- Tomasz Rydelek
Gambit Saudów.
W październiku w Wiedniu spotkali się przedstawiciele 24 krajów wchodzących w skład OPEC+. Ten format powstał w 2016 r., gdy – przewodząca kartelowi OPEC – Arabia Saudyjska, postanowiła połączyć siły z Rosją i innymi niezrzeszonymi producentami ropy naftowej. Dzięki saudyjsko-rosyjskiej współpracy od 2016 r. OPEC+ wywiera ogromny wpływ na kształtowanie cen ropy naftowej.
Nie inaczej było podczas szczytu z 5 października, na którym zadecydowano o zmniejszeniu wydobycia ropy naftowej o 2 mln baryłek. Decyzja OPEC+ wywołała ogromne oburzenie w Waszyngtonie, a amerykańscy politycy zaczęli oskarżać Saudów o spiskowanie z Rosją i próbę wywołania globalnego kryzysu energetycznego. Czy Saudowie naprawdę są sojusznikiem Rosji? W jakim miejscu znajdują się obecnie stosunki amerykańsko-saudyjskie?
Obama, arabska ulica i początek kryzysu
Od kilku lat relacje między Rijadem a Waszyngtonem nie są najlepsze. Za głównego winowajcę takiego stanu rzeczy często wskazuje się Mohammeda bin Salmana, następcę tronu Arabii Saudyjskiej. Geneza kryzysu jest jednak bardziej skomplikowana i sięga co najmniej prezydentury Baracka Obamy.
W 2009 r., podczas wizyty w Egipcie, Obama wygłosił swoje słynne przemówienie „A new beginning”, które zasygnalizowało chęć resetu relacji Ameryki ze światem islamu. Gdy w rok później przez Bliski Wschód przetoczyła się fala protestów, nazwana później „arabską wiosną”, Obama zerwał z dotychczasową amerykańską polityką popierania autorytarnych – lecz pro-amerykańskich – rządów w regionie i jednoznacznie opowiedział się po stronie „arabskiej ulicy” m.in. osobiście wzywając prezydenta Egiptu i bliskiego sojusznika Ameryki, Hosniego Mubaraka, do oddania władzy.
Polityka Obamy została bardzo źle odebrana nad Zatoką Perską, gdzie Arabia Saudyjska tworzyła właśnie sojusz państw zmierzających do stłumienia protestów arabskiej wiosny i zachowania status quo w regionie.
W 2011 r. Saudowie interweniowali zbrojnie w Bahrajnie, w 2013 r. wraz z Emiratami finansowali wojskowy zamach stanu w Egipcie, a w 2015 r. interweniowali w Jemenie.
Saudom nie podobała się także odwilż w stosunkach Ameryki z Iranem, której zwieńczeniem było zawarcie w 2015 r. porozumienia nuklearnego (JCPOA) i zniesienie sankcji. Saudowie twierdzili, że Irańczycy wykorzystają finansowy zastrzyk – jakim było zniesienie embarga na eksport ropy i gazu – do sponsorowania pro-irańskich bojówek w Iraku, Syrii czy Jemenie.
Dalszą nieufność Saudów wobec Waszyngtonu budził także, ogłoszony przez administrację Obamy, piwot na Pacyfik i stopniowe zmniejszenie amerykańskiego zaangażowania wojskowego na Bliskim Wschodzie.
Wszystko to doprowadziło do spadku zaufania Arabów do amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa i rozpoczęcia poszukiwań alternatywnych partnerów. Już w 2013 r. książę Bandar, ówczesny szef saudyjskiego wywiadu i były wieloletni ambasador do USA, przewidywał że w przyszłości nastąpi rozluźnienie sojuszu z Ameryką.
Saudyjski Joker
Mohammed bin Salman pojawił się na scenie politycznej, gdy relacje na linii Waszyngton-Rijad i tak były już mocno napięte. Młody książę – swoją awanturniczą polityką – dolał oliwy do ognia i jeszcze pogłębił ten kryzys.
W 2015 r. MbS, piastujący wówczas stanowisko ministra obrony, był głównym orędownikiem interwencji zbrojnej w Jemenie. W 2017 r. wywołał natomiast kryzys w relacjach z Katarem i Turcją.
Awanturniczej polityce zagranicznej towarzyszyła równie burzliwa polityka wewnętrzna. W 2017 r. MbS przeprowadził „czystkę” w rodzinie królewskiej – i to w bardzo specyficzny sposób. Uwięził bowiem swoich krewniaków w luksusowym hotelu Ritz Carlton w Rijadzie, a następnie zmusił ich do oddania majątków i stanowisk.
Dzięki „czystce” z 2017 r. MbS zneutralizował wszystkich konkurentów w saudyjskiej „grze o tron”, a w kolejnych miesiącach zaczął przejmować faktyczną władzę w Królestwie. Jego ojciec, 87-letni król Salman, jest już zbyt schorowany, aby kierować państwem.
Paradoksalnie, mimo swojej awanturniczej polityki, książę początkowo posiadał wielu sojuszników w Ameryce. Wszystko dzięki zaprezentowanemu przez MbS’a projektowi Saudi Vision 2030, który zakłada liberalizację obyczajową w Królestwie i szybki rozwój gospodarczy kraju. Amerykanie uważali, że MbS może zostać liderem, który wprowadzi region Bliskiego Wschodu w XXI w.
MBS znalazł także silnego sojusznika w Białym Domu. Konfrontacyjna polityka prezydenta Trumpa, wypowiedzenie porozumienia nuklearnego i obłożenie Iranu sankcjami bardzo zbliżyły MbS’a do amerykańskiego prezydenta.
„Romans” z Ameryką nie trwał jednak długo. W 2018 r. w saudyjskim konsulacie w Stambule zginął Dżamal Chaszukdżi, saudyjski dziennikarz. W prasie szybko pojawiły się przecieki z amerykańskich agencji wywiadowczych, że to właśnie MbS wydał „wyrok” na Chaszukdżiego.
Kongres naciskał na Biały Dom, aby podjąć kroki przeciwko saudyjskiemu księciu. Jednak prezydent Trump nie chciał tego robić, obawiając się jak wpłynęłoby to na relacje z Arabią Saudyjską.
Kryzys w relacjach między USA a Arabią Saudyjską był już jednak faktem, a sprawa pociągnięcia MbS’a do odpowiedzialności stała się nawet jednym z tematów kampanii prezydenckiej 2020 r. Joe Biden, wówczas jeszcze jako kandydat na prezydenta, zapowiadał zmianę polityki wobec Saudów i obrócenie Królestwa w „pariasa”.
Ostatecznie jednak młody książę okazał się bardziej niebezpiecznym przeciwnikiem niż zakładał Biden.
Nowe pokolenie
Mohammed bin Salman to modelowy przykład nowego pokolenia arabskich przywódców, którzy chcą zerwać ze statusem swoistego „wasala” Ameryki i – wykorzystując bogactwo zasobów naturalnych – prowadzić niezależną politykę zagraniczną, lawirując między Waszyngtonem, Moskwą i Pekinem.
Saudowie nie wierzą już bowiem w hegemonię USA na Bliskim Wschodzie. Irański ostrzał amerykańskiej bazy Al Asad w Iraku czy upokarzający odwrót z Afganistanu, to dla Saudów kolejne dowody na słabość amerykańskiego kolosa. W Rijadzie pojawiają się także wątpliwości co do amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa.
W tej sytuacji Saudowie próbują prowadzić własną – niezależną od Waszyngtonu – politykę zagraniczną. Zamiast orientować się wyłącznie na Amerykę, Saudowie dywersyfikują swoje relacje i rozbudowują kontakty z Rosją i Chinami.
Od czasu rosyjskiej interwencji wojskowej w Syrii, obserwujemy stałe zacieśnianie stosunków między Rijadem a Moskwą. Najbardziej jaskrawym przykładem tej współpracy jest powstały w 2016 r. format OPEC+, który posiada kluczowy wpływ na światowe ceny ropy.
W jeszcze szybszym tempie rozwijają się relacje Arabii Saudyjskiej z Chinami. W latach 2010-2020 wartość wymiany handlowej między KSA a Chinami wzrosła z 42 mld dolarów do 72. Jednocześnie w 2020 r. Chiny stały się głównym partnerem handlowym Arabii Saudyjskiej. Widać także początki współpracy wojskowej. Amerykański wywiad uważa np. że Saudyjczycy – we współpracy z Chińczykami – prowadzą zaawansowany program budowy rakiet balistycznych.
Trzeba być jednak świadomym celów saudyjskiej polityki. Rijad nie rozbudowuje relacji z Pekinem i Moskwą, aby całkowicie zrezygnować z sojuszu z Waszyngtonem. Saudom chodzi tylko o pokazanie Amerykanom, że mają alternatywnych partnerów. Relacje z Chinami czy Rosją są przez Saudów wykorzystywane instrumentalnie, do wywierania nacisków na USA.
I tak np. gdy Kongres żądał nałożenia sankcji na MbS'a za zabójstwo Chaszukdżiego, saudyjski następca tronu udał się do Pekinu, na spotkanie z Xi Jinpingiem i obiecał zainwestować w Chinach 10 mld dolarów. Szybko ostudziło to nastroje na Kapitolu.
To lawirowanie między Waszyngtonem, Moskwą a Pekinem umacnia pozycję Arabii Saudyjskiej jako niezależnego gracza. Przy czym trzeba podkreślić, że saudyjskie zachowanie nie wcale unikatowe. Podobną politykę w regionie prowadzą także Zjednoczone Emiraty Arabskie.
Wojna na Ukrainie i potencjalny kryzys energetyczny
Ostatecznie Biden nie podjął żadnych kroków w celu ukarania MbSa za zabójstwo Chaszukdżiego. Kryzys na linii Waszyngton-Rijad trwał jednak nadal. Okazja do naprawienia stosunków pojawiła się wraz z wybuchem wojny na Ukrainie. W marcu ceny ropy naftowej podskoczyły do 120 dolarów za baryłkę, co pociągnęło za sobą podwyżki cen paliw w Ameryce.
Waszyngton, obawiając się potencjalnego kryzysu energetycznego, zaczął łagodzić swoje stanowisko wobec MbS’a i sondować Saudów w sprawie ewentualnego zwiększenia wydobycia ropy naftowej, co miałoby ustabilizować sytuację na światowych rynkach.
W lipcu do Rijadu udał się sam Joe Biden. Jednym z tematów było zwiększenie wydobycia ropy naftowej przez kartel OPEC. Rezultaty wizyty okazały się jednak mało satysfakcjonujące.
MbS był bardzo bezpośredni. Stwierdził, że Królestwo wydobywa ropę z wykorzystaniem całości swoich „mocy produkcyjnych”, a zwiększenie tych mocy do 13 mln baryłek dziennie możliwe będzie dopiero w 2027 r.
Wtórował mu minister ds. energii, książę Abdulaziz, który podkreślał że ewentualne zwiększenie wydobycia musi być wspólną decyzją krajów OPEC+, a więc musi zyskać aprobatę Rosji.
Jeśli Amerykanie mieli mieszane uczucia po wizycie Bidena w Królestwie, to prawdziwy szok przyszedł podczas październikowego szczytu OPEC+, na którym zadecydowano o zmniejszeniu wydobycia ropy naftowej o 2 mln baryłek dziennie względem dotychczasowych planów wydobywczych.
Decyzja OPEC+ została bardzo źle przyjęta w USA. Amerykańscy kongresmeni zaczęli oskarżać Saudów o spiskowanie z Rosją celem wywołania światowego kryzysu energetycznego. W Kongresie pojawił się projekt ustawy dotyczący wycofania amerykańskich wojsk z Królestwa i wprowadzenia zakazu eksportu uzbrojenia do Arabii Saudyjskiej. Wrzało także w Białym Domu, a prezydent Biden znów zaczął mówić o potrzebie rewizji relacji z Saudami.
Oś Moskwa-Rijad
Czy w obecnej konfrontacji geopolitycznej, Saudów faktycznie można nazwać sojusznikami Moskwy? Nie jest to takie oczywiste. Saudowie współpracują z Rosjanami na wielu płaszczyznach, zwłaszcza gdy idzie o OPEC+.
Po rosyjskiej inwazji, dobre stosunki z Rosją stały się dla Rijadu krytyczne także z punktu widzenia bezpieczeństwa żywnościowego całego Bliskiego Wschodu. Poszczególne kraje regionu, takie jak np. Egipt czy Liban są uzależnione od importu żywności z Rosji i Ukrainy. Blokada portów czarnomorskich przez Rosję w pierwszej fazie wojny doprowadziła do rekordowych cen żywności na Bliskim Wschodzie np. cena pszenicy podskoczyła o ok. 60%. W Rijadzie istnieją obawy, że kryzys żywnościowy może doprowadzić do Arabskiej Wiosny 2.0, która ponownie zagrozi przyjaznym Saudom reżimom np. Egiptowi. Co prawda, umowa zawarta między Turcją, Ukrainą i Rosją, pozwalająca na eksport ukraińskiego zboża, polepszyła sytuację, jednak jest to tylko tymczasowe rozwiązanie.
Saudowie współpracują z Rosją, jednak – jak już wskazano – relacja ta często jest wykorzystywana przez Saudów instrumentalnie, jako środek nacisku na Amerykę.
Paradoksalnie widać to bardzo dobrze na przykładzie ostatniej decyzji OPEC+. Istotny jest tutaj jednak szerszy kontekst całej sprawy.
We wrześniu kraje G7 podjęły decyzję o nałożeniu limitu cenowego na rosyjską ropę od grudnia bieżącego roku. W praktyce oznacza to, że utrudniona będzie sprzedaż rosyjskiej ropy powyżej pewnego pułapu cenowego, a dochody Moskwy z eksportu ropy skurczą się. Decyzja G7 wywołała podejrzenia w Rijadzie. Saudowie zaczęli obawiać się, że to tylko początek, a w kolejnych latach kraje G7 będą chciały objąć podobnym limitem cenowym także saudyjską ropę.
W ten sposób w cięciach wydobycia ropy przez OPEC+ nie chodzi o wspieranie Rosji (chociaż Rosja jest beneficjentem tych cięć), lecz raczej o utarcie nosa krajom G7 i zabezpieczenie pozycji OPEC+ jako tego gracza, który dyktuje warunki na rynku ropy naftowej.
Relacje łączące Arabię Saudyjską z Rosją są skomplikowane. Oba kraje współpracują, ale ciężko nazwać to sojuszem – a jeśli już to tylko taktycznym. Współpraca ta nie jest zresztą pozbawiona okresowych napięć. Przykładowo w 2020 r. OPEC+ prawie się rozpadło, gdy Moskwa i Rijad skoczyły sobie do gardeł i przez ponad miesiąc prowadziły wojnę cenową na rynku ropy naftowej.
Zima i ceny energii
W dyskusji na temat współpracy rosyjsko-saudyjskiej nie można zapominać, że sytuacja na rynku surowców energetycznych to wielka niewiadoma, a ostatnie cięcia wydobycia przez OPEC+ to tylko jeden z kilku czynników które wpływają na ceny ropy naftowej.
Cięcia OPEC+ wchodzą w życie od listopada. Teoretycznie opiewają na 2 mln baryłek dziennie, jednak – z uwagi na to że cięcia odnoszą się do planów wydobywczych, których OPEC+ i tak nie realizuje – to w praktyce na rynek będzie trafiało o ok. 1 mln baryłek ropy mniej.
W grudniu w życie wejdzie unijny zakaz importu rosyjskiej ropy, a od lutego zostanie zostanie on rozszerzony także na rosyjskie produkty naftowe.
Tymczasem z Pekinu płyną sygnały, że władze są skłonne do zniesienia pewnych restrykcji covidowych, co mogłoby ożywić chińską gospodarkę i zwiększyć popyt na surowce energetyczne.
Obecnie sytuację częściowo stabilizuje uwalnianie ropy z amerykańskich rezerw strategicznych. W ten sposób każdego dnia, od kwietnia, na rynek trafia o ok. 1 mln baryłek ropy więcej. Jednak wkrótce te transfery będą musiały zostać wstrzymane. Zapełnienie amerykańskich rezerw w połowie października oscylowało w okolicach 55%, co stanowi najgorszy wynik od 1984 r.
Wszystko to może doprowadzić zimą do wywindowania cen ropy naftowej powyżej 100 dolarów za baryłkę i znacznego wzrostu cen paliw. Nie jest to jednak jedyny scenariusz. Równie dobrze może bowiem wybuchnąć światowa recesja, która doprowadzi do załamania się popytu na ropę naftową.
Przyszłość relacji z Ameryką
Niezależnie od tego jak oceniamy postępowanie Mohammeda bin Salmana czy współpracę rosyjsko-saudyjską, jedno jest pewne. Relacje na linii Rijad-Waszyngton są obecnie najgorsze od lat.
Oprócz oskarżeń o sojusz z Rosją, wobec Saudów wysuwane są podejrzenia o próby ingerowania w politykę wewnętrzną USA. Cięcia wydobycia przez OPEC+ wejdą w życie 1 listopada, natomiast tydzień później odbędą się wybory do amerykańskiego Kongresu. Cześć komentatorów sugeruje, że w ten sposób Saudowie próbują polepszyć notowania Republikanów na ostatniej prostej przed wyborami. Nie jest bowiem tajemnicą, że Saudowie posiadają bardzo dobre kontakty z przedstawicielami Partii Republikańskiej, a sam Mohammed bin Salman nawiązał bliską relację z prezydentem Trumpem. Z perspektywy Rijadu przejęcie kontroli nad Kongresem przez Republikanów, a następnie powrót Donalda Trumpa do Białego Domu w 2024 r. byłoby wymarzonym scenariuszem.
Obecna administracja prezydenta Bidena teoretyczne posiada szeroki wachlarz narzędzi, których może użyć do nacisku na Rijad: nałożenie sankcji na MbS’a za zabójstwo Chaszukdziego, możliwość wycofania amerykańskich wojsk z Arabii Saudyjskiej czy zakaz eksportu uzbrojenia do Królestwa. Prawdziwą opcją nuklearną byłoby przyjęcie ustawy NOPEC, która pozwoliłaby pozywać poszczególne kraje OPEC przed amerykańskimi sądami za praktyki monopolistyczne.
W Waszyngtonie istnieją jednak obawy przed konfrontacją z Rijadem. Amerykańskie działania mogłyby bowiem przyspieszyć rozbudowę relacji Saudów z Chinami i Rosją. Saudowie mogą także ogłosić dalsze cięcia w produkcji ropy naftowej, windując tym samym ceny „czarnego złota”. Rijad posiada także swoją własną „opcję nuklearną”, którą jest możliwość wprowadzenia embarga na eksport ropy do krajów Zachodu – tak jak zrobiło to OPEC w 1973 r.
Wydaje się, że – z perspektywy Waszyngtonu – lepszym rozwiązaniem niż konfrontacja z Arabią Saudyjską, byłoby zwiększenie krajowego wydobycia ropy naftowej. Amerykańskie wydobycie oscyluje obecnie na poziomie 11,8 mln baryłek ropy naftowej – daleko mu zatem do rekordowego poziomu 13 mln baryłek z 2019 r. Do tego potrzeba jednak zwiększenia inwestycji w krajową produkcję ropy, która w ostatnich latach bywa marginalizowana na rzecz zielonej energii.
Przykład musi iść jednak z góry. Pierwszego dnia swojej prezydentury Joe Biden zablokował projekt Keystone XL, czyli kolejny ropociąg, którym Amerykanie mieli importować z Kanady nawet ok. 800 tysięcy baryłek ropy dziennie. Mówiąc delikatne, pierwsze 2 lata prezydentury Bidena nie były najlepszym czasem dla amerykańskiego sektora naftowego.
Wolnej ropy można szukać także poza Ameryką. Zniesienie sankcji z Iranu mogłoby teoretycznie dać rynkom co najmniej dodatkowy milion baryłek ropy naftowej dziennie. Jednak negocjacje w sprawie reaktywacji JCPOA od marca 2022 r. pozostają w martwym punkcie, a ostatnie transfery irańskiego uzbrojenia do Rosji jeszcze mocniej oddalają perspektywę amerykańsko-irańskiego porozumienia.
W ten sposób Saudowie i Amerykanie są na siebie niejako skazani. Mimo coraz większej niezależności saudyjskiej polityki zagranicznej oraz zbliżania się Rijadu do Moskwy i Pekinu, wzajemne zależności między USA a Arabią Saudyjską sprawiają, że obecny kryzys prawdopodobnie nie wykroczy poza groźby i oskarżenia, a jeśli nawet Amerykanie sięgną po sankcje przeciwko Saudom, to będą one w dużej mierze symboliczne.
Kryzys na linii Waszyngton-Rijad pokazuje, że Amerykanie muszą wypracować nową formułę współpracy – i to nie tylko z Saudami, ale z całym Bliskim Wschodem. Równie złe relacje co z Arabią Saudyjską są np. z Turcją, która także pozostaje blisko związana z Rosją. Na horyzoncie rysują się ponadto problemy związane ze współpracą Zjednoczonych Emiratów Arabskich z Chinami, co było głównym powodem zablokowania sprzedaży samolotów F-35 do Emiratów.
Jeśli nowej formuły współpracy nie będzie, to – tak jak przewidywał to książę Bandar w 2013 r. - Arabia Saudyjska i USA będą się od siebie oddalać. W pierwszej kolejności zyskają na tym Chiny i Rosja.