Na czym spoczywa rosyjski sukces lub porażka?

„Kiedy armia wdaje się w przeciągnięte wojny, zasoby państwa się skończą” - Sun Tzu, „Sztuka Wojny”.

W lotnictwie często możemy spotkać się z modelem “sera szwajcarskiego”. Ma on pomóc zwizualizować przyczyny danej katastrofy. Każda kolejna usterka mechaniczna, niedopatrzenie człowieka lub błędy systemowe to każda dziura, pokrywająca kolejną dziurę, następnego plastra szwajcarskiego sera. W teorii gdyby tylko jedna z tych dziur była załatana, do wypadku mogłoby nigdy nie dojść.

Tak jak, za katastrofę samolotu nigdy nie odpowiada jedna usterka jednego elementu, tak przyczyn lub dziur w serze, które doprowadziły do wojny na Ukrainie, jest wiele.

Są czynniki społeczne - chęć ukraińskiego społeczeństwa do zmiany ustroju i struktury swojego Państwa na model bliższy zachodniemu. Istnieją powody geograficzne - a zatem odwieczny, strategiczny “niepokój” Moskwy, gdyby terytorium Ukrainy należało do bloku uznawanego przez Moskwę za wrogi. Militarne - czyli brak efektywnej polityki odstraszania za strony NATO. Niektórzy powiedzieliby surowcowe - ukraińskie ziemie kryją naturalne skarby - mówiliśmy o tym kiedyś. W końcu pod uwagę należy brać, odrzucane przez deterministów, czynniki stricte personalne - niemożliwym do przewidzenia jest to jak potoczyłaby się historia ostatnich 25 lat, gdyby to nie Putin doszedł do władzy w Rosji. Wojna mogłaby się wydarzyć wcześniej, albo mogła się nie wydarzyć wcale. Przypadek, choćby na przykładzie jednostek, wbrew pozorom odgrywa w całym procesie historycznym kolosalne znaczenie.

Putin znalazł się jednak w odpowiednim miejscu i czasie, a na przełomie 2021 i 2022 roku, po miesiącach transferu wojska pod granicę z Ukrainą, oraz odrzuceniu przez NATO jego ultimatum, podjął decyzję o ataku na Ukrainę.

Jak wyglądała kalkulacja strategiczna Władimira Władimirowicza - tego w szczegółach zapewne nie dowiemy sie nigdy. Czy były to setki godzin spędzonych ze sztabem, czy była to decyzja chwili, podjęta na bazie tysięcy strzępków informacji, które docierały do niego w ostatnich 25 latach rządów. Te złożyły się na całokształt percepcji świata jaką sobie na tej podstawie zbudował. Na drodze redukcji można wręcz stwierdzić, że wojna lub jej brak zależała wyłącznie od obrazu świata, jaki w głowie ułożył sobie Władimir Putin.

W tej percepcji, świadomie lub nie, Federacja Rosyjska wydawała się Putinowi na tyle silna, a opozycja na tyle słaba - by kalkulacja o podjęciu wojny, zaczęła się jawić jako atrakcyjna, warta ryzyka.

Każdy inżynier budownictwa wie jak kluczowe jest posadowienie danego budynku. Niezależnie od fantazji architekta, dana wizja musi mieć swój fundament na solidnym gruncie. Fantazją architekta Putina było odzyskanie przez Rosję dawnej pozycji w Europie i na świecie, natomiast fundament dla tej wizji posadawiał na co najmniej sześciu filarach. Po blisko dwóch latach wojny możemy spróbować zwizualizować sobie filary rosyjskiego państwa. To one w dobrych czasach stanowią źródło „nieograniczonych zasobów”, o których mówił Sun Tzu, lub w czasach gorszych - ich brak.

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że 24 lutego 2022 roku, Federacja Rosyjska cieszyła się najsilniejszą pozycją od czasu upadku Związku Radzieckiego. Było to oczywiste również dla jej przywódcy - Władimira Putina.

Tego samego dnia rozpoczęła się również weryfikacja tej pozycji. Moskwa trzymała w swojej dłoni plik mocnych kart, ale przyciśnięci do ściany w pokerowej rozgrywce Ukraińcy, powiedzieli sprawdzam, a po chwili do procesu sprawdzania dołączyły inne narody zachodnie. Kolejne dni i miesiące to okres odkrywania rosyjskich kart na oczach całego świata. Szybko okazało się, że Rosjanie blefowali, lecz nie każda ich karta była słaba.

Moskwa podbijała przed wojną stawkę bazując na co najmniej sześciu kluczowych filarach - oczywiście to wybór subiektywny. Wpłynęły one na decyzję Putina wtedy i decydują o jej przyszłości dzisiaj. Część została poddana głębokiej weryfikacji, część wytrzymała zderzenie z rzeczywistością i okazała się dokładnie taka, jak w percepcji Putina. Zobaczmy jak “filary Rosji” wyglądały w momencie wybuchu wojny, a potem zastanowimy się jak wyglądają dzisiaj.

Filar pierwszy - Siła militarna

Jeden z najważniejszych parametrów, które przed wojną decydowały o percepcji siły Rosji wewnątrz i na arenie międzynarodowej. Rosjanie rozpoczęli modernizację swoich sił zbrojnych od reform Serdykova, które później zostały w dużej mierze storpedowane przez jego następcę - Sergieja Shoigu. Niezależnie od reform, rosyjskie wojsko pozostało siedliskiem korupcji i bylejakości, do czego prowadziły stałe problemy organizacyjne, czego objawem był m.in. brak raportowania o problemach. Wkroczenie na Ukrainę obnażyło strukturalne słabości Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, które momentami karykaturalne, dzięki dostępowi do środków masowego przekazu, szybko rozchodziły się w internecie. Motywowały Ukrainę i Zachód do działania - bo z każdym dniem coraz bardziej jasne było, że rosyjskie wojsko jest słabsze, niźli się wydawało.

Rosyjska armia wkroczyła na Ukrainę popełniając błędy strategiczne, operacyjne i taktyczne, kierowana zazwyczaj przez sowiecki model myślenia Ten cechował i cechuje się wszechobecnym partactwem. To wszystko przechodziło bolesną weryfikację w starciu ze zmobilizowanym przeciwnikiem, lepiej zaadaptowanym do współczesnego pola walki, wspartego zachodnimi technikami prowadzenia wojny.

Rosjanie stracili tysiące swoich najlepszych, zawodowych żołnierzy, stracili tysiące sztuk sprzętu wojskowego, wykorzystali tysiące rakiet, a mimo to po miesiącu walk, przez kolejne półtora roku byli w odwrocie. Pierwszy filar został bardzo mocno uszczerbiony i groził nagłym zawaleniem.

Filar drugi - Węglowodory i Rezerwy

Udział węglowodorów w rosyjskiej gospodarce jest trudny do oszacowania. Rosstat szacuje, że udział sektora gazu i ropy odpowiada za około 17% rosyjskiego PKB. Rosyjskie ministerstwo finansów, podaje natomiast, że udział z sektora ropy i gazu w budżecie federalnym w ostatnich dwudziestu latach oscylował około 20%, do nawet 50% udziału w budżecie.

Ale to dalej nie jest pełen obraz. Jak pisze Mikhail Krutikhin, niezależny rosyjski analityk rosyjskiego sektora surowcowego, w Raporcie „Conference on Russia”: „Rosyjskie Ministerstwo Finansów pomija takie opłaty, jak podatek dochodowy od producentów ropy i gazu, dywidendy należne państwu, podatek dochodowy od pracowników i inne opłaty. Niezależne szacunki mogą podnosić udział ropy i gazu w dochodach budżetu federalnego do ponad 60 procent.”

Jedno jest pewne - Moskwa była i jest niezbywalnie uzależniona od węglowodorów. Lwia część dochodów uzyskanych z ich sprzedaży, nawet do 50%, generowana była poprzez ich sprzedaż na Zachodzie Europy. Z resztą to te dochody pomogły Kremlowi zakumulować olbrzymią ilość kapitału w rezerwach walutowych i złocie przed wojną - wartość tych zasobów przekraczała 600 miliardów dolarów w dniu wybuchu wojny. Miało to być zabezpieczenie na wypadek turbulencji międzynarodowych po wybuchu wojny.

Tutaj percepcja Putina, podobnie jak przy filarze militarnym, również okazała się z goła odmienna od rzeczywistości.

O ile siła militarna została zweryfikowana przez samych Ukraińców; gospodarka, a w szczególności węglowodory i rezerwy były filarem, w który najmocniej uderzył Zachód. Z dużym bólem, niemniej Europa zaczęła odcinać się od rosyjskiej ropy i gazu. Jednocześnie zamrożonych zostało ponad 300 miliardów dolarów rosyjskich aktywów. Rosyjskie banki zostały odłączone od SWIFT. Nałożone zostały na Rosję szeroko zakrojone sankcje.

Filar gospodarczy również chwiał się u podstaw.

Filar trzeci: Słabość Zachodu

Ów słabość objawiała się na wielu płaszczyznach. Lata przedwojenne to festiwal rozbicia, niezdecydowania i słabości kolektywnego Zachodu. Partykularne interesy państw dominowały nad regionalną architekturą bezpieczeństwa - na tej kanwie Niemcy nie oglądali się na Ukrainę budując Nord Stream 1 i 2, czym poniekąd wrzucili ją pod rosyjski walec. Zachód nie zareagował w żaden zdecydowany sposób na jawne pogwałcenie przez Rosję prawa międzynarodowego i atak na Donbas i Krym, które później de facto weszły w skład Federacji Rosyjskiej. W końcu mieliśmy brak jakiejkolwiek polityki odstraszania - NATO pozostawało bierne w świetle akumulacji rosyjskiego potencjału na zachodniej granicy Rosji.

Ta słabość mocno ukształtowała i wpłynęła na percepcję Władimira Putina, i w efekcie, niechybnie, popchnęła go do wojny. Tu można stwierdzić, że również się pomylił. Kraje Zachodu bardziej lub mniej zdecydowanie, ale opowiedziały się po stronie Kijowa. 2022 rok był okresem, w którym kolektywny Zachód przejawiał największą solidarność, być może nawet od czasu II Wojny Światowej. Broń, sprzęt i pieniądze zaczęły płynąć na Ukrainę.

Kolejny filar, na którym Władimir Putin, opierał swoją decyzję o ataku groził rychłym zawaleniem.

I, gdyby o rezultacie wojny decydowały jedynie te trzy filary, najpewniej budowla już dawno ległaby w gruzach. Niemniej kolejne trzy kolejne filary,wytrzymały uderzenia, przejęły te obciążenia i utrzymały rosyjski konstrukt.

Filar czwarty: Społeczeństwo

Gdy rozpoczynała się wojna na Ukrainie, miliony osób na świecie przyglądało się jej z niedowierzaniem. Naturalną reakcją wielu ludzi było wówczas kierowanie zasadniczego pytania do samych Rosjan - jak możecie się na to godzić? Te pytania wybrzmiewały jeszcze głośniej w świetle odkrycia masowych rosyjskich zbrodni w Buczy czy Irpieniu, nie różniących się od masowych eksterminacji nazistów, czy sowietów podczas II Wojny Światowej.

Jednak im głośniejsze było wołanie o reakcję, tym głośniejsza cisza dochodziła z drugiej strony. Z czasem stało się jasne, że Rosjanie ze śmierdzącym jajem na środku swojego pokoju nic nie zrobią. Co więcej - będą je obchodzić tłumacząc, że nie interesują się jajkami, czytaj nie interesują się polityką.

Gdy później okazało się, że Rosja wpadła w straszne geopolityczne bagno, jasnym było, że to zwykli obywatele będą musieli ponosić koszty błędnej kalkulacji Kremla. A im bardziej jajo śmierdzi, tym więcej Rosjanie muszą łożyć na jego utrzymanie. Co więcej, powstał też odłam wielbicieli śmierdzącego jaja - młodych neofaszystów, pokolenia Z, upajających się jego zapachem.

Jakkolwiek możemy zdefiniować inżynierię społeczną, która zachodzi od ponad stu lat na terenie byłej Rosji Carskiej - dzisiaj możemy stwierdzić, że model ten działa. Putin się nie przeliczył, rosyjskie społeczeństwo stanęło za nim i uwierzyło w opowieść uzasadniającą przeprowadzenie inwazji.

Miks postaw bierności, apolityczności, apatii, patologicznej modlitwy o pokój dla Rosji i Ukrainy, czy wiary w rywalizację z resztą świata, która chce przynieść nam zniewieściałość do kraju. Każdy mógł wybrać odpowiedni motyw dla siebie, by wytłumaczyć zabicie kilkaset tysięcy osób, i zrujnowanie życie milionom.

Rosyjskie społeczeństwo to jeden z najważniejszych filarów, który przyjął wszystkie ciosy przez ostatnie dwa lata. I wielu Rosjan jest z tego dumnych.

Ale bez kolejnych dwóch filarów, nawet zobojętniałe, pogrążone w orwellowskiej dystopii społeczeństwo, nie utrzymałoby Federacji Rosyjskiej w jej obecnym kształcie.

Filar piąty - Chiny

Chiny były poniekąd w podobnej sytuacji, co rosyjskie społeczeństwo. Kreml również podrzucił Chińczykom zgniłe jajo, lecz o ile sami Rosjanie w dużej mierze udają, że jaja nie ma, Pekin musiał podjąć działania mające na celu minimalizację strat.

Chińczycy mieli do wyboru zasadniczo dwie opcje - odciąć się od Rosjan lub pomóc im posprzątać bałagan, który narobili, a następnie solidnie ich za to obciążyć. Pekin wybrał drugą opcję i tym samym utrzymał Kreml na powierzchni. Chiny były kluczowe.

To Chiny sprawiły, Rosja nie została całkowicie osamotniona na arenie międzynarodowej. W pierwszych miesiącach wojny świat z wyczekiwaniem patrzył jak na rosyjską inwazję zareagują najwięksi. Amerykanie i Zachód stopniowo się konsolidowali i zaczęli wspierać Ukrainę, lecz Chiny pozostawały znakiem zapytania. Niemniej z każdym miesiącem coraz wyraźniej udawało się dostrzec prorosyjskie stanowisko Pekinu. Nawet brak reakcji świadczył, o opowiedzeniu się po stronie Rosjan.

Jeśli potężne Chiny, przywódca krajów opowiadających się za nowym światowym por zadkiem, wspierają chwiejącą się na linach Rosję, zatem powinniśmy zrobić to i my - taka kalkulacja zdawała się upowszechniać w wielu stolicach świata, szczególnie Globalnego Południa. Najbardziej witalnymi orędownikami, oprócz Chin, okazały się Iran, oraz Korea Północna, które oprócz wsparcia narracyjnego, udzielają szerokiego wsparcia wojskowego - mówiliśmy o tym więcej niedawno. Ale pośrednio po stronie Rosji, a może bardziej po stronie Chin i przeciw Zachodowi stanęło w milczeniu wiele mniejszych ośrodków. Nawet jeśli nie zrobili tego jawnie na łamach ONZ, to świadczyła o tym ich polityka.

Natomiast Chiny zapewniły wszystko co niezbędne by Rosja przetrwała ekonomicznie. Uzupełniły jej luki importowe, zapewniły część brakujących wpływów ze sprzedaży węglowodorów. Nie jest to ekonomiczna zmiana jeden do jednego, tak szybko się to nie dzieje, ale Pekin był kołem ratunkowym Moskwy, w momencie jej największej próby. Oczywiście nie robił tego z sentymentu do poprzedniego, komunistycznego ustroju Kremla, lecz dlatego, że ma w tym swój twardy interes.

Filar chiński okazał się tak twardy, jak mógł wydawać się w percepcji Władimira Putina. Choć całość i tak mogła się rozpaść jak domek z kart, gdyby nie szósty i ostatni filar.

Filar szósty - broń nuklearna

Ktoś mógłby rzec - zaraz, zaraz, to przecież część filaru numer jeden - siły militarnej. Po pierwsze - jest to subiektywne zestawienie, więc obwiniajcie autora. Mówiąc jednak poważnie - broń atomowa jest na tyle ważnym czynnikiem, że na potrzeby tego materiału, warto ją wyłączyć spod wspólnego parasola siły militarnej.

Można wyobrazić sobie bowiem sytuację, że nawet z filarem społecznym i chińskim twardo stojącym, ale bez nuklearnego, całość bez broni atomowej, mogłaby się zawalić - tj. Ukraina dzisiaj już odbudowywałaby kraj, a na Kremlu w najlepszym wypadku doszłoby do zmiany władzy, lub w gorszym, kraj byłby w chaosie i groziłby mu rozpad na mniejsze części.

Broń nuklearna, mimo że ani razu nie użyta podczas tej wojny, była i jest głównym czynnikiem definiującym jej losy. Lecz nie jest tak z uwagi na groźbę jej użycia przez Kreml.

Najpewniej nie bylibyśmy blisko takiego scenariusza, nawet gdyby siły konwencjonalne NATO weszły na Ukrainę i uczestniczyły w wojnie przyjmując postawę defensywną, bez wchodzenia na terytorium Federacji Rosyjskiej. Nawet wtedy, z dużym prawdopodobieństwem, dalej operowalibyśmy poniżej progu użycia broni atomowej.

Broń jądrowa zdaje się odgrywać kluczowe znaczenie z innego powodu. Jest ona najbardziej logicznym uzasadnieniem, dla którego pomoc Ukraińcom jest od początku wojny precyzyjnie kropelkowana przez Amerykanów. Tak by utrzymać Kijów w walce, ale by jednocześnie nie pokonać Rosjan zbyt raptownie i nie wylać dziecka z kąpielą. Tym dzieckiem w oczach Amerykanów byłby niekontrolowane rozpowszechnienie się broni jądrowej w okresie wewnętrznego chaosu w Federacji Rosyjskiej. Ta broń mogłaby później trafić do Afganistanu, Iranu, czy innych miejsc, gdzie Ameryka mówiąc delikatnie - nie jest postrzegana w samych superlatywach. Zatem patrząc na kilka kroków na przód - Ameryka, dalej mająca w świeżej pamięci lata nieudanej walki z terroryzmem, łamiąc Rosję mogłaby przyczynić się do niespodziewanego ataku na swoje lub sojusznicze terytorium ze strony wrogich aktorów międzynarodowych. A przynajmniej taka była kalkulacja.

To broń masowej zagłady mogła okazać się ostatnim zaworem bezpieczeństwa, dla którego Amerykanie postanowili poniekąd „utrzymać Rosję w wojnie”.

Nie ma się co oszukiwać - gdyby Amerykanie tego chcieli, na Ukrainie obserwowalibyśmy setki Abramsów, myśliwców F-16, czy rakiet ATACAMS co najmniej półtora roku temu. Dysponując takim potencjałem Ukraińcy szybko wyparliby zdezorganizowane, krwawiące rosyjskie wojsko. Całość spowodowałaby potężne perturbacje w samej Rosji - tego jednak Amerykanie chcieli uniknąć.

Waszyngton podjął taka, a nie inną kalkulację strategiczną, czy słuszną z własnego punktu widzenia? O tym będą debatować historycy, ale nawet za 50 lat nie będzie to całkowicie jasne, bo nie nigdy poznamy historii alternatywnej.

Kształtowanie rzeczywistości

Oto jest zatem 6 filarów, na których była osadzona Rosja w momencie wejścia do wojny, i pozostaje na nich osadzona dzisiaj.

Nie da się powiedzieć ile z tych filarów musi się załamać lub być solidnie uszkodzonych by Rosja przegrała wojnę na Ukrainie lub by całkowicie się załamała. Nawet sami Amerykanie, mimo że mogą próbować kształtować rzeczywistość na swoje wyobrażenie, dzierżąc wiele kluczowych narzędzi w dłoni, nie mają kontroli nad ostatecznym przebiegiem wydarzeń.

Przykładem może być 23 czerwca 2023. Można debatować jaki był stan rosyjskich filarów, gdy rozpoczynał się bunt Prigożyna - na pewno mocno uszkodzone były pierwsze trzy. One także, pośrednio, były katalizatorem jego buntu. Prigożyn był wściekły na rosyjskie dowództwo wojskowe - a zatem słabość filaru numer jeden, w tym wypadku mówimy o skorumpowanych strukturach i modelu zarządzania. Na pewno nie pomagała pogarszająca się kondycja ekonomiczna - filar numer dwa, choćby rozumiany w kontekście zawahania państwowych elit w czasie samego buntu do twardego stanięcia po stronie Putina. W znakomitej większości pozostawali bierni, ponieważ przez rok obserwowali osuwanie się kraju po równi pochyłej, a w tym ich prywatnych majątków. W końcu Prigożyn bezpośrednio konfrontował się z filarem numer trzy, a zatem domniemaną Słabością Zachodu. To jego ludzie doświadczali skutków tej kalkulacji, poprzez śmierć z ramienia M777, Krabów czy Cezarów.

Oczywiście przed totalnym załamaniem tego dnia Kreml uratowała percepcja świata innej jednostki - Jewgienija Prigożyna. Zdecydował, że większym dobrem jest los mateczki Rosji, za co dwa miesiące później zapłacił życiem. Pozostając na poziomie analogii, można by rzec, że Rosję wówczas podtrzymał filar numer cztery - społeczeństwo; w tym wypadku rozumiane jako procesy, który od dekad kształtują rosyjskie umysły, w tym ten Prigożyna.

Filary w 2024 roku

Mając określone główne składowe, które decydują o sukcesie lub porażce Federacji Rosyjskiej, można wrócić do pytania - jak wyglądają one dzisiaj i co na początku 2024 roku Zachód może zrobić by przywrócić wojnę na Ukrainie na właściwe tory - bowiem dzisiaj kierunek z pewnością odbiega od zamierzonego.

Oczywiście trudno o jedną, definicję preferowanego końca wojny wśród Państw, stojących po stronie Ukrainy. Inna będzie ona w Kijowie, inna w Brukseli, inna w Berlinie, a jeszcze inna w Waszyngtonie. Stąd też bierze się też słabość decyzyjna Zachodu. Jednak można zbiorczo uznać, że chodzi o ponowne przejęcie inicjatywy nie tylko w wojnie na Ukrainie, ale w szerszej rozgrywce mocarstw, dla której Ukraina jest polem weryfikacji.

Wracając do naszej pokerowej rozgrywki z początku - tak jak Rosjanie odkryli swoje karty w pierwszych dniach wojny i zostali mocno zweryfikowani, tak w ciągu następnych dwóch lat weryfikację przechodziły działania Zachodu, które miały na celu pokazać strategiczny błąd Kremla w praktyce.

Na wstępie trzeba ocenić, że Zachód celnie dostrzegł słabości Rosji na początku wojny, i mocno uderzył w filar pierwszy - siła militarną i filar drugi - ekonomię, a te zbiorczo uderzyły w filar trzeci - domniemaną słabość aliantów Ukrainy. Na pozostałe trzy nie miał większego wpływu - społeczeństwo pozostawało we własnej bańce, poza tymi którzy zdecydowali się je opuścić. Zachód nie miał też wpływu na decyzję Chin. Czy Zachód mógł zrobić coś by zmienić stanowisko Pekinu? Wątpliwe. W zasadzie to samo w sobie, dla proponentów świata duo lub multipolarnego, może stanowić o tym, że nie żyjemy już w unipolarnym świecie Stanów Zjednoczonych. Zachód, czy Amerykanie, nie był w stanie wymóc na Chińczykach zmiany nastawienia, nawet w świetle kryminalnych rosyjskich zbrodni. Nie był w stanie tego zrobić, bez pójścia na wojnę. Nie był też w stanie w jakikolwiek sposób wytrącić Rosjanom z rąk karty nuklearnej.

Zatem słabości rosyjskich filarów zostały dobrze namierzone, a narzędzia nacisku rosły - wysyłanie coraz bardziej zaawansowanej broni na Ukrainę, coraz szersze sankcje, SWIFT, ropa, gaz. To wszystko dobre decyzje, których wpływ z każdym miesiącem nakłada się na coraz większe problemy rosyjskiej gospodarki. Lecz z czasem wszystkie narzędzia nacisku rdzewieją, jeśli nie są odpowiednio serwisowane.

Po prostu dajcie im broń

Zaczynając od najważniejszego punktu, i zarazem pierwszego filaru. Ukraińcy zwyczajnie nie zostali wystarczająco wsparci materiałowo. Waszyngton uznał, że w dłuższej perspektywie nie leży to w jego dobrym interesie. W efekcie Rosja skonsolidowała szyki i uruchomiła linie zaopatrzeniowe z Pjongjangu i Teheranu. Sama wewnętrznie również operuje de facto w trybie wojennym - zakłady zbrojeniowe są dzisiaj grawitacyjnym centrum państwa rosyjskiego.

Zawahanie Amerykanów przynosi konsekwencje. Dzisiaj Rosję jest znacznie trudniej zmusić do odwrotu, niż można było to zrobić rok, czy półtora roku temu. Taka polityka doprowadziła też do zacieśnienia więzi na linii Pekin-Moskwa-Teheran-Pjongjang. Waszyngton zrzucając Rosjan ze schodów w 2022 wyprzedzająco zastopowałby formowaniu się tego bloku, i przywróciłby moc i sprawczość systemowi Pax Americana.

Oczywiście wiązałoby się to z ryzykiem niekontrolowanej proliferacji broni jądrowej, lecz nawet i ten aspekt w momencie chaosu dałoby się mitygować, nawet z pomocą Chińczyków, którym również by na tym zależało. Stare putinowskie elity zostałyby uznane winnym całemu złu, a nowe dostałyby legitymizację międzynarodową i kontrolę nad bronią masowej zagłady. Być może udałoby się nałożyć na nowe władze pewne ograniczenia lub formy kontroli na bazie przegranej przez nich wojny. Rzecz jasna, nie oznacza to naiwnej wiary w nagłą zmianę percepcji świata nowych rosyjskich władz - trzeba sobie to jasno powiedzieć. Rosjanie nie staliby się nagle narodem wybranym. Niemniej chwilowo pożar zostałby ugaszony, wojna skończyłaby się, przestaliby ginąć ludzie. Tak naprawdę to do okazjonalnego gaszenia pożarów sprowadza się rola Amerykanów w ostatnich 80 latach. Ten pożar jest jednym z największych w historii. Pamiętajmy jednak że jest to rola, za którą USA otrzymują od świata wysokie wynagrodzenie, a jest nie akt łaski - fakt, o którym często zapominają sami Amerykanie.

Mleko się jednak rozlało. Dzisiaj Stany nie zastanawiają się już jak nie pobić Rosji zbyt mocno, ale jak utrzymać w wojnie Ukrainę. Bo jej upadek to jednocześnie siarczysty cios w możność USA na arenie międzynarodowej. Hegemon przegrałby najważniejszą wojnę w Europie od czasów II Wojny Światowej, być może na chwilę przed wojną z Chinami. W interesie Amerykanów i Europejczyków jest jak najszybsze odnowienie własnych zdolności produkcji militarnej, na potrzeby własne, a także ukraińskie - które też ich potrzebami, tylko wygodniej używanymi, bo poprzez proxy. W interesie amerykańskim jest też wydatne wzmocnienie fizycznych zdolności armii ukraińskiej, by ta miała w tym roku szansę na ponowne przejście do ofensywy. To czy decydenci w Waszyngtonie zdecydują się na ten krok zależy od wielu czynników, często wewnętrznych. Jeśli nie, odbije się to negatywnie na długofalowych perspektywach dominacji Amerykanów na świecie.

Ropa - rosyjska krew

O ile ponownie kruszenie pierwszego, militarnego filaru Rosji jest dość jednowymiarowe, tak podobne działanie względem filaru numer dwa - ekonomii rezerw i węglowodorów, wymaga większej finezji i zbiegów konserwatorskich.

Mówiąc o szeroko pojętych sankcjach, opinia publiczna lubi dzielić się na dwa skrajne obozy. Jedni krzyczą - sankcje nie działają, lub ba - bardziej szkodzą Zachodowi, niż Rosji! Drudzy odpowiadają - wcale nie! Rosja dopiero teraz odczuwa skutki sankcji! Prawda tymczasem leży gdzieś po środku.

Owszem uderzenie w Rosję było potężne - prawdopodobnie największe uderzenie sankcyjne w historii świata. Jednak to jak Rosja to uderzenie przyjęła i dalej przyjmuje jest wypadkową kilku czynników i funkcji czasu.

Po pierwsze musimy pamiętać, że Rosja wchodziła do wojny z pozycji siły, również ekonomicznej. Mimo, że już w pierwszym roku wojny zapadła decyzja o stopniowym odcinaniu się od rosyjskiej ropy i gazu przez Europę, to z uwagi na kryzys cenowy oraz długoletnie uzależnienie, filar surowcowy przynosił Rosji jeszcze większe zyski, niż w przed wojną! Dlatego, owszem, potrzeba było czasu by to uderzenie skutecznie spenetrowało rosyjską gospodarkę. Niemniej ten bufor czasowy dał Rosjanom przestrzeń na poszukiwanie alternatywnych rynków zbytu. Całość widać na przykładzie raportu ze sprzedaży ropy i gazu z 2023 roku.

Rosyjski budżet odnotował spadek o 24% w stosunku do bardzo dobrego roku 2022. Jednocześnie był to najsłabszy wynik od 3 lat. Natomiast wpływy czołowych producentów ropy i gazu spadły o 41% w pierwszych 9 miesiącach 2023 roku.

Jak możemy odczytywać tę informację? Spadek o ¼ sektora, od którego jak mówiliśmy wcześniej, uzależnione jest nawet 60% państwa, to kolosalny cios. Ale, po pierwsze spadek 24% jest spadkiem z absolutnego szczytu roku 2022, gdzie Rosja na sprzedaży ropy i gazu zarobiła $166 miliardów. Zatem pomocne jest przyjęcie szerszej perspektywy czasowej.

Rosja zarobiła o 60 miliardów mniej, niż w 2022, ale już “tylko” o 23mld mniej, niż 2021. Natomiast zarobiła w dalszym ciągu więcej, niż w 2016, czy 2020, kiedy cena ropy była znacznie niższa i oscylowała średnio około ceny $40 za baryłkę.

Wniosków jest kilka. 2023 jest pierwszym rokiem, w którym Rosja musiała na poważnie stawić czoła atakowi na swój filar węglowodorowy. Trend jest wyraźnie dla Rosjan negatywny, ale póki co nie jest dla nich zabójczy. Moskwa w pocie czoła stara się sprzedać swoją ropę w innych miejscach, a oportunistycznych chętnych nie brakuje. Oczywiście sprzedaje tę ropę i gaz z pozycji słabości, po niższych cenach, ale sprzedaje.

A to, że może tę ropę sprzedawać wynika z dwóch poważnych dziur. Z za wysokiego price capu na ropę grupy G7, oraz nieskutecznego neutralizowania dróg transportu rosyjskiej ropy.

Zaczynając od limitu cenowego - nawet na przykładzie tego wykresu, widać że w latach 2016 i 2020, gdy popyt na światową ropę malał, lub gdy rosła podaż lub oba ta czynniki naraz - jej cena gwałtownie szła w dół. Była ona na poziomie niższym nawet o $20, niż price cap ustanowiony na Urals przez G7. Jednym słowem - jest on dalej za wysoki. Robin Brooks monitorujący sprawę rosyjskiego eksportu donosi, że gdy price cap był negocjowany, w puli propozycji były sugestie o cenie nawet $30 za baryłkę, ale lobby mające swój interes w jej sprzedaży zwyciężyło, ustanawiając cap na znośnym dla Rosjan poziomie $60.

Gdyby jej cena została po raz kolejny zaatakowana i obniżona do kwoty $50 lub nawet $40 za baryłkę, to w połączeniu z innymi narzędziami nacisku, w kolejnych latach moglibyśmy spodziewać się spadku rosyjskich przychodów do poziomu z 2016 i 2020 roku lub niższych. A to oznacza $100 miliardów mniej dla rosyjskiej machiny wojennej, niż w roku 2022. Kolosalna przepaść.

Jednak rosyjska ropa musi mieć w ogóle możliwość dopłynięcia do swojego odbiorcy, jako że większość krajów, z którymi Rosję łączą gazociągi lub ropociągi przestała je kupować.

Ten proces podtrzymują greccy armatorzy, posiadający potężną flotę tankowców. Brooks raportuje, że to oni dalej służą pomocną dłonią w koordynowaniu sprzedaży ropy i tym samym podtrzymują rosyjską gospodarkę wojenną. Wprawdzie, patrząc na ten wykres, możecie powiedzieć, że w ostatnich miesiącach ich udział spada, lecz to tylko złudzenie. Obawiając się, że eldorado się skończy, i w końcu dopadną ich sankcje Grecy zaczęli sprzedawać swoje tankowce Rosjanom, którzy w ten sposób budują swoją „flotę cieni” operującą na światowych oceanach. Zachód - Amerykanie i Unia, ma narzędzia, by sążniście uderzyć w greckich magnatów żeglugi, ale jak to ujmuje Brooks - „Unia dalej przedkłada interes kilku magnatów, nad kolektywny interes milionów swoich obywateli”. Załatanie tej dziury wraz z obniżeniem limitu centowego na ropę powinno być języczkiem u wagi Zachodu w 2024 roku.

Dalsze łatanie dziur

Dziur jest niestety znacznie więcej, co znowu monitoruje niezastąpiony Brooks. Właściwie cała Europa wznowiła eksport do Rosji, jedynie z użyciem krajów trzecich - najczęściej z Azji Centralnej i Kaukazu. Gdy uwzględni się tę zmienną wychodzi, że eksport do Rosji nie spadł tak drastycznie, jak pokazują to suche statystyki eksportu do Rosji.

Co więcej, część tego eksportu stanowi krytyczna technologia, która później odnajduje się w rosyjskiej broni śmiercionośnej lub maszynach potrzebnych do jej produkcji. Ten temat jest stale nagłaśniany przez założony przez Kamila Galaeva - Rhodus Intelligence. Sam fakt tego ile zaawansowanego sprzętu zachodniej produkcji ląduje m.in. w rosyjskich rakietach, które później mogą spaść na miasta, z których te części i narzędzia zostały wyeksportowane, zasługuje na oddzielny odcinek. Celne uderzenie we wszystkie dziury transportu wysokich technologii mogłoby sparaliżować rosyjski przemysł zbrojeniowy i jeszcze bardziej go sprymitywizować.

Na koniec zostaje jeszcze kwestia zamrożonych $300 miliardów dolarów rosyjskich rezerw na Zachodzie - sprawa nie jest prosta. Przekazanie tych środków Ukrainie byłoby wydarzeniem bez precedensu, a prawnicy ostrzegają, że mocno nadwyrężyłoby zachodni, jakby nie patrzeć - rule based order, porządek oparty na zasadach. Na pewno ciekawym pomysłem jest przekazywanie Ukrainie odsetek, które te zasoby generują. Sprawa jest badana z punktu widzenia prawa międzynarodowego i niewykluczone, że te środki trafią do Kijowa. Choć eksperci od tematu ostrzegają, że same w sobie nie będą stanowić panaceum. Tutaj zalecana jest ostrożność, a Zachód ma zasoby by utrzymać Ukrainę finansowo na powierzchni, do czasu rozwiązania sprawy.

A zatem, możemy rzec, że filary Rosji wytrzymały uderzenie Zachodu. Lecz zanim zbiegną się piewcy rosyjskich szachów 5D twierdzący, że Rosja wytrzymała, mimo że Zachód zrobił wszystko co mógł, a całość to tak naprawdę masterplan Putina, musimy pamiętać że…

…koszty tej wojny pozostają dla Rosji i Rosjan ogromne i dalej(!) się nakładają. Sytuacja poprawia się, ale tylko punktowo, natomiast państwo jako kolektyw dalej jest bardzo osłabione i może być osłabione z każdym rokiem coraz bardziej. Nawet ratunek ze strony Chin, z punktu wiedzenia rosyjskiego interesu, oznacza dalsze osłabienie, bowiem zwiększa uzależenienie tylko od innego mocarstwa. Paradoksalnie, obecne dowództwo polityczne na Kremlu, nie ma z tej sytuacji pozytywnych dróg wyjścia, poza parciem na Ukrainę, celem złamania Zachodu. Dopiero to da Putinowi chwilę wytchnienia i możliwość zaprezentowania Rosji jako zwycięskiego mocarstwa. To dlatego Kreml gra va banque i nie odpuszcza wojny na Ukrainie, a wraz z nim rosyjskie społeczeństwo.

Rosja staje się silniejsza słabością Zachodu - filar numer trzy wzmacnia się, z każdą ślamazarnością, niezdecydowaniem lub problemami wewnętrznymi Amerykanów oraz Europejczyków. Wszystkie uszkodzone filary, dalej pozostają wątłe, ale Rosjanie zabrali się za ich naprawę i bez reakcji Zachodu, będą czynili na tym polu postępy. Rozbudowują też inne filary, jak ten chiński.

Rok 2024 powinien być rokiem ponownej ofensywy militarno-instytucjonalnej Zachodu. Większa pomoc militarna i finansowa dla Ukrainy. Obniżenie price cap na rosyjską ropę, łatanie dziur sankcyjnych i eksportowych - te wszystkie rzeczy można zrobić i Zachód na nie stać. Wszystkie te działania służą długoterminowemu interesowi państw, które je tworzą.

Wracając do słów Sun Tzu z początku filmu - Rosja nie jest narodem, który posiada nieograniczone zasoby, natomiast zadaniem Zachodu, jest obnażenie tej prawdy.