- Stanisław Sadkiewicz
Szybki rzut na mapę rosyjskich wpływów w Afryce prowadzi do zaskakujących konkluzji. Mimo, że Rosja jest „po uszy” uwikłana w wojnę z Ukrainą, i wojnę proxy z Zachodem, to jest w stanie z dużą zręcznością rozszerzać swoje wpływy na potężnym kontynencie afrykańskim, jednocześnie wypychając stamtąd wpływy Europejczyków, czy Amerykanów. Co więcej nawet w Afryce dochodzi do bezpośrednich starć Ukraińców z Rosjanami.
Mimo, że jest to bardzo sugestywny opis, to jak zazwyczaj w takich sprawach bywa - niekompletny. Faktem jest, że „afrykański korpus” Rosjan przynosi im wymierne korzyści, jednak jego ocena i pozycja w Afryce jest znacznie bardziej złożona, a ostatni upadek reżimu Bashara Al-Assada może stanowić dla Moskwy groźny precedens.
Jak Kreml buduje swoje wpływy w Afryce? Czego szuka na „Czarnym Lądzie”?
Przetrwanie za surowce
W połowie stycznia do Moskwy przyleciał prezydent Republiki Środkowoafrykańskiej Faustin-Archange Touadera. Podczas rozmowy z prezydentem Putinem wyraził on w imieniu całego narodu wdzięczność za pomoc, jakiej jego ojczyźnie udzieliła Rosja w ostatnich latach: „Wasze nieustające wsparcie nie tylko pomogło przywrócić stabilność w naszym kraju, ale także pozwoliło nam zapewnić sobie silną pozycję wśród suwerennych państw. (…). Będziemy dalej współpracować, by wzmocnić bezpieczeństwo kraju i granic”.
Wypowiedź Touadery to coś więcej niż tylko dyplomatyczna kurtuazja. Być może przemawianie w imieniu całego narodu jest nadużyciem, ale swoją pozycję i władzę Touadera faktycznie zawdzięcza Federacji Rosyjskiej. Kiedy w 2018 roku w kraju pojawiły się pierwsze oddziały Grupy Wagnera siły rządowe kontrolowały niemal wyłącznie stolicę republiki, Bangi. W ciągu sześciu lat z pomocą rosyjskich najemników i dzięki dostawom uzbrojenia z Rosji rozszerzyły swoją kontrolę na większość kraju. Daleko jeszcze do stłumienia rozdzierających Republikę Środkowoafrykańską zbrojnych rebelii, ale nie ulega wątpliwości, że bezpośrednie zagrożenie dla władzy Touadery zostało odsunięte - właśnie z pomocą Moskwy.
Tymczasem prezydent Touadera jest tylko jednym z wielu afrykańskich sprzymierzeńców Kremla. Izolowana i obłożona sankcjami przez Zachód Rosja dąży do budowy bloku przyjaznych sobie państw na globalnym południu. Szukając sojuszników w Afryce i na Bliskim Wschodzie Kreml wychodzi z ofertą, którą można w określić jako „przetrwanie za surowce”. Tu, swoją drogą, można zauważyć bliskie związki z podejściem Trumpa i jego pomocą Ukrainie, w zamian za zyski z wydobycia ukraińskich surowców.
Jednak wracając do Afryki. Przywódcom państw mierzących się z wewnętrznymi lub międzynarodowymi problemami - brakiem uznania na arenie międzynarodowej, sankcjami, zbrojną opozycją czy wojnami domowymi - Kreml oferuje pomoc w utrzymaniu się u władzy. W zamian czerpie zyski z wydobycia surowców naturalnych: złota, ropy, diamentów czy nawet z wyrębu drewna oraz korzysta z terytorium danego kraju dla realizacji swoich celów politycznych.
Model ten został po raz pierwszy przetestowany w Syrii. We wrześniu 2015 roku rozpoczęła się rosyjska interwencja, mająca na celu pomóc prezydentowi Baszarowi Al-Assadowi pokonać zbrojną opozycję. Plan ten nie powiódł się w całości, głównie przez zaangażowanie w syryjski konflikt innych potęg - Turcji czy USA - tym niemniej to rosyjska obecność pozwoliła Assadowi utrzymać się u władzy przez kolejną dekadę. Jednak w świecie geopolityki nic nie jest za darmo. W zamian za pomoc Assadowi Rosja dostała udziały w zyskach z wydobycia ropy oraz przyczółki projekcji siły w postaci baz wojskowych w tym kraju. Port wojenny w Tartusie czy lotnisko w Hmejmim umożliwiły projekcję siły w rejonie Bliskiego Wschodu i Morza Śródziemnego. Syria rzecz jasna nie leży w Afryce, ale warto przywołać ten przykład z dwóch powodów. Po pierwsze kraj stanowił swoistą bazę logistyczną dla rosyjskiej ekspansji wgłąb Afryki.
A po drugie oferta skierowana do afrykańskich przywódców była podobna do tej, z której skorzystał prezydent Assad: w zamian za procent z eksportu zasobów naturalnych danego kraju Rosja gwarantuje „reżimowy pakiet przetrwania”, kompleksową usługę obejmującą kryszę polityczną, pomoc militarną czy nawet operacje propagandowo-dezinformacyjne.
Zbrojne ramię Kremla
Należy pamiętać, że rosyjska ekspansja w Afryce rozpoczęła się na długo przed wybuchem pełnoskalowej wojny na Ukrainie. Osławiona Grupa Wagnera po raz pierwszy pojawiła się na kontynencie w 2017 roku. W połowie grudnia tego roku światło dzienne ujrzały nagrania przedstawiające szkolenie sudańskich sił zbrojnych przez wagnerowców. Rosyjscy najemnicy mieli też wspierać rząd w wojnie z Sudanem Południowym oraz ochraniać kopalnie złota, uranu i diamentów, jako wynagrodzenie pobierając procent z zysków z wydobycia. Mówiliśmy o tym, w naszym odcinku dedykowanym Sudanowi.
Częścią zapłaty za te usługi była też umowa pozwalająca rosyjskiej marynarce wojennej korzystać z sudańskich portów, a w przyszłości wybudować na terytorium tego kraju bazę morską. Tym samym Rosja zyskiwała wyjście na Morze Czerwone i dalej na Ocean Indyjski. Obecność rosyjskich okrętów w tym regionie pozwalałaby także kontrolować południowe wyjście z Kanału Sueskiego oraz cieśninę Bab al-Mandeb łączącą Morze Czerwone z Zatoką Adeńską, a więc kluczowe miejsca na jednym z najbardziej ruchliwych szlaków handlowych świata.
W 2018 roku wagnerowcy pojawili się w dwóch kolejnych afrykańskich krajach. W Libii zapewniali szkolenie z obsługi rosyjskich systemów uzbrojenia żołnierzom marszałka Chalify Haftara oraz ochronę pól naftowych, z których część zysków była przejmowana przez Rosję. Ten sam model został powtórzony w Republice Środkowoafrykańskiej, gdzie najemnicy uratowali przed upadkiem rząd prezydenta Touadery. Obecnie zapewniają szkolenie sił rządowych, ochronę osobistą prezydenta oraz wsparcie w działaniach zbrojnych przeciwko działającym w kraju ugrupowaniom partyzanckim. W zamian czerpią zyski z wydobycia złota i eksportu drewna.
Na tym „afrykańska przygoda” Grupy Wagnera bynajmniej się nie kończy, a kolejnym krajem, któremu Rosja udzieliła wsparcia wojskowego było Mali. W maju 2021 roku doszło tam do zamachu stanu, w efekcie którego władzę przejął generał Assimi Goita. Jego pozycja była jednak zagrożona: w Mali działały liczne opozycyjne ugrupowania zbrojne – jak Państwo Islamskie czy lokalny odłam Al-Kaidy – a północny region kraju, Azawad, zamieszkany przez Tuaregów, od w 2012 roku kontrolowany był przez ugrupowania separatystyczne żądające niepodległości. W takim otoczeniu rosyjscy najemnicy nie tylko szkolą miejscowe siły zbrojne, ale biorą też udział w operacjach wojskowych przeciwko dżihadystom czy Tuaregom. W listopadzie 2023 roku wsparli malijską armię w ofensywie na Azawad i zdobyciu Kidal, jednego z głównych miast regionu. Zapłatą są – tak jak wszędzie indziej – zyski z wydobycia surowców, głównie złota.
Ktoś może, nie bez racji, zadać jednak pytanie: dlaczego jako sił ekspedycyjnych Rosjanie zdecydowali się na użycie prywatnej firmy wojskowej, a nie regularnej armii? Powodów było kilka. Po pierwsze, Rosja często wspierała przywódców lub strony wojny domowej nieuznawane na arenie międzynarodowej za legalne władze kraju. Tak było choćby w Libii, gdzie rosyjscy najemnicy dołączyli do sił marszałka Khalify Haftara czy w Sudanie, gdzie wsparli Mohameda Dagalo i jego rebelianckie Siły Szybkiego Wsparcia. Nieoficjalny status Grupy Wagnera pozwalał Kremlowi wypierać się jakichkolwiek powiązań z tą organizacją. Po drugie, straty ponoszone przez wagnerowców nie obciążały rosyjskiego rządu. Nie byli to przecież rosyjscy żołnierze wysłani na wojnę przez Kreml, a najemnicy walczący dla pieniędzy. I po trzecie: Rosji nie obciążały również wszelkie naruszenia prawa międzynarodowego czy wręcz otwarte jego łamanie, jakiego dopuszczała się Grupa Wagnera.
Korpus Afrykański
Rosyjska operacja w Afryce trwała zatem w najlepsze i przynosiła oczekiwane rezultaty, ale do czasu. Pełnoskalowa inwazja na Ukrainę w lutym 2022 roku zahamowała rosyjską ekspansję na „Czarnym Lądzie”, choć nie całkowicie. Gdy po pierwszych kilku tygodniach stało się jasne, że plan szybkiego zdobycia Kijowa i zakończenia wojny nie powiódł się, a zgromadzone siły nie są wystarczające do pokonania ukraińskiej armii, Kreml zaczął gorączkowo sięgać po rezerwy, w tym również swoje oddziały ekspedycyjne. W marcu tysiące najemników z Grupy Wagnera zostało przerzuconych z Afryki do Donbasu, gdzie spędzili ponad rok, aż do zdobycia Bachmutu w maju 2023 roku. W Mali czy Republice Środkowoafrykańskiej zostały tylko niewielkie kontyngenty, które znacznie ograniczyły swoją aktywność.
Niemniej planów rozszerzania strefy wpływów w Afryce nie porzucono. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że wojna na Ukrainie przyspieszyła ten proces, a także sprawiła, że odrzucono wszelkie pozory, a najemników zastąpiły regularne oddziały rosyjskich sił zbrojnych. Rebelia Prigożyna i marsz na Moskwę w czerwcu 2023 roku dobitnie pokazały, że choć nieformalne i posiadające dużą autonomię organizacje paramilitarne, takie jak Grupa Wagnera są przydatnym narzędziem polityki międzynarodowej, to łatwo mogą wyrwać się spod kontroli. Ponadto od inwazji na Ukrainę konfrontacja z Zachodem weszła w nową, bardziej otwartą fazę i rywalizację o wpływy w Afryce można prowadzić pod własnym sztandarem. Straciło też sens ukrywanie strat ponoszonych w Afryce poprzez udawanie, że giną niepowiązani z rosyjskim rządem najemnicy, a nie rosyjscy żołnierze. W porównaniu z wojną na Ukrainie, straty te są dla rosyjskiego społeczeństwa niedostrzegalne.
Pod koniec 2023 roku rozpoczęto więc formowanie nowej jednostki ekspedycyjnej podległej Ministerstwu Obrony - Korpusu Afrykańskiego. Miał on składać się z byłych członków Grupy Wagnera oraz doświadczonych żołnierzy elitarnych jednostek rosyjskiej armii i zastąpić organizację nieżyjącego już wtedy Prigożyna na jej afrykańskich kontraktach. Początkowo Korpus przejął operacje w Libii i Syrii. Grupie Wagnera, kontrolowanej wówczas przez syna Jewgienija Prigożyna, Pawła, pozostawiono jako strefę odpowiedzialności Mali i Republikę Środkowoafrykańską, dwa kraje, w których zdążyła mocno zapuścić korzenie.
Zamachy stanu w kolejnych państwach afrykańskich i wycofywanie się zachodnich misji wojskowych pozwoliły Kremlowi na rozszerzenie swojej obecności na kontynencie. We wrześniu 2022 roku w Burkina Faso doszło do przewrotu wojskowego, w wyniku którego władzę przejął kapitan Ibrahim Traoré. Jedną z jego pierwszych decyzji był zwrot w polityce międzynarodowej z pozycji prozachodnich na prorosyjskie. W lutym 2023 roku, na żądanie nowego prezydenta, kraj opuścił francuski kontyngent, który wcześniej wspierał rząd w zwalczaniu ugrupowań terrorystycznych. A niecały rok później jego miejsce zajął rosyjski Korpus Afrykański - w styczniu 2024 roku pierwsi rosyjscy żołnierze pojawili się w Burkina Faso.
Niemal identyczny scenariusz miał miejsce w Nigrze. W czerwcu 2023 roku prezydent kraju Mohamed Bazoum został obalony przez dowódcę swojej gwardii pałacowej generała Abdourahamana Tchiani’ego. Nowy przywódca niemal natychmiast zażądał od Stanów Zjednoczonych wycofania żołnierzy z kraju, a w kwietniu 2024 roku do byłej amerykańskiej bazy w Niamey wprowadzili się Rosjanie z Korpusu Afrykańskiego. W sierpniu zaś lokalne media doniosły, że rosyjscy instruktorzy pojawili się w Gwinei Równikowej, gdzie - jak podejrzewano - mieliby dopilnować sukcesji władzy z obecnego prezydenta na jego syna.
Domy Rosyjskie i operacje wpływu
Jednak brutalna siła w postaci rosyjskich najemników to tylko jedna strona monety. Kreml oferuje swoim afrykańskim sojusznikom również bardziej subtelną pomoc. W 2021 roku, w Bangi, stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej otwarty został pierwszy z tak zwanych „Domów Rosyjskich”. Od tamtej pory podobne placówki pojawiły się w wielu innych krajach. „Domy Rosyjskie” otworzono już w Mali, Burkina Faso, Nigrze, Gwinei Równikowej, Czadzie, Tanzanii, Zambii, Sierra Leone, Egipcie i RPA. Planowane są też kolejne: w Tunezji, Angoli, Algierii, Gwinei i Somalii.
Oficjalnie Domy Rosyjskie mają za zadanie promować rosyjską kulturę, język i przyjaźń afrykańsko-rosyjską. Jednak działalność kulturalno-oświatowa to tylko drobny wycinek ich aktywności. Prawdziwym zadaniem jest prowadzenie operacji wpływu; nie przypadkiem na czele pierwszego Domu Rosyjskiego stoi Dmitryj Sytyj, bliski współpracownik Jewgienija Prigożyna, który swoją karierę zawodową rozpoczynał w słynnej Internet Research Agency, lepiej znaną pod nazwą „Trolle z Olgino”.
Jak ocenia Africa Center for Strategic Studies Rosja jest czołowym propagatorem dezinformacji w Afryce i odpowiedzialna jest za około 40% wszystkich kampanii dezinformacyjnych na kontynencie. W swoich operacjach wpływu Kreml podsyca nastroje antyzachodnie, propaguje swoją rolę jako potęgi antykolonialnej oraz agituje na rzecz przywódców sojuszniczych państw. Oprócz botów i trolli rozsiewających prorosyjską narrację w mediach społecznościowych do tych kampanii rekrutowani są również lokalni dziennikarze czy influencerzy, a nawet całe redakcje sponsorowane przez Kreml.
Początkowo operacjami wpływu zajmowały się podmioty powiązane z Jewgienijem Prigożynem i jego biznesowym imperium. Po jego śmierci ta sieć została znacjonalizowana i przejęta przez Rossotrudniczestwo, państwową agencję podlegającą Ministerstwu Spraw Zagranicznych oraz przez tak zwaną Afrykańską Inicjatywę, będącą propagandowym ramieniem Korpusu Afrykańskiego. Aktywność propagandowej sieci bynajmniej jednak nie zmalała.
Po co Rosji Afryka?
Zważywszy na skalę rosyjskiego zaangażowania w Afryce, która znajduje się przecież tysiące kilometrów od Federacji Rosyjskiej, nasuwa się pytanie: dlaczego Rosja tak bardzo angażuje się w Afryce? Dlaczego uwikłana w krwawą, przedłużającą się wojnę na Ukrainie, inwestuje ogromne środki w utrzymywanie reżimów w tak odległej części świata?
Pierwszy powód jest oczywisty: są to surowce. Rosja sama jest znaczącym producentem surowców, jednak generalnie nie wykorzystuje tego potencjału w sposób efektywny (szczególnie, gdy mowa o surowcach innych, niż energetyczne). Rosja jest jednak efektywnym „producentem chaosu i siły militarnej”, szczególnie w obszarach słabo rozwniętych. Zatem Kremlowi łatwiej jest uzyskiwać wpływy ekonomiczne i strategiczne za pomocą siły militarnej, niż poprzez inne, mniej agresywne, działania.
W niedawno opublikowanym reportażu o działalności Grupy Wagnera w Republice Środkowoafrykańskiej jeden z wagnerowców ujmuje to słowami: „Są tutaj ogromne złoża diamentów i złota. A kilogram złota to ile pocisków do Himarsa? (…) Tak więc również tutaj bronimy swojej ojczyzny.” Gra toczy się o to, kto będzie czerpał zyski z afrykańskich zasobów - Rosja czy Zachód. Złoto, diamenty, drewno, metale ziem rzadkich - w Afryce znajdują się ogromne i niewyeksploatowane jeszcze zasoby surowców naturalnych i Rosja, w prosty, choć brutalny sposób, chce uzyskać do nich dostęp.
Surowce to jednak nie wszystko. Choć niewątpliwie Rosja zyskuje finansowo na ich eksploatacji to nie są to zasoby, które mogłyby w istotnym stopniu zrekompensować koszty wojny i sankcji. By to zobrazować: szacuje się, że w latach 2022-2023 z eksploatacji afrykańskiego złota Rosja mogła zarobić dwa i pół miliarda dolarów. Jest to kwota imponująca dopóki nie porównamy jej z kosztem prowadzenia przez Rosję wojny na Ukrainie, który wynosi według różnych szacunków kilkaset milionów dolarów dziennie. Tak więc dwuletni zysk z wydobycia złota w Afryce wystarczy Moskwie na pokrycie kosztów zaledwie tygodnia czy dwóch walk na Ukrainie.
Niemniej należy pamiętać, że Afryka stanowi coraz bardziej zauważalny rynek zbytu dla rosyjskich towarów. Obciążona zachodnimi sankcjami Rosja szuka nowych partnerów handlowych i znajduje ich na globalnym południu. W listopadzie zeszłego roku minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow ogłosił, że wolumen obrotu handlowego między Rosją a krajami afrykańskimi osiągnął historyczne maksimum - 24,5 miliarda dolarów. Co Moskwa sprzedaje? Zgadliście - broń. Rosja największym eksporterem uzbrojenia do Afryki.
Afryka to także jeden z najszybciej rozwijających się demograficznie regionów świata. A nawet więcej: jeden z niewielu regionów, gdzie przyrost naturalny wciąż jest dodatni. Zamieszkuje ją półtora miliarda ludzi, jedna szósta ludności świata. Dla starzejącego się rosyjskiego społeczeństwa Afryka to zasób siły roboczej, a nawet rekrutów: w szeregach rosyjskiej armii na Ukrainie pojawia się coraz więcej żołnierzy z tak odległych krajów, jak Somalia czy Sierra Leone.
Oprócz wymiernych korzyści gospodarczych kontynent jest istotny dla Kremla również ze względów politycznych. Afryka to największy blok państw w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ - dysponuje jako całość liczbą 54 ze 193 głosów - 28%. Obecność na kontynencie, zwłaszcza w Libii, pozwala też kontrolować szlaki migracyjne przez Morze Śródziemne, a tym samym wywierać presję na Europę. Umożliwia także projekcję siły na jedne z najważniejszych pod względem strategicznym regionów świata: szlaki handlowe na Oceanie Indyjskim i Atlantyckim.
Innymi słowy - zyski ekonomiczne to jedynie mały wycinek potencjalnych korzyści. Afryka, jako kontynent o słabej organizacji wewnętrznej, stanowi idealny obszar do rozszerzania wpływów za pomocą czołowego produktu eksportowego Rosji - siły wojskowej. Formy zapłaty zawsze się znajdą - niezależnie od tego czy będą ekonomiczne, polityczne, strategiczne, czy nawet liczone siłą ludzką, i to sprawia, że Kreml nie zrezygnuje z obranego kursu.
Klęska w Mali
Pierwszą turę rywalizacji o Afrykę Zachód przegrał. W wielu krajach regionu upadły prozachodnie rządy, a ich miejsce zajęli przywódcy przychylni Kremlowi. Francuskie i amerykańskie kontyngenty zostały zmuszone do opuszczenia swoich baz w Nigrze, Mali, Republice Środkowoafrykańskiej i Czadzie. Wycofania zachodnich żołnierzy zażądały również rządy Senegalu i Wybrzeża Kości Słoniowej.
Jednocześnie pas krajów, w których stacjonują oddziały rosyjskiego Korpusu Afrykańskiego rozciąga się od wybrzeży Atlantyku przez południowe krańce Sahary aż po Ocean Indyjski na wschodzie i Morze Śródziemne na północy. Sieć rosyjskich placówek propagandowych oplata cały kontynent coraz gęstszą siecią. Model pomocy oparty na połączeniu wsparcia militarnego, operacji propagandowo-dezinformacyjnych i wymiany handlowej przez długi czas wydawał się sprawdzać, a co za tym idzie był atrakcyjny dla przywódców państw afrykańskich, którzy z różnych powodów nie mogli liczyć na pomoc Zachodu lub jej sobie nie życzyli. W Moskwie mogą zatem strzelać szampany, prawda?
Mapa rosyjskiej obecności prezentuje się zaiste imponująco. Sęk w tym, że jak zwykle propaganda sukcesu zaczyna się chwiać, gdy spojrzymy nieco głębiej. Zwłaszcza wydarzenia ostatnich miesięcy mocno podkopały wiarygodność Kremla jako sojusznika zdolnego zagwarantować bezpieczeństwo.
Korpus Afrykański, który według ambitnych zapowiedzi miał wystawić czterdziestotysięczny kontyngent zdolny do działania w skali całego kontynentu, jak dotąd nie był w stanie wysłać do Afryki więcej niż kilkuset ludzi. Wprawdzie jego oddziały w Libii liczą być może nawet 1800 żołnierzy, jednak liczbę tę osiągnięto wcielając do Korpusu obecnych tam wcześniej członków Grupy Wagnera. W krajach, w których Korpus Afrykański budował swoją obecność od zera liczby są znacznie skromniejsze: w Nigrze stacjonuje około stu rosyjskich żołnierzy, w Burkina Faso - trzystu, a w Gwinei Równikowej dwustu. A przypomnijmy są to kraje liczące odpowiednio 27, 23 i 2 miliony mieszkańców.
Szkolone w Rosji uzupełnienia, przeznaczone do Afryki, zostały użyte do pospiesznego łatania dziur na froncie ukraińskim - najpierw w obwodzie charkowskim, a po inkursji Sił Zbrojnych Ukrainy na obwód kurski również na terytorium Rosji. Dobitnie pokazuje to sojusznikom Kremla, gdzie leżą jego priorytety i że w razie konieczności nie zawaha się on wycofać z Afryki, by ratować sytuację na swoich granicach.
Ponadto w żadnym z krajów, w których obecne są rosyjskie wojska nie udało się zapewnić całkowitego zwycięstwa wspieranej przez nie stronie. Libia wciąż jest podzielona między dwa stronnictwa, a Republika Środkowoafrykańska mierzy się z licznymi ugrupowaniami rebelianckimi. W Sudanie Kreml obstawił złego konia i to dwukrotnie: najpierw prezydenta Omara Al.-Baszira, który w 2019 roku został obalony, a po wybuchu wojny domowej w 2023 roku – rebelianckie Siły Szybkiego Wsparcia, które obecnie znajdują się w defensywie. W rezultacie Kreml musi teraz zabiegać o odzyskanie zaufania władz w Chartumie, by te zezwoliły na budowę portu wojennego nad Morzem Czerwonym.
W Mali, po początkowym sukcesie jakim było zdobycie Kidal, nie udało się rozszerzyć rządowej kontroli nad Azawadem, a próby jakie podejmowano zakończyły się jedną z największych porażek Grupy Wagnera w jej historii. W lipcu zeszłego roku Grupa Wagnera i malijska armia przeprowadziły serię rajdów na terytoria kontrolowane przez Tuaregów. Podczas ostatniego z nich siły rebeliantów w sojuszu z lokalną Al-Kaidą w trzydniowej bitwie - a raczej serii zasadzek i pościgów - pod Tin Zaoutine całkowicie rozbiły rządową kolumnę. Zginęli wszyscy uczestnicy tej wyprawy, z wyjątkiem dwóch wagnerowców i kilku malijskich żołnierzy wziętych do niewoli. Zdobyto kilkanaście pojazdów i strącono dwa śmigłowce.
Nie są to straty w najmniejszym stopniu porównywalne do tych, jakie rosyjska armia ponosi codziennie na Ukrainie, ale porażka ta była brzemienna w skutki z innego powodu. Nagrania z pobojowiska, które obiegły potem świat, przedstawiające zwycięskich rebeliantów wśród dziesiątek ciał i spalonych pojazdów, podważyły mit rosyjskich najemników jako niezwykle sprawnej maszyny bojowej, siły zdolnej przeważyć szalę lokalnych konfliktów na korzyść jednej ze stron. Okazało się, że pustynni partyzanci, przez samych Rosjan często nazywani pogardliwie “pastuchami”, są w stanie pokonać osławionych wagnerowców, pogromców Państwa Islamskiego, zdobywców Sołedaru i Bachmutu, “jednostkę o najwyższej gotowości bojowej na świecie”, jak lubią oni sami siebie określać.
Zatem jeśli zarówno jakość oraz ilość rosyjskiej obecności w Afryce jest podważana, afrykańscy watażkowie szukający pomocy w Moskwie, przeżywają kolejne nieprzespane noce, zastanawiając się, czy pomoc (na którą przeznaczają miliony dolarów) jest zaiste gwarantem ich utrzymania się na szczycie.
Utrata Syrii
Tym bardziej, że klęska pod Tin Zaoutine to pestka w porównaniu z grudniowymi wydarzeniami w Syrii. Po błyskawicznej ofensywie rebeliantów reżim prezydenta Assada rozpadł się jak domek z kart i w niczym nie pomogła mu obecność na terytorium kraju rosyjskiej armii, lotnictwa i floty - zasobów znacznie przekraczających te stacjonujące w Afryce. Po pierwszych nieudanych próbach powstrzymania ofensywy Rosja po prostu porzuciła swojego wieloletniego sojusznika, wycofała swoje siły z Syrii, a nawet rozpoczęła negocjacje z nowymi władzami w Damaszku.
Zaufanie afrykańskich sojuszników do Rosji niewątpliwie zostało mocno nadszarpnięte. Okazuje się, że układ „przetrwanie za surowce” obowiązuje tylko dopóki sprawy idą gładko. Los prezydenta Assada stanowi swoiste memento: w obliczu większych problemów gwarancje bezpieczeństwa, jakie miała dawać obecność rosyjskich wojsk na terytorium kraju, nie znaczą zupełnie nic. Niektórzy z afrykańskich przywódców, którzy goszczą rosyjskich wojskowych zaczynają rozglądać się za nowym patronem i zwracają się ku Turcji lub Chinom.
Upadek reżimu Assada to jednak nie tylko straty wizerunkowe, ale także problemy dla wojsk rosyjskich w Afryce. Syria do tej pory stanowiła logistyczny hub zaopatrujący afrykańskie kontyngenty: wojskowe samoloty transportowe nie są w stanie latać bezpośrednio z Rosji do krajów subsaharyjskiej Afryki. Dotychczas zaopatrzenie dostarczane więc było z międzylądowaniem w Syrii. Utrata bazy lotniczej w Hmejmim znacząco utrudnia ten proces. Rosja wprawdzie próbuje tę stratę zrekompensować podobnymi bazami w Libii, ale kraj ten nie będzie w stanie pełnić takiej samej roli jak Syria: leży znacznie dalej od Rosji i brak w nim odpowiedniej infrastruktury. Co więcej, Libia wciąż jest pogrążona w kryzysie i podzielona między konkurencyjne frakcje, a marszałka Haftara w każdej chwili może spotkać podobny los, co prezydenta Assada.
Walka o Afrykę między Zachodem a Rosją wciąż trwa. Ani Francja, ani Stany Zjednoczone nie zamierzają łatwo ustąpić pola na kontynencie, a swoje bazy przeniosły do krajów prozachodniego bloku skupionego wokół Nigerii. Nawet Ukraina, mierząca się z wyczerpującym konfliktem na swoim terytorium, rozumie jak ważna jest Afryka i wysyła swoje siły specjalne tam, gdzie może pokrzyżować rosyjskie plany ekspansji. Ukraińscy żołnierze z jednostek podległych wywiadowi wojskowemu polowali na wagnerowców w Sudanie21, udzielali pomocy Tuaregom z Azawadu, a według niektórych źródeł szkolili też syryjskich rebeliantów, którzy obalili prezydenta Assada.
Rywalizacja zatem nasila się, a postępująca destabilizacja regionu - jak choćby eskalacja konfliktu między Rwandą a Demokratyczną Republiką Konga - sprawia, że rozszerzać się może ona na coraz to większe obszary kontynentu. Od jej wyniku zależeć może nie tylko przyszłość Afryki, ale i wynik konfrontacji Rosji z Zachodem.
Źródła:
- http://en.kremlin.ru/events/president/news/76114
- https://rusi.org/news-and-comment/in-the-news/russia-offering-african-governments-regime-survival-package-exchange-resources-research-says
- https://nv.ua/world/geopolitics/pojavilos-video-iz-sudana-gde-rossijskie-naemniki-trenirujut-mestnyh-voennyh-2359599.html
- https://alleyesonwagner.org/2023/05/16/wood-for-mercenaries-on-the-road-to-international-markets/
- https://x.com/TheAfricaCorps/status/1835938851287712235, https://africacorpus.ru
- https://x.com/TheAfricaCorps/status/1750225485374873713
- https://x.com/TheAfricaCorps/status/1778693959952302217
- https://diariorombe.es/politica/llegan-a-malabo-mercenarios-rusos-para-asegurar-la-transicion-del-poder-a-favor-de-teodorin/
- https://adf-magazine.com/2024/12/kremlin-opens-russian-houses-as-soft-power-tool/
- https://africacenter.org/spotlight/mapping-a-surge-of-disinformation-in-africa/
- https://forbiddenstories.org/in-the-central-african-republic-a-former-propagandist-lifts-the-veil-on-the-inner-workings-of-russian-disinformation/
- https://www.youtube.com/watch?v=ygmCdmRdKto
- https://bloodgoldreport.com
- https://tass.ru/politika/22363261
- https://www.rfi.fr/en/africa/20250117-african-troops-forced-to-ukraine-frontlines-while-russians-stay-in-camp
- https://alleyesonwagner.org/2024/05/10/mediterranean-sea-objective-for-the-african-corps/
- https://www.reuters.com/world/africa/sudan-army-chief-visits-khartoum-headquarters-vows-defeat-rsf-paramilitary-2025-01-26/
- https://x.com/Rinegati/status/1817270031828275200
- https://x.com/mo_zeini/status/1824029393187930521
- https://x.com/policonfli/status/1817662288456802706
- https://www.kyivpost.com/post/23722, https://www.kyivpost.com/post/27637
- https://www.lemonde.fr/en/le-monde-africa/article/2024/08/02/in-mali-ukraine-s-shadow-behind-rebels-at-war-with-wagner-s-russian-mercenaries_6707255_124.html
- https://www.reuters.com/world/ukrainian-operatives-aided-syrian-rebels-with-drones-washington-post-reports-2024-12-11/