Nowy porządek.

Dzień 20. Ukraińcy przygotowują się na kolejną ofensywę Rosjan, a światowe mocarstwa badają szybko zmieniający się układ sił, by jak najlepiej zadbać o własne interesy.

Rosyjskie wojska wokół Kijowa pozostają statyczne. Prawdopodobnie cały czas trwa przegrupowanie w celu większej ofensywy. Bardzo ciężka sytuacja wojsk ukraińskich jest w rejonie Donbasu i w Mariupolu. Powoli i systematycznie Ukraińcy są stamtąd wypierani, a Mariupol najpewniej odcięty jest od jakichkolwiek dostaw. Nadmorska twierdza może niestety paść w niedługim czasie.

Mariupol staje się nowym Groznym. W mieście zginąć mogło już nawet 20 tys mieszkańców, a zniszczeniu uległo do 80% infrastruktury miasta. Nie ma to nic wspólnego z wyzwoleniem, następuje anihilacja miasta i jego ludności.

Na południowym zachodzie kraju Rosjanie uderzyli w kierunku na Krzywy Róg, ale zostali odparci. Zdobycie Mikołajowa pozostaje jednym z głównych celów Rosji. Najnowsze doniesienia mówią, że desant na Odessę może być kwestią najbliższych dni lub nawet godzin. Operacyjnie wiele wskazuje na to, że rosyjskie dowództwo będzie chciało odciąć Ukrainę od morza i na całym południowo-wschodnim pasie utworzyć sztuczną republikę na wzór ługańskiej lub donieckiej. Mocno wzmocniłoby to pozycję Moskwy przy stole negocjacyjnym, a Ukraina stanęłaby przed dylematem utraty części terytorium dla osiągnięcia pokoju. Nie jest pewne co w sytuacji odrzucenia takich warunków przez Ukraińców zrobiłby Zachód. Istnieje ryzyko, że Kijów byłby pod presją przyjęcia niekorzystnych warunków rozejmu w celu szybkiego zakończenia wojny.

Dwa dni temu doszło do ataku rakietowego na bazę szkoleniową w Jaworowie 18 km od granicy z Polską, gdzie stacjonowali żołnierze legionu międzynarodowego. Zginęło co najmniej 35 osób, ponad 130 zostało rannych. Atak poprzedziło oświadczenie Kremla, że Rosja uznaje zachodnie linie dostaw za „pełnoprawne cele”. Rakiety spadły także na Łuck i Lwów, a zatem miasta które wcześniej były oazą dla ludzi uciekających ze wschodu Ukrainy. Przekaz Kremla jest prosty. Dla Zachodu - nie pomagajcie Ukrainie, bo zginiecie. Natomiast u ludności cywilnej ma to wywołać jeszcze większą panikę, a ta się ma się przełożyć na wzmożoną migrację i tym samym destabilizację Zachodu Europy - przede wszystkim Polski.

Dalsze ataki na Zachód Ukrainy są niestety prawdopodobne, ale raczej pozostaną sporadyczne. Natomiast niszczenie natowskich dostaw i zgrupowań ukraińskich na Zachodzie kraju w dużym stopniu pozostaje poza zasięgiem możliwości rosyjskiego wojska. Rosyjskie rozpoznanie w czasie rzeczywistym jest nieobecne, lub pozostaje na niskim poziomie. Czym innym jest zniszczenie stałej bazy, która swoją drogą już dawno powinna być pusta, a czym innym jest niszczenie pozostających w ruchu dostaw, czy skoncentrowań ukraińskich wojsk. Nie bez przyczyny Rosjanie nie są w stanie niszczyć ukrywających się ukraińskich oddziałów na zachodzie Ukrainy bronią precyzyjną. Zatem NATO najprawdopodobniej będzie kontynuować dostawy, a Rosja będzie sporadycznie uderzać we wcześniej określone cele statyczne na Zachodzie Ukrainy.

Dlatego dostawy na Ukrainę powinny być kontynuowane, a ich zakres rozszerzany. Samoloty bojowe to jedno, ale Ukraina jeszcze większy pożytek miałaby z naziemnych systemów obrony powietrznej. Dostawa zachodnich systemów - takich jak baterie Patriot, czy CAMM jest raczej nierealna - między innymi z uwagi na miesiące szkoleń, których wymaga ich obsługa. Jednak w państwach zachodnich w dalszym ciągu jest wiele postsowieckich systemów, które stanowiłyby wielką pomoc dla armii ukraińskiej i niemal od ręki mogłyby zostać wysłane do walki. Najbardziej pożądane są systemy S-300, w różnych wariantach. Te wśród państw NATO, w praktyce posiada jedynie tylko Grecja - 12 sztuk, nie licząc pojedynczych zestawów w Bułgarii i na Słowacji. Niemniej pozostają jeszcze bardziej liczne systemy Buk, Tor, Osa, czy Strela, których przekazanie Ukrainie powinno być teraz priorytetem, i miejmy nadzieję odbywa się po cichu, w przeciwieństwie do sprawy MiGów.

W momencie, gdy zbliżamy się powoli do pełnego miesiąca największej wojny od czasów II Wojny Światowej, coraz bardziej jasne jest, że wywraca ona dotychczasowy ład międzynarodowy. Wiele kart zostało odkrytych, co zmusza najważniejszych graczy światowej szachownicy do oceny własnej pozycji i jej kalibracji.

Szczególnie interesująca w ostatnich dniach była analiza Chińczyka Hu Wei’a, szanowanego chińskiego analityka z Shanghai Public Policy Research Association. Oczywiście nie można jej uznawać, jako oficjalną agendę Komunistycznej Partii Chin, jednak pomaga nam ona zrozumieć chińską optykę, a przynajmniej jej część.

Jakie są jej wnioski? Analiza Chińczyka krytycznie ocenia rosyjską operację. Putin nie był w stanie osiągnąć zamierzonych celów, a plan bliztkriegu szybko upadł. To stawia Rosję w trudnym położeniu, zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie. Nawet gdyby Moskwie udałoby się ustawić marionetkowy rząd w Kijowie, co teraz wydaje się niemożliwe, to i tak koszty wojny byłby zbyt duże. Jednym słowem operacja wojskowa stanowi nieodwracalny błąd.

To nie koniec. W ocenie Chińczyka wojna ma potencjał by eskalować i udział w niej Zachodu nie może być wykluczony. Gdyby do tego doszło, Rosja znalazłaby się w jeszcze gorszej sytuacji, jako że potencjał militarny Rosji nie stanowi dla NATO wyzwania. Niemal każdy scenariusz jest dla Moskwy niekorzystny, a najczarniejszy zakłada rozpad Rosji i koniec jej imperialistycznego projektu.

To wszystko wpływa korzystnie na mocarstwowy status głównego rywala Chin - Stanów Zjednoczonych. Zachód pod przewodnictwem Waszyngtonu się konsoliduje, Europa się zbroi i zacieśnia więzi z Amerykanami, a rosyjski gaz na Starym Kontynencie będzie wypierany gazem amerykańskim. Co więcej, nowy system rozleje się na świat, włączając w to kraje azjatyckie - Japonię, Koreę Południową, czy Tajwan, co szczególnie ważne dla Chin i będzie podziałem między kraje demokratyczne, a autorytarne. Tym samym siła NATO i zjednoczonego Zachodu mocno wzrośnie.

W efekcie Chiny, zdaniem Chińczyka, jeśli nie odetną się od Putina, w nowym układzie będą w jednym worku co putinowska Rosja i tym samym bardziej izolowane. Dlatego Chińczyk przypomina, że w świecie polityki międzynarodowej nie ma wiecznych przyjaciół, są tylko wieczne interesy. Teraz Chiny muszą wybrać mniejsze zło, a tym jest uwolnienie się od rosyjskiego ciężaru. Co więcej Chiny powinny działać na rzecz zastopowania Putina przed dalszym eskalowaniem. Nagrodą dla Pekinu byłaby nie tylko międzynarodowa pochwała na rzecz utrzymania pokoju na świecie, ale przede wszystkim utrzymanie lub nawet poprawa dobrych relacji z Europą i Stanami Zjednoczonymi - kluczowymi rynkami dla Chin. Istotne jest, że w analizie autor podkreśla często osobę Władimira Putina, sugerując co stanowi źródło problemu.

Czy Pekin myśli podobnie jak Hu Wei? Nie wiadomo. Oliwy do ognia dolewają rzekome prośby Rosji o wsparcie militarne ze strony Chin, o których poinformowali Amerykanie. Linia Pekin-Waszyngton jest jednak utrzymywana. Wczoraj w Rzymie, doszło do spotkania Jake’a Sulivana, doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego z Yang Jiechi, członkiem politbiura chińskiej partii komunistycznej. Spotkanie trwało aż 7 godzin. Nie wiadomo o czym obaj Panowie rozmawiali, jednak sam ten fakt pokazuje, że Rosja wcześniej pozycjonując się na gracza równego USA i Chinom, dzisiaj stała się przedmiotem rozmów największych. To samo w sobie mówi wiele o upadku pozycji Moskwy na świecie.

Obaj hegemoni mają bowiem dość argumentów by konflikt ten zakończyć rozmowami dwustronnymi, jednak decydujące byłoby twarde stanowisko Pekinu. Niemniej Amerykanie również posiadają jeszcze nieużyte Asy w swojej talii. Nieoficjalne raporty mówią, że Waszyngton może przygotowywać się do pełnej blokady handlowej Rosji i zakazie korzystania z wód międzynarodowych przez rosyjskie okręty. Byłoby to wydarzenie o potężnej sile oddziaływania, które mogłoby być wręcz poczytane przez Moskwę jako akt bezpośredniego wypowiedzenia wojny. Natomiast Stoltenberg, szef NATO, zapowiedział, że nowa rzeczywistość - czyli ta po agresji na Ukrainie i integracji rosyjsko-białoruskiej wymaga znaczącego wzmocnienie sił lądowych na wschodniej flance sojuszu, a także wzmocnienie obecności lotniczej i morskiej. Tego możemy się spodziewać w najbliższej przyszłości.

Tymczasem z Rosji dostajemy kolejne dowody na to, że Rosjanie są świadomi i wyrażają poparcie dla wojny z Ukrainą. W zależności od badania 50-71% respondentów uważa, że decyzja o rozpoczęciu „operacji militarnej” była dobra. Nie zmienił tego fakt wysłania antywojennych wiadomości sms na 7 mln rosyjskich numerów przez grupę hakerską anonymous. Nieliczne ruchy antywojenne w skali kraju stanowią dalej promil wymaganej siły społecznej, by były prawdziwym zagrożeniem dla władz na Kremlu. Niemniej istotne jest ich wspieranie i pokazywanie, bo to jedyne promyki światła dochodzące z rosyjskiej, orwellowskiej rzeczywistości. Obecnie, aby trafić do więzienia wystarczy na placu czerwonym pokazać białą kartkę, lub kartę z napisem “dwa słowa”. Szczególną odwagą wykazała się Marina Ovsyannikova. Pracownica państwowego Kanału Pierwszego, która na publicznej antenie zaprezentowała antywojenny przekaz „Stop wojnie, Nie wierzcie w propagandę, okłamują Was”. Mimo, że od Ukraińców dochodzą głosy, że mógł to być ustawiony przez Kreml pokaz, który miałby cynicznie pokazać „dobrą stronę Rosjan” jest to mało prawdopodobne. Ovsyannikovej podziękował sam prezydent Zelenski.

Co nas czeka dalej? Ciężko powiedzieć. Teoretycznie dochodzą głosy, że negocjacje pokojowe nabierają kształtu i mogą przynieść przełom. Jednak rosyjska dyplomacja znana jest z tego, że wprawnie używa takich narzędzi by kupić sobie czas i uśpić czujność, zatem ich powodzenie powinno dalej pozostawać pod dużym znakiem zapytania. Pewnym symptomem obecnych celów Moskwy może być niszczenie przez Rosjan strategicznych fabryk na terenie Ukrainy. Np. kijowskiego zakładu Antonowa. Może to być znak, że Kreml zdaje sobie sprawę, że nie zajmie Ukrainy, więc celem jest teraz zniszczenie jej potencjału - przede wszystkim wojskowego. To mogłoby również stanowić argument dla Kremla by zaprezentować „specjalną operację” na Ukrainie jako misję udaną, która skutkowała zniszczeniem militarnego potencjału Ukrainy.

Kto jednak zapłaci za odbudowanie tego wielkiego kraju? Zamrożone rosyjskie rezerwy walutowe i przejęte jachty oligarchów stanowią dobry początek rozmowy.