijowie jednym z celów była wieża telewizyjna. W wyniku ataku śmierć poniosło 5 osób.
Są to kolejne dowody na bezpodstawne pogwałcenie międzynarodowych norm prawnych dotyczących prawa wojennego. Ludność cywilna oraz niebronione obiekty cywilne nie mogą być celami ataku.
Jako że na naszym oczach dokonuje się zbrodnia na cywilach, w tym momencie warto kilka chwil poświęcić międzynarodowemu prawu humanitarnemu konfliktów zbrojnych. Jest zbiór norm prawnych i zasad, do których przestrzegania zobowiązują się strony konfliktu. Prawo to stanowi, że celem ataku podczas konfliktu mogą być tylko kombatanci, czyli żołnierze. Osoba cywilna może stać się obiektem ataku tylko i wyłącznie w momencie, kiedy bierze udział w działaniach zbrojnych (lub przygotowuje taki atak). Do tego dochodzą zasady humanitaryzmu oraz proporcjonalności. Zabraniają one dokonywania ataków, co do których można przypuszczać, że spowodują niezamierzone straty wśród ludności cywilnej, ranienie osób cywilnych, szkody w dobrach cywilnych, które będą nadmierne w porównaniu z przewidywaną korzyścią wojskową. Ponadto prawo wojenne odnosi się do sposobu walki i zabrania np. wiarołomstwa, czyli działań odwołujące się do dobrej wiary przeciwnika w celu wprowadzenia go w błąd.
Jak do tego wszystkiego stosuje się armia rosyjska? Obraz mówi sam za siebie.
Na sile natomiast przybierają protesty nieuzbrojonej lokalnej ludności przeciw najazdowi okupantów. To spotyka się ze zdziwieniem Rosjan, którzy mieli być poinformowani przez dowódców, że będą witani jak wyzwoliciele. Tutaj kilka przykładów.
I to właśnie wysokie morale obywateli coraz częściej staje się celem agresora. Rosjanie zdają sobie sprawę z olbrzymiej determinacji Ukraińców, która może im utrudnić osiągnięcie założeń agresji. Dlatego oprócz celów typowo wojskowych to ludność cywilna oraz obiekty cywilne stają się ofiarami konfliktu. Wydaje się, że złamanie oporu Ukraińców będzie miało dwojaki charakter. Z jednej strony będą to ataki na cele cywilne, które mają zastraszyć i spowodować jak największe starty wśród ludności oraz zabudowań. Z drugiej strony będą prowadzone operacje psychologiczne, których to bardzo obawiają się władze Ukrainy. Ich celem będzie stworzenie przekonania, że kierownictwo polityczne państwa poddało się lub opuściło Kijów, nawołując jednocześnie do złożenia broni przez naród. Służyć temu mają spreparowane dokumenty i materiały wideo. Aby ten cel osiągnąć agresor będzie musiał zakłócić lub zniszczyć infrastrukturę telekomunikacyjną broniących się miast. Cichym sojusznikiem Kijowa jest w tym względzie jest Elon Musk - dostarczył on na Ukrainę pierwsze dostawy odbiorników do oferowanego przez siebie internetu z kosmosu - Starlinka.
Mimo, że Amerykanie z pewnością wspierają Ukraińców w zakresie rozpoznania, pomocą w sztuce operacyjnej, a przede wszystkim bronią, to jednak Unia Europejska w końcu, również wyrasta na kluczowego gracza. Bruksela zaakceptowała wniosek Ukrainy jako kandydata do Unii Europejskiej. Nim ta wojna się skończy wspólnota europejska może z powrotem mieć 28 państw członkowskich.
Podejmowane są i inne ruchy. Bardzo uderzającym obrazem było wyjście 140 dyplomatów podczas przemówienia Sergeya Lavrova podczas ONZtowskiej Komisji Praw Człowieka w Genewie. Większość z nich to oficjele europejscy. W świecie dyplomacji to bardzo mocny przekaz tego jak izolowana jest Rosja na arenie międzynarodowej.
Unia zaczyna myśleć nieszablonowo. Oficjele Brukselscy rozważają pomysł zaoferowania azylu i statusu uchodźcy każdemu rosyjskiemu żołnierzowi, który zechce zdezerterować. Coś co niedawno było żartem na Twitterze, nagle może okazać się rzeczywistością. To przykład wykorzystania soft power w praktyce i to w czasie wojny. Oczywiście problemem jest los rodzin żołnierzy, którzy podjęłyby taką próbę.
Dużo niejasności jest wokół tematu przekazania przez Unię myśliwców ukraińskiemu lotnictwu. Po początkowych potwierdzeniach, potem przyszło dementi, jednak jak jest naprawdę nikt nie wie. Państwa przekazujące samoloty - czyli Polska, Słowacja i Bułgaria niechybnie narażają się na odwet ze strony Rosji, a w czasie wojny to szczególnie niebezpieczne. Nie jest przypadkiem zatem, że samoloty miały zostać przekazane pod szyldem Unii Europejskiej, jako jednolitego bloku. Unia jednak nie jest blokiem o charakterze obronnym, dlatego też w Polsce pojawił się dzisiaj Sekretarz Generalny NATO Jens Stoltenberg. Oficjalnie powiedział, że NATO nie przekaże Ukrainie samolotów, ani nie wyśle żołnierzy, bo nie jest stroną konfliktu. Mówił on także, że NATO będzie bronić każdego centymetra terytorium swojego członka, dlatego też cały czas wzmacniana jest wschodnia flanka sojuszu. Swoją drogą - to kolejny „sukces” Putina - zjednoczenie wewnątrz NATO.
Sojusz zgodnie z informacjami z poprzednich dni może się powiększyć. Finlandia będzie omawiać możliwość dołączenia do NATO. Pomysł ten popiera już większość Finów.
Ze strony ukraińskiej pojawiają się nawoływania do otworzenia strefy zakazu lotów nad Ukrainą - te są jednak szybko ucinane przez Amerykanów i ogólnie NATO. W praktyce ten ruch oznaczałby wypowiedzenie wojny Rosji i wojnę światową. Po chłodniejszej kalkulacji można dojść do wniosku, że taki ruch mógłby nie być nawet w interesie Kijowa, ponieważ Moskwa widząc rodzącą się koalicję antyrosyjską, zgodnie ze swoją doktryną mogłaby się uciec do deeskalacyjnego użycia broni jądrowej. A jej celami byłyby ukraińskie miasta. W momencie, gdy nastroje są tak gorące, należy również dbać by sytuacja nie wymknęła się spod kontroli.
Obie strony żyją w swojej bańce informacyjnej. Większość Rosjan, nawet nieintencjonalnie, poddaje się propagandzie płynącej z Kremla. Ośrodek badania opinii publicznej WCIOM podaje, że 68% ankietowych popiera „specjalną operację”. Mimo, że to ośrodek prorządowy i wyniki mogą być zawyżone, to nie ulega wątpliwości, że Rosjanie dalej wykazują się przede wszystkim obojętnością wobec wojny. Natomiast Denis Volkov, szef bardziej liberalnego ośrodka badań Levada przyznaje, że “Rosjanie nie rozumieją tego co się dzieje na Ukrainie”.
Jednak poniedziałek przyniósł jak się wydaje - największy namacalny sprzeciw zarejestrowany dotąd w Moskwie. 950 absolwentów Moskiewskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych - elitarnej rosyjskiej uczelni, w której szkoli się narybek późniejszych rosyjskich elit, podpisało list otwarty do Putina potępiający agresję.
Jednak „głubinka”, czyli rosyjska prowincja, której powstania w szczególności obawia się Kreml pozostaje obojętna i nie sprzeciwia się wprost wojnie.
Na marginesie - wyszło na jaw na ile w Rosji wyceniane jest teraz ludzkie życie. Moskwa ogłosiła, że będzie płacić 11000 rubli rodzinom poległych w wojnie żołnierzy. To jakieś 100$ (400zł).
Obie strony mają własną bańkę percepcyjną. O ile Zachód widzi nieudolność rosyjskiego wojska, niskie morale najeźdźców w porównaniu obrońców i efekty sankcji, które z każdym dniem ciągną na dno tonący okręt rosyjskiej gospodarki, tak Kreml widzi sytuację całkiem inaczej. Mimo, że z całą pewnością upada mit o elitarnym wyszkoleniu wojska rosyjskiego, jego świetnej organizacji i sprzęcie, to samym ciężarem tego wojska i jego liczbą Rosjanie prą do przodu. Dlatego celem Moskwy jest okrążenie wszystkich najważniejszych miast, a przede wszystkim Kijowa, postawienie ultimatum, a w przypadku odmowy ponawianie morderczych ataków na cele cywilne. Dlatego w tym kontekście, jak pisze Marek Budzisz powołując się na analityk Tatiana Stanovaya nastroje na Kremlu nie wyglądają na takie, jakby Rosja miała przegrać. Moskwa realizując swój średniowieczny plan okrążenia miast, a potem zduszenia oporu jego obrońców, brakiem dostaw jedzenia, wody, broni oraz atakami artyleryjskimi, cały czas realizuje plan wyjścia z tej wojny z pozycji siły.
Jednak Kreml zdaje się nie zauważać dwóch rzeczy. Po pierwsze, że nawet przy realizacji „tryumfalnego scenariusza denazyfikacji Ukrainy” powrót do normalnych stosunków z Zachodem - a to Kreml prędzej czy później zakłada - jest obecnie totalnie nierealny. Ludzie zachodu są wściekli na Rosję i będą woleli ciągnąć gaz przez pół świata, niż dać zarabiać reżimowi na Kremlu.
A po drugie i być może istotniejsze Armia Ukrainy jest daleka od kapitulacji. Wręcz przeciwnie, napływa nowy sprzęt, morale rośnie, a z każdym dniem przyjmowani są nowi rekruci. To nie jest koniec - dla żadnej ze stron.