Rosyjski paradoks.

„Nieważne czy będzie co włożyć do garnka, ważne by Rosja była wielka.” - to jest dominujący (w Polsce) opis archetypu rosyjskiego społeczeństwa. Stawia on narzędzie w postaci sankcji i izolacji Rosji w świecie pod znakiem zapytania. Bowiem, czy sankcje przyniosą skutek przy tak zdeterminowanym narodzie, godzącym się ponieść ofiarę dla mocarstwowego statusu państwa? Jednakże istnieje również drugie spojrzenie, stojące w całkowitej sprzeczności do pierwszego. W nim najwyższą wartością jest komfort, którego wszechobecność w Rosji jest coraz bardziej kwestionowana.

Lipcowe badanie Levada Center wykazało, że mimo trwającej „specjalnej operacji militarnej” na Ukrainie i będących jej wynikiem sankcji nałożonych na Rosję, ponad dwie trzecie Rosjan uważa, że kraj jest “na dobrej ścieżce”. Jedynie 22% jest przeciwnego zdania. Porównując te liczby, z tymi sprzed inwazji - a zatem odpowiednio 50% i 39%, można zauważyć, że entuzjazm wśród Rosjan rośnie.

Jeszcze bardziej irracjonalnie mogą prezentować się badania na temat sytuacji ekonomicznej kraju. Aż 40% Rosjan uważa, że za rok życie w Rosji będzie lepsze niż dzisiaj. Mniej, bo 27% uważa, że będzie tak samo, a jeszcze mniej - 18%, uważa że będzie gorzej. Rosyjski eksport umiera, a 55% Rosjan spodziewa się „ekonomicznej poprawy” w ciągu roku.

Takich opinii nie można przypisać brakowi uwagi poświęcanej przez Rosjan wojnie na Ukrainie. Bowiem 56% deklaruje, że śledzi wydarzenia „uważnie”. 81% z nich jest „przejęta wydarzeniami”. Nie można tego również przypisać spodziewanemu rychło zakończeniu „operacji specjalnej”, gdyż mniej niż połowa Rosjan uważa, że wojna się skończy w ciągu roku, a reszta uważa, że potrwa dłużej lub nie ma zdania.

Tradycyjnie wojna powoduje również drastyczny przyrost poparcia dla Vladimira Putina, podobnie jak to było podczas wojny gruzińskiej i aneksji Krymu. Tu różnica jest jednak taka, że tamte wydarzenia uznane zostały za triumf Rosji i to osiągnięty w ciągu kilku dni. Teraz 73% Rosjan dalej wierzy w zwycięstwo, ale nie uważa żeby obecny wynik wojny wskazywał, żeby ten cel został już osiągnięty.

Te wyniki to niesamowity przykład stanu masowej świadomości Rosjan. Jednak jak uważa Alexey Levinson Szef Badań Socjokulturowych w Centrum Levady, Profesor Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Moskwie, należy być sceptycznym że jest on wyłącznie wynikiem propagandy. Propaganda może zrobić wiele, ale ma swoje granice. Levinson wraca do romantycznego mitu Rosjan, w którym to Rosja uważana jest za lidera połowy świata. Mit ten został przemycony przez Bolszewików wraz z ideą wyzwolenia ludzkości. Wizja wyzwolenia szybko zniknęła, ale pokusa potęgi pozostała na dobre. Podczas badań marcowych, Rosjanie opisując swoje odczucia wobec wojny na Ukrainie najczęściej odpowiadali, że „czują dumę”. W marcu, który był miesiącem największych upokorzeń Kremla. To jednak nie miało to znaczenia.

Znaczenie miało to, że Rosja postawiła się swojemu głównemu adwersarzowi i rywalowi - Stanom Zjednoczonym, czy szerzej NATO/Zachodowi. W opinii Levinsona Rosjanom nie chodzi nawet o pokonanie Ameryki (jakby to byłoby w ogóle możliwe), ale o to by Amerykanie uznali Rosję za równą sobie. Równą w statusie militarnym, ale przede wszystkim równą w byciu mocarstwem światowym.

Zatem dlaczego Rosjanie tak optymistycznie postrzegają te wydarzenia? Z dwóch powodów. Po pierwsze USA podjęło rękawicę, którą Rosja rzuciła. Po drugie, co jest szczególnie ważne, Waszyngton zachowuje powściągliwość, a więc pokazuje że „boi się nas”, traktuje nas jako sobie równych.

Levinson dochodzi do konkluzji o „rosyjskim paradoksie”, a zatem sytuacji w której im gorsza jest codzienna sytuacja Rosjan, tym bardziej chcą się oni utożsamiać z sukcesem na górze. Rosjanie kolektywnie odczuwają uczucie satysfakcji, z tego powodu że światowy ład musiał się dostosować do ich działań. W takim euforycznym nastroju nikt nie myśli o tym w jaki sposób kraj czy nawet jego rodzina przetrwa, nie myśli o swojej pracy czy pensji. Ludzie są szczęśliwi i pozytywnie nastawieni: wszystko się jakoś ułoży, bo Rosja to twardy orzech do zgryzienia, przed którym drży cały świat.

Na podstawie tekstu Levinsona można by wysnuć, popularną skądinąd w Polsce hipotezę, że Rosjanie są skłonni ponieść bardzo daleko idące obniżenie standardu życia, w zamian za ostateczny triumf skutkujący chwałą Rosji. Popularny badacz Rosji Kamil Galaeev, który od początku wojny przewiduje, że napaść na Ukrainę będzie początkiem końca “ostatniego imperium kolonialnego świata” - Federacji Rosyjskiej, jest dokładnie przeciwnego zdania. Twierdzi on, że wbrew obiegowej opinii, Rosja nie jest idealistycznym, irracjonalnym społeczeństwem, lecz skrajnie pragmatycznym. I to właśnie spadek standardów konsumpcyjnych jest JEDYNĄ rzeczą, która Rosjan boli lub zaboli. Również Levinson, na koniec swojego tekstu zaznacza, że nie jest przekonany, że „mocarstwowa mentalność”, którą opisuje utrzyma się długo, ponieważ „wydaje się ona bardzo chwiejna mimo swojej wielkości”. Widok zabitych Ukraińców, czy nawet własnych żołnierzy nie wpływa tak na społeczeństwo jak widok pustych półek w sklepach. Choć Galeev podkreśla, że przede wszystkim chodzi tu o Moskwiczan. Prowincja się nie liczy. „Jeśli jakaś odległa prowincja potencjalnie zagłodzi się lub zamarznie, to nikogo nie będzie to obchodziło. Jeśli jednak Moskwa odczuje brak szeroko rozumianych możliwości konsumpcji to będzie to znacznie większy cios dla Putina i delegitymizacja jego polityki, niż ktokolwiek z Zachodu mógłby sobie wyobrażać” twierdzi Galeev.

Dlatego też istotnym ciosem w ten stan dobrobytu jest potencjalna fala zakazu wydawania wiz turystycznych, którą zapoczątkowała Estonia. Krytycy wskazywali na ułomności kolektywnej kary, obrońcy zaś na fakt, że wiza turystyczna to przywilej, nie prawo. Turystyka wg Galeeva to w oczach rosyjskiej opinii publicznej barometr prawdziwego nastawienia Europy wobec Rosji. Zakaz wydawania wiz to mały, ale kolejny cios w komfort Rosjan, przede wszystkim mieszkańców Moskwy, a to na nim leży legitymizacja rządów centralnych.

Również istotnym wydarzeniem z tej perspektywy był druzgocący atak na krymską bazę Saky pod Novofyodoriivką. Wydarzeniu towarzyszyła lokalna społeczna panika i wielki exodus Rosjan z popularnej destynacji wakacyjnej. Efekt takich wydarzeń nie jest natychmiastowy, ale jest to duży cios dla kremlowskiej machiny wojennej i jej odbioru w Rosji. Zdaniem Alexeya Arestowycza, słynnego już doradcy Zelenskiego, takie wydarzenia nakładają się na siebie, aż osiągną masę krytyczną i spowodują, że wojna pewnego dnia stanie się w Rosji niepopularna. Zdaniem Ukraińca, ta psychologiczna zmiana i zagrożenie wewnętrznym niepokojem sprawi, że pewnego dnia rosyjskie wojska się wycofają. Atak na Krym to kolejna rysa na zbiorowym komforcie rosyjskiej klasy średniej i wyższej. W tym kontekście jest to pogląd zbliżony do stanowiska Galeeva.

Kontynuując wątek ataku krymskiego Arestowicz, w przeciwieństwie do przewidywań kwietniowych, tym razem nie ma wątpliwości odnośnie ogólnego trendu wojny. Wróg jest niszczony zgodnie z planem, broń napływa zgodnie z planem, sankcje są wdrażane zgodnie z planem i co najważniejsze agresor zostanie wyparty zgodnie z planem, twierdzi. Liderzy świata są teraz skupieni na dyskusji co zrobić z pokonaną Rosją, bowiem to stwarza całkowicie nowe spektrum problemów. Dlatego też Rosja, według Arestowicza, swoimi kanałami stara się doprowadzić do najlepszego z jej punktu widzenia rozwiązania, czyli zawieszenia broni. Wtóruje my prorosyjski bloger z Ługańskiej Republiki Ludowej Andrey Morozov, znany pod pseudonimem Murz, który przewiduje bunt w Rosji z powodu rażąco złego zarządzania zasobami przez przywódców i ich niezdolności akceptacji rzeczywistości. Murz uważa to za absolutną kopię upadku carskiej Rosji w 1917 roku i przewiduje los upadku Inteligencji, w znaczeniu obecnych moskiewskich elit.

Tymczasem Galeev w swoich rozważaniach na temat upadku, a właściwie „dekolonizacji Rosji”, kontynuuje temat wewnętrznych podziałów między rdzeniem, a prowincją, które omawialiśmy już w jednym z naszych poprzednich filmów. Tatar uważa, że będzie to długa wojna na wyniszczenie, ale jego zdaniem to Rosja pęknie pierwsza. Rosyjski reżim składa się z, jak to nazywa, „dworu i baronów”. Dworem w tym znaczeniu jest Moskwa, Baronami władze poszczególnych prowincji. W tym duopolu, dwór jest silniejszy, gdy reżim jest mocny, baronowie, kiedy reżim jest słaby. Tymczasem poparcie dla wojny wśród władz prowincjalnych - baronów jest znikome, ponieważ większość z nich na niej traci, a lokalna populacja za swą niedolę prędzej obarczy lokalnego administratora, niż Putina, który uznawany jest za nieskazitelnego i nigdy nie jest niczemu winny. Niemniej prowincja nie traci na wojnie po równo. Które regiony Rosji wojna uderza najbardziej?

Przede wszystkim zagłębie przemysłowe nad Wołgą - Tatarstan, Samara i Ulyanovsk - te regiony bardzo korzystały z inwestycji zagranicznych. Teraz zakłady w tych regionach są unicestwiane. Podobnie zależna od inwestycji zagranicznych była Północ z Archangielskiem na czele. Jest to także północny zachód kraju, jako główne rosyjskie okno na Europę, które nagle się zatrzasnęło. Zauważalna jest zależność, w której im gospodarka regionu jest bardziej kompleksowa, tym bardziej ten traci na trwającej wojnie. Wg Adrija Yermaka, szefa gabinetu prezydenta Ukrainy, od początku wojny dodatkowy milion Rosjan straciło pracę, co stanowi wzrost o 33% - z 3 do 4mln osób. Można zakładać, że przede wszystkim w wymienionych wcześniej regionach i Moskwie.

Są jednak wyjątki od tej zasady. Na wojnie wygrywają producenci żywności, którymi są przede wszystkim regiony południowe Rosji. Nie dość, że zarabiały więcej na cenach zbóż, to jeszcze były uwikłane w plądrowanie zbiorów ukraińskich. Jednak ceny żywności, które jeszcze przed chwilą szybowały w górę, teraz spadają i wielu przypadkach są na poziomach „przedwojennych”, a zatem korzystna sytuacja ekonomiczna południa również stoi pod znakiem zapytania.

Na polu walki póki co jeszcze nie obserwujemy bezpośrednich sygnałów strategicznej zmiany, o której mówi Arestowycz i która definitywnie świadczyłaby o zmianie trendu na korzyść Ukraińców. Inicjatywa na froncie wg zaprzyjaźnionego Rochan Consulting dalej jest po stronie rosyjskiej. Pojawiają się też informacje, że Rosjanie mobilizują i dokapitalizowują swój przemysł obronny, a braki w zachodniej technice będą uzupełniać technologiami cywilnymi importowanymi przez państwa trzecie, takie jak Chiny, czy Turcja.

Co przyniesie przyszłość? Nie wiadomo. Przy analizie tak skomplikowanej materii nie sposób uciekać się do uproszczeń i intuicji, która jest wypadkową naszej wiedzy i doświadczeń. Arestowicz przewidując w 2019 rosyjską inwazję nie miał kryształowej kuli, a jednak niepokojąco trafnie przewidział rozwój wydarzeń. Czy to oznacza, że i teraz predykcje jego i Galaeva się potwierdzą? Bynajmniej nie jest to pewne. Niemniej wskazują oni na ważne punkty zapalne, które mogą, choć nie muszą, doprowadzić do „upadku ostatniego imperium kolonialnego świata”. I to należy obserwować.