Walka o wolność. 

Dzisiaj minął drugi tydzień wojny. Rosyjski plan szybkiego podboju Ukrainy prysł jak bańka mydlana. Teraz oba narody się wykrwiają. Jednak tylko jeden robi to w chwalebnym celu.

Teatr operacyjny zastygł. Rosjanie gdzieniedzie posuwają się delikatnie naprzód, ale pochód z pierwszych dni został powstrzymany. Dotyczy to również południowego kierunku, mimo że tam Rosja od początku odnosiła spore sukcesy. Bronią się wszystkie duże miasta, z wyjątkiem zdobytego Chersonia. Kreml duże siły w dalszym ciągu kieruje na Kijów i Mariupol, ale oba miasta są bronione. Ukraińcy natomiast swoje wysiłki kierują na przerywanierosyjskich dostaw m.in paliwa i uzbrojenia na linę frontu.

Rezultatem płonnych prób rosyjskiego wojska, jest bestiastwo, którego w akcie bezsilności się dopuszczają. To bestialstwo kierowane jest w stronę bezbronnych cywili - ataki na korytarze humanitarne, ataki artyleryjskie i rakietowe na dzielnice mieszkalne nie różnią się niczym od zbrodniczych działań Trzeciej Rzeszy podczas II Wojny Światowej. Najnowszym przykłądem tego barbarzyństwa jest atak na szpital dzięcieco-położniczy w Mariupolu. Ukraina nigdy tego Rosji nie zapomni.

Dzisiaj - 10 marca doszło do pierwszego od początku wojny spotkania na szczeblu ministrów spraw zagranicznych. Dmytro Kuleba i Sergey Lavrov spotkali się w Turcji. Nie przyniosło ono jednak żadnych konkretynych rezultatów. Co więcej Ławrow stwierdził, Rosja Ukrainy wcale nie napadła, a inne państwa mogą być spokojne, bo Rosja nie planuje inwazji na inne kraje.

Zdanie Ławrowa wpisuje się w szerszy obraz narodu rosyjskiego, który maluje nam się od początku tej wojny. Mówi się, że rosyjskie społeczeństwo nie widzi lub nie wie co dzieje się na Ukrainie. Jednak jest na tyle dobrze poinformowane, by zrobić zapas Big Maców przed opuszczeniem rosyjskiego rynku przez MacDonalda, lub by wykupić ostatnie dostępne meble w sklepach IKEA zanim ta zamknie je na dobre. Rosjanie dobrze wiedzą co się dzieje. I niestety jest to efekt dekad nieprzeprocesowanej historii i zakłamania, którym karmione było rosyjskie społeczeństwo. Niemcy po II wojnie światowej przeszły proces zmierzenia się ze zbrodniczą historią swoich ojców i dziadków. Natomiast Rosja odziedziczyła “chwalebną” historię Związku Sowieckiego, która oparta jest na kłamstwie, cierpieniu i śmierci milionów ludzi. Ta “korupcja myśli” przez lata trawiła społeczeństwo, tak że to teraz pozostaje niewzruszone na widok mordowanych ukraińskich dzieci i niszczonych miast, bo przecież “to wszystko to wina Zachodu”. Oczywiście są pojedyncze latarnie w ciemności rosyjskiej samoświadomości i tę małą frakcję obserwujemy w protestach na ulicach Moskwy, czy St Petersburga.

Czy zatem przewrót jest niemożliwy? Nie do końca, jednak jeśli wybuchnie w większej mierze będzie efektem coraz trudniejszej sytuacji wewnętrznej spowodowanej sankcjami, niż względami miłosierdzia. Od naszego ostatniego materiału do puli sankcji doszedł ban na import rosyjskiej ropy i gazu do Stanów Zjednocznych. Wielka Brytania ma uczynić podobnie do końca tego roku.

Maria Szagina z niezależnego rosyjskiego portalu Riddle zwraca uwagę, że moc sankcji szacowana jest aktualnie na 7-8 w 10 stopniowej skali. Oczywiście pozostają pewne luki, a niektóre transkacje można przeprowadzać z ominięciem SWIFT. Jednak powrót do faksu jest wolniejszy, mniej bezpieczy i bardziej kłopotliwy. Namiast w ocenie Szaginy opcją atomową są sankcje względem “Banku Rosji”. Przed wojną, również na tym kanale mówiliśmy, że rosyjskie rezerwy walutowe są najwyższe w historii i sięgają 630mld dolarów. Jednak po tym jak USA i sojusznicy zdecydowali się je zamrozić, efektywnie z 600mld rezerw zostało Moskwie 200mld. Rosja jest na prostej ścieżce do bankructwa. Wracają pomysły sztywnych cen na dobra podstawowe i kartki na żywność. Putin marzył o powrocie do czasów świetności ZSRR, teraz marzenie staje się faktem.

Jednak kremlowskie dowódctwo gra va banque. Liczy, że Ukraińcy prędzej czy później poddadzą się z uwagi na mordowanie cywili. Wtedy Kreml ogłosi wielkie zwycięstwo, a Zachód szybko zniesie najtwardsze sankcje. Mimo, że można wyczuć delikatne zejście z początkowych oczekiwań względem Kijowa, to wygląda na to że Ukraińcy nie mają zamiaru ustępować. Armia dalej stoi twardo, trwa napływ świeżej krwi - nieoficjalne szacunki mówią, że Legia Cudzociemska na Ukrainie liczy nawet 40tys ludzi. Formują się narodowe oddziały - te mają już na przykład Kanadyjczycy i Białorusini. Swoją drogą, w przypadku pomyślnych rozstrzygnięć na Ukrainie, te bialoruskie oddziały mogą stanowić później zarzwie dla militarnego zrywu przeciwko reżimowi w Mińsku. Szczególnie w momencie widocznego podziału w tamtejszych siłach zbrojnych i braku “opieki” Kremla.

Na czyją korzyść gra zatem czas? Militarnie - na rzecz Ukrainy. Utrzymanie wysuniętej pozycji rosyjskiego wojska długofalowo jest niezwykle kosztowe, w szczególności kiedy przecinane są linie logistyczne. Wiosenne roztopy będą dalej utrudniać pochód rosyjskiego wojska. Zmęczeniu ulegają także żołnierze na froncie, w szczególności w przypadku braku regularnych dostaw jedzenia. Coraz częściej widzimy rosyjskich żołnierzy szabrujących sklepy, czy nawet kradących kury. Tymczasem Ukraińcy przesuwają kolejnych rezerwistów na wschód i na południe. Cały czas jakaś część Sił Zbrojnych pozostaje niewykorzystana - choćby w Odesie, która czeka na desant, który nadal nie nastąpił. Idąc dalej - Rosja jest największym dostawcą sprzętu wojskowego dla Sił Zbrojnych Ukrainy - coś co brzmi jak żart, w praktyce jest prawdą. Porzucanie sprzętu, przede wszystkim transporterów opancerzonych i czołgów, jest bardzo powszechne. I w przeciwieństwie do sprzętu zachodniego, Ukraińcy nie wymagają specjalnego przeszkolenia, bo to dobrze im znane maszyny. Pomoc, już intencjonalna, płynie dalej z Zachodu - jednak po reakcji Kijowa, aby zachodnie rządy się z tym mniej obnosiły, rzadziej czytamy o tym w mediach. Natomiast słowa Jensa Stoltenberga, szefa NATO, że atak na te dostawy będzie równoznaczny z atakim na Sojusz oznaczają, że cały czas one trwają. Tymczasem Rosjanie do boju rzucili swoje wszystkie przygotowane oddziały. Oczywiście pozostaje jeszcze 40% rosyjskiego wojska, które rozmieszczone jest w innych częściach państwa. Jednak ich użycie na Ukrainie całkiem obnażyłoby inne kierunki, jeszcze bardziej zachęcając do powstań i ruchów wyzwoleńczych w innych regionach.

To dlatego słyszymy wypowiedzi czołowych zachodnich polityków - Bidena, Blinkena, czy francuskiego ministra spraw zagranicznych Le Drian, którzy mówią że Ukraina może wygrać.

Upływający czas z uwagi na sankcje działa także na niekorzyść rosyjskiej gospodarki i stabilności wewnętrznej, jednak tu natychmiastowe efekty nie są spodziewane. Cały czas mamy do czynienia ze zjawiskiem “zjednoczenia pod wspólnym sztandarem” przez Rosjan.

Z drugiej strony każdy kolejny dzień to kolejni zabici niewinni cywile. To jest potężny ciężar dla decydentów w Kijowie, ciężar pod którym wg Moskwy mają się niedługo ugiąć. Dlatego też Rosjanie nie chcą wypuszczać ludzi z obleżonych Mariupola, czy Irpienia. Pełnią oni rolę po kolei egzekutowanych zakładników. Tak jak prawie dwie dekady temu, w przypadku ataku terrorystycznego na szkołę w Biesłanie. Teraz tymi terrorystami jest Rosja, tylko na tysiąc razy większą skalę. Jest to niestety argument bardzo silny. Dlatego Ukraina chcąc uniknąć dalszego rozlewu krwi może w pewnym momencie zgodzić się na pewną formę neutralności, której oczekuje Rosja. Szczególnie kiedy Kijów obserwuje ponowne i pierwsze od początku wojny łamanie się jedności Zachodu.

Ten objawia się przede wszystkim w dwóch aspektach. Pierwszym jest sprawa ‘legendarnych’, polskich MiGów 29. Sprawa naświetliła różne interesy członków sojuszu i z perspektywy Warszawy zachwiała jego pełną wiarygodnością. Zacznijmy od tego, że temat od razu został wyciągnięty na wierzch. Nie wiadomo, czy za sprawą zagranicznej agentury w polskich władzach, czy za sprawą niekompetencji. Na forum międzynarodowym sprawę wyjawił Josep Borell, stwierdzając że Unia może przekazać myśliwce Ukrainie. Później była chwila niejasnych komunikatów i dementi polskich władz. W końcu temat podchwycił Waszyngton i dał “zielone światło” dla przekazania samolotów. Pojawiły się informacje, że w zamian Polacy mieliby otrzymać używane amerykańskie F-16. W międzyczasie Kreml wykorzystał chaos informacyjny i poinformował, że przekazanie Ukrainie samolotów i użyczanie lotnisk będzie potraktowane jako czynny udział w konflikcie.

Cały ciężar decyzji spadł na Warszawę. Decyzji, która po komunikacie Kremla mogłaby narazić kraj i jego 40mln obywateli na wojnę z mocarstwem nuklearnym. My w miedzyczasie dodaliśmy na twittera wpis, w którym napisaliśmy, że Polska powinna sprzedać/oddać te MiGi Stanom Zjednoczonym, a potem Waszyngton powinien pod amerykańską flagą przekazać je Kijowowi. Kilka dni później mniej więcej tak właśnie postąpił polski MSZ. Wydal oświadczenie, w którym poinformował że przekazuje polskie MiGi do amerykańskiej bazy w Ramstein i zostawia je do dyspozycji Amerykanów. Jednocześnie wzywa do podobnego ruchu inne kraje, które posiadają post sowieckie samoloty bojowe. Polacy zagrali w otwarte karty, bez konsultacji z Amerykanami - mówiąc my chcemy je oddać, ale nie kosztem naszego bezpieczeństwa. W rezultacie pozycja Amerykanów zmieniła się o 180 stopni. Nagle przekazanie MiGów zostało uznane za ruch eskalujący i grożący wojną sojuszu z Rosją, mimo że wcześniej zostało wystawionie Polsce zielone światło, gdyby sama chciała przekazać te samoloty. Berlin również powiedział, że przekazanie samolotów z terytorium Niemiec nie wchodzi w grę.

To pokazuje rozziew interesów pomiędzy Polską, a Stanami Zjednoczonymi. Mimo, że zarówno Waszyngton i Warszawa stoją po stronie Ukrainy, to poziom zaangażowania i chęć szybkiego zakończenia wojny w obu stolicach jest inna. Oczywiście Amerykanie militarnie wspierają mocno Ukraińców, ale nie jest to broń decydująca - to głównie ręczne wyrzutnie przeciwpancerne Javelin. Idealna broń by powoli wykańczać przeciwnika. I w spojrzeniu realpolitik wolne wykrwawianie się Rosji na Ukrainie jest w interesie USA. Nie jest to umotywowane wyłącznie cynizmem realizmu, ale także strategiczną priorytetyzacją regionu Indo-Pacyfiku, czyli w oczach Waszyngtonu wyzwaniem znacznie większym, niż wojna na peryferiach globalnego systemu. Amerykanie z Rosją walczą ekonomicznie i rękami ukraińskich żołnierzy, ale nie mają zamiaru uszczuplać swoich sił na Morzu Południowochińskim. Dlatego też utrącony został pomysł przekazania Polsce używanych F-16, w zamian za MiGi. Te są zarezerwowane dla Tajwanu. Tymczasem Polsce, z oczywistych względów, zależy na jak najszybszym zwycięstwie Ukrainy i Warszawa jest w stanie wiele dla tej sprawy zrobić. Jednak zaryzykowanie życiem swojej 40mln populacji poprzez możliwe wciagnięcie w wojnę z Rosją jest nieakceptowalne.

Drugim przejawem łamania się jedności zachodu jest kwestia akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej. Niemcy i Holandia są przeciw przyjęciu Kijowa do Unii. Przyjęcie do NATO również jest mocno wątpliwe. Jednym słowem po początkowym szoku, przychodzi brutalna rzeczywistość i “powrót do biznesu”. Czy przy takiej postawie Zachodu Ukraina będzie chciała za wszelką cenę uniknąć wymuszonej neutralności i potencjalnie jakiegoś wpływu Moskwy na własną politykę wewnętrzną? Czy pewne jest, że po osiągnieciu swojego celu, wymordowaniu setek cywili i wycofaniu rosyjskich wojsk zachodnie sankcje zostaną utrzymane? Odpowiedź na oba pytania zostawiam państwu.

Taka wyrachowana polityka USA i Zachodu Europy może doraźnie przynieść porządane rozwiązanie. Jednak w ten sposób problem zostanie jedynie zamieciony pod dywan i prędzej czy później znowu wybuchnie. Natomiast w tym momencie Rosja jest najsłabsza od dekad i lepszej szansy na grutnowne zmiany na Kremlu może długo nie być.

Odezwał się do mnie Dawid, z portalu Pomocniludzie.pl - z uwagi na wojnę porzucili oni swój własny projekt komercyjny i szybko tak przekształcili silnik aplikacji , aby nieść pomoc ludziom uciekającym przed wojną. Urchomili portal non-profit, który można w skócie określić jako agregator dla ludzi chcących nieść bezinteresowną pomoc. Można tam zaoferować nie tylko pracę, nocleg, czy transport, ale także porady prawne, wsparcie czy ubrania. Po drugiej stronie są ludzie uciekający z Ukrainy, którym łatwiej będzie zaleźć pomocną dłoń. Portal dopiero się rozkręca, dlatego zachęcam do udziału - zarówno Polaków, jak i Ukraińców.