- Hubert Walas
Konflikt hybrydowy.
W ostatnich dniach jesteśmy świadkami bezprecedensowego wydarzenia w nowożytnej historii Polski. Kryzys migracyjny na granicy polsko-białoruskiej to dla polskiego społeczeństwa pierwszy dobitny przykład zmiany struktury ładu światowego. Z geostrategicznego snu bezlitośnie wybudzone zostały także polskie elity polityczne, dotychczas zajęte głównie wewnętrzną rozgrywką o władzę. Dlaczego Łukaszenka wywołał kryzys na własnej granicy, jakie scenariusze są możliwe i co do tego wszystkiego ma nowa polska armia?
Kryzys graniczny
Wojna to narzędzie osiągania celów politycznych. W tym znaczeniu tradycyjna wojna kinetyczna np. II Wojna Światowa, nie różni się niczym od toczonej lokalnie i przy użyciu małych zasobów wojny hybrydowej. A konkretnie konfliktu hybrydowego, bowiem tak w skrócie można określić wszystkie działania poniżej oficjalnego progu wojny. Obejmuje on m.in. działania społeczne, propagandowe, wojny informacyjnej, czy działania sił specjalnych i grup paramilitarnych. Działania takie obserwujemy co najmniej od 2014 r., czyli agresji Rosji na Ukrainę. Kolejna odsłona tej formy nacisku politycznego ma miejsce teraz, poprzez wywołanie kryzysu migracyjnego przez Republikę Białoruś.
Od połowy roku 2021 mogliśmy zaobserwować uruchomienie nowego kanału migracyjnego przez białoruskie elity z Aleksandrem Łukaszenką na czele. Najpierw celem była Litwa, natomiast po pewnym czasie władze białoruskie kierunek napływu przekierowały na granicę z Polską. 8 listopada 2021 nastąpiła eskalacja wydarzeń, gdzie kilka, a nawet kilkanaście tysięcy migrantów zostało przetransportowanych pod przejście graniczne Bruzgi-Kuźnica.
Co ciekawe, kilka dni wcześniej - na posiedzeniu Rady Państwa Związkowego Rosji i Białorusi 5 listopada oba państwa podpisały pakiet umów integracyjnych. Co zakłada m.in. przyjęcie przez Rosję i Białoruś wspólnej polityki migracyjnej oraz doktryny wojennej. Ten fakt, wraz w wypowiedziami wysokich rangą rosyjskich polityków, utwierdził Aleksandra Łukaszenkę w przekonaniu, że jego działania mają pełne poparcie Moskwy.
Można by zapytać, po co Łukaszence konflikt na granicy? Odpowiedź może wydawać się prosta, ale tylko pozornie. Jasnym jest, że działania Mińska to forma rewanżu Łukaszenki na Polsce, Litwie i szerzej Unii Europejskiej za wspieranie białoruskiej opozycji po wyborach 2020 roku, oraz za sankcje nakładane na reżim. Niemal pewne jest jednak, że białoruskie działania hybrydowe są przede wszystkim częścią wewnętrznej rozgrywki białorusko-rosyjskiej, gdzie Białoruś pełni rolę zderzaka politycznego Moskwy realizując jej cele destabilizacji wschodniej rubieży UE i NATO, a także Ukrainy. W ostatnim czasie mamy bowiem do czynienia z wieloma wydarzeniami, których koincydencja czasowa jest zastanawiająca.
8 listopada, czyli w dzień eskalacji kryzysu, Biełenergo, białoruska firma z branży energetycznej poinformowała o natychmiastowym zerwaniu kontraktu na dostawy energii elektrycznej na Ukrainę, w momencie gdy ta przeżywa obecnie ostry kryzys energetyczny. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dostawy rozpoczęto 7 dni wcześniej. Co więcej niedawno Moskwa wstrzymała dostawy gazu gazociągiem Jamał, który ciągnie przez Białoruś i Polskę, a dalej do Niemiec. Wprawdzie Łukaszenka chwali się, że Białoruś będzie kupować od Rosji gaz po cenach kilkakrotnie niższych od tych które płacą państwa europejskie, to jednak zablokowanie Jamału efektywnie odetnie Białoruś od przychodów generowanych przez tranzyt gazu, co daje Kremlowi kolejne narzędzie nacisku na Łukaszenkę. W prasie pojawiają się także spekulacje o dyslokacji na Białoruś ładunków jądrowych, a także o przedłużeniu na kolejne 25 lat dzierżawy dwóch obiektów wojskowych.
Z drugiej strony Białoruś w dalszym ciągu formalnie nie uznaje aneksji Krymu, co Rosja uznaje za policzek. Wprawdzie Łukaszenka daje do zrozumienia, że nieformalnie to już nastąpiło, jednak Kreml oczekuje od niego formalnego stanowiska. Mimo pozornie przyjacielskich relacji na linii Mińsk-Moskwa mamy w istocie do czynienia z ciągłą grą podszytą uśmiechami i deklaracjami, gdzie w tle toczy się bezlitosna walka o sprawczość i manewr polityczny. Prawdopodobnym jest, że destabilizacja polskiej granicy to dla Łukaszenki dodatkowe narzędzie do manewrowania z Moskwą. Na przykład - hipotetycznie rozpętanie kryzysu i dopuszczenie Moskwy jako ostatecznego arbitra może być przehandlowane na wznowienie przesyłu rosyjskiego gazu przez Jamał.
Eskalacja kryzysu na granicy jest bowiem w interesie Federacji Rosyjskiej, co traktuje jako część “strategii nękania” i narzędzie presji na państwa zachodnie, formalnie nie ponosząc za to odpowiedzialności. Kryzys migracyjny podsyca spór polityczny w Polsce, dzieli społeczeństwo i testuje odporność systemu bezpieczeństwa Polski, jej sił zbrojnych i całego NATO.
Wojna informacyjna
Jedną z najważniejszych domen każdego nowoczesnego konfliktu, w tym obecnego kryzysu granicznego jest infosfera. Nie jest ważne co dzieje się na miejscu, ważny jest przekaz, który idzie w świat. Kto zwycięży w wojnie narracyjnej, jest de facto zwycięzcą całej rozgrywki. Władze rosyjskie i białoruskie informują, że to Zachód odpowiada za spowodowanie migracji, ponieważ wspierał amerykańskie posunięcia na Bliskim Wschodzie. Strona białoruska i rosyjskojęzyczne media oskarżają stronę polską o działania niehumanitarne, naruszające prawa człowieka. Chodzi o m.in. siłowe zatrzymywanie migrantów forsujących granicę oraz stosowanie gazu łzawiącego do odparcia szturmu. To wszystko podsycane jest najczęściej przez pojawiające się w sieci obrazki z dziećmi i kobietami. Do takiej narracji dołączają niektóre środowiska polityczne w Polsce, apelując o wpuszczenie osób koczujących na granicy, co wpisuje się w cele białoruskiej propagandy.
Pytanie, które należy zadać w tym miejscu brzmi - czy mamy do czynienia z katastrofą humanitarną? Według Europejskiego Trybunału Praw Człowieka Polska musi zapewnić koczującym przy granicy migrantom żywność, ubrania, opiekę medyczną i, jeśli to możliwe, tymczasowe schronienie. Białoruś odmawia jednak Polsce zgody na wpuszczenie na jej terytorium konwoju z pomocą humanitarną dla migrantów, odmawiając tym samym udzielenia pomocy. Poza tym jasnym jest, że wszyscy ludzie, którzy otrzymali wizę na Białoruś, musieli najpierw udowodnić, że mają wystarczające środki na zakwaterowanie i normalnie funkcjonowanie na Białorusi. Cena jaką migranci musieli zapłacić przemytnikom aprobowanym przez reżim Łukaszenki, według różnych przecieków medialnych, waha się między od $2500 do nawet $15000. Reżim Łukaszenki przejął te pieniądze, by potem instrumentalnie wykorzystać tych ludzi do własnych rozgrywek. Kiedy pierwsi ludzie zorientowali się, że padli ofiarą oszustwa, próbowali wrócić na lotnisko, jednak białoruska policja zawracała taksówki z migrantami. Kulminacją było przetransportowanie migrantów pod granicę, a potem odcinanie im drogi powrotu. Jednym słowem bliskowschodni migranci są teraz więźniami i zakładnikami Łukaszenki, który grając ludzkimi życiami próbuje osiągnąć własne cele polityczne. Niemniej jak brutalnie to nie zabrzmi, strona polska, litewska, czy szerzej unijna nie może się pod tym naciskiem ugiąć, ponieważ będzie to sygnał że prowadzenie takiej polityki jest skuteczne, co będzie skutkowało kolejnymi działaniami hybrydowymi ze strony Łukaszenki, włączając w to kolejne fale migrantów.
Białoruś tygodniowo przeprowadzała kilkadziesiąt lotów m.in. z Dubaju, Bagdadu, Damaszku, Bejrutu, ale co istotne także ze Stambułu, czy Antalyi. Nie byłoby to możliwe bez cichej aprobaty Turcji, sojusznika Polski wewnątrz NATO. Przypomnijmy, że niedawno zawarte zostało porozumienie między Polską, a Turcją na dostawę tureckich bezzałogowych aparatów powietrznych Bayraktar TB2 o wartości ponad miliarda złotych. Turecki MSZ zaprzecza, aby wspierał przemytnicze działania Łukaszenki, jednak prawdopodobnym jest że polsko-tureckie relacje zostaną nadszarpnięte.
Państwa UE i NATO na kryzys na swojej wschodniej granicy zareagowały, zgodnie z przypuszczeniami, bardzo różnie. Wprawdzie na poziomie deklaratywnym potępiono działania Łukaszenki i zapowiedziano kolejny, V pakiet sankcji, to jednak ich wpływ zapewne będzie zredukowany względem początkowych zamierzeń. Między innymi chodzi o wykluczenie Bielavi, czyli państwowego, białoruskiego przewoźnika lotniczego, z rynku kontraktów leasingowych na użytkowane samoloty, co w praktyce uziemiłoby te maszyny, bo zmusiłoby Mińsk do ich wykupu na co nie ma pieniędzy. Jednak Irlandia, gdzie zlokalizowanych jest większość podmiotów świadczących takie usługi przeciwstawiła się temu scenariuszowi, wnioskując by sankcjami objęte zostały jedynie nowe kontrakty leasingowe. Kolejny pomysł zakładał wykluczenie Białorusi z globalnego porozumienia o udostępnianiu danych lotniczych, jednak i tu reżim Łukaszenki szykuje się do obejścia poprzez stworzenie z Rosją wspólnej przestrzeni lotniczej i wspólnej zarządzającej nią administracji.
Nie trudno domyślić się, że wsparcie deklaratywne płynie przede wszystkim z Berlina. Należy pamiętać, że Polska to jedynie kolejny przystanek na drodze do Niemiec, zatem polski bufor dla Niemców jest w tym wypadku bardzo przydatny. Już teraz niemieckie media donoszą, że pojedyncze grupy migrantów z kierunku białoruskiego znalazły się w Niemczech.
Nie jest też tak, że obecna rozgrywka jest dla Białorusi i Rosji bezkosztowa. Nagły napływ tysięcy migrantów destabilizuje sytuację w kraju. Jeśli Łukaszenka nie zapanuje nad sytuacją jego legitymizacja w oczach najbardziej wpływowych osób z resortów siłowych, które w praktyce zapewniają mu władzę, może spadać.
Pakiet sankcji nałożonych na Białoruś nie spowodował zamrożenia wymiany handlowej. Wręcz przeciwnie, jak informuje Biełsat, w ciągu dziewięciu miesięcy bieżącego roku wymiana handlowa z państwami Unii Europejskiej zwiększyła się o ponad 40 proc i wraca do poziomu sprzed pandemii. A głównymi partnerami Republiki Białoruś pozostają Niemcy i…Polska. Dlatego prawdziwym ciosem dla Mińska, byłoby całkowite zamknięcie granicy z Polską. Równie kosztowne byłoby to dla Moskwy, ponieważ przez Białoruś biegnie główny, lądowy szlak handlowy łączący Rosję z Unią Europejską. To nie wszystko, ponieważ przy granicy z Białorusią znajduje się suchy port przeładunkowy Małaszewicze. Jest to największy suchy port przeładunkowy w Europie, do którego zmierza setki pociągów z Azji Wschodniej i Centralnej w ramach chińskiego projektu Pasa i Szlaku. W Małaszewiczach przeładowywanych jest 90 procent towarów sprowadzanych z Chin do Europy koleją. W razie wchodzenia przez Białoruś na kolejne szczeble drabiny eskalacyjnej, takie kroki Warszawa może podjąć. Na pewno spotkałoby się to z reakcją Moskwy, a potencjalnie nawet Chin. Trzeba także pamiętać, że nieoperatywny jest w dalszym ciągu kluczowy dla Kremla gazociąg Nord Stream 2. Wprawdzie jest on bardzo bliski ukończenia, ale cały czas stanowi potencjalne narzędzie dyscyplinujące w rękach Zachodu.
Polska efektywnie pilnuje granicy, dlatego prawdopodobne jest dalsze podwyższanie drabiny eskalacyjnej przez Republikę Białoruś. Włącznie z prowokacjami z użyciem broni. Co ciekawe, w rosyjskim Kazaniu siły ODKB, czyli „rosyjskiego NATO”, ćwiczą ochronę obozu dla uchodźców i eksportowanie konwojów z ładunkami humanitarnymi. Niewykluczone jest zatem, że po serii eskalacji do gry nagle wkroczy Władimir Putin, wprowadzając rosyjskich pograniczników na granicę przedstawiając się światu jako stabilizator sytuacji, co z ulgą, a nawet z wdzięcznością przyjmą państwa zachodnie. Taka reakcja w Moskwie wzięta będzie za sukces i potwierdzenie, że tego typu polityka przynosi zamierzone skutki. Media donoszą, że Angela Merkel już wykonała do Putina pierwszy telefon z prośbą o pomoc w rozwiązaniu kryzysu na granicy.
Koniec strategicznego snu
Listopadowy kryzys na granicy poprzedziło jeszcze jedno bardzo ważne wydarzenie. Być może nawet przełomowe, kończące okres strategicznego snu, w którym tkwili polscy decydenci polityczni od lat 90. Mowa tu o konferencji Jarosława Kaczyńskiego z końca października 2021 roku. Wiceprezes Rady Ministrów i w praktyce, obecnie najbardziej wpływowy polityk w kraju, mówił na niej o łamaniu się porządku światowego, wojnie hybrydowej i ofensywnej postawie Rosji. Zwrócił uwagę też, co nie było do tej pory podnoszone, na ograniczone zdolności NATO do udzielenia Polsce pomocy w wojnie nowej generacji, która może trwać raptem kilka dni, czy tygodni. A więc, do momentu kiedy wojska NATO, a konkretnie wojska amerykańskie, przyjdą z pomocą, mówiąc kolokwialnie, może już być po sprawie.
W odpowiedzi na te wyzwania Kaczyński zapowiedział, że Polska musi być zdolna obronić się sama i do tego celu potrzebuje wielkiej armii. Być może kilka razy większej, niż obecna ok. 100 tys armia. Środowiska eksperckie i strategiczne, mimo że z zadowoleniem przyjęły ocenę sytuacji Kaczyńskiego, to od razu postawiły pytanie - ile to będzie kosztować?
Dobrze wyposażona, licząca 250-300 tys osób armia, bo nawet takie szacunki padają w mediach, to potężne obciążenie dla budżetu. Jest to tym bardziej wątpliwe, że Polska mimo obecnie dość dużych środków desygnowanych na obronę - a jej budżet porównywalny jest z izraelskim, czy tureckim, ma armia o znacznie mniejszych zdolnościach. Zwiększenie kadry osobowej, o którą ze względu na demografię już teraz trudno, tylko te zdolności jeszcze bardziej rozwodni.
Ośrodki takie jak Polskie Towarzystwo Geostrategiczne, czy think tank Strategy & Future naciskają na przeprowadzenie debaty w tym zakresie i bardzo świadome przejście procesu reform, by nie wyrzucić wielkich pieniędzy w błoto. Mimo, że spojrzenie na reformę sił zbrojnych nie jest jednolite, to wszyscy eksperci są zgodni, że nowoczesna armia przede wszystkim powinna mieć wysokie nasycenie zdolnościami. Nie ilość, a jakość jednostek jest najważniejsza. Wg szwedzkiego think tanku wojskowego FOI polska armia, mimo że przedstawia pewną wartość na wschodniej flance NATO, cierpi na niskie ukompletowanie kadrowe oraz słabą jakość używanego sprzętu. Wg FOI nawet 75% jest przestarzała. Dlatego deklaracje o 250tys armii są póki co zwyczajnie nierealne. Jednakże poprawna ocena sytuacji jest pierwszym krokiem do zmian.
Niespodziewanym efektem ubocznym kryzysu migracyjnego wywołanego przez Białoruś, który co najmniej deklaratywnie popiera Rosja, może być wzrost społecznego poparcia dla idei reformy Wojska Polskiego. A ogólnonarodowa zgoda ponad podziałami jest w tym wypadku konieczna. Konflikt na granicy przypomina o bezwzględności relacji między państwami. Przez ostatnie 30 lat żyjąc pod amerykańskim i unijnym parasolem w unipolarnym świecie polskie elity, ale także społeczeństwo mogło zapomnieć o tej zasadzie. Nic nie jest dane na zawsze, a siła militarna zawsze będzie ostatecznym narzędziem wymuszania woli. Nowoczesne wojsko, zdolne chronić polskie interesy, a tym samym interes każdego z nas, jest fundamentem funkcjonowania narodu.
Hubert Walas
https://pism.pl/publikacje/Unijne_sankcje_przeciw_Bialorusi
https://nowakonfederacja.pl/jak-mozemy-sklonic-minsk-do-ustepstw-w-sprawie-kryzysu-granicznego/
https://wpolityce.pl/swiat/572716-scenariusz-rosyjsko-bialoruskiej-agresji
https://wpolityce.pl/swiat/572988-lukaszenka-wysyla-sygnal-polacy-bojcie-sie
https://news.zerkalo.io/economics/5431.html
https://tass.ru/mezhdunarodnaya-panorama/12866827
https://nowakonfederacja.pl/jak-mozemy-sklonic-minsk-do-ustepstw-w-sprawie-kryzysu-granicznego/
https://strategyandfuture.org/armia-250-tysiecy-marzenie-ktore-nie-zostanie-zrealizowane
https://infosecurity24.pl/opinie-i-komentarze/gdy-presja-migracyjna-staje-sie-narzedziem-ostatnie-ostrzezenie-dla-polski-komentarz
https://www.defence24.pl/bron-d-i-bialorus-scenariusze-dla-polski-komentarz
https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2021-11-09/wsparcie-dla-lukaszenki-rosja-wobec-kryzysu-migracyjnego
https://strategyandfuture.org/jaroslaw-kaczynski-o-wojnie/
https://www.defence24.pl/kaczynski-polska-bedzie-panstwem-militarnie-silnym-nalezacym-do-najsilniejszych