Plan niewykonany.

To już 4 dzień wojny rosyjsko-ukraińskiej. Żyjemy dzisiaj w innej rzeczywistości, niż jeszcze tydzień temu. A historia cały czas pisze się na naszych oczach.

Ukraina, choć mocno uderzana, dalej stoi wyprostowana. A jednoczący się świat zachodu z obrzydzeniem patrzy na działania Putina i jego świty i coraz mocniej zacieśnia pętlę na jego szyi. Natomiast świetne taktyczne przygotowanie wojsk rosyjskich jest coraz częściej, lekko mówiąc, kwestionowane przez ekspertów sztuki wojennej. Rosjanie ponoszą duże straty. Ciągłość władzy państwowej na Ukrainie dalej jest zachowana. Pojawiły się też pierwsze propozycje rozmów pokojowych.

Jak każdego dnia - zacznijmy od spojrzenia na operacyjne kierunki działań.

Wyklarowały się 3 kierunki ofensywy - 1) kijowski 2) charkowski 3) krymski

Zacznijmy od tego pierwszego. Czwartego dnia wojny Kijów wciąż się broni, ciężkie walki toczą się na przedmieściach oraz na północny-zachód od miasta - ponownie Hostomel oraz Bucza i Irpiń – pomiędzy tymi miejscowościami oddziały ukraińskie wysadziły most. W nocy zaatakowana została baza paliw w Wasylkowie k. Kijowa. Informacje z dnia donoszą, że w kierunku Kijowa ciągną kolejne kolumny czołgów. Według porannych informacji Sztabu Gen. SZ UA od północy przeprowadzono 16 uderzeń rakietowych i 5 powietrznych. Popołudniu rakiety dalej odpalane były z Białorusi, której terytorium w dalszym ciągu jest wykorzystywane do przeprowadzenia inwazji. Białoruś stanowi podstawę operacyjną oraz zaplecze dla działań rosyjskich na kierunku kijowskim. Jednym słowem gdyby nie wykorzystanie terytorium Białorusi, obrona Kijowa byłaby znacznie łatwiejsza. Dlatego należy podkreślać, że Aleksandr Łukaszenka ponosi równą winę za wojnę, jak Władimir Putin.

W niedzielę jednak to Charków, drugie największe ukraińskie miasto, stał się epicentrum działań. Wróg penetrował miasto lekkimi oddziałami, ale wg. strony ukraińskiej został odparty i miasto dalej pozostaje w rękach Ukraińców. Podczas walk o Charków prawdopodobnie zniszczony został gazociąg.

Na kierunku krymskim dalej broni się Khersoń i przede wszystkim Mariupol. Należy zaznaczyć, że Ukraińcy dalej mają w swoim arsenale tureckie Bayraktary, które siały dzisiaj popłoch nad podkhersońskim lotnisku, gdzie Rosjanie rozlokowali swoje siły. Maripoul również czekają ciężkie walki. Amerykanie donoszą, że Rosjanie dokonali desant 30 mil od miasta. Jest to kluczowy węzeł, który Ukraińcy muszą utrzymać chcą nie dopuść do powstania mostu lądowego na Krym. Ogółem kierunek południowy to na razie najmocniejszy teatr Rosjan.

Jednak ogólny obraz jaki wyłania się po 85 godzinach konfliktu jest dla Rosjan bardzo rozczarowujący. Ponoszą oni naprawdę duże straty - na dzisiaj to już ponad 4000 żołnierzy, prawie 150 czołgów i łącznie ponad 50 myśliwców i helikopterów. Po raz pierwszy również do strat przynzało się rosyjskie ministerstwo obrony. Przyznało, że w wyniku działań na Ukrainie mają straty, zabitych i rannych. Konkretnych liczb nie przekazano.

Ukraina niechybnie również krwawi. Rosjanie raportują, że razili ponad 1000 ukraińskich obiektów wojskowych, w tym 27 punktów dowodzenia, 38 zestawów przeciwlotniczych i ponad 250 wozów bojowych.

Co interesujące - kwestionowane przez wielu ekspertów są taktyczne sposoby rosyjskiego ataku. Przykładowo, bardzo zastanawiające jest w jak łatwy sposób narazili na straty w walkach miejskich w Charkowie jednostki Specnazu, których wyszkolenie kosztuje miliony i trwa lata. To wszystko ma odzwierciedlenie w dużych stratach i w niskim morale Rosjan, które da się zauważyć u dziesiątek schwytanych żołnierzy.

Ciężko nie odnieść wrażenia, że początkowy plan Kremla totalnie się rozsypuje. Marco Rubio, szef amerykańskiej senackiej komisji wywiadu, napisał dzisiaj, że plan Rosji na wojnę był następujący:

• Dominacja w powietrzu w pierwszych 12 godzinach, co oznacza zniszczenie wszystkich samolotów i obrony przeciwlotniczej
• Zniszczenie ukraińskich centrów dowodzenia w 36 godzin
• Ominięcie głównych obszarów miejskich, odcięcie wschodniej armii, okrążenie Kijowa i upadek rządu po 48 godzinach
• Zainstalowanie marionetkowego rządu po 72 godzinach
• Mięło ponad 80 godzin i nic z tego się nie zmaterializowało

Wkraczamy również w fazę, kiedy Rosjanom będą kończyły się zapasy na linii frontu i jeśli linie komunikacyjne z amunicją, jedzeniem czy paliwem będą przerywane, mogą oni przeżywać trudne chwile.

Niemniej należy pamiętać, że Rosjanie w dalszym ciągu trzymają w zanadrzu dużą przewagę ogniową. Jej wykorzystanie mogło być polecane rosyjskim dowódcom, o czym również świadczą słowa wspomnianego Rubio.

Napisał on o poranku niepokojącą wiadomość “rosyjscy dowódcy powinni się głęboko zastanowić, zanim wykonają rozkazy, które niedawno otrzymali”.

Na marginesie - obie te wiadomości jak i wiele innych wskazuje na to, że rosyjskie dowództwo jest głęboko penetrowane przez amerykański wywiad. Przed wojną to przede wszystkim Waszyngton bił na alarm i cały czas ostrzegał przed inwazją. Tak też się stało.

Rosjanie dalej dopuszczają się haniebnych czynów - szabrowane są sklepy, czy obrabowywane banki. Bellingcat natomiast potwierdził, że ukraińskie przedszkole zostało zaatakowane bronią kasetową.

Wciąż trwa atak Anonymous na serwery w Rosji i na Białorusi. Dalej nie działają m.in. strony kremlin.ru oraz serwisy ministerstw obrony Rosji i Białorusi. Pojawiły się informacje na temat ataku hakerskiego na systemy teleinformatyczne kolei białoruskiej, które mają spowolnić przybywanie nowych jednostek rosyjskich i utrudnić wysyłanie transportów z zabezpieczeniem logistycznym na tereny walk. Koleje białoruskie miały przejść na sterowanie ręczne, a węzły w Mińsku i Orszy miały zostać sparaliżowane.

Sygnałem, że w Moskwie robi się gorąco były również dwa dodatkowe wydarzenia - po pierwsze Władimir Putin wyciągnął na stół kartę atomową i podniósł w stopień wyższej gotowości siły odstraszania nuklearnego.

Po drugie po początkowo sprzecznych informacjach,ustalono że Kreml zaproponował rozmowy pokojowe, które mają odbyć się na granicy białorusko-ukraińskiej. W czasie pisania tego raportu nie znany jest jeszcze ich rezultat, choć Ukraińcy nie łudzą się, że przyniosą one natychmiastowy pokój, choć taki jest cel ich podjęcia.

Sygnalizacja atomowa to przede wszystkim oznaka...słabości. Jeśli po 4 dniach, teoretycznie druga potęga militarna świata, walcząc ze znacznie gorzej wyposażoną i mniejszą armią ukraińską, musi sygnalizować użycie broni jądrowej, to nie świadczy to o niej dobrze - i tak jest to odbierane przez ekspertów. Być może jest to rosyjska dyplomatyczna próba „eskalacji do deeskalacji”, a zatem podniesienie stawki, by potem mieć więcej argumentów przy stole negocjacyjnym.

Sygnalizacja atomowa to prawdopodobnie również efekt reakcji Zachodu, który niemal z każdą godziną, jednomyślnie okazuje Ukrainie wsparcie dyplomatyczne, militarne, finansowe i społeczne. Głosy wsparcia płyną z całego demokratycznego świata. Aż ciężko za tym nadążyć.

Ursula von der leyen zapowiedziała zamknięcie nieba nad Europą dla wszystkich rosyjskich i białoruskich samolotów. UE ma sfinansować zakup i dostawę broni i sprzętu na Ukrainę. Na terenie wspólnoty zakazano nadania rosyjskim kanałom propagandowym. Unijne sankcje obejmowały także reżim Łukaszenki.

Natomiast Szwecja ma przekazać 5tys sztuk broni przeciwpancernej AT4, z kolei Dania 2700 granatników przeciwpancernych - to bardzo poważane wzmocnienie możliwości ukraińskiej piechoty. Nie wszystkie deklaracje wsparcia muszą być publiczne.

Jednak to Niemcy były dzisiaj w centrum uwagi świata, nie licząc rzecz jasna heroicznie broniącej się Ukrainy. Berlin wykonał bezprecedensowy zwrot swojej polityki - niemal w każdej dziedzinie - energetyce, wojsku, wektorze geopolitycznym.

Niemieckie kierownictwo, w postaci kanclerza Olaf Scholza, poinformowało, że w powstanie specjalny budżet obronny o wysokości bagatela 100 mld euro, a wydatki na obronność wzrosną do wymaganych przez NATO 2% co najmniej na kilka lat. Poinformował również, że Niemcy będą chciały stać się bardziej niezależne energetycznie, dlatego Berlin chce wybudować dwa terminalne LNG.

Niemcy końcu dostrzegły jakim błędem było uporczywe szukanie współpracy z Putinem, którego Scholz nazwał podżegaczem wojennym. A zatem ostatni bastion przyjaźni dla Rosji w Europie upadł dzisiaj z wielkim hukiem.

To wszystko zdaje się powodować na Kremlu, mówiąc delikatnie, niepokój. A do tego dochodzą kolejne problemy. Powstają oddolne, społeczne inicjatywy by Finlandia dołączyła do NATO. Nastroje w pacyfistycznej zazwyczaj Szwecji, również są podobne.

Ponadto aktywizuje się Białoruś. Svenlana Cichanouska ogłosiła się liderem narodu, a Mińsk ponownie zaczyna się mobilizować. Ludzie znowu wychodzą na ulice.

Do tego jutro nieprzyjemny poranek czeka rosyjskie rynki finansowe, które niechybnie zareagują na druzgocące sankcje Zachodu. A już podczas weekendu Rosjanie stali w długich kolejkach by wypłacać pieniądze z bankomatów. Tłumione są także coraz częstsze protesty antywojenne. Do wyjścia na ulice nawoływał dzisiaj m.in Mikhail Chodorkovsky.

Natomiast Rosyjski szef delegacji na konferencji ds. Klimatu miał przepraszać w imieniu Rosjan, za to, że „nie byli w stanie zatrzymać wojny”.

Na razie powoli, ale pęka szew po szwie.

Na to wszystko patrzy czerwony smok - Chiny. Co teraz myśli Pekin widząc chaos w rosyjskim dowodzeniu, straszenie bronią atomową i totalną izolację kluczowego sojusznika? To pytanie pozostaje otwarte.