- Andrzej Krajewski
„Nasz poprzedni model rozwojowy się skończył. Nadmiernie regulujemy i niedoinwestowujemy. W ciągu dwóch, trzech lat, jeśli będziemy podążać za naszym klasycznym planem, wypadniemy z rynku [...] Mario Draghi właśnie opublikował raport, i jego ton wydać się może bardzo pesymistyczny. Unia może umrzeć i jesteśmy o krok od bardzo ważnego momentu. Myślę, że to prawda” – oznajmił 3 października podczas konferencji Berlin Global Dialogue Emmanuel Macron.
W pełnych pesymizmu słowach prezydent Francji zauważył, iż na polu gospodarczym Stany Zjednoczone i Chiny pozostawiły Europę daleko w tyle. Dodając też, iż skoro Chiny i Stany Zjednoczone przestają przestrzegać zasad Światowej Organizacji Handlu (WTO), to Unia również nie powinna ich przestrzegać. Prezydent Francji wzywał do pośpiechu i skuteczności w realizowaniu zaleceń z raportu Mario Draghiego, jeśli Wspólna chce mieć przyszłość. Ta zaś rysuje się w coraz czarniejszych barwach.
Francuski prezydent w płomiennych słowach wyraził to, co od dłuższego czasu, podskórnie czuje wielu Europejczyków. Najpierw “ekspresem innowacji” zaczęły Europie odjeżdżać Chiny, od kilku lat na bazie polityki reindustrializacji oraz swoich technologicznych czempionach - Amerykanie, a Europa? Złośliwi mogą powiedzieć, że Unia została z największym podręcznikiem regulacji ds. AI na świecie, zanim ta najbardziej przełomowa obecnie na świecie technologia, zdążyła tutaj w ogóle wykiełkować.
Zagubiona Unia
W rzeczy samej żadna z wielkich potęg gospodarczych współczesnego świata nie jest dziś tak zagubiona jak Unia Europejska. Oczywiście mówiąc u Unii mówimy o 27 różnych krajach. Spójrzmy na wzrost realnego PKB (a zatem uwzględniającego inflację) od czasu kryzysu finansowego 2008 i potem porównajmy go z USA. Na tej mapie widzimy skumulowany wzrost z ostatnich 16 lat, zredukowany o inflację, oryginalnie opublikowany na platformie X przez ekonomistę Oxford Economics Daniela Krala. Mamy Polskę, która jak zauważa autor zestawienia, “gra w innej lidze” z realnym wzrostem 60% PKB. Bardzo solidnie wygląda zasadniczo region Europy Środkowo-Wschodniej: Rumunia, Litwa, Słowacja, Węgry, czy Bułgaria. Jednak dla wielu szokiem może być fakt, że równo z tymi krajami (nie licząc Polski) rosły w tym czasie wielkie Stany Zjednoczone. Zamożna gospodarka amerykańska urosła w ciągu ostatnich 16 lat o niesamowite 36%. Teoretycznie z mapy wynika, że zdecydowana większość państw Europy odnotowała większy lub mniejszy wzrost, ale dopiero bezpośrednie porównanie z “wujkiem Samem” pokazuje skalę przepaści. Widzimy to na mapie bezpośredniego porównania do USA. Jedynie trzem krajom Unii udało się nadążyć za Ameryką i to wyłącznie tym poniżej europejskiej średniej. Reszta jest daleko w tyle.
Włochy, nie mówiąc o Grecji, są do dzisiaj są na poziomie niższym niż w 2008 roku. Hiszpania, Portugalia, czy Finlandia praktycznie stały w miejscu. W końcu mamy też spuściznę Karola Wielkiego, rdzeń dzisiejszej Unii - Niemcy i Francję, których gospodarki urosły w 16 lat jedynie o 15%, jednak w relacji do USA “silnik napędowy Europy” ustępuje Ameryce o całe 20%. Przepaść.
Zmiany te jeszcze bardziej dotkliwie widać na wykresie przyrostu nominalnego. Według Banku Światowego jeszcze w 2008 roku Unia mogła poszczycić się większym PKB od Stanów Zjednoczonych (16,3 bln vs 14.8), choć po drodze trochę oszukiwała przyjmując nowych członków ze wschodu kontynentu. Niemniej od tego czasu Unia urosła "zaledwie" o 2 bln w wartościach nominalnych. Ameryka? Niemal podwoiła wartość swojej gospodarki, która teraz wyceniana jest na 27.4 miliarda dolarów. Co więcej, według analityków banku Unia jest już oficjalnie, nominalnie mniejszą gospodarką także od Chin.
I na tym bynajmniej nie koniec. Wedle prognoz Centrum Badań Ekonomicznych Deloitte Global Stany Zjednoczone odnotują w tym roku wzrost PKB o 2,7 proc., podczas gdy wzrost Unii szacowany jest na ok. 1% - ucieczka wujka Sama trwać będzie zatem dalej.
Dzieje się tak m.in. dlatego, że Amerykanie włączają właśnie dodatkowe, ekonomiczne turbodoładowanie w postaci protekcjonistycznej polityki celnej oraz nowej polityki przemysłowej (więcej na ten temat mówiliśmy w materiale „Potęga przemysłowa USA wraca”. Posłuchajmy:
“Dosłownie, z miesiąca na miesiąc, inwestycje w środki produkcji wzrosły z 60-70 mld dolarów kwartalnie do ok. 140 mld dolarów. Nastąpił więc ponad dwukrotny wzrost wskaźnika, zwiastujący że dla amerykańskiego przemyśłu nadchodzą zmiany. Pojawiła się szansa, że proces reindustrializacji USA będzie zaskakiwał tempem zmian oraz swym rozmachem. Wystarczy, że kapitał amerykański i zagraniczny znów pokocha USA. “
Ale Ameryka to tylko jeden punkt odniesienia. Jeszcze w 2000 roku gospodarka Unii było prawie 7-krotnie większa od chińskiej! Wystarczyły 23 lata, by stała się od niej…mniejsza. Ta tektoniczna zmiana zaszła w zaledwie jedno pokolenie.
Owszem Chiny mają swoje własne problemy - od sektora nieruchomości, przez sektor inwestycji, na demografii kończąc. Jednak nawet pesymistyczne prognozy wzrostu mówią o co najmniej 2-3 razy lepszym wskaźniku wzrostu dla Chin, niż ten prognozowany dla Starego Kontynentu.
Chiny znacznie lepiej swój wzrost związały z technologiami powiązanymi z transformacją energetyczną oraz opartych na niech produktach. Europejskie firmy zajmujące się wytwarzaniem: paneli fotowoltaicznych, turbin wiatrowych, samochodów elektrycznych są sukcesywnie osłabiane, a następnie eliminowane z rynku przez chińskie koncerny. Na polu produkcji baterii Europejczycy praktycznie wegetują w głębokiej niszy. Podobnie rzecz się ma z innymi wyrobami i technologiami związanymi z „zieloną transformacją” (w tym wypadku z kolei, więcej na ten temat w materiale „Jak Chiny biją Europę w jej własnej (zielonej) grze?”).
Zatem Unia ogląda dzisiaj plecy swoich dwóch największych konkurentów i nie wiadomo przypadkiem, czy już tak nie zostanie na zawsze. Jeśli nie przełamie tego negatywnego trendu, to będzie się nadal staczać po równi pochyłej, a wtedy sam koncept “Unii Europejskiej” może odejść w zapomnienie. Bowiem jeśli format, który miał okazać się przyczynkiem i nowym bodźcem do wzrostu dla wszystkich krajów Europy, okaże się kotwicą hamującą ich rozwój, to wtedy głosy o uśmierceniu Unii Europejskiej będą coraz głośniejsze. Głosy, które przypomnijmy, co jakiś czas słychać już teraz, choć póki co wśród bardziej radykalnych ugrupowań.
Czy wówczas, bogata przecież cały czas Europa, doświadczy tego, co zwykle dzieje się w momentach, gdy dawna potęga już nie potrafi ukryć swego bezwładu i bezbronności? Potęga, która przez wieki gromadziła na swym terytorium olbrzymie bogactwa. Wówczas znajdują się bowiem aktorzy i państwa, które wyczuwając słabość wejdą i wezmą to na co będą mieli ochotę, bo po prostu nikt im w tym już nie będzie mógł przeszkodzić. Tak jak w XIX w. bogactwo sparaliżowanych kryzysem politycznym Chin zagarnęły dla siebie europejskie mocarstwa. Póki istnieje wielka pokusa oraz możliwości, wówczas cała reszta staje się już zwykle tylko kwestią czasu.
Nadeszła więc najwyższa pora, aby w całej Wspólnocie wybrzmiał alarmowy dzwonek. I faktycznie taki usłyszeliśmy na początku września 2024 roku. Przyszedł on niezwykle późno, pytanie czy nie “za późno” oraz czy będzie wystarczająco głośny by zmotywować do fundamentalnych zmian.
Raport Draghiego
„Wzrost gospodarczy w Europie zwalnia od dłuższego czasu, ale ignorowaliśmy to, aż do teraz. Powiedziałbym, że dwa lata temu nie odbylibyśmy takiej rozmowy, jak ta, którą prowadzimy tu dziś” – oznajmił słuchaczom 9 września 2024 r. Mario Draghi, podczas specjalnej konferencji prasowej zwołanej w Brukseli.
Wcześniej przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen wygłosiła dłuższą mowę. Anonsując raport przygotowany pod egidą byłego szefa Europejskiego Banku Centralnego a następnie premiera Włoch. Cieszącego się sławą człowieka, który dekadę temu swymi zdecydowanymi działaniami wyprowadził z kryzysu strefę euro, ratując ją przez upadkiem. Wedle relacji von der Leyen rok temu pani przewodnicząca KE zadzwoniła do Draghiego, prosząc go, by wziął na siebie przygotowanie raportu, diagnozującego czemu europejska gospodarka ma się coraz gorzej i przegrywa w konkurencji z gospodarkami Stanów Zjednoczonych oraz Chin. Po kilku dniach wahań były szef EBC podjął się zadania, korzystając ze wsparcia komisarzy KE, pracowników Komisji, naukowców i analityków pracujących dla korporacji i think-tanków. Łącznie było to prawie 230 źródeł informacji i analiz pochodzących od: instytucji (m.in. OECD i Międzynarodowego Funduszu Walutowego), firm (m.in. BASF, Amazon, Google,) organizacji oraz indywidualnych ekspertów, wśród których znaleźli się m.in. uznawani za wybitnych ekonomistów: Daron Acemoglu i Olivier Blanchard.
Symptomatyczne, że w pracach nad raportem Draghiego nie uczestniczyła żadna osoba lub instytucja z krajów Europy Środkowej, choć one również są członkami Unii, a na dokładkę rosły one w ostatnich 16 latach znacznie lepiej od członków “Starej Unii”.
Wzbudziło to wiele gorzkich komentarzy, ze strony polskich ekonomistów, m.in. prof. Marcina Piątkowskiego, autora książki: „Europe's Growth Champion. Insights from the Economic Rise of Poland”.
Tak zupełnie nieintencjonalnie Mario Draghi zademonstrował jeden z problemów Wspólnoty, którym jest nierówne traktowanie je starych oraz nowych członków. Jednakże sam raport zdaje się być trafną diagnozą symptomów choroby, trawiących Wspólnotę na polu gospodarczym. Mario Draghi określił je mianem: „egzystencjalnego wyzwania dla Unii”.
Osoby obecne na konferencji prasowej usłyszały od byłego szefa EBC słowa: „Teraz nie możemy już dłużej ignorować problemów. Warunki się zmieniły. Handel światowy zmalał (…) Chiny stały się mniej otwarte na nas i właściwie to one konkurują z nami na globalnych rynkach pod każdym względem. Straciliśmy naszego, głównego dostawcę taniej energii Rosję” – mówił. Do tej listy wyzwań Włoch dodał jeszcze konieczność rozpoczęcia przygotowań obronnych, by stawić czoła każdemu zagrożeniu militarnemu oraz pogłębiający się kryzys demograficzny.
Jednak rzeczą najistotniejszą z jego wystąpienia było to, że wreszcie na unijnych szczytach, wśród najwyżej postawionych w Brukseli osób otwarcie powiedziano – to co zwykli obywatele zaczęli odczuwać już dawno temu – że Wspólnota powoli, acz konsekwentnie tonie. Zaś zamiast diagnozować problemy i je rozwiązywać, politycy oraz urzędnicy w Brukseli, a także elity rządzące w największych krajach Unii, uparcie starały się je przemilczeć. Dlatego jest to tak ważne, gdy wszyscy mogli usłyszeć z ust byłego szefa EBC, iż bez odbudowania swej gospodarczej konkurencyjności kraje Unii: „nie będą mogły być liderem w nowych technologiach, wzorem troski o klimat i niezależnym graczem na światowej scenie”.
W raporcie Draghiego diagnozy, jakie ogłosił podczas konferencji zostały pogłębione i szczegółowo udokumentowane. Dzięki czemu wyłania się z nich obraz największych słabości Unii. Brakuje jej zatem wielkich korporacji, zdolnych konkurować z chińskimi i amerykańskimi gigantami, zwłaszcza w kluczowych dla rozwoju branżach. W raporcie podkreślono, iż: „Tylko 4 na 50 najważniejszych światowych firm technologicznych to firmy europejskie”. Choć przygotowując dla Was grafikę, którą widzicie na ekranie okazało się, że obecnie wg. market cap, w pierwszej 50 nie ma nawet 4 firm unijnych, lecz jedynie 3. Całe zestawienie zdominowane jest przez firmy amerykańskie, których na obrazku umieściliśmy jedynie 10, z 36 z pierwszej 50 zestawienia.
Obrazek ten jasno pokazuje, że Europa w dużej mierze przegapiła rewolucję cyfrową prowadzoną przez Internet i przez to ominął ją wzrost produktywności, który tej zmianie towarzyszył.
Na zapóźnienie technologiczne Unii i brak korporacji zdolnych zasypywać innowacyjną przepaść już dzielącą Wspólnotę od USA i Chin, zaczął nakładać się kryzys demograficzny. Raport mówi na ten temat, iż: „Przewiduje się, że do 2040 r. siła robocza zmniejszy się o blisko 2 miliony pracowników rocznie. Będziemy musieli bardziej polegać na produktywności, aby napędzać wzrost” .
Tymczasem produktywność, czyli wskaźnik wydajności pracy mocno już odbiega w UE „in minus” od tego, jaki jest odnotowywany w USA.
„Gdyby UE utrzymała średnie tempo wzrostu produktywności od 2015 r., wystarczyłoby to tylko na utrzymanie stałego PKB do 2050 r.” – alarmuje raport Draghiego. Ostrzegając, iż w razie braku polepszenia tego wskaźnika PKB Wspólnoty zacznie się kurczyć.
Tymczasem wydajność pracy jest ściśle powiązana z innowacyjnością i kreowaniem nowych technologii. W Europie okazuje się to bardzo trudne, ponieważ największe korporacje – jak podkreśla raport – „specjalizują się w dojrzałych technologiach, w których potencjał przełomów jest ograniczony”. Wydają zatem na badania rozwojowe o 270 miliardów euro mniej, niż konkurenci z USA. Generalnie w Europie dominują gospodarczo wciąż koncerny motoryzacyjne stworzone w XX w., zaś za Atlantykiem korporacje powstałe na początku XXI wieku, w dobie rewolucji internetowej. Co gorsza w Unii brak kapitału zainteresowanego wspieraniem zmian.
„W rezultacie wielu europejskich przedsiębiorców woli szukać finansowania u amerykańskich inwestorów venture capital i rozwijać się na rynku amerykańskim” – informuje raport Draghiego. Dlatego ponad 30 proc. założonych w UE startupów, zwanych „jednorożcami” (bo ich wartość przekroczyła 1 miliard dolarów) wyprowadziło się z Europy, głównie do USA.
Bardzo źle wróży to na przyszłość w momencie, kiedy rozpoczęła się nowa rewolucja technologiczna, której motorem jest przyśpieszający rozwój zaawansowanych modeli sztucznej inteligencji. Wedle tez z raportu Europa musi podjąć to wyzwanie, ponieważ: „nie może sobie pozwolić na pozostanie w «średnich technologiach i branżach» z poprzedniego stulecia”. I znów okazuje się to bardzo trudne z racji pogarszania się jakości kształcenia kadr technicznych, zdolnych twórczo uczestniczyć w rewolucji AI. Ponadto Unia zamiast kreować dogodne warunki do rozwoju AI, w pierwszej kolejności zajmuje się regulowaniem dopiero kiełkującego rynku, zduszając jego wzrost. Amerykanie i Chińczycy robią dokładnie na odwrót, otwierając szeroko bramy i stymulując ich rozwój.
Jakby nie dość było kłopotów plany dekarbonizacji gospodarek krajów UE nie idą w parze ze wzrostem ich konkurencyjności oraz rozwojem. Akurat ten problem jest w raporcie zaznaczony bardzo delikatnie, a w dalszej części dokumentu sama dekarbonizacja została opisana jako jedna z największych szans na przyszłość.
Ale odnosząc się do chwili obecnej dokument podkreśla, iż wprawdzie ceny energii spadły znacznie w stosunku do szczytowych poziomów, mimo to firmy w UE muszą płacić za prąd 2-3 razy więcej niż w USA. Ceny gazu ziemnego są w Europie aż 4-5 razy wyższe.
Za: The future of European competitiveness _ A competitiveness strategy for Europe.pdf
Ten stan rzeczy oprócz ciążenia na konkurencyjności europejskiego przemysłu, jednocześnie generuje wysokie podatki, czynsze i opłaty. Doskwierając coraz bardziej obywatelom.
„W średnim okresie czasu dekarbonizacja pomoże przesunąć wytwarzanie energii w kierunku bezpiecznych, tanich, czystych źródeł energii. Jednak paliwa kopalne będą nadal odgrywać kluczową rolę w ustalaniu cen energii, przynajmniej do końca tej dekady. Bez planu przeniesienia korzyści z dekarbonizacji na użytkowników końcowych, ceny energii będą nadal ciążyć na wzroście” – diagnozuje raport Draghiego. Co ciekawe zawarto w nim twierdzenie, iż Unia pozostaje światowym liderem na niwie „czystych technologii”, takich jak m.in. turbiny wiatrowe, elektrolizery i paliwa niskoemisyjne. Acz przyznano, iż konkurencja ze strony Chin okazuje się coraz ostrzejsza. Zaś firmy z Państwa Środka mogą liczyć na politykę przemysłową chińskiego rządu oraz wparcie za sprawą stałych subsydiów.
Wedle raportu: „Coraz większe uzależnienie od Chin może oferować najtańszą i najskuteczniejszą drogę do osiągnięcia naszych celów dekarbonizacji. Jednak sponsorowana przez państwo konkurencja Chin stanowi również zagrożenie dla naszego produktywnego przemysłu czystych technologii oraz motoryzacji”. Ten stan rzeczy stawia Wspólnotę przed dylematem, co postawić na pierwszym miejscu – walkę z ocieplaniem się klimatu, czy ekonomiczny rozwój krajów Unii. W raporcie ten problem ominięto za pomocą ogólnikowych haseł. Brzmią one następująco: „Dekarbonizacja musi nastąpić dla dobra naszej planety. Ale aby stała się ona również źródłem wzrostu dla Europy, będziemy potrzebować wspólnego planu obejmującego branże produkujące energię i te, które umożliwiają dekarbonizację, takie jak czyste technologie i motoryzacja”. Brzmi równie pięknie, jak niekonkretnie.
W tym miejscu raport Draghiego płynnie przechodzi od diagnozowania głównych niedomagań ekonomicznych Unii, do czyhających na nią zagrożeń, które mogą się spotęgować w przyszłości. Przez co niekorzystnie zaważą na gospodarce Wspólnoty. Listę niebezpieczeństw otwiera rosnące ryzyko geopolitycznych wstrząsów. Wojny i konflikty osłabiają chęć do długoterminowych inwestycji, tłumią międzynarodowy handel, a wreszcie też mogą zrywać łańcuchy dostaw. Na odczuwanie konsekwencji takich zdarzeń Europa jest szczególnie narażona. Tym bardziej z racji swego surowcowego ubóstwa. Musi bowiem importować zarówno paliwa kopalne, jak i metale ziem rzadkich, niezbędne przy produkcji wyrobów zaawansowanych technologicznie. Podobnie rzecz się ma z litem, koniecznym przy wytwarzaniu baterii litowo-jonowych .
„Jesteśmy również w ogromnym stopniu uzależnieni od importu technologii cyfrowej. W przypadku produkcji chipów 75-90 proc. globalnych mocy produkcyjnych płytek znajduje się w Azji.” – podkreślono w raporcie. Oznacza to, że obecnie w razie odcięcia szlaków komunikacyjnych i zerwania łańcuchów dostaw gospodarkę europejską czekałaby katastrofa. Unia zatem musi zainwestować w ich nienaruszalność, a także dostęp do strategicznych surowców i rozbudowę własnego potencjału militarnego. To oznacza olbrzymie wydatki, w momencie gdy fundusze są ograniczone i potrzebne w innych obszarach. Co stawia Wspólnotę znów przed dylematem, czy większym priorytetem jest rozwój, czy jednak bezpieczeństwo. A także jak sprawić, by jedno i drugie zostało zapewnione.
Na polu wzmacniania sił zbrojnych postulowane jest ujednolicanie wysiłków i zacieśnianie współpracy. Wiele mówiąca jest statystyka, że Unia jako zbiorowość wydaje na obronność łącznie ok 240 miliardów euro rocznie. Obejmuje to fundusze na zakupy broni, wypłaty wynagrodzeń, koszty bytowe, a także badania i rozwój. Jedynie Stany Zjednoczone ponoszą większe wydatki na tym polu. A mimo to Europa zdaje się być zupełnie bezbronna.
Za: https://www.statista.com/statistics/1395834/eu-military-expenditure-by-country/
W podobnie osłabiający sposób oddziałuje na pozycję Starego Kontynentu w świecie rozproszenie rynku kapitałowego, nadmiar regulacji biurokratycznych, a także brak koordynacji działań na niwie ekonomicznej wobec państw stanowiących konkurencję dla UE.
Gdy zsumuje się te wszystkie słabości i zestawi z tym, jak wygląda gospodarcza sytuacja Stanów Zjednoczonych i Chin, wówczas obraz całości przybiera dla Starego Kontynentu coraz ciemniejsze barwy. Jednak nie można zapominać o olbrzymim potencjale, którym wciąż dysponują kraje tworzące Unię Europejską. Począwszy od: ekonomicznego i technologicznego, na demograficznym kończąc.
Generalnie Europa dzierży w swym ręku dość narzędzi, żeby pokonać zagrożenia i znów zadziwiać świat swym bogactwem oraz rozwojem. Największym bowiem jej problemem jest podejmowanie chybionych decyzji politycznych, nie nadążanie za zmianami oraz niezdolność do wcielania w życie strategii z gruntu słusznych, lecz jak się okazywało po czasie – pozostających jedynie na papierze.
Żeby to dostrzec, należy odbyć małą podróż w przeszłość, by prześledzić dwa bardzo symptomatyczne procesy wielkich zmian. Jeden będzie dotyczył światowego mocarstwa, składającego się de facto z wielu organizmów państwowych, które na własne życzenie przekreśliło swe szanse na utrzymanie, zdobytej wcześniej globalnej dominacji ekonomicznej oraz politycznej. Drugi z opisanych procesów wielkiej przemiany odniesie się do ostatniego ćwierćwiecza Unii Europejskiej.
Zacznijmy od przegranego na własne życzenie mocarstwa, czyli Wielkiej Brytanii.
Imperium u szczytu potęgi
O Brytyjczykach mówiliśmy już poprzednim razem, jednak jest to na tyle jaskrawy oraz zbliżony przykład upadku, że warto go rozwinąć.
Za punkt, w którym Wielka Brytania znajdowała się u szczytu potęgi uznać można rok 1850. Choć paradoksalnie od tamtego momentu zdołała ponad dwukrotnie powiększyć obszar swego imperium, podporządkowując sobie wciąż nowe terytoria.
Tak aby w punkcie szczytowym swej ekspansji terytorialnej obejmować w 1920 r. obszar ponad 13,7 mil kwadratowych (ok 21 mln kilometrów kw), który zamieszkiwało pół miliarda ludzi. Żyli oni w skomplikowanym systemie ok 120; dominiów, kolonii, terytoriów mandatowych, itd. Wszyscy będąc nominalnie poddanymi monarchy rezydującego w londyńskim Pałacu Buckingham.
W dziejach ludzkości nigdy wcześniej ani też później nie egzystowało imperium równie wielkie i wpływowe.
Zdolne przez ponad stulecie dominować nad całym globem. Kształtując na nim porządek wytyczany przez premierów, rezydujących w Londynie w niespecjalnie okazałym budynku przy Downing Street10.
Niezwykłość Imperium Brytyjskiego najlepiej oddaje to, iż w 1850 r. samą Wielką Brytanię zamieszkiwało jedynie 1,8 proc. światowej populacji, a jej powierzchnia stanowiła zaledwie ok. 0,16 proc światowej powierzchni lądów. Ta ‘garstka’ władała ponad jedną czwartą lądów na globie i podporządkowała sobie ok jedną trzecią mieszkańców ówczesnego świata.
Jednak od połowy XIX w. imperium coraz szybciej staczało się po równi pochyłej, aczkolwiek wciąż powiększało swój obszar. Znalazło się też w gronie zwycięzców dwóch światowych wojen. Po czym po prostu się rozpadło, bo Wielkiej Brytanii zbrakło sił aby nadal utrzymywać je w całości.
Szukając odpowiedzi na pytanie jak to się stało, należy skupić się na dwóch terminach: rewolucje technologiczne oraz konkurencyjność. Swój oszałamiający sukces Zjednoczone Królestwo zawdzięczało technologiom, które narodziły się podczas pierwszej rewolucji przemysłowej oraz skonstruowanym dzięki nim urządzeniom, na czele z maszyną parową. Niespecjalnie duża wyspa, położona na skraju Europy stała się pierwszym w świecie mocarstwem przemysłowym i potrafiła użyć tegoż potencjału do rozwijania swej potęgi gospodarczej oraz militarnej. W efekcie w 1850 r. Wielka Brytania mogła się szczycić tym, iż to jej kopalnie gwarantują 75 proc. światowego wydobycia węgla, a połowa wyprodukowanych na świecie tekstyliów i stali pochodzi z brytyjskich fabryk. Podobnie rzecz się miała z całą produkcją przemysłową. Imperium Brytyjskie dzierżyło w swym ręku połowę światowego przemysłu i był on na wskroś nowoczesny. Jaką potęgę stanowiło wówczas Zjednoczone Królestwo znakomicie zademonstrowała w 1851 r. Wielka Wystawa Przemysłu Wszystkich Narodów. Odbyła się ona w długim na pół kilometra i wysokim na 43 metry The Crystal Palace (Pałacu Kryształowym) wzniesionym w błyskawicznym tempie na terenie Hyde Park. Był on na wskroś nowoczesną konstrukcją, opartą na żeliwnych sztabach, poprzetykanych szklanymi taflami. Sam tylko Crystal Palace swym ogromem i nowoczesnością informował 6 mln turystów, którzy przyjechali na wystawę z całej Europy o wspaniałości imperium.
Za:https://en.wikipedia.org/wiki/The_Crystal_Palace#/media/File:Crystal_Palace_General_view_from_Water_Temple.jpg
W jego wnętrzu - wedle doniesień europejskiej prasy - odbyła się „bitwa narodów” na polu nowoczesności. Przy czym na prawie 13 tys. stoisk aż 6146 zajęły brytyjskie zakłady przemysłowe z całego imperium. Drudzy w tym rankingu przemysłowcy z Prus oraz innych krajów Rzeszy mogli się pochwalić dużo skromniejszą liczbą 1563 stoisk. Te proporcje doskonale oddawały to, kto dominował w światowej gospodarce.
Ale na ponad 6 tysiący brytyjskich stoisk zwiedzający nie znaleźli niczego, co by ich zaskoczyło lub zachwyciło. Przemysł imperium oferował rzeczy, jakie już znali. Natomiast furorę zrobiły dwie, zagraniczne ekspozycje. Pierwsze ze stoisk przygotował właściciel zakładów metalurgicznych w Essen Alfred Krupp. Turyści natykali się na nim na ważącą dwie tony sztabę z litej stali o niezwykłej twardości oraz działo z niej wykonane.
Gdy brytyjskie firmy nadal odlewały armaty z brązu, innowacyjna konstrukcja Kruppa zadziwiała swą wytrzymałością i szybkostrzelnością.
Równie wielkie zainteresowanie wzbudził jedynie przybyły ze Stanów Zjednoczonych Samuel Colt. Jego fabryka zaprezentowała swój bębenkowy, sześciostrzałowy rewolwer. Pistolety produkowane w Wielkiej Brytanii zdolne były do oddania jednego strzału i wymagały ponownego ładowania.
Za: https://exhibitcitynews.com/a-tour-of-the-great-exhibition-of-1851/
Colt najpierw podarował jeden ze swych rewolwerów księciu Albertowi, mężowi królowej Wiktorii, a następie przystąpił do budowy w Londynie pierwszej, amerykańskiej fabryki. Wkrótce pozyskała ona kontrakt na dostarczenie 23 tys. rewolwerów dla oficerów brytyjskich wojsk lądowych oraz marynarki wojennej. Tym sposobem bardziej innowacyjny Colt zaczął wygryzać konkurentów z ich rodzimego rynku. Podobną furorę niedługo później zaczęły robić działa Kruppa.
Również stal produkowana w Niemczech okazywała się lepsza od brytyjskiej. Tymczasem był to produkt strategiczny a zarazem kluczowy materiał konstrukcyjny dla swej epoki. Ze stali wykonywano: szyny, wiadukty, przęsła mostów, szkielety budynków. To z niej powstawały najważniejsze elementy: maszyn, okrętów, broni, itd. Zaś najlepszą stal oferował odbiorcom w Europie koncern Kruppa, dzięki swym nowatorskim technologiom.
W ciągu kolejnych lat, jakie upływały od wystawy w The Crystal Palace, innowacyjność brytyjskiego przemysłu sukcesywnie malała. W parze z tym następowała utrata posiadanej do tej pory przewagi.
W roku 1871 Wielka Brytania nadal pozostawała największą potęgą globu, lecz jej produkcja przemysłowa stanowiła już tylko 31,8 proc. światowej. W tym wyścigu coraz bliżej lidera znajdowały się Stany Zjednoczone z produkcją w wysokości 23,2 proc. w skali globu. Niemcy po zjednoczeniu znajdowały się na trzeciej pozycji z wynikiem 13,2 proc. globalnej produkcji, czwarta Francja – 10,3 proc.
Chcąc utrzymać swą dominację Wielka Brytania potrzebowała nowych impulsów rozwojowych. Te wygenerowane przez pierwszą rewolucję przemysłową już wygasały. Zaważywszy na gigantyczne zasoby finansowe i ludzkie oraz dostęp do światowych rynków, pozostający w rękach Londynu, przekucie kolejnej rewolucji technologicznej na sukces ekonomiczny nie powinno teoretycznie stanowić problemu. Co więcej kilka przełomowych wynalazków Brytyjczycy posiadali do swej wyłącznej dyspozycji.
Klasyczny strzał w stopę
Już w 1827 r. konstruktor Walter Hancock opatentował lekki kocioł parowy, zbudowany z kilku oddzielnych komór. Dwa lat później zaprezentował napędzany nim pojazd, poruszający się po bitych drogach. Zdolny przewieść nawet 10 osób wraz z bagażem. W ciągu następnej dekady w Anglii zaczęły powstawać firmy przewozowe, używające parowych omnibusów do transportu pasażerów i towarów tam, gdzie nie doprowadzono linii kolejowych. Nigdzie indziej na świecie nie istniał transport drogowy, oparty na pojazdach mechanicznych. Nie powstawały też dochodowe firmy je produkujące.
Za: https://en.wikipedia.org/wiki/Walter_Hancock#/media/File:Entreprise.JPG
Powoli rodziła się zupełnie nowa gałąź przemysłu, oparta na nowatorskich technologiach. Wielka Brytania już w połowie XIX w. znajdowała się na progu zostania ojczyzną motoryzacji. W tym miejscu przypomnijmy o tej części raportu Draghiego, odnoszącej się do znaczenia przemysłu motoryzacyjnego dla Europy. To on w XX wieku był kluczowym kołem zamachowym rozwoju najnowocześniejszych krajów Starego Kontynentu. Decydował o ich konkurencyjności oraz innowacyjności. W 1850 r. wystarczyło, żeby firmy produkujące omnibusy mogły się spokojnie rozwijać, doskonaląc swe pojazdy. Czekając aż pojawi jednostka napędowa lżejsza i bardziej użyteczna od silnika parowego. A wówczas brytyjskie omnibusy ruszyłby na podbój świata. Jednak tak się nie stało. Dlaczego? Bo regulacje.
Wraz z przyrostem firm produkujących omibusy, w ukazującej się na Wyspach prasie nasilały się oskarżenia, że pojazdy te zagrażają pieszym, niszczą nawierzchnię dróg, płoszą konne zaprzęgi i czynią wiele innych szkód. Kampanię medialną sponsorowały przedsiębiorstwa kolejowe oraz przewozowe, używające dyliżansów konnych. Posiadały one o wiele większe zasoby gotówki, niż jeszcze nieokrzepli na rynku producenci omnibusów.
Politycy opowiedzieli się zatem po stronie silniejszego lobby oraz związanych z nim gazet. Przełożyło się to na zaostrzanie prawa regulującego kwestię uczestnictwa w ruchu drogowym parowych omnibusów. Na początek wprowadzono opłaty za wjazd nimi do miast. Następnie w 1861 r. przyjęto ustawę o ograniczeniu prędkości na drogach. Przejeżdżając przez wieś omnibus musiał zwolnić do 10 mil na godzinę, przez miasto do 5 mil.
Ograniczenie prędkości oznaczało w praktyce zredukowanie konkurencyjności omnibusów wobec konnych dyliżansów. Po czym politycy i lobbyści wpadli kolejny na genialny pomysł.
W lipcu 1865 r. parlament przyjął, przygotowany przez rząd lorda Palmerstona Locomotives Act. Nakazywał on aby każdy omnibus obsługiwały trzy osoby. Jedna musiała iść przed pojazdem, niosąc czerwoną flagę za dnia lub latarnię po zmroku.
W ustawie - nazywanej powszechnie „Red Flag Act” - zapisano: „osoba, podczas gdy lokomotywa jest w ruchu, musi wyprzedzić lokomotywę pieszo o niemniej niż sześćdziesiąt jardów, nieść stale widoczną czerwoną flagę i ostrzegać jeźdźców i woźniców powozów o zbliżaniu się takich lokomotyw, a także dać sygnał woźnicy, gdy konieczne będzie zatrzymanie się, oraz pomagać koniom i pojazdom ciągniętym przez konie, przejeżdżającym obok”.
Za łamanie tych przepisów groziła kara w wysokości 10 funtów (dziś byłoby to ok 1 tys. funtów). Nowe prawo odbierało omnibusom ich główne atuty, czyli szybkość i mobilność. Gdy więc weszło w życie, wszystkie firmy ich używające zbankrutowały.
Za: https://images-cdn.bridgemanimages.com/api/1.0/image/600wm.LAL.0055620.7055475/262321.jpg
Kilkanaście miesięcy po tym, jak brytyjski rząd zapobiegł narodzinom w kraju przemysłu motoryzacyjnego, Nicolaus August Otto w kwietniu 1867 r. na Wystawie Światowej w Paryżu zaprezentował swój silnik spalinowy. Bardzo niedoskonały ale lżejszy od parowego. Poza tym napędzała go o wiele od węgla wygodniejsza w użyciu oraz wydajniejsza benzyna.
Dzięki silnikowi spalinowemu drogowe pojazdy mogły ważyć o wiele mniej i okazywały się bardziej mobilne od parowych. Jednak od narodzin silnika spalinowego do użycia go, jako napędu automobili, z racji braku w Niemczech odpowiednich rozwiązań technologicznych, musiało upłynąć trochę czasu. Konstruktorzy musieli pokonać te same wyzwania, z jakimi wcześniej mierzył się Hancock i inni budowniczowie parowych omnibusów. Wreszcie w październiku 1885 r. Karl Benz zaprezentował swój pierwszy pojazd. O wiele mniejszy i prymitywniejszy od angielskich, lecz napędzany silnikiem spalinowym i nie narażony na żadne restrykcje prawne. Z czasem to Niemcy stały się ojczyzną motoryzacji i właśnie ta gałąź przemysłu została fundamentem niemieckiej gospodarki aż do dziś.
Zaraz po Niemcach benefity z nowej rewolucji technologicznej zaczęli czerpać Amerykanie. Tam dodatkowy impuls rozwojowy, który odmienił cały przemysł zaordynował gospodarce Henry Ford. Wystarczyło wymyślić taśmę montażową i produkcję seryjną, po czym za rozwojem ekonomicznym USA w pierwszych dekadach XX w. nikt już nie był wstanie nadążyć.
Tymczasem Brytyjczycy przed całą drugą połowę XIX w. mogli się nacieszyć swymi lokomotywami, dyliżansami, powozami.
Równie lekką ręką przekreślono wówczas drugą z wielkich szans Zjednoczonego Królestwa. Mianowicie zaprojektowany w 1856 r. przez Henry’ego Bessemera konwerter do wytopu stali, która stanowiła jeden z najważniejszych materiałów XIX wieku.
Mówiliśmy o tym obszernie również w odcinku poświęconym amerykańskiej reindutrializacji:
“Odkrycie Thomasa nie zainteresowało żadnej, brytyjskiej huty. Tymczasem okazało się, że od Bessemera patent na jego wynalazek odkupił projektant lokomotyw i założyciel Amerykańskiego Stowarzyszenia Inżynierów Aleksander Holley. W spółkę z nim za ocenanem wszedł emigrant ze Szkocji Andrew Carnegie. Skupił on grupę biznesmenów gotowych wyłożyć fundusze, żeby stworzyć metalurgiczny koncern.”
Gdy brytyjska gospodarka traciła swą konkurencyjność, bo na polu innowacyjności została już daleko w tyle za gospodarką amerykańską i niemiecką, rząd Zjednoczonego Królestwa zrobił wiele aby dobić rodzimy przemysł.
Oto przez ponad 50 lat Wielka Brytania wymuszała na kolejnych państwach znoszenie barier celnych aby promować wolny handel. Sama też niemal zrezygnowała z używania ceł. Dzięki temu brytyjskie wyroby przemysłowe zyskiwały nowe rynki zbytu. Ich masowość i taniość sprawiała, że tam, gdzie trafiały skutecznie tłumiły rozwój miejscowego przemysłu. Gdy zaś jakiś kraj próbował protestować, wówczas pojawiały się okręty Royal Navy i chęć do protestowania mijała.
Jednak w drugiej połowie XIX w. sytuacja się radykalnie zmieniła. Produkcja przemysłowa rosła błyskawicznie w Niemczech i Stanach Zjednoczonych. Jednocześnie oba te mocarstwa podnosiły bariery celne, dla ochrony swego rynku i rodzimych producentów. Oba też były zbyt potężne aby Londyn mógł zastosować wobec nich „politykę kanonierek”. Rząd lorda Salisbury’ego aby nie niszczyć wolnego handlu przeforsował w parlamencie w 1887 r. the Merchandise Marks Act.
Nakazywał on oznaczanie wszystkich towarów z Niemiec, sprzedawanych na terenie Imperium Brytyjskiego, etykietą „Made in Germany”. W mniemaniu lorda Salisbury’ego wyroby brytyjskie były tak doskonałe, iż konsument, wiedząc już co kupuje, zawsze wybierze właśnie je. Srodze się pomylił, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo technologicznie jest już zapóźniona gospodarka Zjednoczonego Królestwa. Konsumenci woleli kupować to co niemieckie, bo było po prostu lepsze.
Za: https://static.cambridge.org/binary/version/id/urn:cambridge.org:id:binary-alt:20180517072754-88763-mediumThumb-03267fig5_1.jpg?pub-status=live
Przywiązanie do wolnego handlu w Zjednoczonym Królestwie okazywało się tak olbrzymie, że krytyczne głosy osób, takich jak wpływowy dziennikarz Ernest Edwin Williams, pozostawały zupełnie odosobnione. W 1896 r. opublikował on serię artykułów o protekcjonizmie, zebranych następnie w książkę pt. „Made in Germany”. Ostrzegał w niej, iż: „Obecnie tracimy kontrolę nad naszymi koloniami i zależnościami, które stopniowo wpadają w ręce Niemców. Niemieckie towary trafiają do Indii, Kanady, Australii na równych warunkach z towarami angielskimi”. Williams domagał się zatem, by: „W stopniu, w jakim obcy kraj wyklucza nasze towary ze swoich rynków, w takim stopniu powinniśmy karać jego towary na naszych rynkach”. Kolejne rządy Zjednoczonego Królestwa wolały jednak trzymać się doktryny wolnego handlu, choć inne mocarstwa się od niej odwracały.
Zatem, gdy Zjednoczone Królestwo utrzymywało zerowe opłaty celne na zagraniczne wyroby przemysłowe Niemcy przed I wojną światową podniosły je do poziomu 13 proc. wartości towaru. Co i tak wydawało się bardzo liberalną polityką w porównaniu do amerykańskiej. Stawki celne Stanów Zjednoczonych dobiły bowiem do 44 proc. Amerykanie robili co tylko mogli, żeby stać się największym mocarstwem przemysłowym świata. Osiągając swój cel w fenomenalnym stylu. Dość powiedzieć, że w 1913 r. to USA generowały 35,8 proc. światowej produkcji przemysłowej, drugie w rankingu Niemcy 15,7 proc, dopiero na trzecim miejscu znalazła się Wielka Brytania z wynikiem 14 proc.
Upadek znaczenia gospodarczego sprawiał, że wielkimi krokami nadchodziła pora rozpadu imperium. Acz okazało się ono tak dobrze zorganizowane, iż dopiero dwie wojny światowe przyśpieszyły ten proces, prowadzący do ostatecznego końca wielkiego dzieła mieszkańców małej wyspy za kanałem La Manche.
Mocarstwo innowacyjności
Pora zatem, a by zgodnie ze wcześniejszą zapowiedzią przejść do prześledzenia drugiego z symptomatycznych procesów wielkiej zmiany. Aby to zrobić należy przeskoczyć o sto lat do przodu, do początków XXI. Podobnie jak w przypadku Imperium Brytyjskiego zobaczymy olbrzymi twór polityczno-gospodarczy, który nie jest jednolity państwem ani też nie tworzy jednolitego organizmu gospodarczego, choć tak bywa postrzegany. Mowa oczywiście o Unii Europejskiej, która jest już zbyt zintegrowana, żeby można ją uznawać za stowarzyszenie samodzielnych państw ale też bardzo jej daleko do tego, aby mogła funkcjonować tak, jakby była jednym państwem. Podobnymi słowami można by opisać jej gospodarkę. Unia jest zatem równie niezwykłym konglomeratem bytów politycznych i ekonomicznych, jak niegdyś Imperium Brytyjskie. Wprawdzie różnic jest więcej niż podobieństw, jednakże frapujące okazuje się prześledzenie tego, jak Wspólnota Europejska zaczęła przegrywać swoją przyszłość, gdy podejmowała próby jej wygrania.
Co ciekawe elity polityczne Unii zdawały się być dużo rozsądniejsze od brytyjskich sprzed półtora stulecia i wcale nie zamierzały popełniać starych błędów. Decyzje, jakie podejmowano na przełomie XX oraz XXI wieku jasno pokazywały, iż zdawano sobie sprawę z wagi innowacyjności i konkurencyjności. Uznając je za kluczowe dla przyszłości całej Europy. Najlepszym dowodem rzeczowym jest przyjęta przez Radę Europejską w marcu 2000 r. tzw. strategia lizbońska.
„Podczas lizbońskiego spotkania na szczycie szefowie rządów cel swój określili następująco: Unia Europejska powinna stać się najbardziej konkurencyjną i dynamiczną, opartą na wiedzy gospodarką świata, zdolną do trwałego wzrostu gospodarczego i oferującą więcej lepszych miejsc pracy oraz zapewniającą większą spójność społeczną” – informował wówczas w swym komunikacie Parlament Europejski.
Przez następnych pięć lat, pomimo wydatków i wciąż nowych dyrektyw Komisji Europejskiej, zamiast przegonić USA i Chiny na polu innowacyjności Unia Europejska zostawała coraz bardziej w tyle. Proces ten można prześledzić dzięki zbiorczym raportom Światowej Organizacja Własności Intelektualnej (WIPO).
Podczas realizacji strategii lizbońskiej liczba zgłoszeń nowych wniosków patentowych w Europejskim Urzędzie Patentowym (EPO) swój punkt szczytowy osiągnęła w 2006 r. Zarejestrowano wówczas nieco ponad 57 tys, nowych wniosków, po czym ich liczba spadała przez cztery kolejne lata do 54 tys., w roku 2010. W tymże roku 2010 r. w USA zarejestrowano ponad 490 tys. zgłoszeń patentowych, w Chinach 391 tys., a w Japonii 344 tys..
Jeśli opierać się na statystykach WIPO, to na polu kreowania nowych technologii gospodarka Unii Europejskiej już wówczas była jakieś sześcio, czy nawet dziesięciokrotnie mniej innowacyjna od swych największych konkurentów. Nota bene ten stan rzeczy nie zmienił się do dziś. W roku 2021 w Chinach przyjęto ponad 1,5 miliona wniosków patentowych, w USA – 591 tys. w Japonii – 289 tys., Korei Południowej – 237 tys., a w Europejskim Urzędzie Patentowym złożono ich ledwie nieco ponad 188 tys.
Fakt, że wszystkie kraje Unii razem wzięte zostały wyprzedzone nawet przez niewielką Koreę Południową jest najlepszym świadectwem ogólnego regresu.
Przy czym w Brukseli to, że strategia lizbońska nie działa dostrzeżono już w 2005 r. Wówczas były premier Holandii, Wim Kok, został mianowany przewodniczącym grupy ekspertów, której zadaniem było dokonanie jej przeglądu. Jego raport nieco przypominał raport Draghiego, ponieważ bez ogródek stwierdzał – jest źle i trzeba coś z tym zrobić. Zatem Komisja Europejska zaproponowała “nowy początek Strategii Lizbońskiej”, skupiając wysiłki Unii Europejskiej na dwóch głównych zadaniach – zapewnieniu silniejszego, trwałego wzrostu gospodarczego oraz większej liczby, lepiej płatnych miejsc pracy.
W specjalnym podsumowaniu wyliczono, iż głównymi zadaniami nowej strategii będą m.in. wspieranie wiedzy i innowacji, poprawa ram regulacyjnych, przy znoszczenie przeszkód w przepływach.
Część rzeczy, w kolejnych latach się udała, a inne nie. Natomiast na polu kolejnej rewolucji technologicznej sukcesy odnotowywały i czerpały z niej profity: Stany Zjednoczone, Chiny, Korea Południowa, inne dalekowschodnie „tygrysy” a nawet Indie. Kiedy do powszechnego użycia wchodziły: komputery osobiste i laptopy (z ich nowatorskim oprogramowaniem) Internet, smartfony, portale społecznościowe, itd., to gigantyczne zyski, które generowały te zmiany płynęły do korporacji amerykańskich takich jak: Microsoft, Apple, Google, czy Amazon. Wkrótce doszlusowały do nich chińskie, m.in.: Alibaba i Huawei, a także południowokoreański Samsung i LG. W tym miejscu przypomnijmy cytat z raportu Draghiego: „Europa w dużej mierze przegapiła rewolucję cyfrową”. Konsekwencje tego kumulowały się latami i obecnie stają się coraz mocniej odczuwalne na polu konkurencyjności wobec: Chin i Stanów Zjednoczonych. Wysiłki na polu innowacji zastąpiły natomiast wysiłki biurokratyczne i regulacyjne. Tak jak skutki „Red Flag Act” Wielka Brytania zaczęła odczuwać nie kilka lat po jego wprowadzeniu, lecz trzy dekady później na początku XX w, tak i dzisiaj Unia tłamsi rozwój AI, co będzie odczuwalne przez dekady.
Ale przecież strategia Lizbońska była trafna i dobrze dostosowana do nadchodzących zmian. Cały szkopuł w tym, iż ani Unia jako całość, ani kraje ją tworzące, nie okazały się zdolne do wcielenia bardzo potrzebnych zmian w życie. Diagnoza była trafna - pacjent jest chory, choroba trafnie nazwana, lecz terapia okazała się nieskuteczna. Próbowano zdiagnozować przyczyny tej klęski.
Jak opisuje w opracowaniu pt. „Strategia lizbońska – przyczyny niepowodzenia” dr Jacek Piotrowski: „do głównych przyczyn niesatysfakcjonujących wyników zaliczono brak koncentracji celów, nieprzejrzystość działań i nieskuteczność wdrażania, a także niewłączenie świata biznesu w opracowanie i realizację strategii”.
Gdy dochodzono do tych wniosków, zdających się być trafnymi, Rada Europejska na kolejną dekadę zaakcentowała mglistą i dzięki temu niekontrowersyjną strategię „Europa 2020”. Kiedy obwiązywała, w Brukseli poszukiwano pomysłów na nowe „koła zamachowe” dla gospodarki Unii Europejskiej. Wówczas narodziła się koncepcja połączenia: odbudowywania konkurencyjności oraz innowacyjności z polityką klimatyczną i szczytną ideą „ratowania planety”.
Mocarstwo klimatyczne
Gdy jeszcze obowiązywała strategia lizbońska podczas szczytu Rady Europejskiej 12 grudnia 2008 r. przywódcy państw Unii zgodzili się na przyjęcie pakietu klimatyczno-energetycznego. Nakazywał on ich krajom osiągnięcie do 2020 r. „celu 3x20”, czyli redukcji o 20 proc. emisji CO2, zwiększenia o tyle samo efektywności energetycznej, zaś prąd uzyskiwany z OZE miał pokrywać min. 20 proc. rynkowego zapotrzebowania. Na Komisji Europejskiej spoczęło zadanie opracowania dyrektyw określających, jakie zmiany muszą być wprowadzone, żeby strategiczny cel został osiągnięty.
W tym samym czasie po egidą kanclerz Angeli Merkel zachodziły w Unii Europejskiej fundamentalne zmiany. Dokończony został proces ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego, spajającego UE w organizm polityczny, w którym najważniejsze funkcje w procesie decyzyjno-wykonawczym zaczęły pełnić: Komisja Europejska, Rada Unii Europejskiej oraz cykliczne posiedzenia Rady Europejskiej. Zaś Parlament Europejski przestał być instytucją jedynie fasadową. Lista obszarów, w których państwa członkowskie mogły skorzystać z prawa weta, zawęziła się do kwestii związanych przede wszystkim z polityką zagraniczną oraz bezpieczeństwa. Jednomyślność zastąpiono podczas głosowania Rady Europejskiej oraz Rady UE kwalifikowaną większością. To ona obecnie decyduje o zdecydowanej większości obszarów polityki UE, w tym o decyzjach związanych z ochroną klimatu, regulacjami cyfrowymi, czy też jednolitym rynkiem oraz w odniesieniu do kwestii migracji.
Te zmiany w praktyce oznaczały dużo większą możność egzekwowania na państwach członkowskich wcielania w życie zarówno decyzji przyjętych na szczycie Rady Europejskiej i zaakceptowanych przez Parlament Europejski, jak i następnie realizacji idących za nimi dyrektyw Komisji Europejskiej.
Kolejnym krokiem w stronę nowej strategii rozwojowej Unii była konferencja klimatyczna ONZ w Paryżu. Stała się ona ukoronowaniem poprzednich, takich spotkań. Dzięki determinacji prezydenta USA Baracka Obamy, przy wsparciu RFN i Francji w grudniu 2015 r. aż 195 państw zawarło porozumienie o radykalnej redukcji emisji gazów cieplarnianych. Dokument został szybko ratyfikowany przez Unię Europejską.
Tak o to, wszystkie kraje miały uczestniczyć w procesie redukowania emisji dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych dla ratowania planety. To oznaczało konieczność wprowadzenia do użycia zupełnie nowych urządzeń opartych na nowatorskich technologiach, przebudowy systemów energetycznych na bezemisyjne, przeprowadzenia rewolucji w transporcie drogowym, odejścia od paliw kopalnych, itd. Wielka zmiana otwierała „okno możliwości” dla tych, którzy wytworzą i dostarczą narzędzia potrzebne dla jej realizacji. Okno warte każdego zachodu, bo generujące zyski liczone w bilionach euro.
W grudniu 2019 r. Komisja Europejska przedstawiła a Rada Europejska zaakceptowała nową strategię, nazwaną „Europejskim Zielonym Ładem”. Zakładał on przekierowanie maksymalnie możliwej kwoty z zasobów unijnych na inwestycje związane z „zieloną transformacją”.
„Europejski Zielony Ład określa, jak uczynić Europę pierwszym kontynentem neutralnym dla klimatu do 2050 r., pobudzając gospodarkę, poprawiając zdrowie i jakość życia ludzi, dbając o przyrodę i nie pozostawiając nikogo w tyle” – mówi komunikat prasowy Komisji Europejskiej z 10 grudnia 2019 r.
W długofalowym budżecie Unii na lata 2021-2027 wydzielono na ten cel jedną trzecią funduszy z kwoty 1,8 bln euro. Dołożono też tymczasowy fundusz NextGenerationEU, w którym zgromadzono 800 mld euro wspólnie zaciąganych przez kraje UE kredytów. Następnie zdecydowano, że zawarte w Krajowych Planach Odbudowy tzw. „kamienie milowe” winny w dużej części dotyczyć transformacji energetycznej oraz działań osłonowych wobec najbiedniejszych grup społecznych.
„Długoterminowy budżet UE w połączeniu z NextGenerationEU (NGEU), tymczasowym instrumentem pobudzającym ożywienie gospodarki, to największy pakiet środków, jaki został dotychczas sfinansowany w Europie. Łączna kwota 2,018 bln euro w cenach bieżących” – tak chwaliła się narzędziem finansowym, pomyślanym jako „koło zamachowe” wielkiej transformacji, Komisja Europejska w 2021 r. na swej stronie internetowej.
Jeśli zaś idzie o cele działania, to określono dwa podstawowe: odzyskanie siły przez unijną gospodarkę, a jednocześnie zmniejszenie do 2030 r. emisji gazów cieplarnianych netto o co najmniej 55 proc. w porównaniu z poziomem z 1990 r., a do 2050 r. zapewnienie UE neutralności klimatycznej.
„Mapę drogową”, wiodącą do tych celów, nakreślono pakietem dyrektyw KE, nazwanych „Fit for 55” („Gotowi na 55”), którego kluczowe rozwiązania zostały zatwierdzone przez Radę Europejską w kwietniu 2023.
W tym momencie Europa przegrywała wyścig ekonomiczny już nie tylko ze Stanami Zjednoczonymi ale i Chinami. W swej polityce klimatycznej Wspólnota straciła także oparcie w USA, którymi rządził Donald Trump. Na tym pula kłopotów się nie kończyła. Stary Kontynent nękały kryzysy migracyjny i demograficzny, nadeszła też pandemia COVID-19, a zaraz po niej kryzys energetyczny i wielka wojna na wschodzie. Oba wznieciła już pod koniec 2021 r. Rosja, usiłując wymusić na NATO akceptację tego, iż Ukraina winna powrócić do jej strefy wpływów. Użycie przez Kreml paliw kopalnych jako broni, jeszcze przed zbrojną inwazją, gwałtownie podbiło ceny: gazu ziemnego i ropy naftowej, co mocno odbiło się na kondycji gospodarek krajów UE, na czele z niemiecką.
Tak narastała liczba okoliczności grożących tym, iż na niwie ekonomicznej Wspólnota będzie jeszcze szybciej staczać się po równi pochyłej. Raport Draghiego jedynie potwierdził, że tak właśnie się stało.
Realna groźba rozpadu Unii.
Chcąc podsumować efektywność strategii „Europejskiego Zielonego Ładu” na niwie ekonomicznej wystarczy spojrzeć na kluczowe sektory gospodarcze, które miały być „kołami zamachowymi” wielkiej transformacji Unii.
W przypadku wciąż kluczowego dla dobrobytu Wspólnoty przemysłu motoryzacyjnego najnowsze wieści są albo złe albo katastrofalne. W połowie września 2024 r. europejscy producenci samochodów, zjednoczeni w organizacji ACEA, reprezentującej 15 największych europejskich koncernów motoryzacyjnych, wezwali instytucje UE do zaproponowania pilnych środków pomocowych. W ich ocenie nie udźwigną bowiem finansowo nowych celów dotyczących redukcji emisji CO2 dla samochodów osobowych i dostawczych. A wejdą one w życie w roku 2025.
Produkcja pojazdów napędzanych silnikami spalinowymi może okazać się na terenie Unii zupełnie nieopłacalna, Zwłaszcza, że sprzedaż samochodów nadal jest o około 18 proc. niższa niż przed pandemią. Jednocześnie jeśli idzie o sprzedaż pojazdów elektrycznych to ich liczba w Unii rośnie, ale znacznie wolniej, niż w Chinach.
Za: https://www.iea.org/reports/global-ev-outlook-2024/trends-in-electric-cars
„Obecne przepisy nie uwzględniają głębokiej zmiany klimatu geopolitycznego i gospodarczego w ciągu ostatnich lat, a inherentna niezdolność prawa do dostosowania się do rzeczywistych wydarzeń jeszcze bardziej osłabia konkurencyjność sektora (motoryzacyjnego – przyp. aut.)” – alarmuje na swej stronie internetowej ACEA.
Potwierdzeniem tego jest olbrzymia fala redukcji zatrudnienia i zamykania fabryk motoryzacyjnych, jaka zaczyna przetaczać się przez Europę. Grupa Volkswagen planuje zwolnić nawet 30 000 pracowników w Niemczech. Jednocześnie myśląc o zwiększaniu mocy produkcyjnych w swych fabrykach na terenie Chin.
We włoskich fabrykach francusko-włosko-amerykańskiej grupy Stellantis przygotowywany jest na dzień 18 października 2024 r. strajk generalny, z powodu ogłoszenia planów redukcji zatrudnienia m.in. w fabryce Fiata w Turynie. Istnieją obawy, iż rozleje się on na Francję, gdzie i tak w ostatnich latach liczba miejsc pracy w przemyśle motoryzacyjnym spadła z 289 tys. do 175 tys. Zaś pojawiające się medialne spekulację mówią o nadchodzących zwolnieniach nawet 90 tys. pracowników! Zatem należy się spodziewać fali strajków i protestów, które podobnie jak bunt rolników z wiosny 2024 r., przetoczą się przez całą Europę.
To co spotyka przemysł motoryzacyjny w UE wcześniej już dotknęło firmy produkujące panele fotowoltaiczne i turbiny wiatrowe, które zostały dosłownie zmiecione z rynku przez chińską konkurencję. Produkcja baterii elektrycznych w ok 70 proc. również pozostaje w rękach koncernów z Państwa Środka (więcej na ten temat w materiale „Jak Chiny biją Europę w jej własnej (zielonej) grze?”). To one czerpią zyski z „Europejskiego Zielonego Ładu” eliminując lokalną konkurencję.
UE stała się więc zgodnie z planem kluczową w świecie siłą - promującą i wręcz narzucającą redukcję emisji gazów cieplarnianych oraz odejście od paliw kopalnych. Unia ma swoje „Fit for 55”. Ale za to Chiny mają koncerny: BYD, SAIC, Geely, czy CALT i wiele innych, olbrzymich korporacji oraz rząd zapewniający im rozliczne dotacje oraz ulgi podatkowe. Zatem to Wspólnota stała się dla nich rynkiem zbytu i obszarem ekspansji.
A jednocześnie rynek chiński jest coraz bardziej zamknięty dla produktów europejskich. To zaś owocuje gigantyczną nierównością w wymianie handlowej. W latach 2013–2023 deficyt UE w handlu towarami z Chinami wahał się od 104 mld euro w 2013 r. do 397 mld euro w 2022 r., co stanowi najwyższą wartość w tej dekadzie. Pewna poprawa nastąpiła w 2023 r., gdy wedle danych eurostatu Chiny zarobiły na handlu z krajami Wspólnoty 514 mld euro, a same sprowadziły od nich dobra warte 223 mld euro. Co daje bilans aż 291 mld euro na plusie dla Pekinu, ta minusie dla Unii.
Taka w cudzysłowie „poprawa”, to zbyt mało aby zwiastowała odwracanie trendu oznaczającego – mówiąc w prostych słowach – sukcesywny odpływ bogactwa z Europy do Państwa Środka. Niczym niegdyś bogactwa Imperium Brytyjskiego, powolutku przepływające do konkurencyjnych mocarstw, utrzymujących wysokie taryfy celne.
Jednocześnie - jak nadmienia raport Draghiego - start upy, które odnoszą sukcesy, kreując nowe technologie, dające szansę na zwiększenie konkurencyjności gospodarki krajów UE, wynoszą się do Ameryki.
Tak w ogólnym zarysie wygląda obecna sytuacja Unii Europejskiej, wciśniętej między szybko rosnące w siłę Chiny oraz podejmujące walkę o utrzymanie swojego prymatu ekonomicznego Stany Zjednoczone. Już widać, że szykuje się powtórka z klęski strategii lizbońskiej i nawet przeczytaliśmy raport analogiczny do tego, jaki w 2005 r. sporządził Wim Kok. Kłopot z tym, iż tym razem konsekwencje porażki mogą okazać się o wiele bardziej dramatyczne, a nawet zagrozić istnieniu Unii Europejskiej. Upadek gospodarczy wygeneruje bowiem tak wielkie napięcia społeczne wewnątrz krajów członkowskich oraz konflikty między nimi, iż mogą one rozerwać całą Wspólnotę od środka. Dlatego koniecznym jest jak najszybsze podniesienie konkurencyjności i innowacyjności gospodarki UE. Cały szkopuł w tym - jak to zrobić?
Recepty bez kluczowej diagnozy
Jeszcze nim ogłoszono raport Draghiego w lutym 2024 r. szefowie ministerstw finansów krajów Unii spotkali się w Gandawie aby omówić problemy osłabiające gospodarkę UE. W ich ocenie główną przyczyną tracenia konkurencyjności okazuje się to, że w porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi Unia Europejska jest tak naprawdę rozdrobnionym blokiem państw, a nie wspólnotą. Ów blok zmaga się z chronicznym niedoinwestowaniem, szybkim starzeniem się społeczeństwa i mimo 31 lat istnienia jednolitego rynku, problemami ze swobodnym przepływem siły roboczej, kapitału oraz towarów. Generalnie rządzące w Brukseli elity myślą i mówią o wspólnej, europejskiej gospodarce, a tymczasem do tego, by taka się narodziła wciąż daleko. Na dokładkę UE zamiast generować inwestycje, traci kapitał (w zeszłym roku około 330 miliardów euro), ponieważ Europejczycy lokują swoje oszczędności za granicą, w szczególności na znacznie większym amerykańskim rynku akcji.
Wspomniani ministrowie zaproponowali więc w Gandawie zburzenie pozostałych barier między państwami członkowskimi i przekształcenie Unii w naprawdę jednolity rynek.
„Musimy zadbać o to, aby przedsiębiorstwa, zwłaszcza te mniejsze, które chcą się szybciej rozwijać, miały dostęp do odpowiedniego finansowania” – powiedział w Gandawie przewodniczący Eurogrupy ministrów finansów UE Paschal Donohoe.
Jednak narodziny wspólnego, unijnego rynku kapitałowego blokuje Berlin, obawiając się utraty przewagi w UE, jaką posiada RFN dzięki niemieckim zasobom finansowym. Po czym raport Draghiego za ważniejsze uznał trzy inne, główne obszary. Mianowicie (cytat)
- zniwelowanie luki innowacyjnej jaka powstała między UE, a USA oraz Chinami;
- stworzenie ujednoliconego planu dekarbonizacji i konkurencyjności;
- zwiększenie bezpieczeństwa i zmniejszenie zależności od zewnętrznych dostawców kluczowych surowców i technologii.
Zrealizowanie tych zadań ma przywrócić Unii konkurencyjność oraz wzrost gospodarczy. O tym jak powinno zostać to osiągnięte mówi już szczegółowa część dokumentu, w której zawarto zalecenia stanowiące „mapę drogową” dla Komisji Europejskiej. Tak aby ta mogła przekuć je na dyrektywy.
Tu rodzi się pytanie, skąd wygenerować fundusze na realizację tak ambitnych celów, skoro wzrost gospodarczy zamiera a produkcja przemysłowa i kapitał sukcesywnie opuszczają Stary Kontynent, zaś kraje południa Unii toną w długach. Raport Draghiego ratunek widzi w programie emisji unijnego długu (analogicznego z tym, który umożliwił sfinansowanie KPO). Pozwoliłby on przeznaczać rocznie 750-800 mld euro na dofinansowanie transformacji energetycznej, a także wsparcie przemysłu. Co pozwalałoby mu sprostać chińskiej konkurencji.
Tyle tylko, że poprzednie zaciąganie wspólnego długu przez Komisję Europejską na rzecz Krajowych Planów Odbudowy, to wręcz festiwal unijnej autodestrukcji. Prawie nikt już nie pamięta, iż to przedsięwzięcie miało pomóc wyjść na prostą państwom Wspólnoty dotkniętym pandemią. Tymczasem Komisja wykorzystała cały mechanizm, jako narzędzie powiększania zakresu swej władzy wobec słabszych krajów UE. Tworzenie planów i „kamieni milowych” grzęzło w procedurach, wypłaty się opóźniały i opóźniają. Na koniec spora część pieniędzy jest rozparcelowywana w sposób nijak nie związany ze strategicznymi celami rozwojowymi. Nie istnieje żadna gwarancja, iż przy realizacji planu Draghiego stanie się inaczej.
Jednocześnie Berlin nie chce nawet słyszeć o dalszym, wspólnym zadłużeniu się Unii. „Te pomysły są na szkodę Niemiec, ponieważ oznaczają dla nich ryzyko większej odpowiedzialności” – oznajmił wywiadzie dla dziennika „FAZ” minister finansów Christian Lindner.
Podobnie rzecz się ma z proponowanym przez raport „selektywnym protekcjonizmem”, naśladującym poczynania prezydenta Trumpa, który zadbał, by amerykańskie cła na chińskie wyroby przemysłowe stały się sześciokrotnie wyższe niż na początku jego kadencji. Zaś prezydent Biden dorzucił kolejne podwyżki, m.in. 100 procentowe cło na chińskie samochody elektryczne. Podobnie Europa mogłaby próbować chronić swój rynek przed chińską ekspansją.
Ale podnoszenie ceł oznacza analogiczne reakcje drugiej strony. Tymczasem RFN przez ostatnie dwie dekady odnotowywała wzrost gospodarczy przede wszystkim dzięki wolnemu handlowi. Unia potrzebuje protekcjonizmu, by się bronić, lecz Berlin nie stać na to żeby go zaryzykować.
Ten stan rzeczy najlepiej obrazuje konflikt o cła na chińskie auta elektryczne. Berlin na wszelkie sposoby próbował zablokować postępowanie Komisji Europejskiej, dotyczące subsydiowania produkcji chińskich elektryków i obłożenia ich importu do Unii stałymi opłatami celnymi (czyli zrobienia tego, co już dawno uczyniły Stany Zjednoczone). Jednakże na tym polu wydarzyła się rzecz przełomowa, ponieważ 4 października, stanowisko KE w głosowaniu poparła Francja i 9 innych państw w tym Polska. Niemcy zyskały wsparcie jedynie 4 państw, w tym Węgier Orbana, zaś aż 12 wstrzymało się od głosu. To wystarczyło, żeby przełamać opór Berlina i Komisja zyskała możność wprowadzenia od początku listopada 2024 r. celna pięć lat chroniących europejski rynek motoryzacyjny przez chińskimi autami elektrycznymi.
Rzec można zatem, iż pierwsze z zalecenie raportu Draghiego zaczęto wcielać w życie. Jednak ten obiecujący odruch obronny to niewiele wobec wyzwań wobec, których staje Unia Europejska.
Spójrzmy tylko na jedno z nich, uznawanych przez raport za kluczowe - czyli brak w Europie wielkich koncernów wyrosłych na bazie przełomowych technologii. Na dziś nie mają one szansy powstawać. A dlaczego dobrze obrazuje przykład produkującego auta elektryczne koncernu Tesla, którego rynkową wartość wycenia się obecnie na 769 miliardów dolarów - czyli dwa razy więcej niż Ferrari, Porsche, Mercedes, BMW, Volkswagen i Stellantis wzięte razem!!
Założoną przez dwóch wynalazców firmę w 2004 r. przejął Elon Musk, inwestując w nią najpierw zaledwie 6,5 miliona dolarów. Potem już koleje miliony, a następnie miliardy nie wykładał z własnej kieszeni, lecz pozyskiwał od innych inwestorów emitując akcje i kusząc, że w przyszłości przyniosą sowite zyski. Do 2018 r. Tesla generowała straty. Jednak już siedem lat wcześniej w przemówieniu o stanie państwa prezydent Barack Obama obiecał wyborcom, że po drogach w USA wkrótce będą jeździły miliony aut elektrycznych. Po czym przygotował warte 2,4 mld dolarów ulgi podatkowe, z których skorzystał głównie Musk. Zaś inwestorzy uwierzyli, że przyszłość z opowieści Muska i Obamy nadciąga. Przez prawie dekadę utrzymywali przy życiu Teslę, idąc za wizjami jej szefa oraz oddając mu swoje pieniądze. Tak zbudowano jeden z największych koncernów świata, rozwijający technologie kluczowe dla transformacji energetycznej.
Podobny model rozwojowy zaobserwować można dziś na przykładzie twórcy ChatGPT firmy OpenAI. Jej przychód w wysokości 3,7 mld USD w 2024 r. oznacza, iż wykaże nieuchronne straty w wysokości 5 mld USD. Jednak cóż z tego, skoro rynek finansowy jest OpenAI zachwycony, i wycenia na 80 mld dolarów. Oczekując sutych zysków w przyszłości.
Powtórzenie tej drogi rodzenia się nowej, technologicznej korporacji w granicach Unii Europejskiej jest niemożliwe. Rynki kapitałowe są rozbite, inwestorzy ufają wizjonerom, dopiero gdy ci wyniosą się do USA, a Komisja Europejska dba aby na rynkach krajowych nie pojawili się wielcy monopoliści.
Biorąc pod uwagę Teslę, czy gigantów technologicznych z Doliny Krzemowej - Amerykanie swoją polityką gospodarczą na poziomie federalnym mogą wspierać te firmy, których centra geograficznie zlokalizowane są przecież w konkretnych klastrach - w Kalifornii, Teksasie, czy na wschodnim wybrzeżu. Unia teoretycznie mogłaby zrobić to samo, ale oznaczałoby to wspieranie najbardziej rozwiniętych regionów kontynentu, kosztem tych biedniejszych, a cały koncept Unii opiera się przecież na zacieraniu nierówności. Również stopień zaufania wewnętrznego odgrywa tu kluczową rolę. Przykładowe Arkansas nie obawia się, że zostanie zdominowane przez Teksas, natomiast Grecja, Polska obawia się zdominowania i przejęcia europejskiej polityki przez Niemcy.
Inne punkty z raportu Draghiego wyglądają dość podobnie. Brzmią rozsądnie a czasami wręcz znakomicie, dopóki się ich nie zestawi z unijną codziennością.
Równocześnie najprostszy zdawać by się mogło postulat, czyli zacieśnienie integracji politycznej poprzez likwidację zasady jednomyślności w ostatnich obszarach, jak choćby polityce zagranicznej, niczego nie oferuje. Ostateczne zdominowanie Wspólnoty przez największe państwa nijak się ma do podniesienia konkurencyjności jej gospodarki oraz innowacyjności. Tym bardziej wobec pogłębiania się konfliktu na linii Paryż-Berlin, wynikłego z tego, że Francja chce wzorem USA bronić swego przemysłu taryfami celnymi, a Niemcy wolnego handlu.
Dlatego największą słabością raportu Draghiego jest nie uwzględnianie tych realiów oraz brak kluczowej diagnozy.
Mianowicie nie odpowiada on na frapujące pytanie – czemu wraz z zacieśnianiem integracji od początku XXI w. gospodarki krajów Wspólnoty (bo tak naprawdę wspólna gospodarka UE jest nadal hasłem i bytem statystycznym a nie rzeczywistością) stopniowo traciły swą konkurencyjność. Choć przecież wcześniej potrafiły dotrzymywać kroku gospodarkom Stanów Zjednoczonych i Japonii. Dlaczego wszystkie wielkie strategie, choć trafne w założeniach, okazywały się niemożliwe do zrealizowania? Co powoduje, że Unia zachowuje się tak, jakby w swój kod DNA miała wbudowany gen autodestrukcji, który może przynieść jej rozpad, za sprawą ekonomicznego upadku. Tak jak rozpadło się Imperium Brytyjskie, gdy jego gospodarka okazała się zbyt przestarzała i niekonkurencyjna wobec gospodarek innych mocarstw. Odpowiedź na te pytania, dawałby szansę znalezienia właściwej drogi do tego aby zmienić Unię tak, by zyskała pewność przetrwania czasów wielkich zmian. Czy ta odpowiedź nadejdzie? Niewiadomo.
Źródła:
- https://www.youtube.com/watch?v=bFG6U5rgLNI
- https://www.politico.eu/article/emmanuel-macron-france-europe-competition-united-states-china-climate-change-defense-security/
- https://data.worldbank.org/indicator/NY.GDP.MKTP.CD?locations=EU-US-CN
- https://www.youtube.com/watch?v=dVNna0erkFM
- https://commission.europa.eu/document/download/c601b283-d00c-4866-9122-5feaea950d5e_en?
- https://www.money.pl/gospodarka/smutek-i-wstyd-ekonomisci-o-luce-w-glosnym-raporcie-draghiego-7072920861883328a.html
- https://www.youtube.com/watch?v=dVNna0erkFM
- https://commission.europa.eu/document/download/97e481fd-2dc3-412d-be4c-f152a8232961_en?filename=The%20future%20of%20European%20competitiveness%20_%20A%20competitiveness%20strategy%20for%20Europe.pdf
- https://en.irefeurope.org/publications/online-articles/article/eu-ai-act-how-stricter-regulations-could-hamper-europes-ai-innovation/
- https://www.statista.com/statistics/1395834/eu-military-expenditure-by-country/
- https://www.britannica.com/place/British-Empire
- https://faculty.econ.ucdavis.edu/faculty/gclark/ecn110b/readings/ecn110b-chapter2-2005.pdf
- https://en.wikipedia.org/wiki/Great_Exhibition
- https://en.wikipedia.org/wiki/The_Crystal_Palace
- https://exhibitcitynews.com/a-tour-of-the-great-exhibition-of-1851/
- https://www.alamy.com/stock-photo/krupp-artillery.html?sortBy=relevant
- https://en.wikipedia.org/wiki/Walter_Hancock
- https://www.atlasobscura.com/articles/steam-buses-horse-carriages-fight
- https://en.wikipedia.org/wiki/Locomotive_Acts
- https://en.wikipedia.org/wiki/Nicolaus_Otto
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Carl_Benz
- https://en.wikipedia.org/wiki/Merchandise_Marks_Act_1887
- https://ia801302.us.archive.org/31/items/cu31924031247830/cu31924031247830.pdf
- https://www.europarl.europa.eu/highlights/pl/1001.html
- https://www.wipo.int/edocs/pubdocs/en/wipo_pub_944_2015.pdf
- https://ec.europa.eu/eurostat/statistics-explained/index.php?title=Archive:Patent_statistics&oldid=112826
- https://www.wipo.int/pressroom/en/articles/2011/article_0028.html
- https://www.wipo.int/en/ipfactsandfigures/patents
- https://www.europarl.europa.eu/meetdocs/2009_2014/documents/empl/dv/lisbonstrategybn_/lisbonstrategybn_en.pdf
- https://cejsh.icm.edu.pl/cejsh/element/bwmeta1.element.desklight-60a830f3-390d-4d87-94ea-7ec6db187d01
- https://www.europarl.europa.eu/factsheets/pl/sheet/6/zrodla-i-zakres-prawa-unii-europejskiej
- https://www.consilium.europa.eu/pl/policies/climate-change/paris-agreement/
- https://eur-lex.europa.eu/resource.html?uri=cellar:b828d165-1c22-11ea-8c1f-01aa75ed71a1.0016.02/DOC_1&format=PDF
- https://ec.europa.eu/commission/presscorner/detail/en/ip_19_6691
- https://commission.europa.eu/strategy-and-policy/recovery-plan-europe_pl
- https://www.consilium.europa.eu/pl/press/press-releases/2023/04/25/fit-for-55-council-adopts-key-pieces-of-legislation-delivering-on-2030-climate-targets/
- https://www.acea.auto/press-release/european-auto-industry-calls-for-urgent-action-as-demand-for-evs-declines/
- https://europe.autonews.com/automakers/vw-said-plan-30000-job-losses-germany
- https://www.revolutionpermanente.fr/Licenciements-dans-l-automobile-Il-faut-une-mobilisation-d-ensemble-comme-en-Italie
- https://ec.europa.eu/eurostat/web/products-eurostat-news/w/ddn-20240304-2
- https://www.reuters.com/markets/europe-has-uphill-battle-catch-up-with-us-growth-2024-02-26/
- https://www.herbertsmithfreehills.com/notes/crt/2024-posts/Draghi-Report-makes-wide-ranging-recommendations-to-boost-European-competitiveness
- https://www.faz.net/aktuell/wirtschaft/christian-lindner-warnt-vor-neuen-eu-schulden-noch-ein-eu-kreditprogramm-19733993.html
- https://pism.pl/publikacje/przelomowa-decyzja-ue-ostateczne-cla-na-chinskie-samochody-elektryczne
- https://en.wikipedia.org/wiki/Tesla,_Inc.
- https://www.windowscentral.com/software-apps/openai-could-be-on-the-brink-of-bankruptcy-in-under-12-months-with-projections-of-dollar5-billion-in-losses